Jakbyśmy nie mieli nadto problemów. Nie dość, że nowy chłopak, który najwyraźniej nie jest skory do słuchania rozkazów od kobiety, to jeszcze stado psów, niebezpiecznie się do nas zbliżających. Nie mogłam teraz walczyć, a z tym typkiem nigdy nie było nic wiadomo. Rozcięłam jednemu kundlowi gardło. Obydwoje nalegali żebym wybrała z kim mam jechać na koniu. Nie miałam najmniejszej ochoty jechać z ciemnowłosym mężczyzną. W każdej chwili mógł wyciągnąć jakąś broń i mnie zabić, aby uciec ze wszystkim co miał do do tej pory. Jednak, jak mogłam mu się dziwić? Zabieramy go do zupełnie obcego miasta, obiecując złote góry, a zarazem zapewniając, że wszystko co udało mu się znaleźć, a być może nawet i wywalczyć zostanie mu odebrane, dla dobra całości. Niejeden byłby nieźle wkurzony, ale w zamian dostaje ochronę, ciepłe posiłki, własny kąt. Westchnęłam głęboko, patrząc na rękę Mobiusa, który zachęcał do dołączenia. Teoretycznie czułabym się pewniej z nim, zwłaszcza, że zwierzęta mnie nie lubią, ale nie tym razem. Nie zawsze otrzymujemy to, czego byśmy chcieli. Przewróciłam oczami i usiadłam za brunetem.
- Nawet niczego nie próbuj - Mruknęłam, zaciskając dłonie na jego ubraniu - Mobius jedź przed nami, w razie czego wiesz co robić - Spojrzałam na niego. Niechętnie skinął głową, wyprzedzając nas i jadąc przodem.
Nie sądziłam, że konie, które są tak bardzo wychudzone, będą w stanie tak galopować. Jadąc za białowłosym mijaliśmy co jakiś czas ciało psa. Na szczęście, po trzech kilometrach odpuściły sobie dalszą gonitwę, dzięki czemu mogliśmy zwolnić. Odetchnęłam z ulgą. Nie jestem fanką ucieczek, ale w tym wypadku, było to najlepsze rozwiązanie. Do murów miasta dojechaliśmy w ciszy. Cały czas siedziałam za chłopakiem, bacznie obserwując wszystkie jego ruchy. Chyba, nikt nie był zaskoczony faktem, że absolutnie mu nie ufałam.
- Konie? - Zdziwili się strażnicy otwierając nam drzwi. Spojrzeli również na mężczyznę, zdając sobie sprawę, że musi być on właścicielem owych zwierząt. Stanęłam na gruncie, przeczesując włosy.
- No chyba widać - Prychnęłam - Zabierzcie je, nakarmcie i dajcie wody. Rzeczy należy przebrać, widziałam trochę leków, zaraz pójdą do naszej apteczki. Nowego należy obejrzeć, na razie agresywny nie jest, ale nie puszczajcie go samopas - Wyjaśniłam wszystko, kiedy z mojego brzucha zaczęło wydobywać się burczenie. Od rana nie jadłam, dlatego taka reakcja była naturalna. Ktoś owinął ramię wokół mojej szyi ze śmiechem. Westchnęłam czując obecność taktyka.
- Dowódczyni, czas iść na kurczaczka! - Wykrzyknął zadowolony. Miałam wrażenie, że poszedł ze mną na tą misję, tylko ze względu na to, że dostanie lepszy obiad. W końcu od pierwszego dnia wyprawy, opowiadał o tym, że białko w kurczaku, jest bardzo pożywne. Powinnam go ochrzanić, że nie powinien się tak zachowywać, ale sama miałam ochotę na ten przysmak. Poklepałam go po ramieniu, wyprzedzając go.
- Zostawicie mnie tu? - Brunet zmarszczył niezadowolony brwi. Odwróciłam się do niego, wzruszając ramionami.
- A co mamy Cię niańczyć? - Burknęłam - Nawet nam się nie przedstawiłeś, kiepskie maniery - Westchnęłam teatralnie.
- Anthares - Powiedział w końcu, widząc, jak wszyscy wyczekują jego odpowiedzi - Anthares Blanchard, ale w skrócie można mówić Ares
- Mobius, a to Taiga, teraz jak się znamy to w sumie moglibyśmy go zabrać na mały posiłek, lepiej żeby nam nie padł z głodu - Mobius zaczął się śmiać, dając znak ręką, aby poszedł z nami. Czy on nie może mnie chociaż raz posłuchać?Nie miałam ochoty się z nim kłócić i tak zrobi wszystko po swojemu. Trochę się przyzwyczaiłam do jego samowolki, a także tego, że nawet pomimo używania siły wciąż się śmieje i mnie przedrzeźnia. Skubany wiedział, że nie zrobię mu większej krzywdy i to wykorzystywał.
- Gdyby nie fakt, że jestem głodna to dostałbyś w ten głupi łeb. Dobra chodź, coś się dla Ciebie znajdzie - Kiwnęłam głową, idąc przodem do stołówki. Na miejscu, kurczaczek już na nas czekał. Dostaliśmy spory kawałek mięsa, trochę warzyw, a także bułkę. Ares miał podobną porcję. Z tym wyjątkiem, że była znacznie mniejsza, a także zamiast kurczaka, miał to co my mamy na co dzień, a więc kawałek kiełbasy. Do tego wszystkiego na stole stały trzy kubki z gorącym napojem, a słabym smaku. Można powiedzieć, że była to zabarwiona woda. Wszyscy jedliśmy w ciszy. Nikt nie chciał odwrócić głowy od swojego talerza, najwyraźniej w obawie, że coś z niego zniknie.
- Skąd macie to wszystko? Pieczywo wydaje się... Świeże - Spojrzał na nas z widocznym zaskoczeniem.
- Przecież mówiłem, że warto z nami jechać!
- Niektóre rzeczy wyrabiamy sami. Mamy niewielkie pola z uprawami, dlatego możemy wytwarzać bułki, są bardziej opłacalne niż chleb. - Wyjaśniłam, łapiąc za kubek, aby zaspokoić pragnienie. Musiał być najwyraźniej zaskoczony, takim system, gdyż zaczął się rozglądać, myśląc co ma odpowiedzieć.
- Każdy ma wydawane trzy posiłki dziennie, możesz zabrać na wynos, albo zjeść tutaj. Jednak jeśli się spóźnisz chociaż 5 minut, to zostaniesz bez obiadu. Nikt tutaj nie rozumie, że rano potrzebujesz więcej czasu na ogarnięcie się, żeby wyglądać normalnie - Burknął, patrząc na mnie z żalem.
- Trzeba pilnować czasu - Wzruszyłam ramionami - Staramy się zachować ład i porządek, inaczej każdy robiłby wszystko na co miałby ochotę, a wtedy całe miasto upadłoby w tydzień - Zauważyłam, odkładając wszystkie naczynia na tackę. Dawno nie jadłam tak dobrego obiadu. Chociaż ryzykować życie tylko dlatego, aby zjeść kawałek lepszego mięsa, to i tak przesada.
- A co z pokojami? Każdy ma swój? - Podniósł jedną brew, przykładając naczynie do ust, aby zaczerpnąć nieco wody. Cieszyło mnie, że jest zainteresowany, każde ręce do pomocy są teraz potrzebne.
- Będziesz mieć przydzielony pokój, ale w mieszkaniu, gdzie są inni członkowie miasta. Nie musisz się nawet do nich odzywać. Pokoje za duże nie są, ale idzie się wyspać i odpocząć - Wyjaśniłam, zaczesując włosy do tyłu. - Ja właśnie na taki odpoczynek idę, Mobius odprowadzisz go? Ja idę do siebie, później też idź do siebie, zasłużyłeś - Mrugnęłam do niego, odchodząc od stołu.
Anthares, Mobius?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz