- Dowód... - Odwróciłam się, a jeden z wojowników, wręcz zamarł widząc mnie, oraz ciało leżące za moimi plecami
- Nasza grupa miała lekką walkę - Powiedziałam - Pozabierajcie resztę leków, pomieszczenie ma być puste - Powiedziałam pewnie, na co skinął głową
- Daj, nie ma sensu, żebyś bardziej się nadwyrężała - Wyciągnął dłoń w moim kierunku, a ja nie protestowałam. Oddałam mu swoje torby z ulgą, a także wdzięcznością - My spotkaliśmy kilka mniejszych zombie, nikt nie ucierpiał, co najwyżej zostanie kilka siniaków, druga grupa, też sobie radzi - Dodał, gdy wychodziłam z pomieszczenia.
- Dzięki, wychodzi na to, że nasza podróż najgorsza nie była - Kamień spadł mi z serca, wiadomość, że wszyscy są cali, była, jak lek przeciwbólowy. Najgorsze co można usłyszeć, to ugryzienie, zawsze można odciąć kończynę i liczyć, na to, że wirus się nie przemieścił, ale w niektórych wypadkach, gdy tego zrobić nie można, zazwyczaj popełniane jest samobójstwo, a jeśli ktoś nie ma odwagi, jedno z nas musi mu w tym pomóc. Nie łatwo zabić człowieka, z którym pracowało się kilka miesięcy, który w mieście ma rodzinę, albo zaczyna układać swoje życie.
- Możemy iść? - Na swoim ramieniu poczułam ciepło. Odwróciłam się, aby ujrzeć twarz Mobiusa, a zaraz za nim Hayato. Odetchnęłam głęboko, aby zaraz znowu nie wybuchnąć, przypominając sobie ten niewinny żart.
- Tak... Co Ci jest? - Zmarszczyłam brwi, gdy złapał się za swoje ramię. Czyżby to wcale nie był żart?
- Bark, lekko wybity, ale już nastawiony. Łańcuch nieco mi go uszkodził - Wyjaśnił krótko.
- Ty mu nastawiałeś? - Zapytałam, spoglądając na złotookiego chłopaka. Skinął głową, jakby bał się, że i za to zacznę go wyzywać.
- Dobrze, że szybko zareagowałeś, im później tym bardziej boli - Mruknęłam tylko, wymijając ich - Idziemy, wszystko sprawdzone i zabrane - Dodałam kierując się do wyjścia.
Cała droga minęła stosunkowo dobrze. Kilka mniejszych zagrożeń, które szybko zostały pokonane przez moich towarzyszy. Nie lubiłam być kulą u nogi, ale ból przy większych ruchach wracał, przez co całe ciało cierpło. Zanim zostaliśmy wpuszczeni do miasta, każdy musiał zostać "zbadany", czy nie został ugryziony. Było to normalne, kontrolne sprawdzanie. W końcu, nikt nie mógł sobie pozwolić na to, aby po mieście chodził człowiek, który w każdej chwili może się zmienić. Przyszła kolej na mnie. Zaczęłam rozwiązywać bandaż, kiedy zauważyłam ciekawskie spojrzenia w moim kierunku
- No jeszcze czego, znowu zaczynacie ze swoją solidarnością?! Kobieta się rozbiera, to każdy patrzy, facet się rozbiera, to muszę wyjść, hipokryci! - Wzięłam jedną z zasłon, która leżała na stole. Jeden koniec podałam Mobiusowi, drugi zaś Hayato - Stańcie tyłem i biada wam, jak się spojrzycie - Zagroziłam, rozbierając się ze spokojem do końca, po sprawdzeniu ubrałam się i bez słowa poszłam do mini szpitala.
Niby wszystkie narządy, były w dobrym stanie, nieco gorzej było z kośćmi. Żebra może nie były popękane, ale bardzo poobijane, przez co musiały zostać nasmarowane, nie mówiąc już o tym, że przez tydzień mam nie wdawać się w żadne bójki, a więc i wychodzić nie mogę. Kilka bandaży i plastry wystarczyło.
Idąc w kierunku swojego mieszkania, zauważyłam Mobiusa, który masował swój bark, podeszłam do niego, stając dokładnie naprzeciwko.
- Powinieneś iść z tym do lekarza. Maść i leki Ci pomogą - Odezwałam się, starając ukryć wszelakie emocję.
- Przejęłaś się mną, czy tak bardzo doskwierał Ci ból? - Podniósł jedną brew z uśmiechem, na co tylko zmarszczyłam brwi.
- Coś mi wpadło do oka - Burknęłam. - Zresztą to już nie ważne, chwilowe zachwianie - Mruknęłam obojętnie, chcąc odejść.
- Musiałaś zgrywać bohaterkę? Gdybyś pozwoliła mi bardziej przemyśleć plan...
- Przemyśleć? Kiedy Ty chciałeś myśleć? Zanim cokolwiek byśmy wymyślili, on wyszedł by na zewnątrz. Zabiłby co najmniej połowę naszych ludzi - Podniosłam głos.
- Dlatego lepiej ryzykować własne życie? Gdybym w porę nie rzucił łańcuchem, musielibyśmy Cie zeskrobywać ze ściany!
- Przynajmniej nikt by Ci nie zrzędził nad uchem - Prychnęłam

- Mobius... - Kucnęłam przed nim, tak, że nasze twarze były naprzeciwko. Oparłam swoje czoło o jego, zmuszając tym samym, aby na mnie spojrzał. - Jesteś głupkiem - Uśmiechnęłam się - Na misjach nie możesz mnie lubić, powinieneś najpierw zadbać o swoje bezpieczeństwo, a dopiero później patrzeć na innych. Już Ci kiedyś mówiłam, jesteś za cenny dla tego miasta, może i dla mnie nieco też - Wzruszyłam ramionami
- Ale...
- Żadnych ale, mówię Ci to jako Twój dowódca. Żyjemy w świecie zombie, tutaj nie ma miejsca na lubię i nie lubię. Może, gdyby były inne czasy. Pilnuj swojej dupy, o moją się nie martw - Mrugnęłam do niego prostując się. Maść zaczynała chyba działać, gdyż ból zaczynał odpuszczać.
- Przeszkadzam? - Dopiero teraz zauważyłam Hayato, który patrzył na nas z ukosa.
- Nie, coś się stało? - Zapytałam, dosyć łagodnym tonem, który rzadko, kiedy u mnie występował.
- Nie wiemy co zrobić z niektórymi znaleziskami i masz to rozstrzygnąć, bo jedyni chcą to zabrać na własny użytek, a inni się nie zgadzają - Wyjaśnił, na co westchnęłam głęboko.
- Norma - Przeczesałam włosy - Mobius idź do lekarza, a Ty Hayato możesz odpocząć, albo iść ze mną, oglądać istny cyrk - Przechyliłam głowę podnosząc kącik ust.
Mobius, Hayato?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz