Debil. Właśnie teraz zachciało mu się zgrywać bohatera, akurat teraz miał ochotę, aby zamortyzować upadek, swoim całym ciałem. Dlaczego robi to wszystko, widząc z kim mamy do czynienia? Nigdy nie wątpiłam w jego siłę czy inteligencję, ale jeśli tak dalej pójdzie zniknie z mojego życia... Nie z całego miasta. Otrząśnij się dziewczyno. Jestem dla niego dowódcą, on dla mnie taktykiem. Chroni mnie bo musi, taka jest prawda. Pocałunki? Nie warto teraz o nich myśleć. Nie to jest ważne, nie to powinna się dla mnie liczyć. Przeciwnie, powinnam o tym jak najszybciej zapomnieć, a samego Mobiusa zbluzgać na czym świat stoi, ba nawet dodatkowa praca dobrze by mu zrobiła. Podeszłam do niego. Wciąż stał nad potworem. Chciałam mu pogratulować, ale i wyzwać, za wychylanie się. Dobrze wie, jak ważny jest w mieście. Dopiero, gdy byłam za nim, dostrzegłam żywo czerwoną krew, która powoli skapuje na truchło. Momentalnie złapałam go za ramię odwracając do siebie. W jego brzuchu widniała rana, sztylet? Ale skąd... Jak?!
- Mobius.... Szybko! Wszyscy do mnie! Natychmiast! - Zaczęłam krzyczeć w ich kierunku, kiedy świętowali, że nikt nie odniósł większych ran. Cóż za ironia. Podczas, gdy oni podawali sobie ręce, taktyk właśnie się wykrwawiał i to na moich rękach. Cudem powstrzymywałam łzy, które zbierały się w moich oczach. Mimo, że cała w środku drżałam, to na zewnątrz, cały czas starałam się być tą samą, zimną dowódczynią, co zawsze.
- Nie krzycz tak, to tylko powierzchowne - Mruknął, plując krwią na pożółkniętą trawę. Złapałam go delikatnie w pasie, pozwalając, by usiadł. Ręka powędrowała w kierunku rany, a on sam westchnął głęboko.
- Jesteś prawdziwym idiotą. Dlaczego tak się rzucałeś? Przecież wiesz, że najlepiej idzie Ci strzelanie...Z daleka! - Upadłam na kolana, ściągając z niego koszulkę, trzeba zabandażować ranę i jak najszybciej przewieźć go do miasta.
- Mamy problem, brak bandaży - Sieg spojrzał na nas z przykrością.
- Jak to kurwa możliwe?! - Nie chciałam się na nikim wyładowywać, ale moje emocję, musiały dać gdzieś upust.
- Było wiele rannych, wszystko poszło... - Zaczął tłumaczyć. Spojrzałam na swój biust i przeklęłam.
- Idź po jakąś bluzę - Złapałam za dwie końcówki bandaża, które były ze sobą związane, aby nic podczas walki nie zleciało. - Zamknij oczy - Dodałam z widocznymi różowymi policzkami. Miał jeszcze tyle siły, że zdążył się zaśmiać, wykonując moją prośbę. Gdy cały bandaż był już w mych rękach, obwiązałam ranę chłopaka, starając się to robić najlepiej, jak umiałam. Starałam się tego uniknąć, ale jak widać, nie mogłam. Cholera, wiedziałam, że kiedyś do tego dojdzie. Nawet teraz nie potrafiłam się pohamować. Poczułam jak ciepła bluza, otula moje ciało. Od razu zaciągnęłam ją na biust, aby nikt nie mógł nic zauważyć. Chociaż mogę się założyć, że i tak podniósł jedną brew, gdy nie zwracałam na niego uwagi. Razem z brunetem, podnieśliśmy go i zanieśliśmy do jednego z samochodów. Usiadłam z nim na tyle, aby głowę mógł mieć na moich kolanach. Cały czas dopatrywałam rany, mając nadzieję, że nie straci zbyt wiele krwi. Zanurzyłam dłoń w jego włosach, przypominając sobie ostatnią noc. Przed oczami miałam jego twarz, ciepły uśmiech i usta, które pieściły moje. Zabrałam swoją dłoń, mając nadzieję, że tak samo jak oddalając się ręką, oddalą się wszystkie możliwe wspomnienia.
- Taiga - Spojrzał na mnie, na co się wręcz zerwałam. Wzięłam jedną z butelek wody odkręcając ją i nalewając mu do ust.
- Nic nie mów, odpoczywaj. Musimy dostać się do miasta, oszczędzaj się - Westchnęłam. Odkładając wodę na bok.
- Nachylisz się nieco? - Podniósł kącik ust. Zrobiłam to o co prosił. Włożył niesforny kosmyk szkarłatnych włosów za ucho i delikatnie mnie pocałował. Nie był to długi, czy namiętny pocałunek, ale było w nim tyle czułości... - Jeśli nie przeżyje, chce żebyś mnie dobrze zapamiętała. Pamiętaj tego Mobiusa, który był czysty, uśmiechnięty i zawsze do Twoich usług. Tai... Poszedłbym za Tobą nawet na pewną śmierć - Blady uśmiech, spotkał się z moim zaskoczeniem.
- Nie mów tak - Pomimo starań mój głos zadrżał. Przecież to nie może być pożegnanie. To nie może się tak skończyć, nie mogę pozwolić, aby zginął, na moich rękach. - Nie pozwolę Ci umrzeć, rozumiesz? - Przyłożyłam czoło do jego, zamykając oczy. Bałam się, że jeśli jeszcze raz na niego spojrzę, zaleję go łzami. Nie może umrzeć, on musi żyć! - Proszę żyj... Chociaż dla mnie - Wyszeptałam, czując, że łza skapuje na jego policzek.
- Dowódczyni! Możemy ruszać - Głos strażnika zmusił mnie do wyprostowania się. Zakryłam całą twarz włosami, patrząc na bok.
- Jedźcie, jak najszybciej! - Powiedziałam obojętnie. Nie patrząc już na nikogo. Nikt, nigdy nie powinien mnie widzieć w takim stanie.
Cały dzień czuwałam nad nim, sprawdzając co kilka minut, czy wciąż oddycha. Przystanki zajmowały nam maksymalnie 10 minut. Pomimo wody, nie przyjmował nic więcej. Żadne słowa na niego nie działały. Jednak jak mogłam się dziwić? Ledwo co mógł przełknąć wodę, dlaczego więc miałby jeść.
Na drugi dzień, powieki były tak ciężkie, że sama pozwoliłam sobie na chwilę odpoczynku. Zapadłam w głęboki sen. Przestało mnie interesować wszystko dookoła. Dopóki pod ręką miałam ciepłe czoło Mobiusa mogłam spać w miarę spokojnie. No tak ciepłe. Od kilku godzin, miał gorączkę, a my nawet nie mieliśmy leków, żeby jakoś to zbić. Zimne okłady dawały minimalne skutki.
Obudziło mnie szarpanie za ramię. Zadowolona twarz Hayato, była pierwszym obrazem, jaki ujrzałam.
- Co jest? - Zapytał, po czym spostrzegłam, że na moich kolanach brakuje taktyka. - Gdzie Mobius? - Zmarszczyłam brwi.
- Nie zauważyłaś, że jesteśmy już w mieście? Trochę usnęłaś - Wyszłam z samochodu i rzeczywiście, byliśmy już w mieście. Sen? Czy rzeczywiście, tak szybko jechali? A może mój sen, zaskoczył nie tylko mnie, ale i wszystkich dookoła? - Mobius jest już u Aspena, od razu go zabrali, podobno będzie potrzebna operacja i kroplówka, ale wyjdzie z tego - Zaczął ze spokojem, za co złapałam go za koszulkę i podniosłam w górę, tak że zaczął machać nogami nad ziemią.
- I dopiero teraz mnie o tym informujecie? Pojebało was? - Warknęłam.
- Spałaś, każdy miał obawy, że jeśli wstaniesz... - Zaczął, ale nie dałam mu dokończyć. Ułożyłam go z powrotem na ziemię i jak najszybciej poszłam do szpitala. Zatrzymała mnie niewielkiego wzrostu dziewczyna z długimi czarnymi włosami. Patrzyła na mnie dużymi oczyma.
- Nie może Pani wejść. Pan Aspen kazał przekazać, że każdy ma się udać na odpoczynek, na stołówce jest do Pani jedzenie. Proszę się nie martwić, Pan Mobius będzie żyć. Zdążyliście w ostatnich minutach - Niepewnie uśmiechnęła się do mnie. Nie miałam siły się z nią kłócić. Nie mówiąc już o tym, że te słowa bardzo mnie uspokoiły. Nic nie powiedziałam. Skinęłam głową i wyszłam, idąc tam gdzie mnie skierowała, a więc do stołówki. Najadłam się i skryłam w swoim mieszkaniu. Siedziałam pod kołdrą, przykryta po sam czubek nosa. Nie chciałam nigdzie wychodzić, a tym bardziej z kimkolwiek się widzieć. Po prostu siedziałam i myślałam. O jego ostatnich słowach i czynach. Nie mogę go rozszyfrować. Nie wiem, co on myśli. Od zawsze był kobieciarzem. Lubił kobiety, bajerował je. Wystarczyło, że znalazł jakąś co dbała o siebie i można by rzec, że była już jego. Otulona kołdrą podniosłam się do siadu i spojrzałam w lustro. Blizny, poobdzierane ciało, połamane paznokcie po ostatniej walce. Ponownie schowałam się za kołdrą. Bawi się? Nie... Chyba nie jest taki. Szuka rozrywki? Brak mu adrenaliny? Nie wiem, nie chce wiedzieć. Głupia, zbyt wybujała wyobraźnia, dała się we znaki. Wiedziałam, że niektóre słowa i czyny nigdy nie powinny się wydarzyć.
Po tygodniu i codziennym dopytywaniu Aspena o jego stan, mogłam już normalnie funkcjonować. Wszystko wracało do normy. Przechadzając się po mieście, zaskoczył mnie brak ludzi. Zawsze kręci ich się tutaj mnóstwo, dzisiaj nie było prawie nikogo. To stało się niepokojące. Po przejściu obok stołówki, do moich uszu dotarł dźwięk stłumionej muzyki, a także śmiechu. Weszłam do środka, gdzie panował harmider. Niektóre pary, tańczyły zadowolone, inni siedzieli przy stolikach rozmawiając wesoło. W powietrzu unosił się zapach alkoholu. Zaskoczona zaczęłam się rozglądać po sali, aby znaleźć kogokolwiek, kto byłby w stanie logicznie mi to wytłumaczyć. Dojrzałam Usuyo, który stał za filarem. Stanęłam obok niego, nawet nie musiałam pytać, gdyż sam zaczął mi się tłumaczyć.
- Po tej akcji, ludzie chcieli się rozerwać, nikt nie protestował, a wszyscy myśleli, że Ty od razu tego zabronisz, więc...
- Zrobili to za moimi plecami - Westchnęłam, gdy wpatrywał się w swoje buty. - Bawcie się dobrze, ja nie mam do tego nastroju. Tylko bez przesady z alkoholem - Mruknęłam, chcąc już wyjść z budynku. Patrząc na podłogę, nie zwróciłam uwagi, gdy na kogoś wpadłam.
- Wychodzisz? Przecież dopiero co wpadłem - Mobius wyszczerzył się pokazując wszystkie swoje zęby. Miał na sobie plastry, a także bandaże, ale oprócz tego wyglądał na zdrowego.
- Powinieneś odpoczywać, a nie się bawić - Skrzyżowałam dłonie na piersi, na co przewrócił oczami, jednak wyraz jego twarzy się nie zmienił.
- Jak zawsze taka sama, dalej chodź. Zobacz ile pyszności na stole. Muszę coś zjeść - Zawołał zadowolony, ciągnąc mnie za sobą. Nie wiedziałam, jak teraz się przy nim zachowywać. Cieszyć się, że nic mu nie jest, czy raczej wciąż być nieugiętym dowódcą, który traktuje go, jak swojego towarzysza. - Leżałem tyle czasu, że aż na głowę tam dostawałem - Zaśmiał się, biorąc do ust kawałek mięsa, na którym nie było ani grama tłuszczu. Zasłużył sobie na najlepszy kawałek.
- Taiga, fajnie że wpadłaś. Zatańczymy? - Sieg podał mi dłoń z delikatnym uśmiechem. Nie miałam nic do stracenia.
- Niech Ci będzie - Wzruszyłam ramionami podając mu dłoń. Wyszliśmy na środek "parkietu" tańcząc dookoła. - Mam nieodpowiedni strój - Zmarszczyłam nos
- Chcesz założyć to różowe coś? - Zaśmiał się, na co skarciłam go wzrokiem - Tylko nie zaczynaj historii o tym, ile to zrobiłaś, żeby go nie zdobyć.
- Mało śmieszne - Pokazałam mu czubek języka, na co się uśmiechnął. W między czasie dostrzegłam ciekawski i zarazem złowieszczy wzrok jednej z dziewczyn. Jeśli dobrze ją kojarzyłam była Wojowniczką, która dosyć często kręciła się obok bruneta. - Twoja koleżanka, zaraz zabije mnie wzrokiem - Zauważyłam.
- Trochę za dużo sobie wyobraża - Wzruszył ramionami - Jesteśmy tylko kolegami.
- Ale oschle, wydaje się być miła - Zauważyłam, gdy okręcił mnie dookoła własnej osi.
- Trochę nie mój typ - Wzruszył ramionami, na co pokręciłam z uśmiechem głową.
- Czas na odbijanego! - Między nas wcisnął się Mobius, które sprawnie odgonił Siegrain'a - Chcesz żebym był zazdrosny?
- To nie było miłe - Złapałam go za dłoń - Nie mówić już o tym, że nie powinieneś tańczyć - Mruknęłam.
- Oj daj spokój, to tylko jeden taniec - Uśmiechnął się zbliżając do mnie twarz - Nie mogę stracić takiej okazji.
- Daj spokój - Odwróciłam od niego głowę, powoli sunąc po parkiecie w rytm muzyki. - Jak się czujesz w ogóle?
- Pytasz jako dowódca, czy prywatnie?
- Nie zgrywaj się - Spojrzałam na niego, na co przewrócił oczami, najwidoczniej zdegustowany, że nie chce brnąć w jego grę.
- Nie jest źle. Mam kilka szwów. Dostałem kroplówkę. Podobno spałem kilka dni - Wzruszył ramionami - Dostałem leki, mam chodzić na kontrolę, na razie odpuścić sobie wyjścia i tyle.
- Dobrze. Następne misje, będziesz dostawać lżejsze, gdzie będziesz dowodzić grupą. Wyjścia do miast, może trochę poza nie. - Mówiłam z całkowitą powagą, co wybiło go z tropu. No tak, zawsze chodziliśmy na misje razem, nie pamiętam żeby było wiele takich, gdzie jedno z nas zostawało w mieście. - Ciesz się, to awans.
- Wyjdziemy pogadać? - Wskazał na drzwi, na co się zgodziłam. Wyszliśmy na zewnątrz. Idąc za budynek, gdzie była cisza. Oparłam się o mur, patrząc na niego pytająco - Zawsze byliśmy na misjach razem, skąd taka nagła zmiana?
- Tak postanowiłam i tyle. Coś jeszcze? - Skrzyżowałam dłonie, odwracając od niego wzrok. Zapanowała krótka cisza, którą sama przerwałam - Żeby było jasne, ja jestem dowódcą, Ty taktykiem, niech takie relacje między nami pozostaną.
- Co? - Podniósł jedną brew - Chyba sama nie wiesz o czym mówisz. Mam Ci teraz mówić, przez Pani? - Podszedł do mnie, przez co zacisnęłam pięści.
- To zaszło za daleko. Na misjach skupiam się na Tobie. Doglądam czy wszystko z Tobą w porządku. Nie mogę myśleć tylko o Tobie, jestem odpowiedzialna za wszystkich, a tak było ostatnio. Zaniedbałam cały oddział. - Wzięłam głęboki oddech, nie mogąc się uspokoić, emocję wzięły górę, a ja wybuchnęłam - Martwiłam się cholernie, jeszcze zacząłeś się żegnać, co Ty sobie myślisz?! Po co zgrywałeś bohatera? Po co mnie łapałeś?! Dlaczego nie stałeś spokojnie? - Zaczęłam go wyzywać, zaciskając oczy. Głupek, to trzeci raz, kiedy przez Ciebie ryczę.
- Już dobrze, spokojnie - Przyłożył dłoń na rozgrzanego policzka, trykając mnie swoją głową. - To słodkie, że się o mnie martwisz.
- Mobius proszę przestań. Nie jestem typem, którego szukasz. Wrócimy do początkowych relacji. Zapomnij o wszystkim co było. W świecie zombie nie ma miejsca, na słabości. Po prostu zapomnij - Ominęłam go, kierując się do budynku, w którym znajdował się mój pokój.
Mobius? xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz