Zdziwił się tą nagłą... serdecznością? Tak, to chyba nawet właściwe
słowo. No bo przecież tym swoim tekstem o ugryzionym Mobiusie nieźle
zaszedł jej za skórę, a ona teraz proponuje parę chwil w jej obecności?
Czuł, że powinien odmówić, z całych sił opierał się temu dziwnemu
wrażeniu. Jakby coś miało się stać, wywracając wszystko do góry nogami.
Ale co mogłoby się stać? Naćpali by się lekami przeciwbólowymi i razem
śpiewali szanty przy ognisku w otoczeniu zombie? Zastanowił się na
chwilę nad tym, wyszłoby całkiem śmiesznie, choć niebezpiecznie.
- Idę z tobą, chcę oswoić się z sytuacją - skłamał. Chociaż instynkt
właśnie w tej chwili zdawał się go zjadać żywcem krzycząc, że to
samobójstwo, postanowił jeszcze chwilę pobyć z dowódczynią. Być może
nauczy się o niej jeszcze czegoś ciekawego, co w przyszłości ocali mu
tyłek. Ale cóż poradzić, gdy jest się wręcz ADHD-owcem, który chce się
trochę rozerwać? Być może owy cyrk, o którym wspomniała Taiga mu to
umożliwi, przynajmniej po części. Bo jak na razie, ma wszystkiego dość.
Poza tym, chciałby odzyskać swoje rzeczy. A jak na chwilę obecną
spodziewa się tylko krzywego spojrzenia i stanowczego "nie". Ale czuł
się tak bardzo nieswojo bez swojego plecaka, ciężaru maski
przeciwgazowej, noży w kieszeniach, bucie, czy gdziekolwiek indziej,
słuchawek stale podłączonych do telefonu, książek... Napotkał spojrzenie
czerwonowłosej kobiety, przez co od razu zamarł w obawie, że powiedział
coś na głos, a zwłaszcza moment o jego czytelniczym zainteresowaniu.
- Idziesz? - dopiero teraz zdał sobie sprawę, że dzieli ich odległość
dwóch metrów, a Mobius już gdzieś zniknął, zapewne w drodze do lekarza,
by zerknął na nastawioną część ciała.
- Nie, postoję tak jeszcze i poczekam, aż wrosnę w ziemię, zawsze
chciałem być słonecznikiem, wiesz? - odpowiedział z sarkazmem, ruszając
do przodu, jednak poczuł, jak żołądek mu się skurczył, gdy uświadomił
sobie, co powiedział. Droczenie się za użyciem ciętych ripost z
szefową?! Hayato, ogarnij się lub długo tutaj nie pożyjesz! Uniesione
brwi tylko upewniły go w stwierdzeniu, że to jedna z najgorszych
decyzji, jaką podjął w życiu. Zaśmiał się nerwowo, kręcąc głową z
niedowierzaniem, czując bladość własnej twarzy.
- To... ty założyłaś to wszystko? To całe miasto? - spytał, chcąc jak
najszybciej zmienić temat, by uniknąć opieprzenia za swoje zachowanie.
Ominął stos rozwalonych cegieł, najwidoczniej wszystko zostało albo
zbudowane bardzo dawno temu, albo też w niezwykłym pośpiechu. Usłyszał
głośny śmiech, co trochę go zdziwiło. Potknął się? Nie, stwierdził
szybko, sprawdzając czy idzie poprawnie i czy na pewno nawet koniuszkiem
buta nie zahaczył o jednego z brązowych brył.
- Myślisz, że sama zbudowałabym te mury i wszystko ogarnęła? - nie kryła
rozbawienia, ale on także nie. Jednak wie, że człowiek uparty i
zdeterminowany pokona każdą przeszkodę, a jeśli nie, wytrwa z nią do
końca. Bo jaki inny wybór by mu pozostał?
- Wyglądasz na ogarniętą osobę - "i to bardzo", dodał w myślach ciesząc
się, że nie powiedział tego na głos mogąc dać kolejny powód do jej
gniewu.
- To teraz zobaczysz, jak bardzo - mruknęła nieco pochmurnie, wchodząc
do budynku, w którym jeszcze przed chwilą się znajdował i obserwował
istny chaos. W momencie większość twarzy zwróciła się w kierunku ich
dwójki, a raczej tylko Taigi. No tak, dowódczyni, szefowa. Ma władzę,
trzeba słuchać. Uśmiechnął się wesoło mając nadzieję na niezłe
widowisko, stając obok niej. Jednak szybko ruszyła przed siebie, przez
co stwierdził, że nie ma sensu jej gonić. To byłoby nawet mocno
upierdliwe. Dlatego rozejrzał się wokół siebie, po czym dostrzegając
parę schodków prowadzących do jakichś drzwi, podszedł do nich usiadł z
nadzieją, że będzie się z czego pośmiać. Skąd ta nagła zmiana
nastawienia? Nie był pewien. Lekarz by teraz stwierdził "on dorasta". Co
tylko wprowadziło go w głupkowaty nastrój, głównie dlatego, że przecież
ma już młodzieńcze lata za sobą. Staruszek, pewnie niedługo trzeba
będzie kule kupić, by mógł swobodnie chodzić. Zastanowił się nad tym na
chwilę, ma prawdę poczuł się staro. Wszyscy wokół zdawali się mieć góra
dwadzieścia dwa lata, chociaż w określaniu wieku jest naprawdę fatalny.
Gdy się dowiedzą, zaczną do niego wołać "Dziadek", czy coś. Idealne
przezwisko dla dwudziestopięciolatka.
- Co ty robisz?! - spytała z oburzeniem, chyba ostatkiem powstrzymując
się przed zrzuceniem z drewnianego stołu, przypominające szkolną ławkę,
całej torby napchanej lekami, maściami i chyba... wodą utlenioną? Lub
też tak udawała, chcąc się trochę pobawić swoją władzą i dostarczyć
sobie rozrywki. Pewniej jej tutaj mało, a więc trzeba korzystać z każdej
możliwej okazji. - CO TO MA BYĆ?!- Powtórzyła, gdy w ciągu niecałych
dziesięciu sekund nie otrzymała odpowiedzi. Hayato zaśmiał się cicho,
tylko popcorn mu dać i usiedzi grzecznie tak cały dzień.
- Zostało parę leków... - tłumaczył się chłopak, nieco niższy od
odstawiającej przedstawienie Taigi. Posłała szarowłosemu krótkie
spojrzenie, nie mógł stwierdzić jakie, jednak posłał jej szeroki uśmiech
z zamkniętymi oczami i kciuki w górę. Zaczynało się robić ciekawie,
trzeba przyznać.
- Parę?! Czy to dla ciebie jest parę?! - krzyknęła, odwracając plecak i
wysypując z dziesięć opakować, zawierających między innymi napis "APAP"
oraz "Leczy szybciej niż inne!". Zastanowił się na moment, ile zdążył
upchać do kieszeni lub nawet zażyć. - Zabrakło ci języka w gębie? -
spytała z udawanym podejrzeniem, gdy znowu milczał ze spuszczoną głową.
Obserwujący wszystko chłopak chyba jako jedyny nie spoglądał z co
najmniej niepokojem na scenę widoczną parę metrów dalej. Ba! Chciało mu
się gwizdać i rzucić rękawice bokserskie, godne prawdziwego zawodowca.
- Po prostu źle się czuję, głowa mi pęka - wyżalił się, przez co chyba
nieco złagodniała. - Miewam migreny - dodał po chwili, gdy rozmówczyni
milczała,jakby oczekując dalszych wyjaśnień. Ale w końcu zabrała głos,
tym razem o wiele cichszy i nieco łagodniejszy, ale brzmiała w nim
przestroga:
- Następnym razem po prostu poproś. Masz na razie tyle, musimy
oszczędzać zapasy - oznajmiła, wyjmując jedną saszetkę leku
przeciwbólowego z białego opakowania i podając ją chłopakowi, który
chyba niezdolny by cokolwiek powiedzieć, pokiwał głową i uśmiechnął się
blado, odchodząc. Trochę mu współczuł, ale szybko sobie przypomniał, że
jeszcze wiele osób czeka na opiernicz, więc odwrócił się ponownie w
stronę szepczących do siebie ludzi i chowających to, co się da. O mało
co nie wybuchnął śmiechem, gdy jedna dziewczyna wkładała pod bluzkę,
chyba pod stanik wodę utlenioną, co natychmiast zauważyła dowódczyni.
< Taiga? Mobius? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz