Co za uparty osioł! Zaczynał mnie denerwować, dlatego coraz szybciej i
mocniej wbijałam łopatę w ziemię, wyobrażając sobie, jak właśnie go
podpalam, a tak przez niego kochany ogień go zabija, zamienia się w
proch, a ja go wrzucam do dołu z innymi trupami i go przysypuje. I w
taki sposób zyskuje święty spokój... ale na taką akcję nie mogłam sobie
pozwolić, nigdy. Jest nas coraz mniej, a takie zabijanie dla spokoju,
jest jak pieprzenie się dla cnoty.
- I dzięki temu przeżywają tylko najlepiej przystosowani - opanowałam
swój głos. Nigdy w życiu nie pozwoliłam komuś widzieć, jak się
denerwuje, a tym bardziej by miał świadomość, iż to jego sprawka. Jestem
osobą spokojna i obojętną, ja się nie denerwuje. Tylko myślę nad
pozabijaniem wszystkich ludzi. Może dlatego zostałam grabarzem? Cóż,
skoro większość mnie irytuje, a tym bardziej ludzka niedojrzałość, jak
tego tu... tak, dlatego wybrałam sobie tą pracę. Abym mogła palić ciała i
je zakopywać, by moje emocje uleciały z mojego ciała, a ono samo
przygotowało się do kolejnego spotkania takiego wnerwiającego typka.
- I oni z czasem giną - w milczeniu dokończyłam swoją pracę. Zasypałam
ludzki grób do końca, nie pozwalając, aby chociaż mały skrawek ciała,
czy najmniejszy paluszek wystawał spod warstwy piachu. Potem wstałam i
wsadziłam łopatę w ziemię.
- Ktoś musi - wyprostowałam się lekko wyginając do tyłu. Czułam na sobie
spojrzenie tego osła, jak i lekki ból w plecach. Przeciążyłam kręgosłup
już lata temu, ale dopiero teraz to odczuwam. Cóż, nie ważne.
Pokręciłam trochę ramionami i ruszyłam w kierunku rozwalonej ściany.
Chłopak ruszył za mną. Ciągle przyglądał się moim ruchom, co mnie
okropnie denerwowało, irytowało i nieco krępowało. Kto normalny gapi
się, jak grabarz pali i zasypuje trupy? Co z nim jest nie tak?!
Zaczęłam zbierać średniej wielkości kamienie.
- Po co je niesiesz? - zapytał, ale ja zignorowałam. Zamiast tego
weszłam na kopiec i zaczęłam okładać kamienie po linii prostej, pionowo.
Wróciłam się po następne i tak w kółko. Hayato w końcu zamilkł, co
bardzo mnie uradowało i gdyby nie robota, już dawno bym stad zniknęła.
Nosiłam kamienie z rozwalonej ściany na kopiec, aż w końcu nie ułożyłam
dwóch prostopadłych do siebie linii. Jedna, ta pozioma była krótsza,
dzięki czemu całość przypominała po prostu krzyż. Nagle Hayato stanął
obok mnie, za blisko. Spojrzałam na niego głowę mocno zadzierając do
góry. Był o wiele wyższy. Gapił się na grób, a ja spuściłam wzrok i
zaczęłam odchodzić.
Moja praca została zakończona.
- A jakby ktoś żył? - usłyszałam za plecami pytanie. Westchnęłam
chowając ręce do kieszeni, zabierając po drodze także łopatę. Nie
zostawię jej tutaj, by potem szukać sobie nowej. Sądziłam, ze chłopak da
sobie ze mną spokój, ale on podbiegł i nagle wyrównał ze mną kroku. Nie
spojrzałam na niego.
- Zawsze sprawdzam, czy ktoś żyje - odpowiedziałam wiedząc, że człowiek
uparty zawsze będzie dążył do poznania odpowiedzi, a ja nie lubiłam, gdy
ktoś zadawał mi pytanie więcej, niż jeden raz.
- A po co zrobiłaś krzyż? - kolejne pytanie.
- Żeby inni wiedzieli, że tam zostali zakopani ludzie.
- A... - stanęłam i mu przerwałam. Zadarłam głowę do góry spoglądając na niego jednym okiem.
- Też chcesz być grabarzem? Nie ważne jaka będzie twoja odpowiedź, idź
sobie - mój głos był spokojny. Nigdy nie puszczę wolno moich emocji,
nigdy. A przez młodszą siostrę nigdy nikogo nie obrażę.
<Hayato? Co zrobisz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz