poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Od Hayato CD Mobiusa & Taigi

- Wcale nie powiedziałem, że to zrobisz. Śmierć a brak wszystkich palców u rąk to różnica - mruknął cicho patrząc na odchodzącą czerwonowłosą kobietę, na której wzrok wielu z zebranych w stołówce pozostał jeszcze przez długi czas. Czyli aż do momentu, gdy się nie odezwała.
- I czego się gapicie, hmmm?! - warknęła takim tonem, że sam się wzdrygnął. Westchnął głęboko, spoglądając na moment na swoje uwiązane dłonie. Sznur boleśnie obciążał całe ramiona, czuł się niczym więzień. A fakt, że właśnie porównano go do psa pogorszył sprawę. Przegryzł dolną wargę, wkrótce po tym poczuł metaliczny smak krwi. Nienawidzi, gdy ktoś go do kogoś porównuje. Nawet, gdyby to miało dobre znaczenie.
- Boże, współczuje jej chłopakowi. Bądź dziewczynie - mruknął po raz kolejny, odwracając się do Mobiusa. Widząc, że już trzyma koniec liny wściekle wrzynającej się w jego nadgarstki, zirytował się. Serio? Teraz już na prawdę czuł się niczym jakiś jamnik na smyczy. Jeszcze chwila, a kogoś ugryzie. Znowu.
- Jest wolna - spojrzał kątem oka na nieco niższego chłopaka, również o szarych włosach. Z tą różnicą, że posiada on bardzo jednolity kolor. Sam nie wie, dlaczego, ale przypominają mu one zachmurzone niebo. Te chmury, z których zaraz może zacząć padać deszcz. Dodał sobie w myślach końcówkę wypowiedzi mężczyzny, brzmiącą mniej więcej jak "Ale raczej ci z nią nie wyjdzie.". Tak, to pasowałoby idealnie. Kobiety rządzą światem, gdy zetkną się dwie samice alfa, skutek może być gorszy niż zderzenie dwóch ciężarówek - jednej z mentosami, drugiej z colą. A ewidentnie ktoś lubi sobie tutaj porządzić.
- Jakoś szybko chciała cię zadźgać tym mieczykiem - powiedział zdając sobie sprawę, że ostatnim wypowiedzianym słowem po części obraża dorodną katanę jeszcze przed chwilę wymierzoną w kierunku Mobiusa.
- Gdyby chciała, już by to zrobiła - poprawił, kręcąc przecząco głową i już zajmując się swoją porcją jedzenia, tym razem kierując co dokładnie chciałby dostać. Związanemu trudno było uwierzyć, że jeszcze marudzi. Kiedyś jak udało mu się przywłaszczyć coś zjadliwego, cieszył się niczym dziecko. Moment, w którym natrafił na opuszczoną stację paliw był przełomem. Cały zapakował się butelkami z wodą, suchą żywnością oraz Bóg wie jeszcze, czym, by przeżyć następne dwa tygodnie na zdobytym prowiancie o krótkiej dacie ważności. A właściwie, to czasem i już minionej. Jednakże i tak było lepsze, niż jakieś ledwo zjadliwe rośliny, czy trudne do zdobycia świeże mięso. Dlatego kiełbasa oraz pożywny chleb to uciecha dla jego żołądka, od czterech i pół dni jadącego na dwóch butelkach wody. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo potrzebuje porządnego posiłku. Chociaż porcja mu wymierzona wyglądała niezbyt okazale, to jednak być może da mu przeżyć i ten dzień bez konieczności masowania brzucha i ssania kamyków, co czasem pomaga lub przynajmniej daje takie uczucie. Jednak mowa tutaj o trawiącym wręcz głodzie, a nie o ledwo upominającym się pragnieniu.
- Następnym razem, proszę, skołuj mi coś normalnego - usłyszał głos jego towarzysza, który wybił go z rozmyślań o własnym samopoczuciu. Zamrugał szybko oczyma. Normalnego? Więc co, jego zdaniem, jest normalne? Sałatka z tuńczyka? Stos kanapek z dżemem? Nie, bo to za bardzo tuczące. Już sam stwierdził, że jako jeden z nielicznych jest chudy. No tak, nawet w czasach epidemii myśli się tylko o jednym. Ewentualnie chciał wprawić wszystkich tu zgromadzonych oraz przede wszystkim osobę wydającą jedzenie w zakłopotanie, a najlepiej to wkurzyć.
- "I choć jest post
a wszystko drogie,
ja sobie jedzenia
odmówić nie mogę." - zacytował "Odę do jedzenia", otrzymując krzywe spojrzenie Mobiusa. Nie mógł się już powstrzymać, atmosfera zrobiła się na tyle napięta, a on już zdążył na tyle ochłonąć, że po prostu musiał walnąć jakiś tekst chociaż trochę poprawiający wszechogarniające przygnębienie. Chociaż komentowanie jego zachowania poprzez gadanie jakichś tandetnych rymowanek to nie do końca idealny sposób na osiągnięcie tego celu. Ale co by nim było?
- Jeszcze trochę i otworzysz stoisko z wierszami - usłyszał głos już dobrze sobie znany, chociaż niedawno dane było mu go usłyszeć po raz pierwszy. Dowódczyni. Od kiedy zaczął tak o niej myśleć? Nie był pewien, ale przechodząc obok jej stolika i siadając akurat w tym obok, mina ponownie mu zrzedła. Nie chciał znajdować się tak blisko niej. Zwłaszcza, że ma ochotę wsadzić go z powrotem do tej piwnicy, czy cokolwiek to było. Jednak co mógł zrobić? Pociągnąć sznur w swoją stronę, przewalić niczego nie spodziewającego się Mobiusa i przegrać z kataną w gardle? Miał przeczucie, że jego kompan wybrał to miejsce tylko dlatego, by wpakować swojego "więźnia" w jeszcze większe bagno.

< Taiga? Mobius? >

1 komentarz:

Obserwatorzy