~Kilka godzin wcześniej~
Od niedawna przełamałam strach przed spotkaniem z zombie i w ramach
zemsty za śmierć moich rodziców, zaciągnęłam się do wojowników. Nie
byłam pewna czy to dobry pomysł, jednak chciałam coś zrobić dla innych.
Po miesiącu mojego dołączenia i siedzenia w mieście, dostałam misję do
wykonania razem z jakąś grupką nowicjuszy. Powiedziano nam, że to nic
trudnego, tylko pokonanie kilku szwendaczy i koniec. A chcieli nas
wysłać, nowicjuszy byśmy mogli się sprawdzić na polu walki. Na początku
wszystko było w porządku, cała drużyna, która liczyła 10 osób dogadywała
się. Szybko nawiązałam kontakt z kilkoma osobami. Przez całą drogę
rozmawialiśmy, jednak nie spuszczaliśmy gardy. Każdy z nas chciał wrócić
do domu i odpocząć po pracy z gorącym kubkiem herbaty albo z rodziną.
Był spokój przez dłuższy czas i nie zapowiadało się na żadną tragedię.
Jednak myliliśmy się i to bardzo. Nagle koń naszego kapitana zatrzymał
się jak wryty i zaczął przebierać niespokojnie nogami. W powietrzu
wyczuliśmy nieprzyjemny zapach.-Szwendacze - powiedział mężczyzna, który dowodził naszą malutką grupą. Niedaleko pojawiły się pierwsze istoty. Nałożyłam strzałę na cięciwę i wypuściłam ją od razu jak namierzyłam na cel. Jedna strzała przeszyła głowę dwóch szwendaczy. Zdziwiłam się trochę, ale nawet mi się to podobało, dwa za jednym, dlaczego nie? To się nazywa szczęście. Reszta łuczników postąpiła to samo, jednak na horyzoncie, po naszej prawej, zobaczyliśmy jakąś grupkę jeźdźców. Uciekała przed niezbyt wielką hordą zombie. Ash, który dotychczas był najspokojniejszym koniem zaczął panikować. Zaczął się wycofywać i zerkał na inne wierzchowce. One też były bardzo niespokojne, ale ich właściciele zbyt bardzo skupili się na grupie niezbyt groźnych umarłych niż na tym, że ich życie właśnie było zagrożone.
-Co tu się odjebało?! - warknął kapitan i swoją krótką wypowiedzią zwrócił uwagę reszty ekipy na nadciągającym niebezpieczeństwem.
-Uciekać! - usłyszeliśmy jak tamci się darli. Przez chwilę spanikowaliśmy, nie wiedzieliśmy co zrobić. Powiedziano nam, że będziemy jedyną grupą w tych okolicach... Co prawda było ich tylko troje, z który jeden z nich miał zabandażowane ramię. Nagle mi się przypomniało jak ponad dwa tygodnie temu w te tereny została wysłana grupa dosyć doświadczonych wojowników by pozbyli się hordy zombie. Jedna nie wrócili w oczekiwanym czasie, przez co zostali uznani za martwych. A zwiadowcy powiedzieli, że nic nie znaleźli ani po hordzie ani po ludziach. Jedynie martwe konie i jakieś pojedyncze bronie. Jednak dlaczego nasz taktyk nic nie powiedział o tym? Dlaczego nasz kapitan nie został odpowiednio poinformowany? Nałożyłam kolejną strzałę na cięciwę i wystrzeliłam ją w stronę najbliższego zombiaka.
-Słuchajcie, uciekajcie, nie ma sensu walczyć z nimi, to jeszcze nie dla was - rozkazał mężczyzna. Spojrzałam na swoich kompanów, którzy albo byli spanikowani, albo zachowywali zimną krew. Zanim odjechaliśmy wystrzeliłam jeszcze kilka strzał w stronę szwendaczy. Nagle usłyszałam głośny strzał... Odwróciłam się i zobaczyłam jak ta cała horda zbliżała się do nas wielkimi krokami. A ktoś postanowił do nich strzelać, ale chyba o czymś zapomniał... O tłumiku. Myślałam, że go zapierdolę na miejscu, ponieważ po naszej lewej stronie pojawiły się kolejne zombie.
-Ku.rwa mać! - warknęłam i ścisnęłam ogiera łydkami. Kary ogier ruszył z miejsca galopem w stronę miasta. Reszta ekipy pojechała za mną, wszyscy poza dowódcą, który nie był w stanie zapanować nad swoim przestraszonym wierzchowcem. Był na tyle spłoszony, że stanął dęba i prawie był wyprostowany. Niestety jeździec nie był na to przygotowany i spadł z konia, uderzając głową o głaz. Chciałam już zawrócić, ale Ashley nie chciał mi pozwolić. Tamta trójka jak i nasz dowódca byli prawie otoczeni, a jeśli reszta nie zacznie uciekać, to będzie nas to samo czekać co ich. Zacisnęłam zęby i nic nie mówiąc, pojechałam cwałem w stronę miasta.
~Teraźniejszość~
Kiedy dojechałam do zagrody, zeskoczyłam ze swojego konia i
odprowadziłam do stajni. Na moje szczęście spotkałam jednego ze
zwiadowców, co ostatnio sprawdzali tamte tereny.-Słuchaj, dlaczego nic nie powiedziałeś taktykowi o tym, że tam się kryła horda zombie, albo i nawet dwie? - spojrzałam na niego zimnym wzrokiem. Czułam złość i smutek... Podczas tej ucieczki straciłam kilku swoich nowych kolegów i koleżanek. Albo ich konie się potknęły albo po prostu spanikowali w momencie konfrontacji z wrogiem. Szwendacze są niegroźne dla nas, ale zombie już tak. Szczególnie, że żadne z nas nie ma wielkiego doświadczenia w walce.
-Powiedziałem mu, nie powiedział wam? - uniósł zamieszany chłopak. Zatkało mnie w tym momencie. Czyżby Mobius zapomniał powiadomić dowódcę o tym, że tam może kryć się horda zombie? Zacisnęłam mocno pięści i wzięłam kilka głębokich wdechów.
-Sorki i dzięki za informację - uśmiechnęłam się delikatnie do niego. Poszłam natychmiastowo do taktyka. Musiałam się dowiedzieć, jakim cudem zapomniał o tym powiadomić naszego dowódcę. Poszłam do jego biura. Zapukałam do drzwi i je otworzyłam.
-Witam panią, co was sprowadza? - zapytał się, spoglądając na mnie.
-Witaj Mobiusie, powiedz mi... - kompletnie zapomniałam o wszelkich manierach... Ups, zdarza się. - Jakim ku.rwa cudem nie powiadomiłeś dowódcy drużyny, którą dzisiaj wysłano na "prostą" misję o tym, że tam najprawdopodobniej kryje się horda zombiaków? - powiedziałam przepełnionym sarkazmem głosem. On nam wszystko powiedział co i jak, jaką drużynę zebrać, co potrzebujemy i ile czasu nam to zajmie oraz... straty w ludziach. Miało być 0 a ile było? 6. Sześć ludzi zginęło podczas tego całego burdelu.
Mobius? Takie średnie to opo XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz