sobota, 12 sierpnia 2017

Od Taigi CD Hayato&Mobiusa

Spojrzałam podejrzliwie na małe zawiniątko, zastanawiając się, co się znajduję w środku. Znałam Mobiusa na tyle dobrze, iż mogłam się domyślać, że nic obrzydliwego mi z tego nie wypłynie. W końcu sam bałby się to złapać. Niepewnie wysunęłam rękę, aby poczuć, jak lekkie coś na nią opada. Rozwinąłem chusteczkę, w której znajdowało się kilka truskawek. Z zadowolenie nawet drgnęła mi warga. Niepewnie uśmiechnęłam się, co zasłoniłam włosami, aby żaden z nich tego nie widział. Miłe to było z ich strony, pomimo że sama nie zachowałam się do końca normalnie. Nie musiałam im grozić śmiercią i wywijać kataną, robiąc przy tym niesamowite przedstawienie na stołówce. Na szczęście większość osób żyjąca w mieście, była już do takich scen przyzwyczajona. Starałam się zachować powagę, lecz zajęło mi t kilka sekund. Podnosząc głowę, po poprzednim wyrazie twarzy, nie było nawet cienia. Zmierzyłam ich wzrokiem, odgarniając od siebie kosmyk szkarłatnych włosów.
- Nie musieliście mi tego przynosić, nie lubię przekupstwa - Powiedziałam pewnie, a zarazem obojętnie. Na twarzy białowłosego pojawiło się rozczarowanie. - Miałeś go związać - Zmieniłam temat kierując spojrzenie na drugiego chłopaka, który opierał się o futrynę. Zdawał się zachowywać, jakby to wszystko go nie dotyczyło.
- Przecież jest spokojny - Mruknął, wciąż ewidentnie niezadowolony. Westchnęłam jedynie i jeszcze raz skierowałam wzrok na małe czerwone owoce.
- Dobra, pokaż mu mniej więcej, gdzie co jest, ale jak kogoś zabije, to bierzesz za to odpowiedzialność - Cofnęłam się w głąb swojego mieszkania - A za truskawki dziękuje - Dodałam znacznie ciszej, zatrzaskując przed nimi drzwi.
Teoretycznie było to bez sensu, i tak jeśli byliby uparci to weszliby do środka. Jedna z zasad jaka panuje w mieście brzmi, że nikt nie może się zakluczyć w pokoju czy też mieszkaniu. Brzmi to, jak zupełny brak prywatności, ale jest to niezbędne. W przypadku nagłego ataku na miasto, czy to zombie, czy innych ludzi, każdy jak najszybciej musi się o tym dowiedzieć. Nikt nie miałby wtedy czasu, żeby w środku nocy stać i czekać, aż ktoś łaskawie otworzy mu drzwi.
Słysząc oddalające się kroki, uśmiechnęłam się tryumfalnie zasiadając przy stole po turecku. Powoli i rozważnie otwierałam chusteczkę. Pierwszą truskawkę, wzięłam do ręki, która trzęsła mi się, jak nigdy przedtem. Włożyłam ją do ust, czując delikatną skórkę, która łaskotała mnie po języku. Wgryzłam się w nią, a słodki sok wypełnił wszystkie kubki smakowe. Miałam wrażenie, że przeżywam orgazm. Od małego uwielbiałam ten owoc, kiedy nadchodził sezon potrafiłam w jeden dzień, zjeść dobre 10 kilogramów tej ambrozji. Od dwóch lat, nie miałam okazji, aby zasmakować w świeżej truskawce. Mrożone, czy też jakieś znalezione przeciery, nie mogły się z tym nawet równać.
Leżałam na kanapie patrząc smętnie na ostatni kęs mojej przekąski. Nawet nie mogłam tego schować na później, w ciepłych warunkach pozostałaby z niej paćka. Wsunęłam ją do ust, zapadając się w smutku i rozpaczy. Przez myśl, przeszło mi nawet, aby porwać jeden krzak, znaleźć donicę i zasadzić ją u siebie w mieszkaniu. Przecież nikt by mnie nie podejrzewał, nikt nawet nie szukałby u mnie, zbrodnia doskonała. Tylko, wyszłoby to prędzej czy później, może i nie poniosłabym żadnych wielkich konsekwencji, ale straciłabym w oczach wielu ludzi... Chyba tylko to powstrzymuje mnie od tego, żeby zakraść się w nocy z łopatą.
Po godzinie użalania się nad sobą, a raczej nad brakiem jedzenie, stwierdziłam, że czas najwyższy wyjść na mały obchód. Założyłam coś na wzór kimona. Przewiewne i idealne na ciepłą pogodę, która właśnie panowała. Związałam włosy i ruszyłam w kierunku muru, skąd najlepiej było wszystkie widzieć. Przechadzałam się po nim, machając katanami. Raz zaglądał do miasta, a raz na zewnątrz. W oddali gdzieniegdzie widać było wychodzące pojedyncze zombie. Nie były one groźne, a na dodatek znajdowały się tak daleko, że nawet nie było sensu do nich strzelać. Tylko przybiegłoby więcej z okolicy, a wtedy trzeba byłoby wyjść i walczyć w wręcz. W pewnym momencie usłyszałam za sobą męski głos.
- No Taiguś! - Przeszły mnie dreszcze słysząc to zdrobnienie. Jak to możliwe, że nie muszę go widzieć, a wystarczą dwa słowa, żeby mnie tak zirytował? Odwróciłam, zaciskając dłonie na katanach. Może, jak wyrzucę go teraz na zewnątrz, i wmówię wszystkim, że był to nieszczęśliwy wypadek to będę miała spokój?
- Mówiłam, że masz się tak do mnie nie zwracać! - Wręcz warknęłam na niego, na co zareagował uśmiechem.Przechyliłam zaraz głowę, zapominając o tym, że przed chwilą byłam zła. Hayato wciąż był obok Mobiusa, nie wierze, że cały czas tłumaczył mu, co gdzie jest, przecież od tego są specjalni ludzie. Może już zdążyli się zaprzyjaźnić?
- Co on z Tobą robi? - Zapytałam, nawet nie próbując ukryć zaskoczenia.
- Rozmawialiśmy, trochę mi pomógł - Wzruszył ramionami - Mam te wszystkie mapy, o które prosiłaś - Wręczył mi zwitek papieru. Od razu je rozwinęłam dokładnie analizując.
- Czego szukasz?
- Hem? - Spojrzałam na złotookiego, wyrwana ze swoich myśli. Skoro stał się już prawie, że członkiem miasta, nie ma sensu tego ukrywać. W końcu jest nowy, może będzie w stanie przekazać nam jakieś niezbędne informację.
- Apteki, bądź jakiegoś składu z lekami. Kończą się w niesamowitym tempie, zwłaszcza leki przeciwbólowe, potrzebujemy zastrzyku leków - Wyjaśniłam.
- Kiedyś widziałem coś podobnego do magazynu - Powiedział, czym przykuł całą moją uwagę. Zbliżyłam się nieco do nich, aby lepiej go słysząc i dałam znać ręką, że ma kontynuować. Jeśli to co kiedyś znalazł, wciąż jest w stanie użytku, to jak najszybciej musimy zbierać ludzi i wybrać się na poszukiwania. Jego wiedza właśnie w tym momencie może okazać się niezbędna do uratowania wielu ludzi w mieście.

Hayato?Mobius?
Lekko bez pomysłu xD

1 komentarz:

Obserwatorzy