Ciemnowłosy uśmiechnął się lekko, musiał
przyznać, że Usuyo w jego swetrze wyglądał doprawdy uroczo, jak mały
dzieciak, który ubrał za duże ubranie kogoś starszego. Poza tym jej
czerwień idealnie do niego pasowała, do jego czerwonych oczu i jasnej
cery i mlecznych włosów. Milan myśląc o tym, poczuł, że na jego policzki
stały się różowawe; miał nadzieję, że albinos tego nie zauważył.
Odchrząknął więc i rzekł.
- To co, widzimy się jutro? -
zaproponował, na co białowłosy energicznie pokiwał głową. Widać było, że
był zadowolony z tego obrotu sytuacji. - Jeśli nie będziesz miał nic
przeciwko, przyjdź do mnie jutro, tak gdzieś w godzinach popołudniowych.
Mam wtedy wartę w południowo-wschodniej części muru, a tam niestety
dzieje się najmniej i będzie mi się nudzić - westchnął. - Więc miło by
było mieć kogoś do towarzystwa, z kimś pogadać. Inny znajomi niestety
będą zajęci.
- Jasne, oczywiście, że przyjdę - odparł chłopak.
Milan
odprowadził Usuyo do drzwi wejściowych, a gdy tylko je otworzył, do
jego mieszkania wtargnęły dwa koty - jeden mały i bury, pewnie jeszcze
młody, drugi natomiast cały czarny, nie licząc białej końcówki ogona.
Starszy chłopak widząc je, westchnął. Co prawda ubóstwiał koty, ale tyle
do niego ostatnimi czasy przychodziło do niego, że miał je powoli
dosyć. Nawet nie wiedział dlaczego tak przychodziły, przecież nie dawał
im nic do jedzenia, bo sam nie miał, dostawał je dopiero na stołówce.
Może dlatego, że pozwalał im spać u siebie? Nie odganiał ich ani nic z
nimi nie robił, nie martwił się nawet, że mogły być zarażone, czy coś.
Był po prostu takim a la starą panną z kotami, tylko nie był ani stary,
ani panną.
Wziął czarnulka na ręce i zaczął go głaskać.
-
Nie obawiasz się, że mogą być zarażone? - spytał się go Usuyo. Milan
spojrzał na niego lekko zaskoczony tym pytaniem, ale potem się
uśmiechnął.
- Nie - odpowiedział. - Za bardzo je lubię.
- Ach - mruknął albinos. - To... do jutra? - upewnił się niepewnie.
- Do jutra.
~*~
Tegoż
dnia było równie gorąco, jak dnia poprzedniego, a może i nawet goręcej.
Na niebie nie było ani jednego obłoku, nawet tego najmniejszego, co
mógł chociaż zasłonić słońce, które prażyło niemiłosiernie. Nawet zły
wiatr się nie ukazał. Było więc upalnie i przytłaczająco cicho, bez
żadnego nawet dźwięku, bez szumu liści, czy odgłosów rozmawiających ze
sobą ludzi, bowiem do tej części raczej nikt się nie zapuszczał. Nie
dlatego, że było tu groźnie, czy niebezpiecznie, o nie, po prostu było
bardzo daleko od centrum i nie było potrzeby się tutaj wybierać, no
chyba, że ktoś chciał pobyć sam ze sobą, z dala od innych ludzi, albo
był strażnikiem i nieszczęśnik miał akurat tutaj wartę. Sam jedyny, bez
żadnej żywej duszy do zagadania, nawet kotów nie było. Milan westchnął.
Miał nadzieję, że za niedługo pojawi się ten albinos i urozmaici mu
czas. W końcu nikt go nie odwiedzał, zazwyczaj. Raz na ruski rok
zdarzało się, że ktoś tutaj przychodził.
Szkoda, że nie mógł
poćwiczyć celności ze swojej snajperki, w końcu amunicji nie było nie
wiadomo ile, nie posiadali nieskończonego magazynku, to nie była gra,
gdzie mogło by być to możliwe, to była rzeczywistość, gdzie co chwila
czegoś brakowało, a amunicja była na wagę złota. W końcu nie było już
tylu fabryk, gdzie produkowano takie rzeczy masowo, o nie. Jednakowoż,
by nie zmarnować cennego magazynku i się nie nudzić, mógł skonstruować
sobie łuk, nie musiał być jakiś wspaniały, taki och i ach, wystarczyło
by mógł strzelać. Musiał tylko znaleźć jakieś mocne gałęzie na jego
ramiona, jakiś materiał na rękojeść, sznurek, czy co tam kolejne gałęzie
na strzały, jakąś lotkę, co by utrzymywała równowagę i voila. Łuk i
strzały, jak się patrzy. Co prawda nie byłoby to zbyt celne, ale
wystarczałoby na małą rozrywkę na dłuższą metę.
Wtem Milan
usłyszał tupot kroków, gdzieś tam na uliczce. Spodziewał się, że był to
Usuyo, jednak to nie był on. Kroki były zbyt ciężkie i długie.
Ciemnowłosy chłopak odwrócił głowę w tę stronę i nie pomylił się. To nie
był albinos.
<Usuyo? Przepraszam, że tyle trzeba było czekać na to ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz