- Wcale nie powiedziałem, że to zrobisz. Śmierć a brak wszystkich palców u rąk to różnica - mruknął cicho patrząc na odchodzącą czerwonowłosą
kobietę, na której wzrok wielu z zebranych w stołówce pozostał jeszcze
przez długi czas. Czyli aż do momentu, gdy się nie odezwała.
- I czego się gapicie, hmmm?! - warknęła takim tonem, że sam się
wzdrygnął. Westchnął głęboko, spoglądając na moment na swoje uwiązane
dłonie. Sznur boleśnie obciążał całe ramiona, czuł się niczym więzień. A
fakt, że właśnie porównano go do psa pogorszył sprawę. Przegryzł dolną
wargę, wkrótce po tym poczuł metaliczny smak krwi. Nienawidzi, gdy ktoś
go do kogoś porównuje. Nawet, gdyby to miało dobre znaczenie.
- Boże, współczuje jej chłopakowi. Bądź dziewczynie - mruknął po raz
kolejny, odwracając się do Mobiusa. Widząc, że już trzyma koniec liny
wściekle wrzynającej się w jego nadgarstki, zirytował się. Serio? Teraz
już na prawdę czuł się niczym jakiś jamnik na smyczy. Jeszcze chwila, a
kogoś ugryzie. Znowu.
- Jest wolna - spojrzał kątem oka na nieco niższego chłopaka, również o
szarych włosach. Z tą różnicą, że posiada on bardzo jednolity kolor. Sam
nie wie, dlaczego, ale przypominają mu one zachmurzone niebo. Te
chmury, z których zaraz może zacząć padać deszcz. Dodał sobie w myślach
końcówkę wypowiedzi mężczyzny, brzmiącą mniej więcej jak "Ale raczej ci z
nią nie wyjdzie.". Tak, to pasowałoby idealnie. Kobiety rządzą światem,
gdy zetkną się dwie samice alfa, skutek może być gorszy niż zderzenie
dwóch ciężarówek - jednej z mentosami, drugiej z colą. A ewidentnie ktoś
lubi sobie tutaj porządzić.
- Jakoś szybko chciała cię zadźgać tym mieczykiem - powiedział zdając
sobie sprawę, że ostatnim wypowiedzianym słowem po części obraża dorodną
katanę jeszcze przed chwilę wymierzoną w kierunku Mobiusa.
- Gdyby chciała, już by to zrobiła - poprawił, kręcąc przecząco głową i
już zajmując się swoją porcją jedzenia, tym razem kierując co dokładnie
chciałby dostać. Związanemu trudno było uwierzyć, że jeszcze marudzi.
Kiedyś jak udało mu się przywłaszczyć coś zjadliwego, cieszył się niczym
dziecko. Moment, w którym natrafił na opuszczoną stację paliw był
przełomem. Cały zapakował się butelkami z wodą, suchą żywnością oraz Bóg
wie jeszcze, czym, by przeżyć następne dwa tygodnie na zdobytym
prowiancie o krótkiej dacie ważności. A właściwie, to czasem i już
minionej. Jednakże i tak było lepsze, niż jakieś ledwo zjadliwe rośliny,
czy trudne do zdobycia świeże mięso. Dlatego kiełbasa oraz pożywny
chleb to uciecha dla jego żołądka, od czterech i pół dni jadącego na
dwóch butelkach wody. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo
potrzebuje porządnego posiłku. Chociaż porcja mu wymierzona wyglądała
niezbyt okazale, to jednak być może da mu przeżyć i ten dzień bez
konieczności masowania brzucha i ssania kamyków, co czasem pomaga lub
przynajmniej daje takie uczucie. Jednak mowa tutaj o trawiącym wręcz
głodzie, a nie o ledwo upominającym się pragnieniu.
- Następnym razem, proszę, skołuj mi coś normalnego - usłyszał głos jego
towarzysza, który wybił go z rozmyślań o własnym samopoczuciu. Zamrugał
szybko oczyma. Normalnego? Więc co, jego zdaniem, jest normalne?
Sałatka z tuńczyka? Stos kanapek z dżemem? Nie, bo to za bardzo tuczące.
Już sam stwierdził, że jako jeden z nielicznych jest chudy. No tak,
nawet w czasach epidemii myśli się tylko o jednym. Ewentualnie chciał
wprawić wszystkich tu zgromadzonych oraz przede wszystkim osobę wydającą
jedzenie w zakłopotanie, a najlepiej to wkurzyć.
- "I choć jest post
a wszystko drogie,
ja sobie jedzenia
odmówić nie mogę." - zacytował "Odę do jedzenia", otrzymując krzywe
spojrzenie Mobiusa. Nie mógł się już powstrzymać, atmosfera zrobiła się
na tyle napięta, a on już zdążył na tyle ochłonąć, że po prostu musiał
walnąć jakiś tekst chociaż trochę poprawiający wszechogarniające
przygnębienie. Chociaż komentowanie jego zachowania poprzez gadanie
jakichś tandetnych rymowanek to nie do końca idealny sposób na
osiągnięcie tego celu. Ale co by nim było?
- Jeszcze trochę i otworzysz stoisko z wierszami - usłyszał głos już
dobrze sobie znany, chociaż niedawno dane było mu go usłyszeć po raz
pierwszy. Dowódczyni. Od kiedy zaczął tak o niej myśleć? Nie był pewien,
ale przechodząc obok jej stolika i siadając akurat w tym obok, mina
ponownie mu zrzedła. Nie chciał znajdować się tak blisko niej.
Zwłaszcza, że ma ochotę wsadzić go z powrotem do tej piwnicy, czy
cokolwiek to było. Jednak co mógł zrobić? Pociągnąć sznur w swoją
stronę, przewalić niczego nie spodziewającego się Mobiusa i przegrać z
kataną w gardle? Miał przeczucie, że jego kompan wybrał to miejsce tylko
dlatego, by wpakować swojego "więźnia" w jeszcze większe bagno.
< Taiga? Mobius? >
Odpiszę
OdpowiedzUsuń