Nienawidzę takiego sarkazmu. Mam go naprawdę dość, ale nie pozwolę się
wyprowadzić z równowagi. Wiem, że wszytko może zostać obrócone przeciwko
tobie, dlatego nie mogę sobie pozwolić na jakiekolwiek uczucia.
Odwróciłam się od chłopaka i ruszyłam przed siebie. Na moje nieszczęście
Hayato ruszył za mną... i ciągle gadał. Pytał się o coś, ale ja się nie
odzywałam. Milczałam. Zarzuciłam na głowę kaptur i pogrążyłam się w
swoich myślach powiadamiając mu wpierw, że jestem zmęczona jego
paplaniem, dlatego go nie będę słuchać. I na prawdę to zrobiłam. Szłam w
stronę swojego "domu", w głowie wspominając dobre czasy z młodszą
siostrzyczką.
Długie czarne delikatne włosy powiewały wraz z wiatrem. Jej niebieski
oczy zawsze z takim samym zachwytem przyglądały się nocnemu niebu,
zachodom i wschodom słońca. Zawsze a takim samym zaangażowaniem
wykonywała wszystkie rzeczy, swoimi malutkimi rączkami, a jej szare
ubranie nigdy nie było brudne.
- Gdzie idziemy? - pytanie chłopaka wyrwało mnie z namysłu. Stanęłam na
chwilę i ściągnęłam kaptur. - No w końcu. Już myślałem, że nie wyjdziesz
z tego swojego malutkiego świata w kapturku - skomentował, ale ja nie
zwróciłam na to większej uwagi.
- Idę do domu - odpowiedziałam i się rozejrzałam. Po chwili ponownie
ruszyłam w stronę budynku, który nie wiadomo jak się jeszcze trzymał.
Zaczęłam wchodzić po kamieniach, które cudnie ułożyły się (a raczej sama
je ułożyłam) w schody prowadzące do zbitego okna.
- Świetnie, zobaczę gdzie mieszkasz - mimo moich wielkich nadziei, że
odejdzie, od ruszył za mną. Stanęłam i się odwróciłam do niego przodem.
Zdjęłam z pleców miotacz ognia.
- Zaczynasz być naprawdę wkurzający. Jak wszyscy - i nie myśląc dłużej
odpaliłam w jego stronę ogień. Najpierw krzyknął, a potem szybko
zeskoczył i odbiegł na taką odległość, aby ogień nie mógł go dotknąć.
- Wariatka! - krzyknął. Cóż, trudno się mówi. Musiałam się go jakoś
pozbyć. Położyłam broń obok siebie, a sama usiadłam na "schodku". -
Mogłaś mnie zabić! - krzyknął.
- Mówiłam, chcę być sama - mój głos się nie zmienił. Głupio mi było, że
doszło do takich rzeczy, ale natrętów słowami się nie pozbędziesz. - I
fajczy ci się tył - dopowiedziałam. Hayato odwrócił głowę i zobaczył, że
jego nogawka płonie pochłaniając coraz to większą część spodni. Zaczął
krzyczeć i skakać, dopiero później próbował przysypać ogień ziemią.
Siedział na tyłku i oddychał ciężko. Uśmiechnęłam się lekko przyglądając
mu się. To było zabawne, skakał jak kurczak, który przypiekał się na
wolnym ogniu. Także na mnie spojrzał, a ja perfidnie uśmiechałam się do
niego. Otworzył szerzej oczy, milczał. Wiatr zawiał porywając moją
grzywkę na bok i na chwilę odsłaniając czarne miejsce, w którym powinno,
ale nie ma oka. Szybko przyłożyłam dłoń do tego miejsca i wstałam.
Dopiero wtedy mój uśmiech zniknął. - Do widzenia panie Hayato -
odwróciłam się i zabierając swoją broń weszłam do domu.
Na początku ukazał mi się korytarz z wieloma drzwiami, tylko jedne dało
się otworzyć i tam właśnie mieszkałam. Odłożyłam swą broń na łóżko i
westchnęłam przeciągle. Aby się wyciszyć usiadłam w pozycji lotosu i
zaczęłam medytować. Siostrzyczka zawsze to wyśmiewała i rzucała we mnie
poduszkami, aby sprawdzić mą wytrzymałość. Zawsze to kończyło się
wojną... brakuje mi tego.
<Hayato? Ciesz się, uśmiechnęła się, a to, że się paliłeś, to nie ważne xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz