Uśmiechnął się z satysfakcją, gdy Megan zadała to pytanie. Czego by
chciał? Nie był pewien, w końcu ma wiele życzeń. Ekscytacja z niedawnej
wolności zaczęła już mijać, praktycznie nie został po niej żaden ślad, a
tak bardzo chciałby jeszcze ją poczuć. Wiedział, że nie może prosić o
to, by poszła z nim, na cały dzień. Dzisiaj patrol został już odbyty, a
więc nie maił się czego obawiać. Znikając od rana do wieczora narobiłby
nie tylko sobie kłopotów, ale i też jej. W dodatku miał pewność, że się
nie zgodzi. Bo przecież jest odpowiedzialna i mądra, dlaczego miałaby
się poddawać zasadom jakiegoś tam zakładu? Westchnął w duchu, dlaczego
wszystko musi być takie trudne? Teraz nawet zwykły spacer ściąga ze sobą
niebezpieczeństwo o wiele groźniejsze, niż dziki czy wilki. Lub dwa na
raz. Zombie to okrutne stworzenia, które kiedyś były przyjaciółmi,
sąsiadami, rodziną, być może pochowaną przez ludzi myślących, że zmarli,
a nie przemieniają się w te bestie. Trochę to dziwne, że nie spotkał
nikogo znajomego zamienionego, ugryzionego, zadrapanego. Po prostu
skażonego. Przecież w swojej okolicy przebywał ponad tydzień, powinien
chociaż natknąć się na kogoś. Bez sensu.
- Chcę porozmawiać - oznajmił, przyglądając się jej książce. Zna na
pamięć, jak większość książek Stephena Kinga, który akurat jest jego,
jakby to ująć... ulubionym pisarzem, choć wielu znanych przez chłopaka
mu dorównuje. Ale po prostu sposób jego pisania, to coś wyjątkowego.
Dajmy na to Karin Slaughter. "Tryptyk" został stworzony w na prawdę
super do czytania sposób. Właśnie tak o tym myślał, super do czytania.
Kryminał, thriller, ciekawy pomysł, choć wielu nudzi. Ale właśnie takie
pisanie o wszystkim i o niczym, a jednocześnie wplatanie wielu wątków
bardzo ważnych i tych w ogóle nie ważnych dla losów powieści, kręci go.
Oczywiście jest o wiele więcej typów pisarzy, ale ten jest dla niego
jednym z najciekawszych i najfajniejszych. - O czym to? - spytał,
wskazując czubkiem brody na trzymany przedmiot, teraz już zamknięty. Nie
miał innego pomysłu jak zacząć rozmowę, a po prostu chciał usłyszeć jej
głos. Być może skryje się w nim cień fascynacji, coś, co potwierdziłoby
jej zainteresowanie książką? Miał nadzieję, bo jeśli ją czyta, to może i
przypada jej do gustu? Wtedy choć mieliby początek jakiejś konwersacji.
Czegoś innego niż jego natręctwo, jej chęć bycia samej i ogień, gdzieś
pomiędzy. tworzący wyrwę między nimi. Lub być może powstałą już
wcześniej, poprzez charakter, a przynajmniej zachowanie Megan.
Przewróciła oczyma, powstrzymał ciche parsknięcie śmiechem. To
nieodpowiednia chwila. inaczej wszystko popsuje.
- Główny bohater to Brady, lubi rozjeżdżać innych Mercedesem, dwójka
ludzi chce mu przeszkodzić w zabijaniu. To chyba tyle - oznajmiła, chyba
już chcąc podnieść książkę i wczytać się w pojedyncze słowa, jednak
rozwiał jej, prawdopodobnie, zamiary.
- Na czym skończyłaś? - spytał, jak w komisariacie. Zmierzyła go
spojrzeniem, jednak na to nie zareagował. Odczytał to tak normalnie, jak
jej odpowiedź na zadane pytanie. Swoją drogą, wydawało mu się, że
zatrzymała się gdzieś dalej, ale...
- Dopiero co zaczęłam czytać - raczej skłamała. Pewnie nie chciało jej
się tłumaczyć, co się działo, unikając kolejnych pytań Hayato o
dopełnienie wypowiedzi. Trochę go to zirytowało, ale nie zamierzał
okazywać tego, iż połapał się w małym, niewinnym kłamstwie. W końcu sam
łgał. I dalej to robi. Gdy miał już otworzyć usta by spytać, co jeszcze
czyta lub czytała, odezwała się - Wiesz, nie chciałbyś się jeszcze raz
założyć? Tym razem w nocy, dzień to łatwizna. Zwłaszcza na drzewie -
zaproponowała, zaśmiał się, kręcąc głową. Chociaż jej wypowiedź brzmiała
normalnie, jakby informowała go o zapowiadanej ( ciekawe jak ) pogodzie
i nie miała nadziei w głębi serca, że podzieli los milionów błąkających
się w dziczy chodzących truposzy, od których śmierdzi na kilometr. Co
najmniej, powaga.
- Nie, to nie ma sensu. Mam rozum, tutaj się zdziwisz - znowu udał, że
chodzi o sam fakt, iż to będzie o wiele trudniejsze zadanie. Po prostu
potrzebował kogoś towarzystwa, a Megan to ciekawa osoba, nie zachowująca
się w sposób, jakby utraciła wszystko co ważne i zostało jej jedno
wielkie nic. Większość teraz tak robi, patrząc wszędzie nieobecnym
wzrokiem. Po części rozumie takich ludzi, ale... to już wyszło z mody.
Przynajmniej w jego świecie.
- Robisz coś jutro? - spytał, patrząc na własne dłonie szeroko rozwarte ,
jakby je rozciągał po nieprzespanej, którejś z kolei, nocy. Kawa.
Dopiero teraz uświadomi sobie, jak bardzo tego potrzebuje.
- Ciągle coś robię, inaczej się nie da - oznajmiła, chyba już na prawdę
mając go dość. Ale jak uzyskać na to dowód, gdy zachowuje się tak
spokojnie, monotonnie, jakby nic nigdy nie mogło jej zaskoczyć,
zasmucić, wystraszyć, zaniepokoić, uszczęśliwić, zbić z tropu,
rozśmieszyć,... Ciągle tylko to opanowanie, jeden mały uśmiech gdy
chciała go spalić.
- Wiesz, że nie o to mi chodziło - teraz to on się zirytował. O ile wcześniej odczuwała zirytowanie.
- A o co? - Albo udawała, albo na prawdę nie ogarniała tematu,
przekrzywiając lekko głowę na bok jak dziecko, które nie rozumie jak
użyć potęgi na liczbie siódmej od zera. Matematyka rozszerzona,
faktycznie.
- O to, że muszę zrobić paznokcie na wieczór, przefarbować włosy na
zielono i wytatuować sobie różę na policzku, do tego przydałyby się
jakieś kosmetyki, bo mój książę z bajki przybywa, wiesz? - odparł
zniecierpliwiony, nawet nie siląc się na przesłodzony głos, tylko
ciągnąc z zniecierpliwieniem i sarkazmem, gestykulując żywo rękoma. I do
tego stwierdził, że jest homo. Lub bi. Co prawda nic nie ma do takich
osób, ale jakoś nie potrafił sobie wyobrazić siebie w akcji z innym
przedstawicielem tej samej płci. Zdziwił się, że o tym myśli. Na prawdę
potrzeba mu kawy. I jabłek, zielonych.
< Megan? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz