Zginie. Na pewno.
Siedziałam na murku paląc papierosy jeden za drugim, aż paczka była
pusta, a na horyzoncie pojawił się zachód słońca. Zniżyłam wzrok na
puste pudełko. Muszę wykombinować nowe, ostatnie pięć zostały spalone w
jeden dzień. To mój rekord. Muszę się uspokoić, bo zaraz tak się
uzależnię, że kiedy ich zabraknie, nie wytrzymam. Wyrzuciłam pudełko
przed siebie, powoli opadło na trawę. Zza drzewem coś stało, spojrzałam w
oczy temu czemuś. Jego usta wykrzywiły się w dziwnym grymasie, po czym
zombiak zniknął za zaroślami, a ja wstałam i wyciągnęłam ręce do góry by
się wyprostować. Lekko wygięłam się do tyłu i ziewnęłam przeciągle
zakrywając usta dłonią. Moja mała siostra zawsze wsadzała mi palce do
gęby, kiedy ziewałam. Zawsze smakowała ziemią, brudną ziemią z prochami z
ludzi. Ohyda. Zawsze kazałam jej wyjść i umyć ręce, a potem mi je pchać
do gęby.
Wiedziałam, że chłopak nie wróci, a czekanie na niego jest bezsensowne. Z
tym, że chociaż ten dzień spędziłam w spokoju i ciszy, której nikt mi
nie zagłuszył. Cudnie. Ale czas wracać do siebie. Zeszłam z murku i
ruszyłam ku swemu domu. On zginął.
Usiadłam na łóżko z talerzem jedzenia, składającego się z chleba i
jajecznicy z kawałkami mięsa. Na popitkę zrobiłam sobie sok z truskawek,
który uwielbiam. W spokoju zjadłam kolację, która zniszczyła głód z
całego dnia. Pusty talerz odłożyłam na mały stolik znajdujący się jakieś
dwa metry ode mnie. Dotknęłam swojego brzucha. Chudy, za chudy. Może
mam anoreksje? Nie jadłam cały dzień, tylko kolację, która wyglądała jak
śniadanie. Cóż, za pół godziny zjem coś jeszcze, jeśli nie zasnę. I aby
do tego nie dopuścić wzięłam do ręki książkę. "Pan Mercedes" - koleś,
który podnieca się rozjeżdżając ludzi swoim mercedesem. Usiadłam po
turecku na łóżku.
Doszłam właśnie do zużytej gumki pod siedzeniem, kiedy drzwi do mojego pokoju się nagle otworzyły, a w nich stanął... Hayato?
- Tu siedzisz. Szukam cię po całym mieście, a ty... - wszedł głębiej i
spojrzał na mnie. - Czytasz książkę? - dokończył. Powróciłam do dzieła.
- Czyli jednak żyjesz - powiedziałam ignorując jego (chyba) pytanie. -
Założę się, że siedziałeś ciągle na drzewie i czekałeś na koniec dnia -
powiedziałam spokojnie kontynuując czytanie. Miałam bardzo podzielną
uwagę, to się przydawało, gdy miałam młodsza siostrę. Jednocześnie
czytałam i zwracałam na nią uwagę. Mimo tego zawsze próbowała mi wyrwać
książkę z ręki, abym z nią spędziła czas.
- Znowu chcesz przegrać? - zaśmiał się, nie zareagowałam. Zamknęłam za to książkę i na niego spojrzałam.
- Dobra, czego chcesz? - zakład to zakład, dotrzymuje słowa, chociaż
byłam w stu procentach przekonana, że zginie. Ale... to był dzień. Gdy
słońce jest na niebie trupiakom nie zbyt chce się łazić, chyba. W nocy
by zginął. I o to mogłabym się jeszcze raz założyć. Pod warunkiem, że by
całej nocy nie przesiedział na drzewie, tylko normalnie łaził po lesie,
jak to typowe nastolatki.
<Hayato?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz