- Zabiłeś kiedyś człowieka? - przechyliła głowę cały czas na mnie spoglądając.
- Co to za pytanie?! - zawołałem zaciskając zęby.
- Normalne, jak każde inne. Odpowiedź to tak, lub nie - wzruszyła obojętnie ramionami.
W pomieszczeniu zrobiło się cicho. Przez chwilę zastanawiałem się nad
odpowiedzą. Bałem się, że jeżeli powiem prawdę to mnie wyrzucą. Ale ja
nie jestem mordercą! Nie chciałem tego, ale nie miałem wyboru.
Spojrzałem niepewnie na dziewczynę. Ta siedziała niewzruszona. Zrobiło
mi się gorąco. Przez myśl mi przeszło, aby ją okłamać. To było lepsze
rozwiązanie. Nie mogłem wrócić za mury. W pobliżu nie ma już nic do
jedzenia, nie mówiąc już o wodzie. Sam nie dam sobie rady. Nie poradzę
sobie na zewnątrz.
- Nie... - powiedziałem bez przekonania.
Spuściłem wzrok przez chwilę czekając na jej rekcję. Usłyszałem jak
poruszyła się na kanapie. Słyszałem szelest. Znów zapanowała długa
cisza. Zacisnąłem pięści na materiale spodni.
- Jesteś tego pewien? - dodała.
Odważyłem się w końcu spojrzeń na nią. Siedziała uważnie studiując moja
twarz. Od razu było widać, że mi nie uwierzyła. Uniosła jedną brew do
góry i bawiła się długopisem. Wypuściłem powietrze ze świstem. Nie było
sensu dalej tego ciągnąć. Tylko się pogrążałem. Nie chciałem wyjść na
tchórza. Bałem się, to fakt, ale nic nie mogłem już na to poradzić.
- Nie... - westchnąłem. - Zabiłem... tylko jedną osobę. - dodałem.
Czerwonowłosa pokiwała głową usatysfakcjonowana szczerą odpowiedzią. Nic nie powiedziała. Przez chwilę coś notowała na kartce.
- Nazywał się Jack. - powiedziałem, nawet nie wiem czemu w ogóle to mówiłem.
Może chciałem się wygadać? Nigdy nikomu o tym nie mówiłem, bo nie miałem
komu. Chyba, że zombie, ale wątpię, że byliby dobrymi słuchaczami.
Śmierć, a raczej zabójstwo chłopaka bardzo mną wstrząsnęło. Do dziś po
nocach widziałem jego uśmiechniętą twarz.
- Opowiedz o tym. - poprosiła i zdziwiłem się na jej delikatny ton głosu.
Uważałem ją za zimną i oschłą osobę. Nie sądziłem, że w ogóle się tym
przejmie, że w ogóle chciałaby dowiedzieć się o moim przyjacielu.
Odłożyła na bok kartkę wraz z długopisem. Spuściłem wzrok na podłogę.
Zagryzłem dolną wargę zastanawiając się, czy w ogóle powinienem jej to
mówić. Mogła być to moja jedyna szansa wyrzucenia tego z siebie.
- Pewnego razu natrafiłem na Jack'a. Przeszukiwałem czyjeś mieszkanie w
poszukiwaniu jedzenia. Był to młody dzieciak. Miał szesnaście lat i
stracił całą swoją rodzinę. Siedem dni temu wrócił do naszej kryjówki.
Był inny. Wydawał się nieobecny i zacząłem nabierać podejrzeń. Zapewnił
mnie, że jest czysty, że nikogo nie spotkał. Dopiero na drugi dzień,
kiedy pochylał się nade mną próbując zabić, zrozumiałem. Stawał się
zombie. Był pierwszą osobą, moim przyjacielem, którego musiałem...
zabić. Tak było dla niego najlepiej. Tak przynajmniej mi się wtedy
wydawało. - kontynuowałem. - Już nie cierpiał. Tylko dlaczego ciągle
śni mi się ta scena...? Dlaczego budzę się z krzykiem? Czy naprawdę
stałem się złym człowiekiem?
Zacisnąłem mocno zęby i na chwilę zamilkłem. Nie wiedziałem co mógłbym
więcej powiedzieć. I tak za dużo powiedziałem. Szczególnie te idiotyczne
ostatnie zdania. Czy poczułem się lepiej? Być może, ale nie czułem
ogromnej różnicy.
- Nie ważne. - machnąłem ręką. - Zapomnij.
Podniosłem się z kanapy i ruszyłem w stronę wyjścia. Dziewczyna nawet
mnie nie zatrzymywała. Wciąż siedziała, tylko tym razem wzięła do rąk
kartkę wraz z długopisem.
- Muszę się przejść. - rzuciłem tylko. - Nie uciekam, niedługo wrócę i dokończymy.
Wyszedłem na zewnątrz. Rozejrzałem się dookoła. Niektórzy ludzie gdzieś
podążali ścieżką. Wszyscy byli mi kompletnie obcy. Nie znałem tu nikogo.
Mijane osoby obrzucały mnie zaciekawionym spojrzeniem. Dziękowałem im w
duchu, że mnie nie zaczepiali. Nie przepadałem za ludźmi. Zwykle
trzymałem się na uboczu z dala od tłumów. Dzięki tej apokalipsie stałem
się chyba bardziej aspołeczny. Przeszedłem parę metrów i usiadłem na
ziemi. Oparłem plecami o mur i podwinąłem nogi, obejmując je ramionami.
Zupełnie zapomniałem o tym, że byłem strasznie głodny. Burczenie w
brzuchu dopiero mi o tym przypomniało. Powinienem dokończyć te głupie
pytania i w końcu dostałbym kawałek czegoś zjadliwego.
Po kilku minutach podniosłem się i otrzepałem spodnie. Drogę do domu
Taigi doskonale zapamiętałem. Nawet nie siliłem się, by zapukać.
Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Rozejrzałem po pomieszczeniu, ale
jej nie znalazłem. Westchnąłem i już miałem wychodzić, kiedy usłyszałem
znajomy głos.
- Już wróciłeś? - zapytała i odsunąłem się na bok.
Dopiero teraz dziewczyna weszła do środka. Widocznie musiała gdzieś
wyjść. Ponownie podeszła do kanapy i usiadła na niej. Z małym ociąganiem
zająłem miejsce obok niej. Mój wzrok znów powędrował do paczki ciastek.
Chyba gapiłem się na nie za długo. Potrząsnąłem głową i przeniosłem
spojrzenie na czerwonowłosą.
- To jakie masz jeszcze pytania? - zapytałem spuszczając spojrzenie na swoje buty.
Tai?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz