Zadowolona ze swojego czynu, spokojnie udałam się do swojego pokoju, gdzie przespałam spokojnie całą noc. Czy miałam wyrzuty sumienia? W tej chwili nie posiadałam absolutnie żadnych. Wręcz przeciwnie, uznałam to za dobrą zabawę. Poza tym, jedna nocka w takim pomieszczeniu, jeszcze nikogo nie zabiła, dlatego nie miałam się czym martwić. Nawet jeśli chciałby nam wszystkich zrobić na złość i podciąć sobie żyły, to nie miał czym. Cała jego broń została zarekwirowana. Odbioru mógł się spodziewać, w chwili zdobycia zaufania, o co ciężko. Wiele osób mówi, że niektóre środki są zbyt radykalne, a nawet okrutne, ale co jakby było inaczej? W całym mieście panowałaby istna anarchia. Każdy pragnąłby władzy, najlepszego jedzenia, oraz wszystkich możliwych udogodnień.
Wstałam rano, wypoczęta, a także gotowa przeżyć następny dzień. No właśnie przeżyć. Tak mało osób, może wstać i być równie pewnych tych myśli. Współczuje ludziom, którzy wciąż błąkają się po miastach, lasach czy innych miejscach, w których na ich życie czyha każdy stwór. Było jeszcze wcześnie, dlatego nawet nie było sensu udawać się na stołówkę. Zapewne, jeszcze nic nie jest gotowe, a kucharki nie przepadają za intruzami w swoich azylach. A nie lubią obcych, tylko ze względu na jedzenie. Każdy wie, że kucharki dokładają sobie jedzenia, czy wybierają dla siebie te lepsze kąski. Jednak nikt nie może temu zaradzić. Zawsze w grupie znajdzie się ktoś, kto będzie chciał więcej. Stanęłam przed metalowymi drzwiami i dałam znać strażnikom, aby odeszli. Chłopak minął mnie bez słowa. Nawet moje nawoływania nic nie dały. Był pogrążony w swoich myślach, które łatwo można było odczytać. Niewątpliwie albo pragnął teraz mojej śmierci, lub też chciał pozabierać wszystko co ważne i uciec, jak najdalej. Zaśmiałam się pod nosem, z zamiarem wyznaczenia sobie celu, zjedzenia śniadania. Powstrzymał mnie dziwny instynkt. Westchnęłam cichutko, odwracają się na pięcie. Sama nie wiem, dlaczego postanowiłam pójść jego krokami. Zaskoczona patrzyłam, na jego niecodzienne zachowanie. Płakał? Ma tak wielki lęk przed ciemnością? A może posiada klaustrofobię? Możliwe, jest, że przez moje działania skłoniłam go do płaczu? Dorosłego mężczyznę, który wydawał się niewzruszony i niezłamany? Zacisnęłam dłonie, starając się od siebie odrzucić pewne uczucie. Nie, to nie było poczucie winy, a raczej żal jaki poczułam widząc go w takim stanie. Usiadłam obok niego, opierając głowę o mur. Chciał wstać i odejść, niezadowolony z mojego towarzystwa, ale zatrzymałam go. Nie siłą. Położyłam delikatnie dłoń, na jego ramieniu, dając znak głową, aby nie odchodził.
- Masz klaustrofobię? - Zapytał po chwili niezręcznej ciszy, jaka wśród nas panowała.
- Teraz Cię to interesuje? Chociaż byś nie udawała - Prychnął, kierując swój wzrok w przeciwnym kierunku.
- Już nie rób ze mnie tak bezdusznej istoty - Przewróciłam oczami.
- Nie trzeba tego robić, sama najlepiej to pokazujesz. No dalej, wyśmiej mnie, czekam - Całe jego ciało napinało się, jakbym miała zacząć z nim walkę na śmierć i życie. Wypuściłam przez zęby powietrze.
- Ukazywanie strachu, to nie to samo co ukazywanie tchórzostwa. Strach towarzyszy nam przez całe życie, i to właśnie on najczęściej je ratuje. Tylko głupi powie Ci, że niczego się nie boi - Powiedziałam pewnie, unosząc głowę ku górze, aby poczuć na twarzy promienie słoneczne - W mieście mnie raczej nie zabijesz, poza nim, bywa różnie, a jeśli chcesz uciec, to proszę bardzo. Jeśli wyjdziesz bez ekwipunku, nikt Cię nawet nie będzie gonić.
- Nie wątpię w to... Nie myślałem o zabijaniu - Dodał, kierując wzrok w piach. Na co się cicho zaśmiałam.
- Nie musisz udawać, każdy o tym pomyślał. Kwestia przyzwyczajenia. Tylko zanim odejdziesz wiedz jedno, sama siedziałam w tej samej izolatce co Ty, też chodziłam bez żadnej broni, żyłam w mieszkaniu z 5 innymi kobietami. Na początku było ciężko. Wtedy dowódcą był mężczyzna, który pałał do mnie nienawiścią. Ach, ale było zabawnie - Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Dlaczego tam byłaś? - Usłyszałam ciche pytanie.
- Chyba się domyślasz, że byłam agresywna - Wzruszyłam ramionami - Dołączyłam do Santari pół roku po jego zbudowaniu. Nie było mnie tutaj od początku, ale już wtedy stosowali te same metody co teraz. Myślisz, że nie chciałam uciec, jak byłam gnojona? Ale po dwóch, albo trzech miesiącach zrozumiałam dlaczego. Może i Ty zrozumiesz - Podniosłam delikatnie kącik ust. Samo wspomnienie o ówczesnych dowódcy przyprawia mnie o dreszcze. Ludzie, którzy dołączyli tutaj w przeciągu 8 miesięcy, nie mogą wiedzieć co mają na ten temat myśleć. Nazywają mnie bezduszną suką, ale on był jeszcze gorszy. Trzeba mu było przyznać jedno, miał szacunek u każdego, ale co z tego skoro był samotny?... Czy nie obieram tej samej ścieżki co on? Codziennie widząc jego twarz, mówiłam sobie, że nigdy tak bardzo nie zapomnę o pragnieniu bliskości, jednak z czasem, zaczęłam zapominać o swoim postanowieniu, zaczęłam stawać się dowódczynią, która oprócz swojej pracy, nie ma w ogóle życia, uciech, czy też radości. Po prostu żyje, by zabijać. Pokręciłam głową, odsuwając od siebie wszelakie myśli.
- Dlaczego go zastąpiłaś? - Padło kolejne pytanie, a ja nie widziałam powodu, aby na nie, nie odpowiadać.
- Sam mnie wybrał. Stwierdził, że będę odpowiednia. Podczas jednej misji, napadła nas horda, nie mieliśmy czas, było za mało ludzie. Udało nam się w końcu uciec, ale odkrył na swoim ramieniu ugryzienie. Pożegnał się z nami, przekazał mi swoje stanowisko i strzelił sobie prosto w łeb, mówiąc wcześniej, że woli zginąć z własnej ręki niż stać się potworem. Wielu uważało go za bezdusznego człowieka, zresztą ja też... Ale był wielkim człowiekiem - Westchnęłam, wstając i podając mu rękę z delikatnym uśmiechem. - Wstawaj i się nie mazgaj. Każdy musi przejść przez piekło, aby doznać odrobiny nieba - Uśmiechnęłam się delikatnie, czekając na jego reakcję - Dalej bo nam śniadania nie wydadzą, a głodna jestem. - Pospieszyłam go, czując jak moja ręka powoli cierpnie. Normalną rzeczą było to, że będzie teraz kręcić i wszędzie wyczuwać spisek, ale w tym wszystkim można wyczuć też i plus. Moja bielizna, ma teraz święty spokój.
Sieg?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz