Zaśmiał się pod nosem, gdy udawał obrażonego, na co od razu zareagował
Mobius. Ciekawe, kiedy się skapną, że katana wcale nie należy do Hayato i
ją mu odbiorą, oddając prawowitą broń. O ile ją oddadzą. O ile jej nie
zniszczyli lub nie wyrzucili. O ile w ogóle nie powstrzyma instynktu i
nie ucieknie, gdy tylko przekroczą granicę Santari. Czuł podniecenie tak
wielkie, że aż pojawiły mrówki w palcach u dłoni. Ściskał nimi chłodny
uchwyt mieczyka, jak to nazwał Mobius. Szkoda, że nie nazwał klingi
patykiem, czy chociażby wykałaczką. Bardzo dużych rozmiarów wykałaczką.
Westchnął cicho, nie mogąc się doczekać początku tej wyprawy. Jednak
doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli zrobi parę szybkich
kroków do wolności, otrzyma ją w postaci kuli w klatce piersiowej, głowy
leżącej dwa metry od reszty ciała lub czegoś, czego nawet nie potrafi
sobie w tej chwili wyobrazić. Podniósł się na palcach i opadł na ziemię,
chcąc powstrzymać emocje. Po raz pierwszy trzyma w dłoni tego typu
broń, zwykle, a raczej zawsze posługiwał się swoimi wytworzonymi
artykułami, rzutkami lub znalezionymi po drodze rzeczami, czasem czymś,
co zupełnie nie nadawało się na tego typu pomaganie. Raz użył nawet
lakieru do paznokci, gdy znajoma z klasy wzięła go do szkoły, by się
pochwalić koleżankom, a on musiał jakoś powstrzymać goniącego go
szkolnego bandziora. Przygody z podstawówki bywają przedziwne, teraz
normalnie rzuciłby w niego łańcuchem obelg i przekleństw, a nie
wysmarował twarz kolorową substancją, którą potem ( po części ) wylał na
jego głowę, brudząc czarne niczym pióra zwykłego kruka włosy na
szkarłatny kolor, przypominający nieco krew, by na końcu rzucić prosto w
czoło prawie opróżnioną szklaną buteleczkę i spieprzyć szybciej, niż
zdążyły mu się oczy zakleić. O tak, uciekać to on potrafi, musi jakoś
sobie radzić, zważywszy na swoją siłę. Chociaż nadrabia to innymi
atutami, dobra ucieczka jest lepsza niż kiepski atak lub obrona, jak
twierdzi i cytuje. Tak mu się przynajmniej zdaje, gdyż ma dziwne
wrażenie, iż sam nie jest autorem tych słów.
- Dzięki, i w ogóle... - odezwał się nagle. Po części dlatego, że miał
ochotę krzyknąć z radości, gdy w końcu ruszyli przed siebie i po prostu
sam z siebie wydał dźwięk, który szybko przeobraził w wypowiedź, a po
części dlatego, że na prawdę chciał podziękować - no wiesz, za pomoc,
broń, wstawienie się za mną... - niezbyt potrafił dobrać słowa, zbyt
szybka podjęta decyzja zmusiła go do zwieszenia głosu.
- Jasne, nie ma sprawy, początki bywają trudne - oznajmił, zbywając
wszystko machnięciem ręki. - Ale spluwę oddajesz - dodał już poważniej,
posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie. Zaśmiał się, potakując skinieniem
głowy. Najwyraźniej trafił na maniaka broni palnej, który traktuje każdą
z nich jak własne dziecko. W zasadzie to ma podobnie, tyle że ze swoimi
zabawkami. Inny świat, inne kategorie. Trudno wyjaśnić, łatwiej pojąć.
Gdy miał ponownie się odezwać, nie zrobił tego. I znowu pojawiły się dwa
powody - pierwszym, oczywiście, był fakt iż właśnie znaleźli się wśród
drzew. Obejrzał się szybko na boki, robiąc to już w pełni instynktownie.
Nie dostrzegł zagrożenia, spojrzał w górę, pod stopy, za siebie,
jeszcze raz na boki. Nie wyczuł podejrzanego zapachu, chociaż nie
pozostawiał nigdzie wzroku dłużej, niż na trzy sekundy, nawet cień
czegoś niepokojącego nie został przez niego zauważony. Żaden dźwięk,
nic, kompletnie nic. Może ma obsesję, może po prostu dba o
bezpieczeństwo, ale ciągła obserwacja to już jego naturalne zachowanie,
na które ledwo co zwraca uwagę. Natomiast druga przyczyna milczenia, to
ściszony głos Taigi.
- Hayato, chodź tutaj - warknęła. Spojrzał niepewnym wzrokiem w stronę
Mobiusa, który tylko wzruszył ramionami z uśmiechem, jakby chciał przez
to powiedzieć "Sam się w to wkopałeś, stary". Jednak gdy tylko zrobił
parę kroków, ruszył za nim, nadal bacznie obserwując teren. Nie ważne
jest to, na czym skupiasz wzrok. Jeśli mocno będziesz się w coś
wpatrywać, możesz przegapić coś znacznie ważniejszego. Z resztą, zwykle
to, co dostrzeże się kątem oka ma prawdziwe znaczenie. Bo przecież gdyby
ktoś był w pobliżu, a nie chciałby być zauważony, czekałby do momentu,
aż przestaniesz się patrzyć w kierunku gdzie akurat się znajduje. Tak,
chyba to jednak obsesja, paranoja, postradane zmysły. Ale tylko dzięki
temu przetrwał, więc po co zmieniać stare nawyki?
- W którą stronę? - spytała, czego się spodziewał. Zdążył już określić,
gdzie powinni się udać. Drzewa miały swoje korony bardziej płaskie po
lewej stronie, natomiast po prawej o wiele gęstsze. Mech, kałuża, w
którą wcześniej się wpatrywał, miała więcej mułu po jednej stronie.
- Tam - określił kierunek wskazując dłonią w prawo, prosto na drzewa.
~~~
Przeskoczyli właśnie przez niezbyt szeroką rzekę - dał jej góra metr,
gdyż skok okazał się na tyle łatwy, że spokojnie mógłby wykonać krok i
otrzymać taki sam rezultat. Znaleźć się na drugim brzegu.
- Jeszcze dosłownie minuta, teraz musimy być na prawdę cicho - oznajmił,
choć od początku wyprawy stawiał stopy tak, by rozkładać ciężar
jednolicie i dzięki temu nie łamać gałęzi, nie szeleścić. Oddychał
zgodnie z szumem wiatru - wydech, choć również niemalże niedosłyszalny
ukazywał się wtedy, gdy mijali drzewa i szelest liści był nieco
głośniejszy, choć i ta różnica nie była wielce zauważalna. Zacisnął
mocniej dłoń na "jego" katanie, szukając w niej poparcia. Chociaż chciał
już stąd uciekać, znaleźć się jak najdalej od tych ludzi, od tego
miejsca wiedział, że nie mógł. Nie tylko dlatego, że by go zabili. Po
prostu czuł, że powinien zostać. Z nimi, w Santari. To porąbane, ale
właśnie tak czuł.
< Mobiu? Taiga? >
Biorę to na siebie ^^
OdpowiedzUsuń