Co go obchodzi skąd mam kawę? To moja sprawa. Po za tym myśli, że spalam
trupy za darmo? Śmieszne. W kolejnej ciszy piliśmy spokojnie napoje,
które robiły się już zimniejsze. Końcówkę wypiłam na jednym łyku i
wstałam z łóżka. Podeszłam do okna, słońce całkowicie zniknęło.
- Jest noc - powiedziałam. - Powinieneś raczej już wracać do siebie -
powiedziałam do Hayato, który był zapatrzony w nie znany mi punkt.
Podniósł wzrok znad kubka, po czym dopił do końca.
- Niech ci będzie - mruknął. - Ale - dodał szybko, nim zdążyłam zniknąć
za progiem zabrawszy jego szklankę. - Spotkamy się jutro - dokończył.
Chwilę stałam i milczałam zastanawiając się. Czego on może chcieć? Teraz
żałuje, że się z nim założyłam.
- Jak mnie znajdziesz - weszłam do kuchni, a chłopak po chwili wyszedł.
*
Stoję na krawędzi... świata? Nie wiem. Za mną rozciąga się gęsty las,
który mnie odpycha od siebie, jakby nie chciał, aby poznać jego
tajemnicę. Czuje, jak coś ciągnęło mnie do przodu, w stronę tej
przepaści. Nie było tam nic. Czarna pustka, jakby świat stracił
wszystkie swe barwy, albo zapanował wieczny mrok. Czuje zimny wiatr
wiejący z dołu, gdy nagle tracę grunt pod nogami i spadam. Lecę długo, a
białe gwiazdy migają przed moimi oczami, oślepiając mnie przy tym.
Próbuję złapać chociaż jedną, ale gdy tylko je dotykam, one się
rozpływają. Ląduję twarzą na ulicy, a gdy się podnoszę, z trudem unikam
przejeżdżającej ciężarówki, która bierze się znikąd. Znajduje się w
mieście, a jego kontury ukazują się jakimś białym światłem. Dalej nie ma
kolorów, oprócz mnie. Tylko ja posiadam normalne ubrania, kolor skóry
czy włosów. Ludzie idą przed siebie z opuszczonymi głowami i znowu
czuję... ta żądzę. Mam ochotę kogoś zabić. Czuje, że muszę to zrobić,
inaczej coś złego się stanie. Idę w przeciwną stronę niż oni wszyscy.
- Miau! - słyszę małego kota.
Stoję i zerkam w prawo, gdzie ujawnił mi się cały biały kot o pustych
czarnych oczach. Kucam, aby go pogłaskać, a on ufa mi i podchodzi
bliżej. Ociera się o moje kolano i mruczy.
- Gdzie ja jestem? - pytam, chociaż wiem, że nie otrzymam od niego odpowiedzi.
Znowu miauczy, a ja go miziam za uchem. Podnoszę na chwilę wzrok
instynktownie, a gdy wracam nimi do małego kociaka, on leży zakrwawiony
na mojej dłoni. Chcę krzyczeć, ale z moich ust nic nie wydobywa się,
nawet najcichszy pisk czy stęk. Opuszczam martwe zwierzę na ziemię i
widzę, jak szkarłatna ciecz rozlewa się na boki. Mam ją także na dłoni.
Chce ją wytrzeć o ubranie, pozbyć się jej, ale tylko rozmazuje ją na
materiale i zostaje na dłoni. Daje sobie z tym spokój, gdy znowu czuję,
że coś mnie ciągnie. Kontynuuje swą podróż, gdy nagle ludzie zaczynają
na mnie wpadać. Nie odzywają się, zachowując się jak jakieś zombie.
Nagle czuje, że się gubię. Staje w miejscu i się rozglądam na boki, ale
wszędzie panuje czerń. Oni znikają o zostaje pustka. Czuje przerażające
zimno, a moje ciało po prostu zamarza. Zaczynam biec, słyszę, jak ktoś
mnie woła, jak ktoś chcę, abym zaraz znalazł się przy nim. I nagle
potykam się. Gdy wstaje i sprawdzam co to było, widzę, że to ten sam
martwy kot, jednak... żywy. Miauczy i ociera się o moje kolano, gdy ja
jeszcze kucam. Miauczy i mruczy, a ja pomimo krwi biorę go na ręce i idę
razem z nim. Zaczynam znowu bieg, a zwierz trzyma się mnie mocno.
Czuję, jak wbija swoje pazury i zaczyna przeraźliwie miauczeń. Jakby się
czegoś wystraszył. I nagle przede mną ukazała się biała postać o
czarnym wykropkowanym uśmiechu i pustych małych oczach. Stoję w miejscu.
- Czas na łowy - podnosi dłonie do góry niczym papież, który błogosławi
wszystkim. Za jego plecami pokazują się ci ludzie, tak samo czarni ze
świetlnymi konturami. Idą w moim kierunku, coś pojękując. Dopiero gdy
się odwracam i zaczynam biec, a raczej próbuje, rozumiem co mamroczą.
- Czas na łowy... Czas na łowy... - kot dalej trzyma się mnie wbijając
swoje pazury, a ja nie mogę biec. Coś mnie ciągnie do nich, a ja czuję
strach. Tracę wszystkie swoje siły, moce, które kiedyś posiadałem i...
robi mi się gorąco. I zimno. Na przemian. Lawa - lód. Lód - lawa. Nagle
się wywracam o... martwe ciało, które leżało na ziemi. Jest to kobieta o
niebieskich włosach z czarnymi pasemkami. Ma otwarte wydłubane oczy i
jest całą we krwi. Gdy siedzę na ziemi starając się podnieść, kot coraz
głośniej miauczy i rzuca się w ucieczkę. Zostawia mnie, bo wie, że dla
mnie nie ma już ratunku. Dobierają się do mnie, a biała postać wysysa ze
mnie ostatnią resztę życia...
*
Obudziłam się wcześniej niż sądziłam. Niebo dopiero jaśniało, ale słońca
jeszcze nie było. Mimo tego ubrałam się, wzięłam swą broń i rozejrzałam
się po pokoju. Czas chyba zmienić tą dziurę, chociaż... Cóż, przejrzę
puste domu, może coś mi wpadnie w oko. I z tą myślą wyszłam ze swojego
pokoju, wałęsając się między wszystkimi budynkami i pokojami.
<Hayato? Wybacz, wybacz i jeszcze raz przepraszam, że takie nic
(dosłownie), ale nie miałam pomysłu, a nie chciałam dłużej tego
zatrzymywać. Ale spokojnie, nadrobię to, a teraz naciesz się długim i
bezsensownym snem xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz