- Przepraszam, nie mam głowy do zapamiętywania ludzi - zaśmiałam się. -
Ale oczywiście pamiętam cię. I nie musisz się spieszyć, nie
przeszkadzasz, usiadłam tylko na chwilę pod drzewem żeby trochę
odpocząć. Usuyo chciał coś odpowiedzieć ale nie zdążył bo usłyszeliśmy
trzask gałęzi. Szybko się odwróciłam i zobaczyłam dwa kolejne
szwendacze.
- Znowu wy... - mruknęłam pod nosem. Przyszło mi do głowy, że chcą się
zemścić. Chwyciłam łuk i zastrzeliłam je. Potem zapatrzyłam się na nie.
Naprawdę wyglądały okropnie. Po co coś takiego w ogóle istnieje...
Po chwili przypomniałam sobie o Usuyo więc odwróciłam się w jego
kierunku. Jednak już go tam nie było. Zdziwiona rozejrzałam się dookoła,
jednak nigdzie nie było po nim śladu więc postanowiłam wrócić do
miasta. Szłam dosyć szybkim krokiem i po chwili go zobaczyłam. Nic
dziwnego, bo szedł powoli i znowu czytał. Pomyślałam, że go dogonię.
Czułam, że trochę się narzucam ale trudno... Zawsze ciekawiej iść z
kimś, niż samej. Zaczęłam iść jeszcze szybciej i chwilę później szłam
już koło Usuyo.
- Dlaczego na mnie nie zaczekałeś? - spytałam. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Jak to? Przecież mówiłem, że wracam już do Santari.
- Naprawdę? Znowu przepraszam, ale chyba nie mam podzielnej uwagi.
Mimo woli zaczęliśmy się śmiać. Zza zakrętu wyłoniły się już mury miasta...
<Usuyo? Brak weny ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz