Postanowiłem zrobić sobie drzemkę, ostanie dwie noce ciężko przechodziłem z niewiadomego mi powodu, byłem podenerwowany, za każdym razem gdy zamknąłem oczy, moje serce przyspieszało. Tym razem nie było inaczej, jednak nieułomnie zaciskałem powieki. Poczułem jak moje ciało oblewa zimny pot, gdy nagle usłyszałem huk, którego tak się zląkłem, że odruchowo podskoczyłem. Chociaż i tak serce dudniło mi jeszcze głośniej. Chwila, to nie serce. Skupiłem się i pokój wyżej słychać było nieregularne uderzenia. Po chwili do moich uszu doszedł męski zrozpaczony krzyk. Bez zastanowienia złapałem o opartą obok broń i pobiegłem w miejsce zamieszania. Skakałem co dwa schodki, lub trzy schodzi i chwilę później, dostrzegłem mężczyznę kurczowo trzymającego drzwi, które co jakiś czas z impetem drżały
- Co tu się dzieje? - Zapytałem kiedy byłem już obok mężczyzny
- Zombiak - Wyszeptał krótko, całe jego czoło było oblane potem, a cera jeszcze bardziej zbladła. Zacisnąłem zęby i pomogłem przytrzymywać drzwi
- Skąd się tam wziął? - Kontynuowałem pytania
- Najwyraźniej, mój współlokator jakoś ominął straże - Wydusił ciężko, przełykając ślinę tak, jakby w ustach miał milion igieł
- Ktoś jeszcze tam jest? - Kątem oka dostrzegłem białowłosego mężczyznę, który beztrosko przechodził przez korytarz - Hayato! - Krzyknąłem, a ten stanął sparaliżowany, jednak zamrugał kilkukrotnie i uświadomił sobie kto go woła
- Co jest? - Powiedział nie wiedząc czy ma się cieszyć, czy raczej płakać, bo nie rozumiał co we dwoje przytuleni robimy przed drzwiami jednego z mieszkań
- Biegnij do Taigi i powiedz, że jest kod czerwony! - Rozkazałem, a ten bez zawahania z niewiarygodną prędkością ruszył w dół schodów - To jak, ilu ich tam jest? - Przez uderzenia mogłem stwierdzić, że jeden albo dwóch, na pewno nie więcej
- Jeden - Zacząłem powoli się uspokajać
- Tożsamość? - Zapytałem, a temu zadrżała warga, kochankowie? Tak więc najprawdopodobniej zaraziła się kobieta
- Stephen Morden - Żal w jego głosie był tak ogromny, że aż przeszły mnie ciarki. Jednak mężczyzna. Postanowiłem milczeć i dać chłopakowi czas na oswojenie się z myślą, że utracił kogoś ważnego. Kiedy zobaczyłem jeszcze jakiegoś faceta idącego nie daleko od razu zawołałem go do siebie
- Tak jest? - Zapytał widocznie poddenerwowany, jakbym miał zaraz go ochrzanić. Co ja dowódca jestem? W ogóle co za beztroska, kiedy widzisz się dwóch mężczyzn widocznie z czym walczącym po drugiej stronie drzwi
- Zamień się z nim - Machnąłem ręką, a Ci szybko wymienili sie miejscami. W końcu koleś zalewał się łzami i bez słowa zaczął odchodzić. Chciałem jeszcze coś powiedzieć, jednak zombiak po drugiej stronie stał się bardziej nachalny, zmuszając mnie do skupienia na drzwiach. Kiedy wróciłem wzrokiem do korytarza, mężczyzny już nie było. Zacisnąłem zęby, nie zapytałem go, czy nic mu nie jest. Chociaż nie dostrzegłem żadnych powierzchownych ran. Wtedy obok nas pojawiła się dowódczyni, która zajęła się całą sprawą. Skierowaliśmy się do szpitala. Widząc ogromną kolejkę, od razu odechciało mi się żyć
- No to poczekamy - Zaśmiał się Hayato, a Taiga wzruszyła ramionami. Gdyby to chociaż była kolejka po fit sałatkę, albo idealnie wyprane ubrania i pościele, a tak musimy iść do Aspena. Sama myśl o tym mężczyźnie sprawia, że chcę stąd uciec
- Trochę to potrwa - Westchnęła Taiga, jakby znudzona, a jesteśmy tutaj dopiero krótką chwilę
- Cieszyłbym się jakbyśmy załapali się jeszcze na obiad - Stwierdziłem z lecącą mi ślinką
- Chyba kolację - Prychnął Hayato, na co się również zaśmiałem. Chociaż na dłuższą metę miało to sens, przez co nie było mi już do śmiechu. Większość czasu spędziliśmy w milczeniu. Oczywiście co raz zagłębialiśmy się w mniej lub bardziej ciekawe rozmowy, jednak nie było możliwość dłużej ich przytrzymać. No tak, w końcu podczas misji, na których spędzamy już większość życia, komunikujemy się jak najrzadziej, by nie przykuć, niepotrzebnie uwagi czegoś, lub kogoś
- A czas mija, mija, mija - Zacząłem robić okrężne ruchy dłońmi, przy tym mając wyprostowane tylko wskazujące palce
Chyba wystarczająco mocno się nudziłem. Zauważyłem, gdy moje ruchy były już niekontrolowane. Nagle za plecami moich towarzyszy dostrzegłem mężczyznę z wcześniej, jednak jego ruchy były dziwne. Wyglądał jakby poszedł się nachlać, a teraz udawał, że nie miał w ustach ani grama alkoholu. Badał się już? Zmarszczyłem brwi i ruszyłem w tamtym kierunku
- Mobius? - Zdziwiła się Taiga, a ja odruchowo się odwróciłem. Reagowanie na jej komendy mam chyba już we krwi
- Zaraz wrócę - Uśmiechnąłem się szeroko i powędrowałem w zaułek, w którym przed chwilą zniknął mężczyzna. Kiedy się w niego zagłębiłem, nie mogłem nic dostrzec. Pusto. Wszystko wyglądało w porządku, jedna przez najbliższe dziesięć metrów nie ma skrętu, więc gdzie on zniknął? Pomyliłem zaułki?A może jestem przewrażliwiony? Westchnąłem i zacząłem pocierać energicznie oczy. Tylko nie mów Mobius, że zaczynasz szaleć. Moje ręce wróciły do dalszej luźno opadające egzystencji, czasami przytrzymującej swoją broń. Jakże wielkie byłe moje zdziwienie, kiedy zaledwie parę centymetrów od mojej twarzy, zobaczyłem mężczyznę, z oczami przypominającymi mgłę. Dopiero co się przemienił, więc nie wyczułem żadnego smrodu. Ku*wa. Stworzenie rzuciło się na mnie, powodując dość bolesny upadek na bruk. Z sykiem, zablokowałem szyję chłopaka, tak bym nie mógł szczękami dosięgnąć mojej twarzy. Cholera, silne bydle. Syknąłem, gdy niepokojąco szybko, odległość między nami malała. Był na mnie całym swoim ciężarem, przez co nie mogłem dostać się do żadnej z moich broni. Dodatkowo walące jak dzwon w kościele serce nie ułatwiało sytuacji. Kątem oka dostrzegłem połowę cegły. Ostatnia szansa. Stwierdziłem, gdy napór zombiaka był tak duży, że ciężko mi sie oddychała. Wolną ręką zacząłem sięgać do cegły. Ku*wa jak w filmach, brakowało mi zaledwie paru centymetrów. Wytężyłem wszystkie siły, by sunąć w tamtym kierunku moje ciało, chociaż o milimetr. Kiedy przerażająco zimny oddech tego czegoś spowił moją siłę, poczułem jakby wypełniła mnie ogromna siła. Chwyciłem cegłę i szybkim, mocnym ruchem walnąłem mężczyznę w łeb. Zleciał on ze mnie i upadł zaraz obok. Bez wahania wdrapałem się na jego ciało i zacząłem wbijać raz, za razem narzędzie w jego łeb. Krew rozpryskiwała się wszędzie dookoła. Moje ubrania przesiąknęły czerwienią, a na ziemi rozwinął się dywan. Z ciężkim oddechem wstałem ze zwłok. Dlatego wolę pistolety, mniej syfu, spojrzałem z obrzydzeniem na mój stan
- A więc nie ryczał bo stracił kochanka - Westchnąłem przeczesując włosy - Tylko dlatego, że został pogryziony - Mruknąłem, opierając się o ścianę i wyjmując papierosa z kieszonki, sprawnym ruchem go zapaliłem
- Co tu się stało? - Taiga spojrzała zaskoczona na leżące zwłoki z rozwaloną czaszką
- Zombiak - Powiedziałem z uśmiechem, zaciągając się
- Przecież w mieszkaniu miał być tylko jeden - Zmarszczyła brwi, a ja wypuściłem w jej kierunku sporą chmurę dymu
- Znalazłem go, gdy przetrzymywał drzwi - Zacząłem tłumaczyć - Był tak roztrzęsiony, że kazałem innemu kolesiowi go zastąpić, ale zanim zdążyłem zapytać go, czy nie został ugryziony, zniknął mi z oczu - Powiedziałem jakby zmęczony. Kobieta wyglądała na zdenerwowaną. No nic dziwnego, właśnie przed chwilą, beztrosko po Santari, chadzał sobie zombiak
- Rozumiem - Westchnęła - Dobra robota, wracajmy - Podeszła do mnie, patrząc mi w oczy, pod którymi rysowały się widoczne ciemne zagłębienia. Jestem tak śpiący - Megan potem się tym zajmie -Wskazała na zwłoki, a ja jedynie, odpowiadając delikatnym ruchem głowy, ruszyłem za dowódczynią. Kiedy wróciliśmy kolejka była jeszcze większa
- Zabij mnie.. błagam - Mruknąłem do kobiety, która z uśmiechem poprowadziła mnie gdzieś w głąb ludzi. Stał tam białowłosy przytrzymujący nam miejsce, był chyba trzeci, lub czwarty, nie wiem byłem zbyt szczęśliwy, by zwrócić na to większą uwagę - Hayato przyjacielu! - Rzuciłem się z łzami w oczach na mężczyznę, mocno go ściskając
- Złaź ze mnie, jesteś czymś cały uwalony - Mruknął białowłosy, kiedy wyczuł że lepią mu się ręce
<Hayato? Taiga?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz