Zaśmiałem się donośnie, patrząc na wychodzącą, z pomieszczenia Taigę
- Ona tak zawsze - Stwierdziłem, wracając spojrzeniem na siedzącego
mężczyznę - Pewnie jesteś głodny i zmęczony, mam racje? - Chłopak
początkowo wyglądał, jakby chciał odszczeknąć, lecz się powstrzymał.
Zmarszczył brwi i pokiwał jedynie głową. Taka reakcja jasno wskazywała
na to, że dawno nie miał nic w ustach. Na mojej twarzy zawitał jeszcze
szerszy uśmiech, a jakby to wykorzystać? - Głupio byś jadł w tych
ciemnościach.. - Westchnąłem i rozejrzałem się po pomieszczeniu.
Zatrzymałem oko na średniej długości linie. Podszedłem do niej i
chwyciłem w ręce, by stwierdzić, że jej wytrzymałość jest na najwyższym
poziomie - To co, gotowy na obiad? - Z uśmiechem odwróciłem się w
kierunku mężczyzny
~chwilę później~
Szedłem przez ciemność, kurczowo trzymając linę, na której końcu
znajdował się przywiązany chłopak. Postanowiłem zabrać go ze sobą, a jak
będzie pod moim dozorem, nic mu nie grozi. W dodatku nigdy nie będzie
łagodniejszy, jeśli tam zostanie, takie pomieszczenia, nawet mnie
doprowadzą do histerii. Trzeba nawiązać jakieś więzi, najlepiej
zaufania. Chociaż.. popatrzyłem na linę, która była obwiązana wokół
nadgarstków mężczyzny. Ta.. Fakt, że nic nie widziałem, nie ułatwiał
sprawy. Potrafiłem stwierdzić tylko położenie białowłosego, jakby zaczął
się niepokojąco szybko zbliżać, od razu bym to wyczuł. Upewniłem się,
że dzielą nas co najmniej cztery metry. Jednak skoro może się stąd
wydostać, to czemu miałby to robić? Chociaż trafiły się przypadki krótko
myślących. Poczułem w nosie delikatny odór. Do głowy zaczęły
przychodzić mi najgorsze scenariusze. Czyżby dostał się tu jakiś stwór?
Nabrałem powietrza, by powoli wypuścić je z płuc. Czułem napływający
gorąc, który oznaczał, że zaczynałem się stresować. Dobrze wiem, jak to
się kończy. Czas zacząć myśleć logicznie. Zombiaki są po drugiej
stronie, odgrodzone wielkimi, metalowymi drzwiami, to niemożliwe by się
przedostały. Nabrałem ponownie zapach do nozdrzy. Był bardzo znajomy.
Nie tak intensywny jak padlina, a.. Otworzyłem szeroko źrenice, by
oczywiście ujrzeć ciemność i przybliżyłem głowę do swojego odzienia. Osz
ku*wa. Kiedy ostatnio dali mi się wykąpać do cholery jasnej? I jeszcze
perfumy mi się skończyły! Kiedyś jak załatwiałem oficjalne sprawy,
zawsze ubierałem się w porządny garnitur i drogie buty, wypastowane na
lustrzany połysk. Czasami jak byłem w nastroju na pełne retro,
potrafiłem dobrać do tego laskę. A teraz? Muszę nosić kolejny dzień tę
samą koszulę. Tyle dobrze, że tutaj ludzie potrafią gorzej pachnieć i
mimo delikatnego odoru, czują ode mnie fiołki. Przyzwyczaili się
mieszkać w chlewie. Przydałaby mi się kobieta. Nagle poczułem, jak
uderzam w coś twarzą. Automatycznie złapałem się za buzię, przy czym
szarpnąłem chłopaka w moim kierunku
- Ah wybacz - Powiedziałem przez nos i w moje oczy uderzył strumień
światła. Zacisnąłem mocno powieki i poczekałem, aż nie będzie tak
intensywny. Kiedy w końcu udało mi się je otworzyć, dostrzegłem
wysokiego mężczyznę, trzymającego w ręku klamkę. To pewnie on otworzył
drzwi, gdy usłyszał jak przy rąbałem w nie ryjem. Wszedłem do jasnego
pomieszczenia, gdzie dochodziły już promienie słońca. Sylvanas,
orędowniczka, która powinna w tej chwili chodzić po mieście, znalazła
kolejny zaułek, by się napić. Siedziała na kanapie w rybaczkach i
prostym pomarańczowym staniku, paliła papierosa i przy okazji chlała
piwo. Widząc intensywny róż na jej policzkach, mogłem stwierdzić, że
siedzi to już dłuższy czas. W takim stanie nie mam nawet co ją zaganiać
do roboty.
- Chcesz z nim wyjść? Dowódczyni nam zabroniła go wypuszczać! -
Wykrzyknął mężczyzna stojący za mną. Kiedy spojrzałem mu w oczy, nie
wiedział do końca co ma zrobić, Szukał nerwowo rzeczy, na której mógł
zawiesić chodź na chwilę wzrok
- O nią się nie martw - Poklepałem go po policzku i pociągnąłem za
sznurek mojego pupila, który stanął zaledwie kilka centymetrów ode mnie -
Widzisz? Nie jest agresywny! - uśmiechnąłem się szeroko. Wiedziałem, że
teraz ryzykuję, chłopak mógł w każdej chwili się na mnie rzucić, był
rozwścieczony, ale to był jedyny sposób, by przekonać do swoim racji
jego strażnika
- No dobrze... - Odparł niepewnie i zamknął stalowe drzwi, po czym
usiadł koło Sylvanas i wziął jedno piwo. No tak, zabierając
białowłosego, dałem mu wolny czas. To było naprawdę proste. Puściłem
oczko chłopakowi, którego twarz przedstawiała chęć mordu. Poczułem
ciarki na całym ciele
- Nie patrz tak na mnie, bo mnie peszysz - Zachichotałem na rozluźnienie
atmosfery. Był czas obiadu, a stołówka była kilkanaście minut stąd.
Musiałem przejść przez miasto z mężczyzną jako pieskiem. Co prawda było
to satysfakcjonujące, jednak w żaden sposób nie przybliżało mnie do
zdobycia zaufania mężczyzny. Będzie to dla niego bardzo żenujące.
Jednaakkk.. Trzeba pokazać, że nie można dawać sobie w kasze dmuchać
- Chodź, idziemy - Chłopak nie zareagował nawet na szarpnięcie. Oho?
Czyżby stracił cierpliwość? Patrzyłem dokładnie na mięśnie mężczyzny, w
oczekiwaniu, że zdradzą mi jego kolejny ruch. Jednak nic nie mogłem
wyczytać. Staliśmy tak dobre kilkanaście sekund, aż więzień, który jak
miałem nadzieję, przyszły mieszkaniec, zaczął iść. Chcąc jak najbardziej
zakryć linę, szedłem zaraz obok niego, krok w krok. Co chwilę czułem
zawistny wzrok mężczyzny, na który odpowiadałem uśmiechem. O dziwo cisza
została nagle przerwana
- Jakie była twoja strata? - Usłyszałem głos chłopaka, zdziwiony spojrzałem na niego kątem oka
- Pytasz się, czy kogoś straciłem? - Zapytałem, a ten pokiwał głową.
Fakt, że towarzysz sam rozpoczął pogawędkę, dość mocno mnie zadowolił -
Nikogo, przynajmniej o nikim nie wiem - Na twarzy białowłosego malowało
się głębokie zdziwienie - A co wyglądam na wielce skrzywdzonego? -
Roześmiałem się, lecz w odpowiedzi dostałem milczenie. Nie chcąc więcej
się narzucać i pozostawić mężczyznę z jego własnymi myślami, nie
odzywałem się. Kiedy znaleźliśmy się na stołówce, na naszej dwójce
spoczęło mnóstwo spojrzeń. Wszyscy ucichli, a po chwili rozeszły się
intensywne szepty. Czułem napięcie na linie, co oznaczało, że chłopak
się tym denerwuje.
- Traktujesz mnie jak psa, po co w ogóle ta lina? Już wolałbym siedzieć w
tamtym ciemnym zadupiu - Wydusił, na tyle cicho by nikt inny nie
usłyszał
- Psy szczekają, przestaniesz szczekać, to ja przestanę Cię tak
traktować - Spojrzałem na chłopaka kątem oka i szeroko się uśmiechnąłem -
I lepiej powiedz, jak masz na imię, albo sam Ci je nadam - Stanąłem
przy tacach i wziąłem dwie
- Hayato - Powiedział, a ja spojrzałem mu w oczy
- Witaj, jestem Mobius - Wyciągnąłem rękę, ale jak głupi uświadomiłem
sobie, że niedawno spętałem mu ręce. Zaśmiałem się nerwowo i położyłem
dłoń z powrotem na tacy - Co byś chciał zjeść? - Zapytałem, przenosząc
tacę. Jakby w ogóle chłopak miał jakiś wybór
- Wszystko co dają - Odparł głośny bulgot z jego brzucha. Dobra
odpowiedź. W tym samym czasie na moim talerzu wylądowała bułka z serem, a
obok tłusta kiełbasa. Patrzyłem chwilę z niedowierzaniem. Wtedy
dostrzegłem znowu twarz tej przebrzydłej kobiety, rozdającej żarcie
- Kobieto! Kiedy ty zrozumiesz, że nie jem takich rzeczy?! -
Wybuchnąłem, uderzając rękę o blat - Ile razy mam Ci jeszcze powtórzyć,
że to jest tuczące do cholery? Wyglądam Ci na spaślaka, jak połowa tutaj
zebranych? - Zacisnąłem mocno szczęki, gdy nagle coś z ogromną siłą
uderzyło w moje plecy. Zdjąłem się w pół i syknąłem z bólu
- Mobius zamknij się i siadaj, albo zasadzę Ci takiego kopa, że Ci gówno
zęby wybije - Usłyszałem za sobą, mocny i gniewny głos Taigi. Znowu to
nie ja jestem królem przedstawienia, chociaż tej kobiecie pozwolę
czasami górować - W dodatku czemu go ze sobą zabrałeś? - Zobaczyłem jej
przepełnione nienawiścią oczy spoczywające na Hayato. Prędko wstałem i
stanąłem przed nim
- Już.. już spokojnie zje moją porcję, pasuje? - Wyszczerzyłem się
najlepiej jak potrafiłem. Co jak co, ale ja teraz za niego odpowiadam,
więc mogę cały gniew dowódczyni przyjąć na siebie.
<Taiga? Hayato?>
To teraz moja kolej na odpis~Tai ^^
OdpowiedzUsuń