Spojrzałam ze zmarszczonymi brwiami na mężczyzn. Czasami zachowują
się zupełnie, jak dzieci i to te niedorozwinięte. Mimo to, wciąż
chodziłam cała nabuzowana. Nie chciałam, żeby szedł na taką wyprawę sam,
kurwa wiedziałam, że zacznę się o niego martwić, ale dlaczego nastąpiło
to tak szybko? Najwidoczniej upojna noc, tylko pogłębiła ten stan.
Miałam teraz ochotę wszystkich zabić, a co będzie jeśli już wyjdą?
Przecież na głowę dostanę, albo zamknę się w pokoju i nie wyjdę z niego
do momentu, aż nie wrócą. Skupiłam się na grupie, która ustawiała się
przy Mobiusie. Mój wzrok przykuł jeden mężczyzna. Pamiętałam go z
ostatniej misji. Jego noga bardzo ucierpiała i miałam wrażenie, że wciąż
kuleje. Wpadłam na iście szatański pomysł. Podeszłam do niego
niespodziewanie odciągając go na bok.
- Co jest do... - Spojrzał
na mnie i wyraz jego twarzy zmienił się o 180 stopni - Pani
dowódczyni... Coś się stało? - Zapytał już łagodniej, na co pokiwałam
przecząco głową.
- Widzę, że noga wciąż się nie zagoiła -
Spojrzałam na niego z udawaną troską - Twoja dziewczyna bardzo się
martwi - Położyłam dłoń na karku.
- Trochę - Mruknął, odwracając wzrok. Strzał w dziesiątkę! Nawet nie wiem, czy w ogóle kogokolwiek w tym mieście ma...
-
Nie chce Cię wysyłać na śmierć, zastąpię Cię w tej misji, a Ty
odpocznij jeszcze kilka dni. W takim stanie mógłbyś być łatwą ofiarą -
Podniosłam kącik ust. Jego zdziwienie nie miało końca, co tylko
pogłębiało moją satysfakcję. Zgodził się bez oporu, odchodząc nawet nie
powiadamiając o tym Mobiusa. Najwidoczniej bał się, że zaraz się
rozmyślę. Z uśmieszkiem stanęłam obok Mobiusa, krzyżując dłonie na
piersiach. Po kilku minutach mówienia o bezpieczeństwie spojrzał na mnie
i zaczął się rozglądać, jakby dla pewności, że wszystko ma.
- Coś się stało? - Zapytał z uśmiechem, na co prychnęłam.
-
Przed misją sprawdza się stan swoich żołnierzy, jeden z nich miał
problemy z nogą, zastąpię go - Ciche westchnienie pozostałych ludzi,
dawało mi do zrozumienia, że nie są zadowoleni z tego faktu. No tak,
większość mężczyzn mnie nienawidziło z powodu mojej pozycji. W końcu
jaki chłop chce słuchać kobiety, która ledwo co ma skończone 21 lat.
Przeczesałam włosy rozczarowana, takim zimnym powitaniem.
- Czyli
jednak się nie pobawię w dowódcę - Zaśmiał się, rozkładając ręce.
Przewróciłam oczami, zwracając się do niego, a także do pozostałych.
-
Tak, jak mówiłam. Zastępuje żołnierza, a więc zajmuje jego miejsca, a
tym samym pozycję. Wcześniej było zaplanowane, że Mobius dowodzi i to
nie podlega dyskusji. Jednak to nie zmienia faktu, że będę przyglądać
się Twoim działaniom, aby móc ocenić, czy możesz brać udział w takich
wyprawach - Wytłumaczyłam i spojrzałam kątem oka na białowłosego - Tylko
nie przeginaj z tą władzą - Mruknęłam cicho i poszłam w szereg, gdzie
powinien stać mężczyzna. Najwidoczniej odpowiadał mu taki układ. Droga
do willi, minęła spokojnie. Mobius dobrze rozdzielił grupę i ustawił
ludzi. Kilku zabitych zombie i nic poza tym. Stanęliśmy przed ogromną
willą, która była zniewalająca. Jeszcze 3 lata temu, nawet bym nie
pomyślała, że do takiego domu wejdę, a co dopiero, że będę po nim
myszkować. Każdy dostał swój sektor, aby na razie sprawdzić
pomieszczenia i w razie problemu zabić zagrożenie. Kiedy mniejsze zombie
czy jakieś stonogi zostały zabite, mogliśmy skupić się na rozejrzeniu, a
także pozabieraniu wszystkich najważniejszych rzeczy. Porobił małe
grupki po dwie osoby. Dziwnym trafem szłam właśnie z nim. Weszliśmy do
jego pokoju, który okazał się sypialnią. Wielkie łóżko, a także kilka
szafek, które ładnie się komponowały. Otworzyłam jedną z nich
przebierając w ubraniach. Chyba nie ma nic złego w tym, jeśli znajdę coś
dla siebie? Rozmiar idealnie się zgadzał, dzięki czemu miałam z czego
wybierać.
- Mieliśmy szukać jedzenia - Zaśmiał się widząc mnie.
- Oj spokojnie, 5 minutek - Uśmiechnęłam się, pakując niektóre rzeczy do swojej torby.
-
Wiesz, że teraz to ja jestem dowódcą i mogę Ci tego zakazać - Z
uśmiechem złapał mnie za ramię przygniatając do ściany. Z uśmiechem
złożył pocałunek na moich ustach. - Aż tak się martwiłaś? - Podniósł
jedną brew, moja dłoń znalazła się na jego torsie i uśmiechnęłam się pod
nosem.
- Chodziło mi wyłącznie o ubrania, na misjach mamy
zachować dystans pamiętaj - Cmoknęłam go ostatni raz i wróciłam do
szafy. - Ogólnie, nie zdziwiło Cię nic? - Spojrzałam na niego, gdy
zarzuciłam torbę na swoje plecy.
- Zbyt czysto czyż nie? - Usiadł na łóżku, gdzie skinęłam głową - Zauważyłem to już w kilku pomieszczeniach.
-
Zazwyczaj ludzie rzucają wszystko, szukają czegoś do obrony, albo
pakują rzeczy i uciekają. Tutaj wszystko jest w idealnym stanie -
Oparłam się o ścianę.
- Mobius, Taiga szybko do piwnicy! - Głos
jednego z naszych ludzi, sprawił, że rzuciliśmy wszystko i łapiąc za
broń pobiegliśmy na dół, gdzie byli już pozostali. Dwóch z nich
wybiegło, popychając nas. Otworzyli drzwi, a do nas dotarły odgłosy
wymiotowania. Spojrzałam na chłopaka zaskoczona, na jego twarzy malowało
się obrzydzenie. Piwnica była ogromna. Znaleźliśmy w końcu
pomieszczenie, do którego każdy najwidoczniej bał się wejść. Złapałam
mocniej za katany. Widok, jaki nas zastał sprawił, że sama przyłożyłam
rękę do ust oraz nosa. Zapach był gorszy niż palące się ciała.
Zauważyłam, jak Mobius przykłada dłoń na ust, aby nie wypuścić swojego
śniadania. Przed nami znajdowały się trzy ciała, które były już w
trakcie dobrego rozkładu, leżały tutaj minimum kilka miesięcy. Ich
wnętrzności były powyżerane, a puste spojrzenie skierowane w naszą
stronę, jednak nie to było najgorsze. Mężczyzna siedział pod ścianą,
trzymając w dłoniach małe dziecko, które nie mogło mieć więcej niż 5
lat. Wyciągał kolejne organy wkładając do swoich ust.
- Zombie? - Wydusił z siebie Mobius. Zmarszczyłam brwi, nic nie wskazywało na to, aby był zakażony.
-
Nie. Psychika mu siadła. - Spojrzałam na półki, które świeciły pustaki,
a gdzieniegdzie leżały słoiki- To musi być jego rodzina, pewnie ukryli
się, ale jedzenie im się skończyło....
- Zjadł swoją rodzinę, żeby przeżyć - Dokończył za mnie, odwracając się. Cóż, takie widoki i zapachy nie są dla niego.
-
Jakim trzeba być pojebańcem - Krzyknął jeden z naszych ludzi, trzymając
się za brzuch. Każdemu robiło się niedobrze na samą myśl o tym, a gdy
dochodziły do tego zapachy i widoki... Nawet, ja miałam odruchy
wymiotne.
- W tych czasach, każdy dba o siebie, nawet kosztem
własnej rodziny - Wyciągnęłam od Mobiusa jeden z jego pistoletów,
wydając w jego stronę kilka strzałów w głowę. Nawet nie było sensu
podchodzić i rozmawiać, tacy ludzie pomimo iż na zewnątrz byli jeszcze
normalni, to w środku już dawno stali się tymi bestiami, z którymi
walczymy na co dzień. Bez mrugnięcia okiem, zamknęłam drzwi, oddając
broń. Wszystkie spojrzenia skierowały się w moją stronę - No co?
Chcieliście może podejść i z nim gadać, żeby i na was się rzucił? Ktoś
to zrobić musiał - Wzruszyłam ramionami, idąc na górę, aby zabrać swoją
torbę i dokończyć poszukiwania. Z zewnątrz każdy mógł pomyśleć, że mnie
to nie ruszyło, ale w głębi byłam tym równie zszokowana, jak inni. Sama
miałam, kiedyś rodzinę, byłam normalną dziewczyną. Nie wyobrażam sobie
skończyć zjedzona przez kogoś z mojej rodziny. Nie wiem czy to co
zobaczyłam przed chwilą, kiedykolwiek mnie opuści. Takie obrazy, jak na
złość pozostają w głowach. Teraz najchętniej wtuliłabym się w Mobiusa,
poczuła jego zapach i ciepło, ale nie mogłam. Nie tutaj, nie gdy
jesteśmy na misji.
Mobius?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz