Spojrzał nienawistnym wzrokiem na dziewczynę o nietypowym kolorze
włosów, przynajmniej takie miał wrażenie, gdyż przy tak kiepskim świetle
trudno mu było cokolwiek stwierdzić. Tak na prawdę to rzadko miał
okazję do korzystania z dobrego światła, jeśli słońce mu go nie dawało.
Czasem posługiwał się telefonem, jednak wiedział, że tylko rzucał się w
oczy jeszcze bardziej, niż powinien, więc zwykle rezygnował z tego
pomysłu. Zresztą, bateria w nim musiała mu starczyć na słuchanie muzyki.
To jedyne, co dotychczas pozwalało mu zapomnieć o wielu rzeczach, a
więc dodatkowe zużywanie energii w sprzęcie było co najmniej niewskazane
w tej sytuacji. Przeniósł wzrok na wysokiego chłopaka, czując coraz to
większy ból głowy. Przywarł do ściany z jeszcze większą mocą, musiał się
na czymś wyładować bo czuł, że zaraz zrobi coś, co okaże się
kategorycznym błędem i jego towarzysze skorzystają z broni będącej w ich
posiadaniu. Nie chciał czuć ani kuli we własnym mózgu, ani ogromnej
dziury pozostawionej przez inną broń we własnej klatce piersiowej.
Przełknął ślinę czując, że wściekłość stopniowo narasta. Zacisnął
pięści, stopniowo je rozluźniając, po czym powtórzył tę czynność w
nadziei, że paznokcie wbijające się do krwi w skórę załatwią sprawę choć
po części. Starał się skoncentrować na bólu i uspokoić, jednak ogromna
ilość adrenaliny oraz czyste rozumowanie nakazywało mu dokładną
obserwację terenu. Nigdzie nie dostrzegał kamer ani ukrytych wspólników,
którzy mogliby na niego skoczyć i zakończyć żywot w krótkim czasie, o
ile sam by nie zareagował. Jednak prawda jest taka, że posiada bardzo
dobry refleks, zwłaszcza w rękach. A druga strona medaliony prawdy
wygląda w ten sposób, że dwójka stojąca przed nim to już wystarczające
zmartwienie. Podniósł wzrok, nie zobaczył żadnego łucznika, czy
cholernego snajpera mierzącego w niego z broni. Właściwie, to nie
dostrzegł wiele. Chociaż przez te wszystkie lata zdążył się już
zaprzyjaźnić z ciemnością i nauczyć z nią żyć, to światło nagle rażące
go w oczy oślepiło go na parę chwil. Zamrugał mocno powiekami nim
zorientował się, że popatrzył się prosto w źródło światła - jarzeniówkę,
tak myślał, wnioskując po podłużnym kształcie lampy. Zamrugał
gwałtownie powiekami, ponownie w ułamku sekundy spinając całe ciało i
przygotowując się do odparcia ataku bądź przeprowadzenia ucieczki, gdy
usłyszał głos. Tylko głos, nic wyjątkowego. Spokojnie, Hayato. Wszędzie
wdział kolorowe plamy, miał ochotę je złapać i wepchnąć głęboko w dupę,
jednak wiedział, że jakikolwiek ruch byłby zabójczy. Sięgnął odruchowo
do kieszeni i zamarł, nie czując znajomych kształtów pod palcami. Jęknął
cicho, jest bezbronny. Chociaż potrafi sobie dobrze poradzić, to jednak
pewnie ta dwójka należy do tych niepokonanych, jak większość żyjących
jeszcze ludzi na tej planecie. Sami mózgowcy i mięśniacy, zawsze
wygrywający, z trudną przeszłością stającą się kowalem ich charakteru.
Właśnie pod taką kategorię zaliczył chłopaka teraz się wypowiadającego. Z
nieciekawymi przeżyciami, przez które zamknął się w sobie i nie
pozwolił nikomu zbliżyć się na tyle, by dobrze poznać i zdobyć zaufanie,
w tych czasach z resztą i tak nieczęste do spotkania i odkrycia
jednocześnie. Twardy, a przynajmniej zgrywający takiego. Nie wahający
się przed okazaniem, na jak wysokiej półce się znalazł i jak to potrafi
sobie doskonale radzić w życiu, chociaż nie jest łatwo i poniósł wiele
strat. Ale bądźmy szczerzy, kto ich nie poniósł? Wszędzie ludzie o
przeszłości, jakiej lepiej nie pamiętać. Nieżyjący krewni, stracone
miłości, zrujnowane życie jak i marzenia, niedostępność. Wiecznie ktoś
pokiereszowany przez los. Zaczynało mu się już zbierać na wymioty, gdy
spotykał kolejną taką samą osobę myślącą, że jest inna. Nawet jeśli tak
się nie zachowująca, to jednak myśląca w ten sposób.
- Możesz tutaj przesiedzieć całe tygodnie, jeśli się nie ogarniesz -
chociaż jego głos pozostał chłodny, to jednak czuł nieco troski z jego
strony. Lub czegoś podobnego. Jakby chciał powiedzieć "Sorry, ziomek,
ale takie są reguły. Przystajesz, czy spadasz głębiej w błoto?". Poczuł,
jak gniew powoli go opuszcza. Nadal jednak czuł potrzebę rzucenia się
na najbliższy obiekt i rozniesienia go na malutkie kawałeczki.
- Tutaj, czyli gdzie? Wasz przyjaciel nie usiłował mi tego wytłumaczyć -
w chwili, gdy powiedział słowo "przyjaciel" kobieta przewróciła oczyma,
najwyraźniej uważała go za dzieciaka zgrywającego bad boya, a mężczyzna
skrzywił nieco twarz. A więc nie najlepsze stosunki? Nie dziwił się,
jeśli ten gość ma przyjaciół, to wymyślonych.
- Santari, miasto otoczone bezpiecznymi murami - zakręciło mu się w
głowie. Oni tak na serio? Santari? Miasto? Ludzie? Bezpieczeństwo? Parę
chwil odpoczynku? Brak zombie??? Zmierzył poirytowanym spojrzeniem
nieznajomego.
- Jaja se ze mnie robisz? - spytał szarowłosy. Jeśli tak, to nie ma nic
do stracenia. Rzuci się na nich i tyle w temacie. Głośne i nieskrywane
westchnięcia wydobyły się jednocześnie ze strony obojga wrogów,
przynajmniej jak na chwilę obecną. Nie zwrócili na to najmniejszej
uwagi, chociaż chłopak zdawał się swoim ukradkowym spojrzeniem rzuconym w
jej kierunku mówić "Przeznaczenie nas łączy". I takie same chore
poglądy co do przetrzymywania nieznajomych w piwnicy, czy gdziekolwiek
się teraz znajduję, pomyślał gorzko.
- Nie, preferuję omlety - ściął mężczyzna.
- Jeśli przyszliście tylko po to, by po mnie jechać, a następnie mnie
zabić, zróbcie to już. Albo wypuśćcie. I tak zabraliście mi moje
zabawki, nie mam się jak bronić. Będziecie mieć mnie z głowy, o ile
prawnik z waszego miasta nie wstawi się za mną. Traficie pod sąd. Będzie
zabawnie - zmęczenie ogarniało go coraz bardziej, jednak gdy
czerwonowłosa odwróciła się na pięcie i odmaszerowała, spiął się tak
bardzo, że musiał zmienić pozycję siedzenia, by nie wylecieć w powietrze
na wysokość dwóch metrów.
- Ja stąd spadam, powodzenia ci życzę, Mobius - nacisnęła na jego imię,
jakby tym samym chciała go zdenerwować, bo wydała jego prawdziwe imię. O
ile jest ono prawdziwe. Istny złoczyńca z niej, doprawdy. Powinna już
trafić za kratki za tak okrutne postępowanie.
< Mobius? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz