Patrzyłam na chłopaka, nie wiedząc zbytnio co zrobić. Kto normalny chce
popatrzeć jak spalam martwe ciała? Jak one płoną i zamieniają się w
proch, wpierw gnijąc i śmierdząc? Ja się nie liczę, to moja praca.
Wybrałam ją, bo spodobał mi się miotacz ognia i... sama nie wiem. Po
prostu to była praca dla mnie, a nie jakiś wojownik, czy zwiadowca. Wolę
czyścić ulicę, aby było gdzie łazić. A on? Może to był jakiś
psychopata? Albo zarażony? Uważnie przyjrzałam się jego twarzy. Blada
cera, jasne oczy, jakby żółte... owalna twarz... blizny... nie wiem. Nie
rozróżniam, ale skoro rozmawia i się przedstawił...
- Megan - odburknęłam i wróciłam wzrokiem do kupy martwych ciał.
Podniosłam miotacz ognia do góry i nie zwracając już uwagi na nowo
przybyłego chłopaka, odpaliłam działo. Ogromna struga ognia niczym
pocisk wystrzeliła z machiny, pochłaniając ludzi, podpalając ich
ubrania, aby w końcu zmienić ich w proch. Cała akcja trwała parę minut,
na prawdę. Ciała musiałam dobrze spalić, aby wszystko się zajęło ogniem,
abym potem mogła to wszystko zakopać. Po co ma leżeć, gnić i ktoś ma na
to patrzeć? Nie licząc tego psychopaty stojącego obok mnie. Zerknęłam
na niego kątem oka. Ubrany na szaro, jego włosy w podobnym kolorze
opadały na oczy, które przyglądały się płonącym ciałom. Nie byłam pewna
czy widziałam w nich obrzydzenie, czy fascynację... a może jedno i
drugie? W końcu spojrzał na mnie, a ja odwróciłam wzrok na ciała.
Wszystkie płonęły, tworzyły jedno wielkie ognisko, nad którym można by
sobie przypiec kiełbaskę czy piankę. Zostało tylko czekać.
- I tak to zostawiasz? - usłyszałam pytanie chłopaka, kiedy zaczęłam się
oddalać, a on ruszył za mną. Co za natręt, nie może sobie posiedzieć
przy ogniu, jak to nastolatki? Podgrzać ręce czy coś?
- Nie - odpowiedziałam chowając ręce w czarnych rękawiczkach do
kieszeni, wpierw wkładając na plecy moją broń. - Ciała muszą spłonąć,
potem zakopie - odpowiedziałam idąc w kierunku małego betonowego murku,
zrobionego z czerwonych cegieł. Kiedy do nich doszłam, podskoczyłam
podciągając się na nim i siadając na nim. Odwróciłam się przodem do
chłopaka, który stał ode mnie jakieś dwa metry. - Coś chcesz jeszcze?
Praca z ogniem się skończyła - powiedziałam nieco znudzonym tonem.
- Mówiłem, chce zbić trochę czasu - odpowiedział wskakując tak samo jak
ja na murek. Dzielił nas metr, cieszyłam się w duchu, że beton nie był
krótki.
- Świetnie, możesz to robić gdzie indziej. Ja pracuje - patrzyłam na płonące ciała. Ogień stawał się coraz mniejszy.
- Teraz odpoczywasz.
- Czekam - poprawiłam go. - To musiałby być cud, gdyby z ciał od razu zrobił się proch - powiedziałam bardziej sama do siebie.
- Cuda nie zdarzają się nikomu z wyjątkiem tych szczęśliwych czubków,
którzy widzą je wszędzie - wyrecytował. Drgnęłam i spojrzałam na niego, a
on na mnie. Mierzyłam go jednym okiem, a jego słowa powtarzałam sobie w
myślach. Gdzieś już to słyszałam... w którejś książce...
W milczeniu odwróciłam głowę z powrotem na moją pracę. Ogień teraz znajdował się jedynie przy ciałach.
- Ile czasu zajmuje spalenie ciał? - zapytał. Chwilę milczałam
zastanawiając się nad tym. Nigdy nie liczyłam, po prostu czekałam w
ciszy.
- Dość długo - stwierdziłam w końcu. Może godzina, może dwie... a może pół?
- A nie boisz się, że się zarazisz? - wyjęłam z kieszeni papierosa,
ostatniego. Spojrzałam na niego w milczeniu i wyjęłam zapałkę.
- Nie - po tych słowach potarłam zapałkę o paznokieć, a ona zajęła się
ogniem. Wsadziłam do ust papierosa i podpaliłam go zaciągając się dymem.
<Hayato?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz