Boże, dlaczego uczyniłeś kobiety takimi nudnymi i o wszystko się
martwiącymi? Nigdy nie potrafią dobrze się bawić, bo "nie wypada" lub
"to zbyt niebezpieczne i głupie". Szkoda, że jeszcze nie kazała mu
poczekać i nie władowała w plecak garści cukierków, gdyby mu cukier
spadł. Chociaż za taki podarunek by się nie obraził. Rozejrzał się na
boki, dokładnie analizując sytuację. Nic nie słyszy, nic nie widzi.
Wzrokiem błądził stale po okolicy, nie odwracał się za siebie, jednak
wciąż był gotowy na atak zza pleców, normalnie mogący okazać się jego
śmiercią. Wszystko wyglądało naturalnie, do pewnego momentu. Z prawej
strony słychać było ciche posapywanie. W jednej chwili wyciągnął ręce
nad siebie, chwycił ca masywną gałąź drzewa i podciągnął się, nawet nie
stękając w obawie, że nadchodzący intruz go dosłyszy i dowie się o
obecności. Chociaż... z teoretycznego punktu widzenia, to Hayato jest
tutaj niechcianym gościem. Ale może nie tak bardzo niechcianym? W końcu
świeży mózg ( niektórzy go nie mają... ) to kusząca propozycja.
Tymczasem on sobie łazi po drzewach, fajny pomysł na resztę dnia.
Spojrzał jeszcze raz w stronę muru, chcąc pomachać Megan na pożegnanie,
jednak jej już nie było. Lub obserwuje z jakiegoś punktu, którego akurat
nie chciało mu się szukać. I też byłoby to nierozsądne, gdyż warto
wiedzieć, iż właśnie przechodzi pod nim zombie. Szwędacz, nic groźnego.
Czy powinien go zabić? Jeśli zacząłby krzyczeć, byłby to najgorszy
pomysł na świecie. A więc musi odczekać. Spojrzał na boki w poszukiwaniu
kogoś z jego grupy, czy po prostu innego osobnika. Ale nie, tylko ten
jeden, idiotyczny zdechlak, od którego pachnie gorzej, niż od samego
Hayato po miesiącu bez kąpieli. Chociaż... Kąpał się wczoraj. Albo nawet
dzisiaj, po prostu w nocy. Spojrzał jeszcze raz w dół, zatrzymał się
dokładnie pod gałęzią. Pewnie wyczuł zapach człowieka, przynajmniej tak
mu się zdawało. Dlatego jedną dłonią przytrzymał gałąź, by nie
szeleściła, a drugą urwał nieznaczną jej część. Bardzo powoli zmiął ją w
dłoni, by nie narobić najmniejszego szmeru, po czym wychylił się
jeszcze wolniej i ostrożniej, po czym rzucił gdzieś w dal. Zawiniątko
pofrunęło wraz z wiatrem i po jakichś dziesięciu, może piętnastu
metrach, zatrzymało się w koronie drzewa. A czyhający pod Hayato
"drapieżnik" już ruszył w tamtą stronę, tępak.
Rozglądnął się na boki raz jeszcze, nigdzie nie mógł jej dojrzeć. Może
jest u siebie na mieszkaniu? Wszedłby tam, ale skoro potraktowała go już
ogniem, gdy chciał spędzić z nią trochę czasu, to obawiał się tego co
zrobi, gdy wparuje do jej bezpiecznego lokum z wieścią, że przybył o
czasie bez szwanku. Właściwie, to nic takiego się nie wydarzyło. Parę
Szwędaczy, parę Stonóg, nic co mogłoby go zabić lub chociażby
przestraszyć. No, chyba że smrodem lub wtedy, gdy byłby baaardzo
unieszkodliwiony. Z nimi poradziłby sobie nawet mały dzieciak.
< Megan? Przepraszam, że takie krótkie i głupie, ale chodzę z rodzicami do pracy i mam trochu mało czasu >.< >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz