czwartek, 31 sierpnia 2017

Megumi Shiki-Grabarz

Raz już umarłeś/aś, drugi raz to zguba, trzeci zabawa, czwarty śmierć, piąty życie wieczne.
Darmowy hosting zdjęć i obrazków
Imię&Nazwisko: Megumi Shiki
Wiek: 17 lat
Płeć: Kobieta
Orientacja: Hetero
Stanowisko: Grabarz.
Broń: Bicz z ostrzami oraz kosa.
Poziom: Początkująca 2 000 punktów
Sympatia: Na razie nikt.
Relacje: 
Aparycja:

  • Włosy: Kolor: Jasno różowe albo też ciemny różowy. Ozdoby na włosach: Wstążki oraz pasujące ozdoby do jej stroju. Długość: Może do bioder. Ponieważ zawsze ma związane w dwa kucyki.
  • Twarz: Oczy: Czarne z okazjonalnie świecącymi na czerwono tęczówkami. Czasem można zobaczyć ja w soczewkach. Cera: Ziemista. Usta: Ma drobne, które są zawsze pomalowane krwistą szminką. Nos: Drobny. Znaki szczególne: Brwi są pod kolor włosów, jej tęczówki, maja nietypowy kolor.
  • Ciało: Wzrost: 166cm. Waga: 40-44 kg. Ma niedowagę. Sylwetka: Jest szczupła, może wydawać się wychudzona. Ma pokaźnych rozmiarów biust. Ubiór: Ubiera się stylowo, oraz bogato. W różnych kolorach nosi ubrania. Nosi rękawiczki czasem takie, które nie zakrywają palców innym razem pełne. Na szyi ma biżuterie niekiedy kołnierzyki. Koturny.
Charakter: Jest nieczuła na ból innych. Gdy ktoś cierpi, zabije go. Ma kilka odruchów. Gdy zabija ma pusty wzrok. Nie odzywa się. Męczą jej koszmary. Jest w nich śmierć ich rodziców, siostra i ukochany, którego już nigdy nie zobaczy. Jest przepełniona bólem, smutkiem, żalem, wszystkim co pesymistyczne jest w niej. Kilka razy próbowała się zabić. Dokładnie pięć razy i za każdym razem była ratowana. Pierwszy raz została napadnięta i zadźgana nożem w plecy. No cóż nie fer, ale i tak żyje. Drug raz się powiesiła i została ponownie uratowana, trzeci raz podcięła sobie żyły, w ostatniej chwili ją uratowali. Zrzuciła się z mostu, przeżyła. Jakim cudem? Widać, że ma żyć. Piąty raz zombie miał ją zabić, lecz jej siostra ją osłoniła. Może wydawać się nieczuła. Kto by się czuł czuły gdy ukochany ginie na twoich oczach, potem rodzice i na koniec siostra też powoli. Jest chłodna, obojętna, widzi świat w czarnych barwach. Jest egoistyczna, sarkastyczna, chamska. Stara się być uprzejma, pomocna i szczera. Jest marzycielka, albo raczej była. Teraz często się zamyśla, chodząc po granicy krawędzi życia. Jest złośliwa, irytująca i sprawia kłopoty/problemy. Gdy się zdenerwuje jest jak chaotyczny morderca bez żadnych skrupułów. Jest impulsywna. Mówi to co myśli, nie zważając na przykrości innych. Jest wrażliwa, niekiedy łatwo ją urazić, ale nie pokazuje tego po sobie. Jest cierpliwa, zdecydowana, odważna, wytrwała… Tajemnicza.
Zainteresowania: Kocha swój klub, nikt nie wiedział co trzyma pod klubem. Ma tam swoje prywatne laboratorium. Gdzie tworzyła swoje nowe koktajle, ale teraz po epidemii bada krew zombie, i te wszystkie płyny. Jest tam schowek z rożnymi dziwnymi przedmiotami. Znajdzie się też miejsce na muzykę, pływanie, wyścigi, życie na krawędzi. Coś tam by się znalazło..

  • Mocne strony: 

- Szybka, zwinna i giętka. Wejdzie wszędzie nie ma ograniczeń.
- Ona nie panikuje, gdy jest w krytycznej sytuacji zastanawia się co można zrobić, aby z niej wyjść.
- Interesuje się śmiercią, dlatego jej wygląd jest taki, a nie inny. Za pomocą rodziców otworzyła bar pod nazwa „Witaj w grobie”.
- Skrada się genialnie, nikt jej nie usłyszy.
- Jej orientacja i pamięć się wiążą więc za nic się nie zgubi i nie zapomni o niczym.
- Lubi broń, ostra, baty, katany, noże, kosy. Każdego rodzaju, potrafi się posługiwać oraz potrafi zrobić broń.

  • Słabe strony:

- Nie lubi tańczyć, choć idzie jej znakomicie.
- Nie śpiewa.
- Nie lubi patrzeć gdy ktoś ginie. Osoba, którą znała albo zna.
- Nie potrafi zabić siostry.
Inne:
- Miała kiedyś swoją drugą połówkę, lecz został zabity na jej oczach.
- Jest niezwykle giętka. (jakby nie miała kości)
- Ma niedowagę.
- Można mówić do niej po nazwisku nie przeszkadza jej to.
- Miewa koszmary.
- Wytrzasnęła skądś lawną lampkę i ją ma.
- Czasem się wykrada i idzie do swojego klubu, lubi tamtejszy klimat.
- Przeprowadza eksperymenty.
- Miała rodziców, ale już nie żyją ich ma ich serca w słoikach oraz coś jeszcze. Jej siostra została ugryziona i powoli się zmienia. Jest ukryta, związana i nikt jej nie usłyszy ma zaledwie 11 lat.
- Ciężko zdobyć jej zaufanie. Nie jest to niemożliwe ale jest ciężko.
- Pali.
- Słucha muzyki, sama albo z siostra.
- Ma sekrety i tajemnice.
Właściciel: [Hw] Zenddi [E-mail] lidzia1108@gmail.com

Od Mobiusa CD Taiga&Hayato

Postanowiłem zrobić sobie drzemkę, ostanie dwie noce ciężko przechodziłem z niewiadomego mi powodu, byłem podenerwowany, za każdym razem gdy zamknąłem oczy, moje serce przyspieszało. Tym razem nie było inaczej, jednak nieułomnie zaciskałem powieki. Poczułem jak moje ciało oblewa zimny pot, gdy nagle usłyszałem huk, którego tak się zląkłem, że odruchowo podskoczyłem. Chociaż i tak serce dudniło mi jeszcze głośniej. Chwila, to nie serce. Skupiłem się i pokój wyżej słychać było nieregularne uderzenia. Po chwili do moich uszu doszedł męski zrozpaczony krzyk. Bez zastanowienia złapałem o opartą obok broń i pobiegłem w miejsce zamieszania. Skakałem co dwa schodki, lub trzy schodzi i chwilę później, dostrzegłem mężczyznę kurczowo trzymającego drzwi, które co jakiś czas z impetem drżały
- Co tu się dzieje? - Zapytałem kiedy byłem już obok mężczyzny
- Zombiak - Wyszeptał krótko, całe jego czoło było oblane potem, a cera jeszcze bardziej zbladła. Zacisnąłem zęby i pomogłem przytrzymywać drzwi
- Skąd się tam wziął? - Kontynuowałem pytania
- Najwyraźniej, mój współlokator jakoś ominął straże - Wydusił ciężko, przełykając ślinę tak, jakby w ustach miał milion igieł
- Ktoś jeszcze tam jest? - Kątem oka dostrzegłem białowłosego mężczyznę, który beztrosko przechodził przez korytarz  - Hayato! - Krzyknąłem, a ten stanął sparaliżowany, jednak zamrugał kilkukrotnie i uświadomił sobie kto go woła
- Co jest? - Powiedział nie wiedząc czy ma się cieszyć, czy raczej płakać, bo nie rozumiał co we dwoje przytuleni robimy przed drzwiami jednego z mieszkań
- Biegnij do Taigi i powiedz, że jest kod czerwony! - Rozkazałem, a ten bez zawahania z niewiarygodną prędkością ruszył w dół schodów - To jak, ilu ich tam jest? - Przez uderzenia mogłem stwierdzić, że jeden albo dwóch, na pewno nie więcej
- Jeden - Zacząłem powoli się uspokajać
- Tożsamość? - Zapytałem, a temu zadrżała warga, kochankowie? Tak więc najprawdopodobniej zaraziła się kobieta
- Stephen Morden - Żal w jego głosie był tak ogromny, że aż przeszły mnie ciarki. Jednak mężczyzna. Postanowiłem milczeć i dać chłopakowi czas na oswojenie się z myślą, że utracił kogoś ważnego. Kiedy zobaczyłem jeszcze jakiegoś faceta idącego nie daleko od razu zawołałem go do siebie
- Tak jest? - Zapytał widocznie poddenerwowany, jakbym miał zaraz go ochrzanić. Co ja dowódca jestem? W ogóle co za beztroska, kiedy widzisz się dwóch mężczyzn widocznie z czym walczącym po drugiej stronie drzwi
- Zamień się z nim - Machnąłem ręką, a Ci szybko wymienili sie miejscami. W końcu koleś zalewał się łzami i bez słowa zaczął odchodzić. Chciałem jeszcze coś powiedzieć, jednak zombiak po drugiej stronie stał się bardziej nachalny, zmuszając mnie do skupienia na drzwiach. Kiedy wróciłem wzrokiem do korytarza, mężczyzny już nie było. Zacisnąłem zęby, nie zapytałem go, czy nic mu nie jest. Chociaż nie dostrzegłem żadnych powierzchownych ran. Wtedy obok nas pojawiła się dowódczyni, która zajęła się całą sprawą. Skierowaliśmy się do szpitala. Widząc ogromną kolejkę, od razu odechciało mi się żyć
- No to poczekamy - Zaśmiał się Hayato, a Taiga wzruszyła ramionami. Gdyby to chociaż była kolejka po fit sałatkę, albo idealnie wyprane ubrania i pościele, a tak musimy iść do Aspena. Sama myśl o tym mężczyźnie sprawia, że chcę stąd uciec
- Trochę to potrwa - Westchnęła Taiga, jakby znudzona, a jesteśmy tutaj dopiero krótką chwilę
- Cieszyłbym się jakbyśmy załapali się jeszcze na obiad - Stwierdziłem z lecącą mi ślinką
- Chyba kolację - Prychnął Hayato, na co się również zaśmiałem. Chociaż na dłuższą metę miało to sens, przez co nie było mi już do śmiechu. Większość czasu spędziliśmy w milczeniu. Oczywiście co raz zagłębialiśmy się w mniej lub bardziej ciekawe rozmowy, jednak nie było możliwość dłużej ich przytrzymać. No tak, w końcu podczas misji, na których spędzamy już większość życia, komunikujemy się jak najrzadziej, by nie przykuć, niepotrzebnie uwagi czegoś, lub kogoś
- A czas mija, mija, mija - Zacząłem robić okrężne ruchy dłońmi, przy tym mając wyprostowane tylko wskazujące palce

Chyba wystarczająco mocno się nudziłem. Zauważyłem, gdy moje ruchy były już niekontrolowane. Nagle za plecami moich towarzyszy dostrzegłem mężczyznę z wcześniej, jednak jego ruchy były dziwne. Wyglądał jakby poszedł się nachlać, a teraz udawał, że nie miał w ustach ani grama alkoholu. Badał się już? Zmarszczyłem brwi i ruszyłem w tamtym kierunku
- Mobius? - Zdziwiła się Taiga, a ja odruchowo się odwróciłem. Reagowanie na jej komendy mam chyba już we krwi
- Zaraz wrócę - Uśmiechnąłem się szeroko i powędrowałem w zaułek, w którym przed chwilą zniknął mężczyzna. Kiedy się w niego zagłębiłem, nie mogłem nic dostrzec. Pusto. Wszystko wyglądało w porządku, jedna przez najbliższe dziesięć metrów nie ma skrętu, więc gdzie on zniknął? Pomyliłem zaułki?A może jestem przewrażliwiony? Westchnąłem i zacząłem pocierać energicznie oczy. Tylko nie mów Mobius, że zaczynasz szaleć. Moje ręce wróciły do dalszej luźno opadające egzystencji, czasami przytrzymującej swoją broń. Jakże wielkie byłe moje zdziwienie, kiedy zaledwie parę centymetrów od mojej twarzy, zobaczyłem mężczyznę, z oczami przypominającymi mgłę. Dopiero co się przemienił, więc nie wyczułem żadnego smrodu. Ku*wa. Stworzenie rzuciło się na mnie, powodując dość bolesny upadek na bruk. Z sykiem, zablokowałem szyję chłopaka, tak bym nie mógł szczękami dosięgnąć mojej twarzy. Cholera, silne bydle. Syknąłem, gdy niepokojąco szybko, odległość między nami malała. Był na mnie całym swoim ciężarem, przez co nie mogłem dostać się do żadnej z moich broni. Dodatkowo walące jak dzwon w kościele serce nie ułatwiało sytuacji. Kątem oka dostrzegłem połowę cegły. Ostatnia szansa. Stwierdziłem, gdy napór zombiaka był tak duży, że ciężko mi sie oddychała. Wolną ręką zacząłem sięgać do cegły. Ku*wa jak w filmach, brakowało mi zaledwie paru centymetrów. Wytężyłem wszystkie siły, by sunąć w tamtym kierunku moje ciało, chociaż o milimetr. Kiedy przerażająco zimny oddech tego czegoś spowił moją siłę, poczułem jakby wypełniła mnie ogromna siła. Chwyciłem cegłę i szybkim, mocnym ruchem walnąłem mężczyznę w łeb. Zleciał on ze mnie i upadł zaraz obok. Bez wahania wdrapałem się na jego ciało i zacząłem wbijać raz, za razem narzędzie w jego łeb. Krew rozpryskiwała się wszędzie dookoła. Moje ubrania przesiąknęły czerwienią, a na ziemi rozwinął się dywan. Z ciężkim oddechem wstałem ze zwłok. Dlatego wolę pistolety, mniej syfu, spojrzałem z obrzydzeniem na mój stan
- A więc nie ryczał bo stracił kochanka - Westchnąłem przeczesując włosy - Tylko dlatego, że został pogryziony - Mruknąłem, opierając się o ścianę i wyjmując papierosa z kieszonki, sprawnym ruchem go zapaliłem
- Co tu się stało? - Taiga spojrzała zaskoczona na leżące zwłoki z rozwaloną czaszką
- Zombiak - Powiedziałem z uśmiechem, zaciągając się
- Przecież w mieszkaniu miał być tylko jeden - Zmarszczyła brwi, a ja wypuściłem w jej kierunku sporą chmurę dymu
- Znalazłem go, gdy przetrzymywał drzwi - Zacząłem tłumaczyć - Był tak roztrzęsiony, że kazałem innemu kolesiowi go zastąpić, ale zanim zdążyłem zapytać go, czy nie został ugryziony, zniknął mi z oczu - Powiedziałem jakby zmęczony. Kobieta wyglądała na zdenerwowaną. No nic dziwnego, właśnie przed chwilą, beztrosko po Santari, chadzał sobie zombiak
- Rozumiem - Westchnęła - Dobra robota, wracajmy - Podeszła do mnie, patrząc mi w oczy, pod którymi rysowały się widoczne ciemne zagłębienia. Jestem tak śpiący - Megan potem się tym zajmie -Wskazała na zwłoki, a ja jedynie, odpowiadając delikatnym ruchem głowy, ruszyłem za dowódczynią. Kiedy wróciliśmy kolejka była jeszcze większa
- Zabij mnie.. błagam - Mruknąłem do kobiety, która z uśmiechem poprowadziła mnie gdzieś w głąb ludzi. Stał tam białowłosy przytrzymujący nam miejsce, był chyba trzeci, lub czwarty, nie wiem byłem zbyt szczęśliwy, by zwrócić na to większą uwagę - Hayato przyjacielu! - Rzuciłem się z łzami w oczach na mężczyznę, mocno go ściskając
- Złaź ze mnie, jesteś czymś cały uwalony - Mruknął białowłosy, kiedy wyczuł że lepią mu się ręce

<Hayato? Taiga?>

Od Taigi CD Mobiusa

Spojrzałam ze zmarszczonymi brwiami na mężczyzn. Czasami zachowują się zupełnie, jak dzieci i to te niedorozwinięte. Mimo to, wciąż chodziłam cała nabuzowana. Nie chciałam, żeby szedł na taką wyprawę sam, kurwa wiedziałam, że zacznę się o niego martwić, ale dlaczego nastąpiło to tak szybko? Najwidoczniej upojna noc, tylko pogłębiła ten stan. Miałam teraz ochotę wszystkich zabić, a co będzie jeśli już wyjdą? Przecież na głowę dostanę, albo zamknę się w pokoju i nie wyjdę z niego do momentu, aż nie wrócą. Skupiłam się na grupie, która ustawiała się przy Mobiusie. Mój wzrok przykuł jeden mężczyzna. Pamiętałam go z ostatniej misji. Jego noga bardzo ucierpiała i miałam wrażenie, że wciąż kuleje. Wpadłam na iście szatański pomysł. Podeszłam do niego niespodziewanie odciągając go na bok.
- Co jest do... - Spojrzał na mnie i wyraz jego twarzy zmienił się o 180 stopni - Pani dowódczyni... Coś się stało? - Zapytał już łagodniej, na co pokiwałam przecząco głową.
- Widzę, że noga wciąż się nie zagoiła - Spojrzałam na niego z udawaną troską - Twoja dziewczyna bardzo się martwi - Położyłam dłoń na karku.
- Trochę - Mruknął, odwracając wzrok. Strzał w dziesiątkę! Nawet nie wiem, czy w ogóle kogokolwiek w tym mieście ma...
- Nie chce Cię wysyłać na śmierć, zastąpię Cię w tej misji, a Ty odpocznij jeszcze kilka dni. W takim stanie mógłbyś być łatwą ofiarą - Podniosłam kącik ust. Jego zdziwienie nie miało końca, co tylko pogłębiało moją satysfakcję. Zgodził się bez oporu, odchodząc nawet nie powiadamiając o tym Mobiusa. Najwidoczniej bał się, że zaraz się rozmyślę. Z uśmieszkiem stanęłam obok Mobiusa, krzyżując dłonie na piersiach. Po kilku minutach mówienia o bezpieczeństwie spojrzał na mnie i zaczął się rozglądać, jakby dla pewności, że wszystko ma.
- Coś się stało? - Zapytał z uśmiechem, na co prychnęłam.
- Przed misją sprawdza się stan swoich żołnierzy, jeden z nich miał problemy z nogą, zastąpię go - Ciche westchnienie pozostałych ludzi, dawało mi do zrozumienia, że nie są zadowoleni z tego faktu. No tak, większość mężczyzn mnie nienawidziło z powodu mojej pozycji. W końcu jaki chłop chce słuchać kobiety, która ledwo co ma skończone 21 lat. Przeczesałam włosy rozczarowana, takim zimnym powitaniem.
- Czyli jednak się nie pobawię w dowódcę - Zaśmiał się, rozkładając ręce. Przewróciłam oczami, zwracając się do niego, a także do pozostałych.
- Tak, jak mówiłam. Zastępuje żołnierza, a więc zajmuje jego miejsca, a tym samym pozycję. Wcześniej było zaplanowane, że Mobius dowodzi i to nie podlega dyskusji. Jednak to nie zmienia faktu, że będę przyglądać się Twoim działaniom, aby móc ocenić, czy możesz brać udział w takich wyprawach - Wytłumaczyłam i spojrzałam kątem oka na białowłosego - Tylko nie przeginaj z tą władzą - Mruknęłam cicho i poszłam w szereg, gdzie powinien stać mężczyzna. Najwidoczniej odpowiadał mu taki układ. Droga do willi, minęła spokojnie. Mobius dobrze rozdzielił grupę i ustawił ludzi. Kilku zabitych zombie i nic poza tym. Stanęliśmy przed ogromną willą, która była zniewalająca. Jeszcze 3 lata temu, nawet bym nie pomyślała, że do takiego domu wejdę, a co dopiero, że będę po nim myszkować. Każdy dostał swój sektor, aby na razie sprawdzić pomieszczenia i w razie problemu zabić zagrożenie. Kiedy mniejsze zombie czy jakieś stonogi zostały zabite, mogliśmy skupić się na rozejrzeniu, a także pozabieraniu wszystkich najważniejszych rzeczy. Porobił małe grupki po dwie osoby. Dziwnym trafem szłam właśnie z nim. Weszliśmy do jego pokoju, który okazał się sypialnią. Wielkie łóżko, a także kilka szafek, które ładnie się komponowały. Otworzyłam jedną z nich przebierając w ubraniach. Chyba nie ma nic złego w tym, jeśli znajdę coś dla siebie? Rozmiar idealnie się zgadzał, dzięki czemu miałam z czego wybierać.
- Mieliśmy szukać jedzenia - Zaśmiał się widząc mnie.
- Oj spokojnie, 5 minutek - Uśmiechnęłam się, pakując niektóre rzeczy do swojej torby.
- Wiesz, że teraz to ja jestem dowódcą i mogę Ci tego zakazać - Z uśmiechem złapał mnie za ramię przygniatając do ściany. Z uśmiechem złożył pocałunek na moich ustach. - Aż tak się martwiłaś? - Podniósł jedną brew, moja dłoń znalazła się na jego torsie i uśmiechnęłam się pod nosem.
- Chodziło mi wyłącznie o ubrania, na misjach mamy zachować dystans pamiętaj - Cmoknęłam go ostatni raz i wróciłam do szafy. - Ogólnie, nie zdziwiło Cię nic? - Spojrzałam na niego, gdy zarzuciłam torbę na swoje plecy.
- Zbyt czysto czyż nie? - Usiadł na łóżku, gdzie skinęłam głową - Zauważyłem to już w kilku pomieszczeniach.
- Zazwyczaj ludzie rzucają wszystko, szukają czegoś do obrony, albo pakują rzeczy i uciekają. Tutaj wszystko jest w idealnym stanie - Oparłam się o ścianę.
- Mobius, Taiga szybko do piwnicy! - Głos jednego z naszych ludzi, sprawił, że rzuciliśmy wszystko i łapiąc za broń pobiegliśmy na dół, gdzie byli już pozostali. Dwóch z nich wybiegło, popychając nas. Otworzyli drzwi, a do nas dotarły odgłosy wymiotowania. Spojrzałam na chłopaka zaskoczona, na jego twarzy malowało się obrzydzenie. Piwnica była ogromna. Znaleźliśmy w końcu pomieszczenie, do którego każdy najwidoczniej bał się wejść. Złapałam mocniej za katany. Widok, jaki nas zastał sprawił, że sama przyłożyłam rękę do ust oraz nosa. Zapach był gorszy niż palące się ciała. Zauważyłam, jak Mobius przykłada dłoń na ust, aby nie wypuścić swojego śniadania. Przed nami znajdowały się trzy ciała, które były już w trakcie dobrego rozkładu, leżały tutaj minimum kilka miesięcy. Ich wnętrzności były powyżerane, a puste spojrzenie skierowane w naszą stronę, jednak nie to było najgorsze. Mężczyzna siedział pod ścianą, trzymając w dłoniach małe dziecko, które nie mogło mieć więcej niż 5 lat. Wyciągał kolejne organy wkładając do swoich ust.
- Zombie? - Wydusił z siebie Mobius. Zmarszczyłam brwi, nic nie wskazywało na to, aby był zakażony.
- Nie. Psychika mu siadła. - Spojrzałam na półki, które świeciły pustaki, a gdzieniegdzie leżały słoiki- To musi być jego rodzina, pewnie ukryli się, ale jedzenie im się skończyło....
- Zjadł swoją rodzinę, żeby przeżyć  - Dokończył za mnie, odwracając się. Cóż, takie widoki i zapachy nie są dla niego.
- Jakim trzeba być pojebańcem - Krzyknął jeden z naszych ludzi, trzymając się za brzuch. Każdemu robiło się niedobrze na samą myśl o tym, a gdy dochodziły do tego zapachy i widoki... Nawet, ja miałam odruchy wymiotne.
- W tych czasach, każdy dba o siebie, nawet kosztem własnej rodziny - Wyciągnęłam od Mobiusa jeden z jego pistoletów, wydając w jego stronę kilka strzałów w głowę. Nawet nie było sensu podchodzić i rozmawiać, tacy ludzie pomimo iż na zewnątrz byli jeszcze normalni, to w środku już dawno stali się tymi bestiami, z którymi walczymy na co dzień. Bez mrugnięcia okiem, zamknęłam drzwi, oddając broń. Wszystkie spojrzenia skierowały się w moją stronę - No co? Chcieliście może podejść i z nim gadać, żeby i na was się rzucił? Ktoś to zrobić musiał - Wzruszyłam ramionami, idąc na górę, aby zabrać swoją torbę i dokończyć poszukiwania. Z zewnątrz każdy mógł pomyśleć, że mnie to nie ruszyło, ale w głębi byłam tym równie zszokowana, jak inni. Sama miałam, kiedyś rodzinę, byłam normalną dziewczyną. Nie wyobrażam sobie skończyć zjedzona przez kogoś z mojej rodziny. Nie wiem czy to co zobaczyłam przed chwilą, kiedykolwiek mnie opuści. Takie obrazy, jak na złość pozostają w głowach. Teraz najchętniej wtuliłabym się w Mobiusa, poczuła jego zapach i ciepło, ale nie mogłam. Nie tutaj, nie gdy jesteśmy na misji.

Mobius?

środa, 30 sierpnia 2017

Od Mobiusa CD Taiga

- Halo, już ósma - Usłyszałem melodyjny głos i kiedy moje oczy przebiły się przez rażące słońce, dostrzegłem czerwonowłosą piękność - Dawno po śniadaniu, odchudzasz się? - Uniosła jedną brew, patrząc na mnie jak na jakiegoś małego pieska
- Ku*wa - Mruknąłem, patrząc na niechodzący zegarek na ścianie. Do tej pory nie wiem po co tam jest, ale się przyzwyczaiłem do jego towarzystwa - Czyli będę jeść dopiero za sześć godzin - Mruknąłem wbijając twarz w poduszkę, na samą myśli robiłem się głodny. Po chwili poczułem zimną dłoń Taigi na swoim ciele
- Masz szczęście, że spamowałam na wynos Twoją porcję - Kiedy to usłyszałem, spojrzałem błyszczącymi oczami na kobietę -  Tak, tak ani grama tłuszczu - Zaśmiała się, a ja z uśmiechem wtuliłem w jej piękne, drobne ciało. Było idealne, tak jakby stworzono je by była właśnie w moich ramionach
- Nie zakryłaś ugryzień - Zauważyłem po chwili ze zdziwieniem
- Jakbym chodziła w szalach, byłoby więcej szumu - Westchnęła, przy okazji dość mocno czochrając mnie po głowie, jakby dając znak, że to kara za wszystkie malinki
- Wiesz, z chęcią schrupałbym coś innego - Przesunąłem językiem po ugryzieniach, a dziewczyna delikatnie zadrżała
- Dopiero co to robiliśmy - Westchnęła z uśmiechem i przykładając dłoń do mojego czoła, zaczęła mnie odpychać - Lepiej trochę zjedz - Podała mi opakowanie, owinięte folią. Zacząłem powoli je rozwijać by ujrzeć świeże pomidory i biały ser, aż prawie poszły mi łzy z oczu na ten piękny widok
- Pierwszy raz przynosisz mi jedzenie do łóżka - Zauważyłem, kiedy na mojej twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech
- I ostatni - Prychnęła, marszcząc brwi, jakby dopiero zauważyła, że zaczęła traktować mnie inaczej. W końcu jeszcze jakiś czas temu, zwyczajnie zostawiła by mnie bez żarcia i przysłała kogoś bym ruszył dupe do biura z mapami, bo jako jedyny mam do niej klucze
- Czuję się kochany - Powiedziałem wyszczerzony, a dziewczyna usiadła koło mnie i bez żadnego słowa wpoiła się w moje usta. Uwielbiałem jej pocałunki i ten szalony taniec naszych języków, lecz musiałem oderwać kobietę od siebie - Musisz przestać, albo zrobię się twardy - Zaśmiałem się, a Taiga przewróciła oczami
- Wstawaj - Rzuciła mi zabójcze spojrzenie - Dzisiaj wyruszasz do rezydencji - Stwierdziła jakże oschle
- A dzień tak pięknie się zaczynał.. - Westchnąłem ciężko i zobaczyłem jak kobieta kieruje się do drzwi - A całus na pożegnanie? - Zapytałem najsłodziej jak potrafiłem, a Taiga spojrzała na mnie kątem oka
- Przecież już dostałeś - Zauważyła z uśmiechem i opuściła moje mieszkanie. Nagle całego wypełniło mnie szczęście i rzuciłem się do tyłu z radosnym okrzykiem. Lecz zapomniałem, ze na kolanach mam swoje jedzenie, które podskoczyło do góry i wylądowało na szczęście odpowiednią stroną na ziemi.
- Było blisko.. - Wyszeptałem i podniosłem biały ser z pomidorami, by zaraz się nimi rozkoszować. Najedzony, uczesany, czysty i ubrany wyszedłem na ulicę, by zauważyć, że całe miasteczko jest pełne szmerów. Zaciekawiony podszedłem do najbliższej grupy, liczącej czterech mężczyzn - O czym dzisiaj tak głośno? - Zapytałem uśmiechnięty, a cała zgraja podskoczyła, nawet mnie pajace nie zauważyli, tak byli zajęci sobą, a powinni teraz przeczesywać miasto
- Nie widziałeś? - Zachichotał jeden - Jakiś kretyn przeleciał dwódczynie, jest cała w malinkach i ugryzieniach, jakby się bał, że inny idiota będzie chciał dobrać się jej do majtek - Mój uśmiech zadrżał, a a głowie pojawiła się żyłka. Zacząłem odchodzić powoli, by nie zrobić nic nieodpowiedniego
- Hej!  Mobius, już idziesz?! - No nie wytrzymam. Złapałem za moją broń z tłumikiem i bez ostrzeżenia strzeliłem im serią po nogach, na co zaczęli tańczyć kankana. Kiedy skończyłem podszedłem z szerokim uśmiechem
- Pełno tu idiotów takich jak wy, dlatego, jak położycie na niej łapy, nie zawaham się strzelić wam kulki w łeb - Powiedziałem z wyraźnie słyszalną groźbą w głosie
- Co to za hałasy? - Odłożyłem broń, tak by na uchwycie swobodni zwisała z mojego ramienia. Kiedy obróciłem się na pięcie dostrzegłem dowódczynie, na której widok się rozpromieniłem
- A takie tam zabawy - Roześmiałem się, drapiąc z tyłu głowy
- Rusz dupe, ludzie czekają, a ty się bawisz w strzelanie - Burknęła, ah stara dobra Taiga - Cisz się, że masz tłumik w innym przypadku, inaczej byśmy rozmawiali -  Warknęła oschło i mnie minęła, a gdy to robiła puściłem jej oczko. No to czas na wyprawę!

< Tai? >

Rozdanie

Zanim pojawi się tutaj rozdanie punktów, chciałabym wygłosić kilka informacji :)
1. Od 31.08. Będę przez jakiś czas nieobecna (Mam nadzieję, że nie potrwa to długo). Będę dostępna co jakiś czas na czacie, ale nie będę mieć możliwości dodawania postów, dlatego proszę wszelkie opowiadania wysyłać do Mobiusa. Howrse: talon, gmail: bystan666@gmail.com
2. Dobiliśmy na blogu już 100 post. Dziękuje wszystkich za zaangażowanie i mam nadzieję, że będzie coraz lepiej ^^

A teraz czas na punkty :>
Taiga Nagiko: Napisane 9 opowiadań + wykonanie 1 questa.
Wynagrodzenie: 17 000 punktów 
Mobius Brandford: Napisane 6 opowiadań + wykonanie 3 questów, 20 awatarów, 11 stempli. 
Wynagrodzenie: 22 000 punktów + awans na 8 poziom
Midori Daishi: Napisane 1 opowiadanie
Wynagrodzenie: 1 000 punktów + awans na 2 poziom
Hayato Igarashi: Napisane: 4 opowiadania 
Wynagrodzenie: 5 300 punktów + awans na 6 poziom
Siegrain Rainers: Napisane 4 opowiadania 
Wynagrodzenie: 4 200 punktów + awans na 4 poziom
Milan Buchanan: 1 opowiadanie 
Wynagrodzenie: 1 300 punktów + awans na 3 poziom
Rin Raye White: Napisane 1 opowiadanie 
Wynagrodzenie: 1 200 punktów  + awans na 2 poziom
Megan Blackburn: Napisane 2 opowiadania 
Wynagrodzenie: 2 400 punktów
Olivia Triss Merigold: Napisane 1 opowiadanie 
Wynagrodzenie: 2 000 punktów + awans na 2 poziom

Od Taigi CD Siegrain'a

Kolejne niedomówienia, które trzeba było trzeba sprawdzić. Czasami mam wrażenie, że nawet nie mogę się najeść w spokoju. Żując bułkę, starałam się zrozumieć, jaki mają dzisiaj problem. Niestety nie rozumiałam nic oprócz nieznaczącego krzyku i zwalania na siebie win. Zamrugałam kilka razy powiekami, będąc w pełni podziwu dla ich zaangażowania. Byli gotowi wyciągnąć broń i zacząć ze sobą walczyć, dla jednego batonika z orzechami. Złapałam w ręce małe opakowanie. Były to zaledwie dwa kęsy. Rozpakowałam batonik i na ich oczach zjadłam. Rzuciłam papierek na stół, przełykając czekoladę.
- Nie ma batonika, nie ma kłótni. Gdybyście trochę pomyśleli i przedzielili na pół, każdy coś by z tego miał, tak nikt nic nie ma. Może się nauczycie, żeby nie przyłazić do mnie z byle gównem - Warknęłam, odchodząc od tych idiotów. Nawet nie wyszłam z małego pomieszczenia, gdy usłyszałam krzyki następnej kłótni, tym razem o to, kto mnie kazał wezwać. No po prostu idioci. Zezłoszczona, a raczej znudzona takimi interwencjami wróciłam do mieszkania, mając nadzieję na chwilę spokoju. Przeliczyłam się. Pierwsze co mnie zaniepokoiło, to uchylone drzwi. Złapałam ostrożnie za katanę, wchodząc do środka. Widok jaki zastałam zmroził mi krew w żyłach. Zastanawiałam się czy powinnam się śmiać czy płakać. Pomyśleć, że tamtych gości nazwałam idiotami, tuż przede mną najwyraźniej był ich król.
- Mogę wiedzieć co Ty robisz w mojej sukience? - Westchnęłam. Nie miałem nawet siły, żeby krzyczeć, czy wymachiwać kataną. Szczerze? Szkoda było mi ostrza, na takiego kogoś.
- No bo ja... - Zaczął patrząc na mnie błagalnym spojrzeniem
- Szkoda mi słów - Machnęłam na niego ręką - po prostu to ściągnij i spadaj, pókim dobra i spokojna.
- Chciałbym... Ale się zaklinowałem, dobrze jakbyś to rozcięła - Mruknęłam, jeszcze raz szarpiąc za materiał, za co oberwał w tył głowy.
- Nie szarp! Powaliło Cię?! Nie dość, że buszujesz mi po szafach, to jeszcze każesz mi ciąć moje ubrania?! Wiesz, ile ja przeżyłam, żeby to zdobyć! Nie pozwolę, żeby przez jednego zidiociałego faceta to poszło na marne - Nadęłam policzki po czym wzięłam głęboki oddech.
- No dobra, dobra. To mi chociaż pomóż. - Zacisnęłam zęby ze złości, jednak podeszłam do niego, aby pomóc z materiałem. Jeśli teraz bym zaczęła go okładać, to cała kreacja zostałaby zniszczona. Po kilku minutach szarpania i rozmyślania, został uwolniony, a moja rzecz ponownie znalazła się w szafie. - Po co Ci tego tak dużo? I tak ciągle chodzisz w jednym - Zauważył, przez co nadepnęłam go z całej siły na stopę.
- Nie igraj ze mną, a jeśli masz jakieś dziwne odchyły i fetysze, to szukaj ubrań gdzie indziej! - Złapałam go za kurtkę, chcąc wywalić z mieszkania. Zanim złapałam za klamkę, ktoś zaczął do nich pukać. Z westchnięciem puściłam bruneta i otwarłam drzwi. Za nimi stała białowłosa dziewczyna, która wróciła z ostatniej nielegalnej misji, pozbywając się aż 6 ludzi!
- Nie wiem co chcesz, ale to nie jest odpowiedni moment, radzę wyjść - Powiedziałam od razu, widząc jej wzrok.
- Ale to dosyć ważne. Chce wszystko wyjaśnić... - Złapała się za ramię na co westchnęłam głęboko. Wspaniały dzień.
- Czekaj to Ty jesteś Olivia co nie? Dziewczyna, która była na nielegalnej misji, no nieźle - Sieg skrzyżował ręce na piersi i podniósł kącik ust.
- Widzę, że nic się nie uchowa - Dziewczyna spojrzała na mnie z takimi wyrzutami, jakby pozabijała jej całą rodzinę z uśmiechem na ustach.
- Na stołówce dużo o tym gadali, nie dało się nie usłyszeć - Wzruszył ramionami.
- Jednym z zadań dowódcy, jest nierozpowiadanie wszystkim o rezultatach wypraw. Co chcesz? Nie mam zamiaru stać tutaj długo, a zapraszać też Cię nie będę - Powiedziałam wprost. Wiem, że każdy będzie uważać, że to nie jej wina, że nikt nic nie wiedział, ale obowiązkiem każdego, jest zadbać o swoje bezpieczeństwo, nawet przed podróżą. Mijałyśmy się nie raz, Mobiusa też spotykała często, mogła przyjść, zapytać, dopytać. Wielu ludzi tak robi, nawet jeśli te pytania słyszałam ju setki, tysiące razy to i tak odpowiadam na nie za każdym razem, nie robiąc nikomu wyrzutów, że przyszedł. Nie wierzę, że nikt nic nie zauważył. Jak można pominąć fakt chociażby pożegnania? Za każdym razem ktoś przychodzi, aby dać pożegnanie w razie, gdyby coś poszło nie tak. Można by to nazwać ostatnim namaszczeń, aby każdy w zgodzie mógł odejść, w przypadku najgorszego.
- Chodzi o to, że my naprawdę nic nie wiedzieliśmy. Wszystko wyglądało dobrze, jakby było dopięte na ostatni guzik - Wyjaśniła z poważną mimiką.
- Dobrze powiedziane "jakby". Nie wiem, jak można być tak głupim i nie zauważyć, braku taktyka. Zawsze to Mobius tłumaczy całej grupie gdzie mają iść, jeśli już zapadanie zgoda na ich wyjście - Skrzyżowałam dłonie, piorunując ją wzrokiem - Może i nie jesteś winna ich śmierci, ale to i tak durne, że jako nowicjuszka pomyślałaś, że ktokolwiek w tym mieście wyrazi zgodę na tak daleką podróż - Fuknęłam.
- Nie musisz być tak ostra. W końcu, jak sama mówiłaś to nie jej wina, poza tym nie wiedziała - Sieg wtrącił się w naszą rozmowę.
- Nie wtrącaj się. To nie dotyczy Ciebie. Jeśli to wszystko to obydwoje możecie iść do siebie.

Olivia, Sieg? :D

Od Taigi CD Mobiusa+18

Owinęłam nogi wokół jego tali, napawając się chwilą. Nigdy nie miałam tak silnych doznań, jak w tej chwili. Tak dawno, nie byłam z żadnym mężczyzną, że zapomniałam już, jakie to cudowne.

Od Mobiusa CD Taiga +18


Od Siegrain'a CD Taigi


Spojrzałem na dziewczynę i westchnąłem. Wizja pysznego jedzenia była bardzo kusząca. Przyjąłem jej pomoc i podniosłem się ziemi. Wciąż to całe miasto mnie przerażało. Oczywistym był fakt, że nikomu stąd nie zaufam. Przez kilka miesięcy nauczyłem się, że lepiej liczyć tylko na siebie.
- Pośpiesz się wreszcie! - zawołała Taiga uśmiechając się lekko. - Naprawdę jestem głodna.
- Ja też. - mruknąłem. - Jakbyś oddała mi swoją porcję to przynajmniej ja bym najadł się do syta. A tak oboje będziemy najedzeni tylko w minimalnym stopniu.
- To może na odwrót? Ja zjem twoją porcję i będzie w porządku. - stwierdziła.
- Za paczkę ciastek może bym się zgodził... - zamyśliłem się przez chwilkę.
- Co masz z tymi ciastkami?! - zapytała. - Ciągle mi je zjadasz...
- Bo są przepyszne. Lepsze od kawałka spleśniałego chleba, którym żywiłem się przez ostatnie dni zanim tutaj trafiłem. - mruknąłem. - Nigdzie nie znalazłem nawet kawałka czekolady!
- To naprawdę przykre... - westchnęła teatralnie. - Ale co mnie to obchodzi? Sam załatw sobie słodycze, gdy znajdziesz się poza murem.
- A oddasz mi katanę? - popatrzyłem na nią z nadzieją.
- Nie zaczynaj... - ostrzegła.
Dotarliśmy do stołówki. Akurat zaczynało się robić tłoczno, więc szybko odebraliśmy swoje porcje jedzenia. Po posiłku Taiga gdzieś zniknęła. Jak zwykle zresztą. - pomyślałem. Z powodu doskwierającej nudy wybrałem się do mieszkania Taigi. Jak już zdążyłem się wcześniej przekonać, drzwi zawsze są otwarte. Brzmi to jak zaproszenia dla mej osoby.
Sam w swoim mieszkaniu nie miałem nic oprócz rozwalającego się materaca i strzępka materiału, który miał posłużyć jako koc. Za to u czerwonowłosej było mnóstwo interesujących rzeczy. Właśnie zatrzymałem się przed drzwiami do jej mieszkania. Zapukałem i nie słysząc odpowiedzi, wszedłem do środka.
Od razu przeszukałem szafki w poszukiwaniu ciastek, lecz ich nie znalazłem. Sprytna bestia. - pomyślałem. Specjalnie zmieniła skrytki ze słodyczami. Gdy otworzyłem kolejną szafkę napotkałem znajomy kostium dziewczyny. Pamiętam jak przebrała się w to różowe wdzianko. Chyba bardzo je lubiła, skoro musiała o nie walczyć z zombie. Ja w życiu bym tego nie nałożył. Co jest ciekawego w noszeniu czegoś takiego? To byłby świetny kostium na karnawał. Oprócz tego stroju były jeszcze inne. Wyobraziłem sobie czerwonowłosą w tym stroju i w kolejnym.


Obejrzałem się za siebie i zauważyłem, że wciąż nikogo nie ma. Było by naprawdę źle, gdyby Tai wparowała do swojego mieszkania i po raz kolejny zastała mnie w nim. W końcu byłem nieproszonym gościem.
- Ciekawe, czy ten kostium jest naprawdę taki wygodny... - mruknąłem pod nosem.
Zdjąłem górną garderobę i zacząłem wciskać się w różowe wdzianko. Przecież mogłem przymierzyć je wszystkie. To będzie dopiero zabawa. - pomyślałem. Zatrzymałem się w połowie zakładania ubrania. Byłem za duży, aby wejść w nie. Utknąłem z rękami w górze. Niedobrze. - pomyślałem zaczynając się szarpać.
Tai?

wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Mobiusa CD Olivia

- Oho? - Uśmiechnąłem się szyderczo i podszedłem bardzo blisko dziewczyny, że musiała unieść całkowicie głowę do góry, by patrzeć mi w oczy -  Masz tupet dziewczynko - Fuknąłem - Z tego co wiem wasza wyprawa była nielegalna, nikt nie pozwolił wam wyruszyć, nikt się ze mną nie kontaktował, po prostu sobie pojechaliście, do tego ukradliście kilka moich map - Zmarszczyłem brwi, gdy dziewczyna z niedowierzania zastygła wpatrując się w moją klatkę piersiową - Ciesz się, że dowódczyni nic nie wie smarkulo - Złapałem za jej podbródek i uniosłem go do góry - Biorę śmierć części waszej grupy na siebie, mimo że to wasza pieprzona głupota zabiła połowę z was - Patrzyłem w jej oczy, które zrobiły się szklane - Więc najlepiej zacznij myśleć, jak chcesz mi się odwdzięczyć - Ominąłem kobietę wychodząc z pomieszczenia. Ma kobieta tupet. Podminowany ruszyłem w stronę mieszkania dowódczyni, nieźle mi się oberwie. Już w głowie słyszałem jej krzyki. Na samą myśl zazgrzytałem zębami. Może byłem trochę za szorstki? Z jakiegoś powodu, odkąd zaczęło mi się układać z Taigą nie czuję potrzeby bycia nad wyraz miłym. Chociaż tym razem mam wrażenie, że przesadziłem. To, że kobiety już mnie tak nie przyciągają swoim ciałem, nie znaczy, że muszę być dla niej dupkiem, w końcu w poległych mógł być ktoś jej bliski
~~~
- Coś ty zrobił?! - Wrzasnęła Taiga. Nie.. jednak nie byłem zbyt szorstki dla tamtej laski - Puściłeś tylu ludzi na pewną śmierć? Pojebało Cie?! - Kobieta chodziła w kółko po pokoju, próbując zrozumieć co mną kierowało
- Każdy popełnia błędy - Westchnąłem ciężko
- Każdy, ale nie ty! Nie takie banalne! - Chwyciła mnie za koszulę, chcąc podnieść do góry, jednak jestem troszkę za wysoki
- Już, już uspokój się - Powiedziałem z uśmiechem, głaszcząc ją po głowie
- Jak mam być spokojna!? - Warknęła, siadając na swoim miejscu i zaciskając z całej siły pięści. Była nie tylko wściekła, ale też załamana. Widząc ją w takim stanie, chciałem ją przytulić, jednak Taiga dokładnie wyznaczyła mi granice i nie mogliśmy w takich momentach łączyć naszych prywatnych relacji
- Dowódczyni - Usłyszałem nagle kobiecy głos, wraz z Taigą spojrzeliśmy w tamtym kierunku, gdzie stała niska białowłosa dziewczyna - To nie wina taktyka - Zacisnęła pięści, a jej twarz wyglądała tak, jakby miała zaraz płakać - Wyruszyliśmy bez waszej wiedzy - Zadrżał jej głos, a ja z podziwem patrzyłem na dziewczynę. Uśmiechnąłem się szeroko, dawno nikt mnie tak nie zainteresował, pomijając moją drogą kochankę
- W końcu rośnie nam tutaj porządne pokolenie - Powiedziałem do dowódczyni, która zawistnie spiorunowała mnie wzrokiem. Ona ciężej przeżywa fakt, że zginęli nasi ludzi, ode mnie, tyle że ja zdążyłem już to sobie przyswoić
- Czemu to zrobiliście? - Zapytała Taiga, próbując się uspokoić
- Mnie i reszcie... wmówiono, że... - Jej głos drżał, no tak pewnie i ona się obwinia. Bez słowa podszedłem do dziewczyny i złapałem ją za ramię
- To nie Twoja wina - Uśmiechnąłem się szeroko i stanąłem za dziewczyną, mocno ściskając jej barki - Nikt prócz dowódcy ich grupy o tym nie wiedział, zrobili to potajemnie, zabrali konie, a z mojego biura zniknęły mapy. Najprawdopodobniej straż została przekupiona, albo meli coś z tym wspólnego - Wytłumaczyłem - Na szczęście wszystkie koniec wróciły całe i zdrowe, straciliśmy tylko jednego - Powiedziałem spokojnym tonem do Taigi, która już w głowie układała nowe rozporządzenia - Nie ma co się wyżywać na tych co przeżyli, nie mieli o niczym pojęcia, cieszmy się, że wrócili - Uśmiechnąłem się szeroko do dowódczyni, która pokiwała delikatnie głową, lecz złość widocznie malowała się na jej twarzy. Ja natomiast poprowadziłem niską dziewczynę do wyjścia i szepnąłem jej by na mnie poczekała na zewnątrz
- Kompletnie nie rozumiem co nim kierowało - Warknęła Taigia, przykładając splecione dłonie do czoła
- Chęć bycia kimś, a nie tylko zwykłym pachołkiem - Stwierdziłem opierając się o biurko dowódczyni
- Bycia kimś? - Uniosła jedną brew
- Dowódcą - Uśmiechnąłem się i podszedłem ponownie do drzwi - Jak spotkam go jako zombiaka, z chęcią przyniosę Ci jego głowę - Powiedziałem szczerząc się i opuszczając mieszkanie
- Nie mogę się doczekać - Odparła na koniec
Kiedy znalazłem się na korytarzu, zacząłem rozglądać się za białowłosą, która nie mało mnie wystraszyła stojąc zaraz za rogiem. Kobieta spojrzała na mnie szklanymi oczami, a jej wargi drżały
- Przepraszam - Spuściła głowę,  na co odparłem sprawnym rozciągnięciem się
- Zrobiłem się głodny, a ty? - Uśmiechnąłem się, kiedy dziewczyna spojrzała na mnie zwyczajnie, bez gniewu czy smutku - Wreszcie, wiem jak wyglądasz kiedy się nie złościsz, ani nie rozpaczasz - Zaśmiałem się, a kobieta od razu nabrała rumieńców - No chodźmy, bo zaraz będę wyżerał kamienie z ulicy! - Wykrzyknąłem rozbawiony

< Olivia? >

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Goro Shigeno-Zawiadowca




 Nigdy się nie poddawaj i walcz do samego końca aż opadniesz z sił!


Imię&Nazwisko: Goro Shigeno
Wiek: 19
Płeć: Mężczyzna
Orientacja: heteroseksualizm
Stanowisko:Zawiadowca
Broń: Piłka Do bejsbola , Pałka Metalowa do bejsbola , Korki wzmocnione na czubach
Poziom: Nowy 1 000 punktów
Sympatia: Brak
Relacje: 
Aparycja:
  • Włosy: średnia długość włosów ,czarne.
  • Oczy: Brązowe
  • Ciało:180 cm wzrostu 75 KG wagi , Szczupły , wysportowany
  • Znaki szczególne:Brak
Charakter: Zazwyczaj Goro jest miłym i opanowanym chłopakiem który ciężko pracował żeby dostać się do ligi Major . Jednak nie przyszło mu to łatwo często tracił nad sobą panowanie i do tej pory jest go bardzo łatwo sprowokować do bójki czy do kłótni jednak jak do tej pory wychodził z tego cało z powodu swojego wysportowanego ciała i ogromnej siły fizycznej . Po katastrofie jaka się wydarzyła jego charakter nie uległ zmianie dalej był wybuchowym i pełnym Energi chłopakiem który ciągle stawiał sobie nowe wyzwania . Co do kobiet jest raczej nieśmiały i jak jakaś kobieta mu wpadnie w oko zawsze cały się czerwieni . Jest totalnym idiotom , nie umie zbytnio zrozumieć uczuć innych osób a jeśli już się domyśli to robi się całkiem wyrozumiały co do innych , jak pozna ich historię lub dowiaduje się o ich uczuciach
Zainteresowania: Bejsbol , i chyba tylko to bo ten koleś to fanatyk
  • Mocne strony: Duża siła fizyczna , wysportowane ciało. 
  • Słabe strony: Czasem łatwo jest wyprowadzić go z równowagi , słaby jest w nauce z jego ciągłej pogoni za sportem. Ma zniszczony prawy bark z powodu kontuzji dlatego też lewą rękę ma mocniejsza. Nienawidzi przebywać w parkach rozrywki jak tylko wejdzie np. na karuzele robi mu się niedobrze.
Inne:
- Nie lubi przegrywać,
- Każdego wciągał w bejsbol aż do czasu katastrofy,
- Jak tylko wchodził na boisko od razu morale drużyny wzrastało,
- Po katastrofie dalej ćwiczy bejsbol w wolnej chwili w swoim mieszkaniu, ale niestety nie ma jak już grać co mu bardzo nie pasuje.
Właściciel: Shepard
Inne zdjęcia: Brak

Od Taigi CD Mobiusa+18

Nawet nie zdążyłam usiąść na kanapie, kiedy spostrzegłam, że zostawił jedną z map. Głupek, za kilka godzin będzie latać po całym pokoju i rozwijać wszystkie możliwe mapy w poszukiwaniu tej jednej. Zawinęłam ją i chowając wino, przed ciekawskimi, którzy czasami zaglądają do mojego mieszkania, wyszłam. Spacerkiem udałam się do mieszkania Mobiusa. Przez kilka minut stałam pod jego drzwiami, czekając aż mi otworzy. Zapewne bierze prysznic, przez co nawet nie słyszy mojego pukania. Weszłam do środka, gdzie od razu doleciał do mnie dźwięk ciężkiego, nieumiarkowanego spania.

Od Taigi CD Hayato&Mobiusa

Hayato, tak szybko jak wszedł, tak szybko wyszedł. Najwidoczniej zmieszany, a może nawet i rozbawiony całą tą sytuacją. W tej chwili żałuję, że kluczę są tutaj zabronione. Gdybym mogła zakluczyć te drzwi, uniknęłabym wielu problemów. Westchnęłam opierając się o niewielką szafkę, gdzie trzymałam apteczkę, a także dwa ręczniki.
- Tai... Hayato już poszedł, wszystko gra? - Zapukał cicho do drzwi. Zasłoniłam usta dłonią, jakbym chciała w ten sposób ukryć zażenowanie, a także czerwień na policzkach.
- Tak... Wszystko ok... Idź z nim, jesteś potrzebny - Mruknęłam, odkręcając wodę, aby przemyć twarz. Lodowata ciecz, dobrze mi zrobiła.
Kiedy w pokoju nastała cisza niepewnie wyszłam. Byłam już sama, na co odetchnęłam z ulgą. Wlałam resztkę wina do kieliszka, siadając na kanapie. Chyba pora zacząć ograniczać ten napój.
~Tydzień później~
 Wszystko wracało do normy. Wszelakie stosunki z Mobiusem przy innych ograniczałam do minimum, wolałam, aby nikt nie rozsiewał fałszywych plotek. Siedziałam przy wejściu, oglądając papiery, a także raporty składane przez innych. Większość była śmieszna. Nie wierzyłam, że w sklepie monopolowym, nie było żadnego alkoholu, czy też słodyczy, ale czemu się dziwić? Sama nie byłam lepsza. Widząc jakikolwiek smakołyk z truskawkami, albo wino, które idealnie sprawdzało się na te samotne wieczory z książkach, chowałam je w specjalną torbę, która była wyłącznie do mojego użytku. Współczułam tym, którzy przemycali jakieś butelki w spodniach. Nie raz tłumiąc śmiech, pozwalałam im przejść. W końcu tak bardzo poświęcali się dla jednego piwa, albo jakiegoś soku. Podpisując kolejny papier, poczułam chłodną rękę na ramieniu. Odwróciłam się z podniesiony brwiami, aby ujrzeć twarz Hayato. Jak zawsze, jego mimika nic nie zdradzała. Po czym można było go wyczuć to ruchy dłoni, a także układ stóp. Dobrze by się z nim grało w pokera. Zawsze ten sam wyraz twarzy, będę musiała go namówić na partyjkę. 
- Coś się stało? - Wróciłam wzrokiem do papierów, których nie zostało mi już za wiele. Wszystko musiało mieć swoje miejsce, i pomimo iż zdecydowanie wolałam chodzić na misję, gdzie trzeba walczyć, to i tak znajdywałam siły, żeby uporządkować papierki. 
- Tak jakby... Znaczy się, nie znam szczegółów, ale ktoś powiedział, że to kod czerwony i musisz natychmiast przyjść - Wyjaśnił, rozkojarzony... Kod czerwony.... Cholera! 
- Gdzie? - Wstałam gwałtownie, przez co krzesło przewróciła się z hukiem. 
- Zaprowadzę Cię, w jednym z mieszkań - Wytłumaczył idąc przodem. Złapałam za katany i kroczyłam obok niego. Znaleźliśmy się przed jednym mieszkaniem. Dwóch mężczyzn trzymało drzwi. Był tam również Mobius... No tak, to blok w którym mieszka, z pewnością usłyszał hałasy i przybiegł zobaczyć, o co chodzi. 
- Ile jest ludzi w środku? - Zapytał marszcząc brwi.
- Na szczęście tylko on - Wytłumaczyli nie puszczając drzwi. 
- Co to kod czerwony? - Złotooki w końcu wtrącił się do rozmowy patrząc na nas ciekawskim wzorkiem. No tak, nie mieliśmy jeszcze czasu wytłumaczyć mu wszystkich kodów. Przeczesałam włosy ręką, nabierając w płuca powietrze. 
- Zombie - Powiedział za mnie Mobius - W mieście - Dodał cicho - Wysłałem już ludzi, aby ogłosili alarm i przebadali wszystkich. Jeśli ktoś jeszcze jest, a chodzi po ścieżkach miasta, będzie źle - Spojrzał na mnie, na co zmarszczyłam brwi. 
- Kiedy do tego doszło? - Zapytałam bezbarwnym głosem. 
- Najprawdopodobniej jakoś uniknął kontroli po misji, zaszył się w pokoju, kiedy spostrzegliśmy co się dzieje, zdążyliśmy tylko wybiec - Wyjaśnił jeden z trzymających drzwi. Skinęłam głową. 
- Hayato masz broń? - Chłopak pokręcił jedynie głową - Mobius możesz mu dać swój pistolet? Ktoś musi iść z nimi do Aspena, byli najbliżej jego zanim doszło do przemiany, są najbardziej narażeni. W razie czego, wiesz co robić - Bez słowa skinął głowa, wykonując moje polecenia. 
- Mam wejść z Tobą? - Podniósł jedną brew, na co pokręciłam przecząco głową. 
- Wystrzel trzy kule w drzwi. Na wysokość głowy, powinien być mniej więcej mojego wzrostu. Wtedy dopiero otworzymy drzwi i dobijemy. - Wyjaśniłam cały plan, na co wyraził zgodę skinięciem głowy. Po trzech wystrzałach, uchyliłam kataną drzwi. Chłopak... Chociaż teraz już zombie leżał na ziemi. Wbiłam sztylet w kręgi, pozbawiając go głowy, dla pewności, aby nie wstał. 
- Chyba dobrze będzie przeszukać mieszkanie, jakby ktoś został - Wtrącił, stając tuż obok mnie. Cóż wyprzedził mnie
- Dobrze, idź przodem - Podniosłam nieco kącik ust, na co odpowiedział mi zaskoczeniem. Wierzyłam ludziom z miasta. Całe mieszkanie było czyste, przez co nasza "misja" zakończyła się sukcesem. Mam tylko nadzieję, że był to jednorazowy przypadek i pozostali są czyści. - Też musimy iść na sprawdzenie - Wyszłam z mieszkania omijając truposza. 
- Taiga... Mam prośbę - Spojrzał na mnie, na co przechyliłam głowę.- Jestem tutaj od dłuższego czasu, a wciąż nie mam swoich rzeczy, broni... Nie chce atakować, ale czuje się z nią bezpieczniej no i fajnie, jakby mi to oddano - Wyjaśnił. 
- I tak długo zwlekałeś, ja po tygodniu żądałam swoich rzeczy, a po kolejnych dwóch dniach sama je wykradłam - Zaśmiałam się krótko na to miłe wspomnienie - Po sprawdzeniu pójdziemy do składziku, wszystko powinno być na swoim miejscu... Oprócz jedzenia i leków, to zapewniam że zostało dane do naszych magazynów, ale byłeś o tym informowany. - Wytłumaczyłam kierując się z nim do szpitala, gdzie była już spora kolejka. 

Hayato, Mobius? Trochę krótko, ale nie miałam już pomysłu xDD

Od Mobiusa CD Taigi +18

- Rozumiem - Przeczesałem szare włosy - Jednak dobrze wiesz, ze nigdy bym Cie nie zostawił, już kolejny raz narażałem za Ciebie życie, czyż nie? - Uniosłem jedną brew, wpatrując się w kobietę
- Równie dobrze mogłeś robić to dla miasta - Na co się zaśmiałem
- Wiesz, że wielu z nich mam za śmieci, a tych co trzeba wziąłby se sobą - Wyjąłem papierosa z kieszonki i wsadziłem go do ust
- Pozbawiając ich godnego życia, jak na te czasy? - Zapytała kobieta, wyjmując papierowy rulonik z pomiędzy moich warg
- Lepiej pozbawić kogoś, godnego życia, czy samemu umrzeć? - Oparłem się wygodnie na kanapie, nadal zakrywając sprawnie bluzką moje krocze
- "Wielu z tych, którzy żyją... zasłużyło na śmierć. Niejeden też z tych, którzy zasłużyli na życie umarł. Czy możesz tym umarłym zwrócić życie? Nie szafuj więc śmiercią w imię sprawiedliwości, bo narażasz własne bezpieczeństwo" - Zacytowała kobieta, słowa które czasami zdarzało mi się powtarzać
- Mój ulubiony cytat z Władcy Pierścieni - Zaśmiałem się - Może i ty uważasz, że to co jest między nami nas osłabi - Westchnąłem i nasze spojrzenia się spotkały - Ale ja wiem, że to będzie moja siła - Uśmiechnąłem się szeroko do kobiety i wstałem z miejsca, rozciągając przy tym mięśnie. Najprzyjemniej żyć dla kogoś. Nawet jeśli musiałbym na końcu cierpieć, byłbym szczęśliwy z każdego dnia spędzonego z nią. Podszedłem do drzwi - Ty też odpocznij, ostatnia wędrówka musiała być wyczerpująca - Zanim jednak wyszedłem zdjąłem kurtkę i owinąłem ją wokół pasa by wiadomo co zakryć. W końcu pałka stała mi jak złoto. Dobrze wiedzieć, że chociaż jestem zdrowy. Chociaż, to wiedziałem już za dobrze, w końcu nie raz już robiłem sobie dobrze, mając przed oczami dowódczynię. Wróciłem do domu najszybciej jak tylko potrafiłem i od razu znalazłem swoje miejsce na kanapie. Już wiedziałem, że te kilkanaście minut upłynie mi mile, nie spodziewałem się tylko jak bardzo.

Od Olivii DO Mobiusa

Gnałam czym prędzej z powrotem do miasta razem z kilkoma innymi jeźdźcami. Ashley biegł na czele od godziny zupełnie tak jakby zapomniał czym jest zmęczenie. Strach i adrenalina powodowała, że mieliśmy w głowie tylko jedno, ucieczkę. Zbliżaliśmy się już powoli do bezpiecznego miejsca, przez co większość osób pozwoliło nieco odpocząć ich wierzchowcom, jednak ja miałam inne plany. Była pewna osoba, z którą chciałam poważnie porozmawiać...

~Kilka godzin wcześniej~
 Od niedawna przełamałam strach przed spotkaniem z zombie i w ramach zemsty za śmierć moich rodziców, zaciągnęłam się do wojowników. Nie byłam pewna czy to dobry pomysł, jednak chciałam coś zrobić dla innych. Po miesiącu mojego dołączenia i siedzenia w mieście, dostałam misję do wykonania razem z jakąś grupką nowicjuszy. Powiedziano nam, że to nic trudnego, tylko pokonanie kilku szwendaczy i koniec. A chcieli nas wysłać, nowicjuszy byśmy mogli się sprawdzić na polu walki. Na początku wszystko było w porządku, cała drużyna, która liczyła 10 osób dogadywała się. Szybko nawiązałam kontakt z kilkoma osobami. Przez całą drogę rozmawialiśmy, jednak nie spuszczaliśmy gardy. Każdy z nas chciał wrócić do domu i odpocząć po pracy z gorącym kubkiem herbaty albo z rodziną. Był spokój przez dłuższy czas i nie zapowiadało się na żadną tragedię. Jednak myliliśmy się i to bardzo. Nagle koń naszego kapitana zatrzymał się jak wryty i zaczął przebierać niespokojnie nogami. W powietrzu wyczuliśmy nieprzyjemny zapach.
-Szwendacze - powiedział mężczyzna, który dowodził naszą malutką grupą. Niedaleko pojawiły się pierwsze istoty. Nałożyłam strzałę na cięciwę i wypuściłam ją od razu jak namierzyłam na cel. Jedna strzała przeszyła głowę dwóch szwendaczy. Zdziwiłam się trochę, ale nawet mi się to podobało, dwa za jednym, dlaczego nie? To się nazywa szczęście. Reszta łuczników postąpiła to samo, jednak na horyzoncie, po naszej prawej, zobaczyliśmy jakąś grupkę jeźdźców. Uciekała przed niezbyt wielką hordą zombie. Ash, który dotychczas był najspokojniejszym koniem zaczął panikować. Zaczął się wycofywać i zerkał na inne wierzchowce. One też były bardzo niespokojne, ale ich właściciele zbyt bardzo skupili się na grupie niezbyt groźnych umarłych niż na tym, że ich życie właśnie było zagrożone.
-Co tu się odjebało?! - warknął kapitan i swoją krótką wypowiedzią zwrócił uwagę reszty ekipy na nadciągającym niebezpieczeństwem.
-Uciekać! - usłyszeliśmy jak tamci się darli. Przez chwilę spanikowaliśmy, nie wiedzieliśmy co zrobić. Powiedziano nam, że będziemy jedyną grupą w tych okolicach... Co prawda było ich tylko troje, z który jeden z nich miał zabandażowane ramię. Nagle mi się przypomniało jak ponad dwa tygodnie temu w te tereny została wysłana grupa dosyć doświadczonych wojowników by pozbyli się hordy zombie. Jedna nie wrócili w oczekiwanym czasie, przez co zostali uznani za martwych. A zwiadowcy powiedzieli, że nic nie znaleźli ani po hordzie ani po ludziach. Jedynie martwe konie i jakieś pojedyncze bronie. Jednak dlaczego nasz taktyk nic nie powiedział o tym? Dlaczego nasz kapitan nie został odpowiednio poinformowany? Nałożyłam kolejną strzałę na cięciwę i wystrzeliłam ją w stronę najbliższego zombiaka.
-Słuchajcie, uciekajcie, nie ma sensu walczyć z nimi, to jeszcze nie dla was - rozkazał mężczyzna. Spojrzałam na swoich kompanów, którzy albo byli spanikowani, albo zachowywali zimną krew. Zanim odjechaliśmy wystrzeliłam jeszcze kilka strzał w stronę szwendaczy. Nagle usłyszałam głośny strzał... Odwróciłam się i zobaczyłam jak ta cała horda zbliżała się do nas wielkimi krokami. A ktoś postanowił do nich strzelać, ale chyba o czymś zapomniał... O tłumiku. Myślałam, że go zapierdolę na miejscu, ponieważ po naszej lewej stronie pojawiły się kolejne zombie.
-Ku.rwa mać! - warknęłam i ścisnęłam ogiera łydkami. Kary ogier ruszył z miejsca galopem w stronę miasta. Reszta ekipy pojechała za mną, wszyscy poza dowódcą, który nie był w stanie zapanować nad swoim przestraszonym wierzchowcem. Był na tyle spłoszony, że stanął dęba i prawie był wyprostowany. Niestety jeździec nie był na to przygotowany i spadł z konia, uderzając głową o głaz. Chciałam już zawrócić, ale Ashley nie chciał mi pozwolić. Tamta trójka jak i nasz dowódca byli prawie otoczeni, a jeśli reszta nie zacznie uciekać, to będzie nas to samo czekać co ich. Zacisnęłam zęby i nic nie mówiąc, pojechałam cwałem w stronę miasta.
~Teraźniejszość~
Kiedy dojechałam do zagrody, zeskoczyłam ze swojego konia i odprowadziłam do stajni. Na moje szczęście spotkałam jednego ze zwiadowców, co ostatnio sprawdzali tamte tereny.
-Słuchaj, dlaczego nic nie powiedziałeś taktykowi o tym, że tam się kryła horda zombie, albo i nawet dwie? - spojrzałam na niego zimnym wzrokiem. Czułam złość i smutek... Podczas tej ucieczki straciłam kilku swoich nowych kolegów i koleżanek. Albo ich konie się potknęły albo po prostu spanikowali w momencie konfrontacji z wrogiem. Szwendacze są niegroźne dla nas, ale zombie już tak. Szczególnie, że żadne z nas nie ma wielkiego doświadczenia w walce.
-Powiedziałem mu, nie powiedział wam? - uniósł zamieszany chłopak. Zatkało mnie w tym momencie. Czyżby Mobius zapomniał powiadomić dowódcę o tym, że tam może kryć się horda zombie? Zacisnęłam mocno pięści i wzięłam kilka głębokich wdechów.
-Sorki i dzięki za informację - uśmiechnęłam się delikatnie do niego. Poszłam natychmiastowo do taktyka. Musiałam się dowiedzieć, jakim cudem zapomniał o tym powiadomić naszego dowódcę. Poszłam do jego biura. Zapukałam do drzwi i je otworzyłam.
-Witam panią, co was sprowadza? - zapytał się, spoglądając na mnie.
-Witaj Mobiusie, powiedz mi... - kompletnie zapomniałam o wszelkich manierach... Ups, zdarza się. - Jakim ku.rwa cudem nie powiadomiłeś dowódcy drużyny, którą dzisiaj wysłano na "prostą" misję o tym, że tam najprawdopodobniej kryje się horda zombiaków? - powiedziałam przepełnionym sarkazmem głosem. On nam wszystko powiedział co i jak, jaką drużynę zebrać, co potrzebujemy i ile czasu nam to zajmie oraz... straty w ludziach. Miało być 0 a ile było? 6. Sześć ludzi zginęło podczas tego całego burdelu.

Mobius? Takie średnie to opo XD

niedziela, 27 sierpnia 2017

Od Hayato CD Megan

Szedł pośród ulic, oświetlany wręcz śnieżnobiałym światłem księżyca, rzucanym leniwie z góry. Nadal nie potrafił zdobyć się na wzrok spoczywający w gwiazdach, znowu uczucie wirowania, spadania i Bóg wie jeszcze czego, zjawiłoby się. Prawdziwym cudem byłoby, gdyby dolegliwości nie pokazały się tak, jak to zwykle miały w zwyczaju robić. Oczywiście, gdy tylko im na to pozwalał. Czyli zawsze, gdy jednak chciał spojrzeć na nocne niebo. W dzień czasem też się tak działo, ale skutki były o wiele mniejsze, niż te podczas drugiej "strefy czasowej" doby. Z półuśmiechem obserwował wszystko wokół, jakby spodziewał się napadu zombie, które chcą pożreć nie tylko jego mózg, ale również całe ciało. Powoli, jakby delektując się jego bólem i cierpieniem. Ich obecność działałaby jak strzykawka w ramieniu ze środkiem pobudzającym, nie pozwalającym zasnąć, nawet zmrużyć oka. Mimo umierania nie byłby w stanie stracić przytomności, przynajmniej przez o wiele dłuższy czas, niż gdyby działoby się to normalnie. Oczywiście normą wcale to nie jest. Bo od kiedy ciało rozrywane na strzępy jest codziennym widokiem? Tak, teraz wielu by się kłóciło. Tłum wściekłych ludzi twierdziłby, że przecież to jest jednak codzienny widok. Widzieli swoje dzieci, rodziców, innych członków rodziny, przyjaciół, pupili oraz innych, nieznajomych ludzi, jak padają martwi na bruk, by potem podnieść się i włączyć do wiecznej tułaczki. Lub nigdy tego nie zrobić. No tak, ból wszechobecny, nigdy nikogo nieopuszczający. Rozumie, że to trudne. Ale osoby, które ciągle myślą stracie są na prawdę męczące. Samolubne jest to, jeśli się myśli, że samemu poniosło się szkody. On też je poniósł, ale nie ma myśli samobójczych, nie rzuca błagalnych spojrzeń na innych, chcąc wyrwać się z tego wszystkiego. Z rzeczywistości oraz przeszłości. Niektórzy nawet już nie są w stanie odróżnić tych dwóch czasów, teraźniejszości oraz tego, co już minęło. Zalewani falą żałości, gniewu, żalu, smutku, wręcz rozpaczy panicznego lęku, bólu i nie wiadomo jeszcze czego, myślą, że to trwa teraz. Ale to już minęło, a oni tylko użalają się nad sobą. Straty mogą być wręcz powalające, ale po co ciągle się obwiniać, po co bez przerwy trwać w przekonaniu, że już nigdy nie zobaczy się bliskich ci osób? Przecież może kiedyś natkniesz się na nie błądzących bez celu po puszczy, lesie, górach, czy w jakimkolwiek innym miejscu.. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, musi to zapamiętać, tak od dzisiaj będzie pocieszał ludzi. "Może jeszcze kiedyś ich zobaczysz, jak błądzą w poszukiwaniu mózgu w dziczy".
Wstał rano, równo o świcie. Energia go roznosiła, jakby ta kawa odmieniła wszystko. Nawet krew płynącą dotychczas powoli, smętnie, niczym leniwy nurt potoku gdzieś dziesięć kilosów dalej, tymczasem rozkręca imprezę w stylu Gangnam Style. Po całości, na długość i szerokość. Ubrał świeższe ubrania, po czym udał się do stołówki. Otrzymał kromkę chleba, mniam. Zjadł w pośpiechu, jego żuchwa pracowała systematycznie i bez jakiejkolwiek pomocy umysłu, oczywiście w przenośni. Po prostu automat. Rozejrzał się na boki. Megan, czy wciąż śpi? Jeśli tak, to zaserwuje jej taką pobudkę, że ogień strawi nie tylko jego, ale i pół miasta. Z głupawym nastrojem ruszył w stronę jej mieszkania. Droga nie zajęła mu długo, jakieś pięć minut. Pomijając fakt, iż się zgubił. Nie jest tutaj długo, a do tego ostatnio dostawał się do niej z zupełnie innego miejsca. No ale cóż, jakoś trzeba przetrwać. Nawet nie spoglądał na przechodzących ludzi obok, to nie jego sprawa kim są, co robią i po co. O ile nie mają jedzenia, bo szczerze, zjadłby nie jedną kromkę, a całą beczkę zielonych jabłek i popił podobną, tyle że zapełnioną kawą z mlekiem. O Boże, marzenie. Do tego szarlotka, stos hamburgerów, frytek, puszek z colą, czekolady o przeróżnych smakach ( oprócz gorzkiej i z rodzynkami ), lodów, kebabów i wszystkiego, co kocha. I nie może dostać, co za ironia... Żachnął się. Nie ma jej. To gdzie jest? Już gdzieś poszła? Czy ona robi to specjalnie bo wie, że będzie jej szukać? Znajdzie ją, o tak.
No, więc cel został postawiony i wykonany, niczym najwyższej wagi rozkaz, którego niewypełnienie grozi śmiercią a wynagrodzenie za odwrotny skutek, toną jedzenia wymienionego powyżej. Bez daty ważności ograniczającej wszystko co piękne. I smaczne, ale zwykle jedno współgra z drugim. Włóczył się dość długo, słońce zdążyło już zwiastować południe, mijał budynki, których farba odchodziła w bardzo nienaturalny sposób, połamane cegły oraz te w całości, porozrzucane niedbale po okolicy, uschnięte rośliny oraz te żywe, jak wysokie bluszcze porastające wszystko i tak na prawdę dodające tego czegoś... Kocha rośliny, to fakt. Ale sposób, w jaki te zielone liście i cienkie łodygi są usadowione na murach, ścianach, filarach i wszystkim innym, jest wyjątkowy. Kontynuując, znalazł Megan. Szła przed siebie drogą, którą przemierza również jakąś godzinę temu. I dwie. Zdeterminowany nie da za wygraną, czyż nie? Nie. Prościej jest spać i jeść, ale tutaj nie ma zbyt dużego wyboru menu.
- Oszukujesz, mieliśmy się spotkać! - zawołał na powitanie niczym małe dziecko, ale nie przeszkadzało mu to. Odwróciła się wpierw z pytającym wyrazem twarzy, potem jednak parsknęła.
- To twoje słowa - oznajmiła, przewrócił oczyma. Co z tego, że to on to powiedział? Prawie się zgodziła, więc powinna... nie w zasadzie nic nie powinna. Taki odruch myśli, jak to się mówi. Nie, tego też się nie mówi... Westchnął.

< Megan? >

Od Taigi CD Mobiusa

Patrzyłam na sufit, słuchając jego oddechu. Był przyśpieszony i nieregularny. Rana. Cały czas musiała go boleć, zwłaszcza po tym, jak się otwarła. Zacisnęłam dłoń w pięść próbując się wyrwać, ale nie mogłam. Skubany cały czas był silny, a fakt, że byłam po walkach, wcale mi nie sprzyjał. Odpuściłam walkę, która i tak nie miałaby teraz sensu. Leżałam na podłodze przygnieciona jego ciałem. Znowu poczułam zapach męskich perfum, jego zapach. Nie wierzę, że nawet teraz o nich nie zapomina.
- Mobius puść mnie - Mruknęłam, odwracając głowę w jego stronę. Po twarzy zaczęły smyrać mnie jego puszyste włosy.
- Powiedz - Powtórzył, na co westchnęłam. Nie ważne, jaka była prawda, musiałam to przyznać, chociażby dlatego, żeby się uwolnić spod jego ucisku. Pewnie, że mogłam go kopnąć, przejść na górę, ale nie chciałam mu zrobić krzywdy. Nie łatwo wyzbyć się wszelakich uczuć.
- Lubię Cię, a teraz zejdź ze mnie - Powiedziałam cicho. Zrobił to o co prosiłam bez mrugnięcia okiem. Usiadł na kanapie, ostatni raz rzucając okiem na mapy. Nakreślił kilka miejsc czerwonym mazakiem i zaczął je zwijać.
- Powiedziałaś to szczerze czy z przymusu? - Stałam do niego tyłem, wpatrując się w wino, które stało spokojnie w barku. Czerwona ciecz, przelewała się w środku, tak samo, jak moje uczucia. Myśl, żeby powiedzieć mu prawdę mieszała się z wyjścia z tej sytuacji kłamstwem. Byłoby tak najprościej. Może odpuściłby sobie to wszystko. Znalazłby kogoś, do kogo bardziej będzie pasować. Dziewczynę, która tak samo jak on będzie dbała o to co i kiedy je, bez blizn i codziennych zadrapań czy też siniaków... Ale nie umiałam już dłużej kłamać, a tym bardziej udawać. Omijanie go wiele dało, ale ciężko omijać taktyka, tym bardziej upartego.
- Szczerze. Bardzo Cię lubię, dlatego to tak boli - Wydusiłam z siebie. Przelewając czerwony płyn z butelki do kieliszka. - Ale wyjdzie Ci to na dobre, wspomnisz moje słowa - Uniosłam kieliszek ku górze, jakbym chciała z nim zbić toast i wypiłam całą zawartość duszkiem.
- Wyjdzie mi na dobre unikanie Cię? Co Ty pieprzysz? - Zmarszczył brwi, nie spuszczając ze mnie wzroku.Oparłam obydwie ręce na stoliku, aby spojrzeć mu prosto w oczy.
- No dalej skłam. Dlaczego się mną interesujesz? Po co te podchody? Własna łazienka, lepsze jedzenie? To nie podobne do Ciebie, ale teraz wszystko jest możliwe - Mówiłam z powagą, nie spuszczając z niego wzroku. Najpierw wydawał się zaskoczony, jednak ta reakcja szybko zmieniła się na złość. Mam wrażenie, że gdyby nie jego charakter i temperament dostałabym teraz w twarz. Uderzył pięścią o stół, chcąc najwyraźniej w ten sposób odreagować.
- Masz mnie za takiego chuja?! - Warknął. Przez co cofnęłam się. Nigdy nie widziałam go zdenerwowanego, jednak nie zamierzałam okazywać ani krzty strachu.
- Od zawsze byłeś kobieciarzem. Wolałeś kobiety zadbane, bez skazy na ciele. Takie Cię interesowały i interesują. Ja do nich nie należę. Znasz mnie na tyle dobrze, żeby o tym wiedzieć. Nie chce być znowu wykorzystana. Dlaczego nie odpuścisz? - Stanęłam za stołem obserwując każdy jego ruch.
- Bo mi zależy! Nie ważne, jak wiele czasu zajmie Ci pojęcie tego, nie odpuszczę. Nawet jeśli nie jestem cierpliwy to nie odpuszczę - Zapewnił z kamienną twarzą. Chciał wstać, ale zatrzymałam go ruchem dłoni.
- Poczekasz? Teraz, tutaj? Chce iść pod prysznic... Przebrać się - Mruknęłam łapiąc się za ramię. Skinął jedynie głową, dlatego od razu zniknęłam w łazience.
Weszłam pod prysznic i puściłam wodę, opierając się o zimne kafelki. Zależy.... Nie sądziłam, że znowu będą bić się z tymi myślami. Boję się, że dojdzie do najgorszego, dlaczego mam tak wielki opór, żeby mu zaufać? Co jeśli znowu do tego dojdzie? Tylko, to jest Mobius, jeśli mówi szczerze, to nie powinnam zasmakować powtórki z rozrywki. Osuszyłam włosy ręcznik, a na mokre ciało założyłam bieliznę, krótkie spodenki i czarny podkoszulek. Chłopak wciąż siedział, a raczej leżał, w tym samym miejscu, najwyraźniej zniecierpliwiony.
- Dlaczego myślisz, że masz skazy? Blizny po walkach? Pokaż mi osobę, która żadnych nie ma, a nawet jeśli takową znajdziesz to zapewniam, że nie ma pojęcia o walce. - Odwrócił głowę w moim kierunku - Jesteś przepiękną kobietą, dlaczego tego nie widzisz?
- Bo jest wiele takich, które mógłbyś mieć bez problemu - Poczułam, jak moje policzki robią się czerwone.
- I nawzajem. Myślisz, że nie słyszałem co mówią o Tobie, jak Cię nie było w pobliżu. Zazdrość mnie zjadała od środka - Westchnął przekręcając się na plecy. Przymknął oczy, a ja skorzystałam z okazji aby się nad nim pochylić. Kiedy ponownie je otworzył byłam już tylko kilka centymetrów od jego twarzy.
- Dziewczyny również zakładały się o różne rzeczy - Podniosłam delikatnie kącik ust, czując jak dotyka kciukiem skóry na moim policzku
- Ufasz mi jak jesteśmy na misjach, dlaczego i teraz nie możesz? - Mogłam się domyślić, że kiedyś to pytanie padnie. Westchnęłam głęboko, wypuszczając powietrze wprost do jego ust.
- Zanim znalazłam się w mieście, uratowałam się z... Moich chłopakiem... Teraz już byłym... Martwym... Sama nie wiem - Wzruszyłam ramionami - Zdradził mnie. Zostawił na pastwę zombie, a sam zabrał całe jedzenie i uciekł. Głupia odnalazłam go, i zamiast od razu zabić, chciałam do niego wrócić. Bałam się cholernie samotności. Uśpił moją czujność i zaatakował - Wskazałam dłonią na bliznę na udzie - Pamiątka. Chyba nie muszę mówić, które z nas przeżyło? - Podniosłam jedną brew z uśmiechem - Później przyzwyczaiłam się do myśli, że będę sama, aż pojawiłeś się Ty. Na początku Cię zlewałam, ale ciężko to robić, gdy zacząłeś mi okazywać zainteresowanie - Wyjaśniłam, przyciągając do siebie kolana, aby móc je objąć.
- Teraz, jest to bardziej zrozumiałe - Westchnął - Nie jestem taki... Chociaż spróbuj - Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, poczułam na napiera na mnie swoim ciałem. Upadłam na kanapę, a on znalazł się nade mną. Ręce miał po obu stronach mojej głowy. - Ty mnie znalazłaś pijanego, czyż nie? - Podniósł jedną brew, na co się uśmiechnęłam.- Powiedziałem Ci coś ciekawego?
- Pijackie gadanie - Przewróciłam oczami, jednak jego wzrok dał do zrozumienia, że nie ma zamiaru odpuścić. - Gadanie o kochaniu i miłości do mnie. Nic takiego, nie bierz tego do siebie.
- Wiesz, że ludzie pijani i zdenerwowani zawsze mówią to co naprawdę myślą? - Nachylił się, a ja nie mogłam się już powstrzymywać. Złapałam go za jego miękkie włosy, przyciągając do swoich ust. Uniosłam się na opuszkach, aby móc przylec całkowicie do jego ciała. Chciałam go czuć, tak dokładnie, jak to tylko możliwe. Błądziłam językiem po jego ustach, podniebieniu. Przygryzłam delikatnie jego wargę i wsunęłam nogę, pomiędzy jego. Nagle na mojej przeszkodzie pojawiło się coś twardego. Nie mogłam się nie zaśmiać.
- Szybki jesteś - Przyznałam, powstrzymując resztkami sił śmiech.
- Nie wiem z czego się śmiejesz. Usiadł na kanapie z widocznymi wypiekami. Urocze. 
- Hej, nie obrażaj się, to przecież naturalne. Gorzej, jak w późniejszym etapie wszystko idzie tak szybko - Przyznałam, przechodząc do siadu. Widząc jego zażenowanie, z uśmiechem zmieniłam temat. - Kiedy się wyleczysz?
- Tydzień powinien mi wystarczyć - Westchnął - To... Co jest między nami?
- Nie wiem - Wzruszyłam ramionami - Chyba pokaże to przyszłość czyż nie? Powinieneś iść odpocząć. To również nie zmienia mojego wcześniejszego postanowienia. Do rezydencji idziesz ze swoją grupą. - Przeczesałam dłonią ręką. Cóż z takiej sytuacji przejść do spraw "zawodowych". Chyba zapomniałam, jak to już jest być z kimś blisko.

Mobius?

Od Mobiusa C.D Taiga+Questy:"Przeklęta miłość?", "Czas na zabawę"

Kiedy kobieta mnie minęła, bez zastanowienia chwyciłem jej dłoń próbując ją zatrzymać
- Mobius, błagam - Wysyczała przez zęby - Daj mi po prostu odejść - Nie potrafiła ukryć żalu w głosie, nie przede mną. Sprawnym ruchem zmusiłem kobietę by stanęła twarzą do mnie. Nadal na twarzy miała ślady po łzach. Powoli przejechałem dłonią po jej policzku, jednak prędko ją zabrałem
- Będę czekać - Jak myślałem ułożyłem nie po raz ostatni swoje wargi na ustach kobiety - Tylko pamiętaj jestem niecierpliwy - Uśmiechnąłem się do kobiety, która spiorunowała mnie wzrokiem. Z westchnięciem odsunąłem się od niej i ominąłem szerokim łukiem - Będę dalej żyć dla Ciebie, nawet jeśli nie będę mógł być przy Tobie - Dodałem i wróciłem na wcześniejszą zabawę. Wiele twarzy przywitało mnie z uśmiechem, na co fałszywie odpowiedziałem tym samym. Z jakiegoś powodu nie chciałem tu przebywać, jednak zostałem zmuszony do przyłączenia się i nalano mi kolejkę. Skrzywiłem się, lecz gdy usłyszałem toast na moją cześć, napiłem się ohydnej cieczy. Potem kolejny kieliszek i kolejny. Nie zajęło to długo, gdy zaczęło buzować mi w głowie. Mimo to czułem się tak ch*jowo. Myślałem, że mnie i Taigę coś łączy. Zaczesałem ręką włosy do tyłu. Ma innego? Nie, wtedy nie zaczęłaby mnie całować. Chociaż mogła się czuć samotna. Wymyślam, przecież nikt nie jest z nią na tyle blisko. Czemu czuję się taki zazdrosny? Zacząłem szarpać się za włosy. Serio, aż tak mnie denerwuje to, że mi odmówiła? W końcu zawsze, kobiety same do mnie przychodziły. Naprawdę do siebie nie pasujemy? Zmarszczyłem brwi, gdy dotknąłem ustami kolejny kieliszek. Pieprzenia o dowódczyni i taktyku. A poszukiwacz i wojownik mogą być razem! Spojrzałem kątem oka na miziającą się parę. Zacisnąłem pięści na ten widok i złapałem całą butelkę wódki, którą zacząłem w siebie wlewać
- Ej Mobius nie przesadzaj, przecież wiesz, że masz słabą głowę! - Krzyknąłem jeden z mężczyzn, próbujący mnie powstrzymać
- Zamknij się - Warknąłem srogo do niego i wyczłopałem się z budynku, by chwiejnym ruchem podążyć ku swojemu mieszkaniu. Powinienem iść po swoje siłą? Przed oczami pokazał mi się nawet obraz, jak by to wyglądało. Szybko się tego pozbyłem. Gdybym dłużej o tym rozmyślał, to mój masz stanąłby na baczność.
W dodatku, dobre sobie, pewnie jak zobaczy, że wchodzę do niej do pokoju, to od razu przygotuje cały zestaw broni, na wszelki wypadek. Znowu wlałem w siebie gorzki, walący na kilometr denaturatem trunek. Tym razem się jednak potknąłem i straciłem równowagę, przez co wylądowałem w pobliskich krzakach. Nałożyłem z żalem rękę na twarz. Dlaczego ona mnie nie chce? Zacisnąłem szczęki i wszystko się rozmazało
Minął dzień
Kolejny
I Kolejny
Taiga, jak zawsze minęła mnie bez żadnego słowa. Unika mnie. To jest ten nasz powrót do wcześniejszych relacji? A może zrobiłem jej coś po pijaku? Cho*era nic nie pamiętam. Co mnie podkusiło by pić to świństwo? Nie wiem nawet jakim cudem zasnąłem w krzakach, a przebudziłem się u siebie. Zmarszczyłem brwi, gdy usłyszałem jakieś mamroty przy bramie. Poszedłem w tamtym kierunku i zobaczyłem grupę szykującą się do wyjścia. Czemu nic nie wiem? Przecież większość, ja organizowałem. Układałem trasę. Zobaczyłem czerwonowłosą kobietę, która zaczęła rozdawać rozkazy
- Taiga! - Krzyknąłem zanim wyszła za mury i podbiegłem do kobiety
- Co chcesz? - Przywitała mnie oschło, na co zmarszczyłem brwi, jednak po chwili się uśmiechnąłem
- Długo was nie będzie? - Powiedziałem z czułością, patrząc na jej reakcję, jednak nic nie potrafiłem wyczytać
- Kilka dni.. - Odparła i chciała mnie wyminąć, lecz zatrzymałem ją, łapiąc za nadgarstek
- Wiesz, że jestem niecierpliwy - Mruknąłem, a kobieta spojrzała na mnie zdziwiona, po czym wyrwała rękę
- No to niestety musisz długo czekać - Uśmiechnęła się, pokazując pogardę. Z jakiegoś powodu poczułem wewnątrz mnie gniew
- Jak chcesz - Wzruszyłem ramionami - Ale to ty zapłacisz za to, ze każesz mi czekać - Syknąłem jej do ucha, a kobieta nie znając mnie od tej strony, wyglądała na zaskoczoną, na co się jedynie uśmiechnąłem - Lepiej idź, bo grupa się niecierpliwi - Powiedziałem, a kobieta bez słowa minęła mnie i przy tym uderzyła ramieniem. Patrzyłem jak Taiga odchodzi. Wyjąłem z kieszonki papierosa i powoli wsadziłem go do ust. Tracę ją, huh? Zaciągnąłem się przyjemnym dymem. Nie mogę tutaj siedzieć. Ruszyłem w stronę miejsca, gdzie utrzymywałem zwykle mapy, czas samemu zaplanować jakąś wyprawę. Już po chwili byłem w biurze, rozciągnąłem kawałek papieru, by zobaczyć nieznane mi czerwone oznaczenie. Tym razem idą zaczaić się na jedzenie. Miałem straszną ochotę ich śledzić. Ku*wa. Czuję się taki bezużyteczny. To serio ja spieprzyłem nasze relacje? Uderzyłem głową o stół. Tak bardzo chciałbym żyć dla Ciebie, ale przy Tobie.
*Kilka dni później*
Akurat wracałem od Aspena do mieszkania, gdy nagle zobaczyłem jak grupa Taigi wróciła z wyprawy. Mieli przy sobie całkiem spory zapas jedzenia. Czyli się udało. Ku mojemu zdziwieniu dowódczyni podeszła do mnie w pośpiechu
- Co Ci się stało? - Wykrzyknęła, a ja spojrzałem na nią pytająco - Cała twoja koszula jest czerwona - Spojrzałem w dół. No tak, nadal piecze
- To nic - Zaśmiałem się - Zwyczajnie rana się otworzyła, trochę się nadwyrężyłem - Ta.. trochę.. miałem żal swojej mizerności i zacząłem jak głupi robić pompki. Kobieta westchnęła jedynie i spojrzała mi w oczy. Idiotka nie potrafiła ukryć, że się o mnie martwi
- Spotkajmy się u mnie, znaleźliśmy nowe miejsce, do którego za jakiś czas muszę się wybrać - Machnęła ręką. No tak, już nie "my". Bez słowa ruszyłem za kobietą. Była trochę poobijana, lecz te siniaki były już stare, pewnie z tamtej walki, gdzie zostałem ranny. Dziwne, że nadal się utrzymują. Chociaż po tym jak tam bardzo oberwała, bo zachciało mi się iść na spacer. Skrzywiłem się. Chciałbym ją przytulić i upewnić się, że żadna z nich nie sprawia jej bólu. Znaleźliśmy się w mieszkaniu Taigi, która bez słowa zaczęła rozciągać mapę okolicy w której się znajdowała
- Tutaj - Wskazała palcem - Była tutaj ogromna rezydencja - Powiedziała, a ja podszedłem bliżej
- Po co nam rezydencja? - Prychnąłem, na co kobieta spiorunowała mnie wzrokiem
- Bogacze mają tendencję do budowania ogromnych spiżarń, czyli powinno być tam sporo, zdatnego do spożycia jedzenia
- Jak rezydencja to też alarm - Stwierdziłem
- Dlatego też, to ty idziesz na tę misje - Powiedziała odchodząc do biurka. Skierowała się do małego barku, gdzie najprawdopodobniej było jej wino
- Dlaczego ty nie idziesz? - Zapytałem idąc za nią
- Już Ci to tłumaczyłam, od teraz działamy na własną rękę - Mruknęła biorąc kieliszek i czerwony trunek
- I myślisz, że to pomoże? - Mruknąłem łapiąc ją za rękę, przez co niespodziewająca się tego kobieta straciła równowagę i razem ze mną znalazła się ziemi. Chciała od razu wstać, jednak powstrzymałem ją przez mocny uścisk na jej nadgarstkach
https://images-ext-1.discordapp.net/external/9ffOBarWv-5En-ku4nkpkur_CFxOYWsxrc2VUH7-2r0/http/data.whicdn.com/images/147713418/large.jpg - Nie mogę tego znieść, jeśli nie jesteś cała moja... - Powiedziałem, po czym zbliżyłem twarz do jej, jednak zrezygnowałem i przyłożyłem czoło do podłogi zaraz koło jej głowy - Powiedz, że mnie lubisz.. jeśli to zrobisz, zrobię dla Ciebie wszystko - Wyszeptałem

< Taiga? >

Od Hayato CD Mobiusa&Taigi

Spojrzał zmieszany na odchodzącą w pośpiechu kobietę, uśmiechając się niby ze zrozumieniem. Jednak w rzeczywistości nie tak do końca wszystko pozostało dla niego jasne. Wino w butelce podpowiadało, że albo wieczór był zaplanowany na jeden z tych romantycznych, albo też jedno z nich piło, podczas gdy pojawiło się drugie. Kazano mu przyjść do domy dowódczyni, dając jasne instrukcje jak, gdzie i co. Jeśli nie pomylił domów, a Mobius nie wparował w stanie błogiej nieważkości i butelką z trunkiem w dłoni, to ona zaczęła. Przynajmniej się upijać. Ale, jakby sam miał to zrobić, jedna porcja by nie wystarczyła... W każdym razie, ma zapomnieć. Chciało mu się zaśmiać, ale zamiast tego uśmiechał się szeroko i położył dłoń na zdrowym ramieniu Mobiusa, jakby gratulował mu trudnej do zdobycia zwierzyny. Cóż, po części to prawda.
- Dam wam dziesięć minut, spróbuj ją uspokoić, czy coś. Powiemy że się zgubiłem, nie wydam was - rozbawiony i wciąż nieco zawstydzony, odsunął się i wyszedł z budynku, ledwo powstrzymując śmiech. Dopiero gdy znalazł się poza ścianami mieszkania Taigi, przytrzymał palcem wskazującym i kciukiem zatoki sitowe i chichotał dobre pięć sekund, zanim się nie opanował. Ktoś mógłby być w pobliżu i go słyszeć, a nawet widzieć. I chociaż potrafi kłamać po mistrzowsku, jakoś nie ma ochoty na tłumaczenie się ze swojego humoru. Oparł się ramieniem o strukturę, w której wciąż tkwiła zakochana para, zaczął oglądać teren. Zanim nie znaleziono go i polecono, by znalazł Mobiusa i sam stwierdził, żeby wskazano mu dom Taigi, bo tam udał się po nasmarowanie barku maścią i przyjęcie paru rozkazów dotyczących właśnie map, wałęsał się po okolicy. Badał ruiny, wypatrywał czegokolwiek lub kogokolwiek za murami Santari na dachu swojego, jak mu powiedziano, lokum. Widok był wyjątkowy, przynajmniej tak mu się zdawało wtedy, gdy tak jak i teraz tkwił w środku, w otoczeniu bezpiecznej ściany odgradzającej to, co niezwykłe i groźne od tego, co łatwe i szare. Super. Nawet to słowo traci już swoją wartość, tak często się go używa. Po prostu super. Zastanowił się, od jak dawna coś łączy Taigę i Mobiusa. Jak to wszystko się zaczęło? To dobre pytania, tyle że bez odpowiedzi. Jego myśli plątały się, tworząc supeł kolorowych nici, a nawet i prawdziwych lin.
- Wybrałeś sobie moment - usłyszał po paru minutach głos Mobiusa. Nie brzmiał jakoś bardzo oskarżycielsko, tak na prawdę to stanowił istne morze uczuć. Frustracja, poirytowanie, załamanie, chyba nawet gdzieś tam krył się cień rozbawienia. Hayato uśmiechnął się lekko, zbywając uwagę, że przynajmniej nie stał gdzieś tam i nie podglądał chcąc odczekać i się ukazać, jak skończą. Nie jego sprawa, nie jego życie. Chociaż był ciekawy, co robił przez te parę minut, nie spytał. A czy to ważne? Nie jego sprawy. Wie gdzie granica, choć często na przekracza. Bardzo często. Naprawdę.
- Wiesz, cokolwiek to było, życzę wam szczęścia - powiedział jednak po części wbrew własnym rozmyślaniom, o prostu czuł, że powinien coś powiedzieć. W każdym razie, nadal nie mógł wyzbyć się jakby... rozradowanego? Rozbawionego? Chyba tak, tonu głosu. Na co Mobius chyba nie zareagował z podobnymi emocjami.
- To nie było NIC - powiedział tak twardo, że aż ciarki przeszły po jego plecach, wzdłuż kręgosłupa, a włoski na karku stanęły dęba. Zaraz jeszcze wyjmie pistolet i strzeli mi w łeb, pomyślał nadal w nastroju do śmieszkowania. Z resztą, tak jak zwykle. Podniósł jednak ręce zgięte w łokciach w geście obronnym, robiąc wymowną minę.
- Spoko, nie brnę, nie moja sprawa - powiedział, zaraz ponownie otwierając usta, by zabrać głos - wiesz... Jest taka sprawa... Nie chcę chodzić w tych samych ubraniach, w dodatku czuję się bezbronny gdy oddałem katanę... Nie, żebym chciał wyrządzić komuś krzywdę, ale chyba wiesz, o czym mówię... Poczucie bezpieczeństwa, przyzwyczajenie, taki instynkt... Wiesz może, gdzie trzymają moje rzeczy? - doszedł w końcu do sedna sprawy, niezbyt wiedząc, jak co powiedzieć. Co prawda to nie najlepszy moment na tego typu rozmowy, ale dobry powód do zmiany tematu no i w końcu musi odzyskać swoją własność. Usłyszał z gardła towarzysza coś w stylu zduszonego śmiechu, jednak spoglądając na twarz Mobiusa, zobaczył, że naśladując jego gest jeszcze sprzed paru minut, masuje zatoki sitowe z zamkniętymi oczyma. Jakby tak teraz wpadł na znak drogowy, czy coś... Ale tutaj nie ma znaków. Chyba...
- Na pewno gdzieś są, ale sam widziałeś, jak zdewastowali leki. Ale prawdopodobnie się uchowały, zobaczy się - powiedział niby zmęczonym tonem głosu, ale jednak miał przeczucia, że choć trochę cieszy się z faktu, iż w końcu przestał gadać o przypale Mobiusa i Taigi. Nadal chciało mu się śmiać, ale zachował beztroską minę, z dłońmi w kieszeni. Pozostało tylko jeszcze pytanie - jak radzi sobie ta czerwonowłosa tygrysica? Jakoś nie mógł wyobrazić sobie jej zakłopotanej, ze zmieszaną miną schowaną pod rozgrzanymi dłońmi. Pewnie siedzi i dalej delektuje się smakiem czerwonawej cieczy lub czegoś innego, co jeszcze tak u siebie skrywa. Być może zatapia w alkoholu dość wstydliwe wydarzenie, ale mimo wszystko zabawne. Przynajmniej dla tego szarowłosego, zawsze znajdującego jakiś powód do ponabijania się. Ale patrząc na ucieczkę dowódczyni i jakby zagniewaną, nieobecną minę jej ( w pięćdziesięciu procentach ) obiektu westchnień, na co tak naprawdę nie wygląda, nie było mu tak wesoło. No, może trochę. Ale nie tak, jak teraz. Słońce zaszło, jednak księżyc świecił na tyle jasno, że swobodnie mógł dojrzeć wszystko w zasięgu wzroku. Cóż, prawie wszystko, ale to już tylko marne formalności. Czasem nawet na tyle zbędne, że można je swobodnie zignorować, wyrzucić w kąt życia o dawno zapomnianym znaczeniu i ponownie pogrążyć się w tym wszechobecnym gównie.
- Dzięki - powiedział w końcu, bawiąc się w stawianie bezszelestnych kroków. I chociaż zawodowiec by go wyśmiał, nie słyszał ich, ku swojej uciesze. Jednak robił to już tak często, że zapamiętał dokładnie gdzie stawiać stopę, na czym, pod jakim kątem i od której części zaczynać, czyli od palców. Przynajmniej tak mu jest łatwiej.

< Taiga? Mobius? >

Od Taigi CD Mobiusa+Quest"Czas na zabawę"

Debil. Właśnie teraz zachciało mu się zgrywać bohatera, akurat teraz miał ochotę, aby zamortyzować upadek, swoim całym ciałem. Dlaczego robi to wszystko, widząc z kim mamy do czynienia? Nigdy nie wątpiłam w jego siłę czy inteligencję, ale jeśli tak dalej pójdzie zniknie z mojego życia... Nie z całego miasta. Otrząśnij się dziewczyno. Jestem dla niego dowódcą, on dla mnie taktykiem. Chroni mnie bo musi, taka jest prawda. Pocałunki? Nie warto teraz o nich myśleć. Nie to jest ważne, nie to powinna się dla mnie liczyć. Przeciwnie, powinnam o tym jak najszybciej zapomnieć, a samego Mobiusa zbluzgać na czym świat stoi, ba nawet dodatkowa praca dobrze by mu zrobiła. Podeszłam do niego. Wciąż stał nad potworem. Chciałam mu pogratulować, ale i wyzwać, za wychylanie się. Dobrze wie, jak ważny jest w mieście. Dopiero, gdy byłam za nim, dostrzegłam żywo czerwoną krew, która powoli skapuje na truchło. Momentalnie złapałam go za ramię odwracając do siebie. W jego brzuchu widniała rana, sztylet? Ale skąd... Jak?!
- Mobius.... Szybko! Wszyscy do mnie! Natychmiast! - Zaczęłam krzyczeć w ich kierunku, kiedy świętowali, że nikt nie odniósł większych ran. Cóż za ironia. Podczas, gdy oni podawali sobie ręce, taktyk właśnie się wykrwawiał i to na moich rękach. Cudem powstrzymywałam łzy, które  zbierały się w moich oczach. Mimo, że cała w środku drżałam, to na zewnątrz, cały czas starałam się być tą samą, zimną dowódczynią, co zawsze.
- Nie krzycz tak, to tylko powierzchowne - Mruknął, plując krwią na pożółkniętą trawę. Złapałam go delikatnie w pasie, pozwalając, by usiadł. Ręka powędrowała w kierunku rany, a on sam westchnął głęboko.
- Jesteś prawdziwym idiotą. Dlaczego tak się rzucałeś? Przecież wiesz, że najlepiej idzie Ci strzelanie...Z daleka! - Upadłam na kolana, ściągając z niego koszulkę, trzeba zabandażować ranę i jak najszybciej przewieźć go do miasta.
- Mamy problem, brak bandaży - Sieg spojrzał na nas z przykrością.
- Jak to kurwa możliwe?! - Nie chciałam się na nikim wyładowywać, ale moje emocję, musiały dać gdzieś upust.
- Było wiele rannych, wszystko poszło... - Zaczął tłumaczyć. Spojrzałam na swój biust i przeklęłam.
- Idź po jakąś bluzę - Złapałam za dwie końcówki bandaża, które były ze sobą związane, aby nic podczas walki nie zleciało. - Zamknij oczy - Dodałam z widocznymi różowymi policzkami. Miał jeszcze tyle siły, że zdążył się zaśmiać, wykonując moją prośbę.  Gdy cały bandaż był już w mych rękach, obwiązałam ranę chłopaka, starając się to robić najlepiej, jak umiałam. Starałam się tego uniknąć, ale jak widać, nie mogłam. Cholera, wiedziałam, że kiedyś do tego dojdzie. Nawet teraz nie potrafiłam się pohamować. Poczułam jak ciepła bluza, otula moje ciało. Od razu zaciągnęłam ją na biust, aby nikt nie mógł nic zauważyć. Chociaż mogę się założyć, że i tak podniósł jedną brew, gdy nie zwracałam na niego uwagi. Razem z brunetem, podnieśliśmy go i zanieśliśmy do jednego z samochodów. Usiadłam z nim na tyle, aby głowę mógł mieć na moich kolanach. Cały czas dopatrywałam rany, mając nadzieję, że nie straci zbyt wiele krwi. Zanurzyłam dłoń w jego włosach, przypominając sobie ostatnią noc. Przed oczami miałam jego twarz, ciepły uśmiech i usta, które pieściły moje. Zabrałam swoją dłoń, mając nadzieję, że tak samo jak oddalając się ręką, oddalą się wszystkie możliwe wspomnienia.
- Taiga - Spojrzał na mnie, na co się wręcz zerwałam. Wzięłam jedną z butelek wody odkręcając ją i nalewając mu do ust.
- Nic nie mów, odpoczywaj. Musimy dostać się do miasta, oszczędzaj się - Westchnęłam. Odkładając wodę na bok.
- Nachylisz się nieco? - Podniósł kącik ust. Zrobiłam to o co prosił. Włożył niesforny kosmyk szkarłatnych włosów za ucho i delikatnie mnie pocałował. Nie był to długi, czy namiętny pocałunek, ale było w nim tyle czułości... - Jeśli nie przeżyje, chce żebyś mnie dobrze zapamiętała. Pamiętaj tego Mobiusa, który był czysty, uśmiechnięty i zawsze do Twoich usług. Tai... Poszedłbym za Tobą nawet na pewną śmierć - Blady uśmiech, spotkał się z moim zaskoczeniem.
- Nie mów tak - Pomimo starań mój głos zadrżał. Przecież to nie może być pożegnanie. To nie może się tak skończyć, nie mogę pozwolić, aby zginął, na moich rękach. - Nie pozwolę Ci umrzeć, rozumiesz? - Przyłożyłam czoło do jego, zamykając oczy. Bałam się, że jeśli jeszcze raz na niego spojrzę, zaleję go łzami. Nie może umrzeć, on musi żyć! - Proszę żyj... Chociaż dla mnie - Wyszeptałam, czując, że łza skapuje na jego policzek.
- Dowódczyni! Możemy ruszać - Głos strażnika zmusił mnie do wyprostowania się. Zakryłam całą twarz włosami, patrząc na bok.
- Jedźcie, jak najszybciej! - Powiedziałam obojętnie. Nie patrząc już na nikogo. Nikt, nigdy nie powinien mnie widzieć w takim stanie.
Cały dzień czuwałam nad nim, sprawdzając co kilka minut, czy wciąż oddycha. Przystanki zajmowały nam maksymalnie 10 minut. Pomimo wody, nie przyjmował nic więcej. Żadne słowa na niego nie działały. Jednak jak mogłam się dziwić? Ledwo co mógł przełknąć wodę, dlaczego więc miałby jeść.
Na drugi dzień, powieki były tak ciężkie, że sama pozwoliłam sobie na chwilę odpoczynku. Zapadłam w głęboki sen. Przestało mnie interesować wszystko dookoła. Dopóki pod ręką miałam ciepłe czoło Mobiusa mogłam spać w miarę spokojnie. No tak ciepłe. Od kilku godzin, miał gorączkę, a my nawet nie mieliśmy leków, żeby jakoś to zbić. Zimne okłady dawały minimalne skutki.
Obudziło mnie szarpanie za ramię. Zadowolona twarz Hayato, była pierwszym obrazem, jaki ujrzałam.
- Co jest? - Zapytał, po czym spostrzegłam, że na moich kolanach brakuje taktyka. - Gdzie Mobius? - Zmarszczyłam brwi.
- Nie zauważyłaś, że jesteśmy już w mieście? Trochę usnęłaś - Wyszłam z samochodu i rzeczywiście, byliśmy już w mieście. Sen? Czy rzeczywiście, tak szybko jechali? A może mój sen, zaskoczył nie tylko mnie, ale i wszystkich dookoła? - Mobius jest już u Aspena, od razu go zabrali, podobno będzie potrzebna operacja i kroplówka, ale wyjdzie z tego - Zaczął ze spokojem, za co złapałam go za koszulkę i podniosłam w górę, tak że zaczął machać nogami nad ziemią.
- I dopiero teraz mnie o tym informujecie? Pojebało was? - Warknęłam.
- Spałaś, każdy miał obawy, że jeśli wstaniesz... - Zaczął, ale nie dałam mu dokończyć. Ułożyłam go  z powrotem na ziemię i jak najszybciej poszłam do szpitala. Zatrzymała mnie niewielkiego wzrostu dziewczyna z długimi czarnymi włosami. Patrzyła na mnie dużymi oczyma.
- Nie może Pani wejść. Pan Aspen kazał przekazać, że każdy ma się udać na odpoczynek, na stołówce jest do Pani jedzenie. Proszę się nie martwić, Pan Mobius będzie żyć. Zdążyliście w ostatnich minutach - Niepewnie uśmiechnęła się do mnie. Nie miałam siły się z nią kłócić. Nie mówiąc już o tym, że te słowa bardzo mnie uspokoiły. Nic nie powiedziałam. Skinęłam głową i wyszłam, idąc tam gdzie mnie skierowała, a więc do stołówki. Najadłam się i skryłam w swoim mieszkaniu. Siedziałam pod kołdrą, przykryta po sam czubek nosa. Nie chciałam nigdzie wychodzić, a tym bardziej z kimkolwiek się widzieć. Po prostu siedziałam i myślałam. O jego ostatnich słowach i czynach. Nie mogę go rozszyfrować. Nie wiem, co on myśli. Od zawsze był kobieciarzem. Lubił kobiety, bajerował je. Wystarczyło, że znalazł jakąś co dbała o siebie i można by rzec, że była już jego. Otulona kołdrą podniosłam się do siadu i spojrzałam w lustro. Blizny, poobdzierane ciało, połamane paznokcie po ostatniej walce. Ponownie schowałam się za kołdrą. Bawi się? Nie... Chyba nie jest taki. Szuka rozrywki? Brak mu adrenaliny? Nie wiem, nie chce wiedzieć. Głupia, zbyt wybujała wyobraźnia, dała się we znaki. Wiedziałam, że niektóre słowa i czyny nigdy nie powinny się wydarzyć.
Po tygodniu i codziennym dopytywaniu Aspena o jego stan, mogłam już normalnie funkcjonować. Wszystko wracało do normy. Przechadzając się po mieście, zaskoczył mnie brak ludzi. Zawsze kręci ich się tutaj mnóstwo, dzisiaj nie było prawie nikogo. To stało się niepokojące. Po przejściu obok stołówki, do moich uszu dotarł dźwięk stłumionej muzyki, a także śmiechu. Weszłam do środka, gdzie panował harmider. Niektóre pary, tańczyły zadowolone, inni siedzieli przy stolikach rozmawiając wesoło. W powietrzu unosił się zapach alkoholu. Zaskoczona zaczęłam się rozglądać po sali, aby znaleźć kogokolwiek, kto byłby w stanie logicznie mi to wytłumaczyć. Dojrzałam Usuyo, który stał za filarem. Stanęłam obok niego, nawet nie musiałam pytać, gdyż sam zaczął mi się tłumaczyć.
- Po tej akcji, ludzie chcieli się rozerwać, nikt nie protestował, a wszyscy myśleli, że Ty od razu tego zabronisz, więc...
- Zrobili to za moimi plecami - Westchnęłam, gdy wpatrywał się w swoje buty. - Bawcie się dobrze, ja nie mam do tego nastroju. Tylko bez przesady z alkoholem - Mruknęłam, chcąc już wyjść z budynku. Patrząc na podłogę, nie zwróciłam uwagi, gdy na kogoś wpadłam.
- Wychodzisz? Przecież dopiero co wpadłem - Mobius wyszczerzył się pokazując wszystkie swoje zęby. Miał na sobie plastry, a także bandaże, ale oprócz tego wyglądał na zdrowego.
- Powinieneś odpoczywać, a nie się bawić - Skrzyżowałam dłonie na piersi, na co przewrócił oczami, jednak wyraz jego twarzy się nie zmienił.
- Jak zawsze taka sama, dalej chodź. Zobacz ile pyszności na stole. Muszę coś zjeść - Zawołał zadowolony, ciągnąc mnie za sobą. Nie wiedziałam, jak teraz się przy nim zachowywać. Cieszyć się, że nic mu nie jest, czy raczej wciąż być nieugiętym dowódcą, który traktuje go, jak swojego towarzysza. - Leżałem tyle czasu, że aż na głowę tam dostawałem - Zaśmiał się, biorąc do ust kawałek mięsa, na którym nie było ani grama tłuszczu. Zasłużył sobie na najlepszy kawałek.
- Taiga, fajnie że wpadłaś. Zatańczymy? - Sieg podał mi dłoń z delikatnym uśmiechem. Nie miałam nic do stracenia.
- Niech Ci będzie - Wzruszyłam ramionami podając mu dłoń. Wyszliśmy na środek "parkietu" tańcząc dookoła. - Mam nieodpowiedni strój - Zmarszczyłam nos
- Chcesz założyć to różowe coś? - Zaśmiał się, na co skarciłam go wzrokiem - Tylko nie zaczynaj historii o tym, ile to zrobiłaś, żeby go nie zdobyć.
- Mało śmieszne - Pokazałam mu czubek języka, na co się uśmiechnął. W między czasie dostrzegłam ciekawski i zarazem złowieszczy wzrok jednej z dziewczyn. Jeśli dobrze ją kojarzyłam była Wojowniczką, która dosyć często kręciła się obok bruneta. - Twoja koleżanka, zaraz zabije mnie wzrokiem - Zauważyłam.
- Trochę za dużo sobie wyobraża - Wzruszył ramionami - Jesteśmy tylko kolegami.
- Ale oschle, wydaje się być miła - Zauważyłam, gdy okręcił mnie dookoła własnej osi.
- Trochę nie mój typ - Wzruszył ramionami, na co pokręciłam z uśmiechem głową.
- Czas na odbijanego! - Między nas wcisnął się Mobius, które sprawnie odgonił Siegrain'a - Chcesz żebym był zazdrosny?
- To nie było miłe - Złapałam go za dłoń - Nie mówić już o tym, że nie powinieneś tańczyć - Mruknęłam.
- Oj daj spokój, to tylko jeden taniec - Uśmiechnął się zbliżając do mnie twarz - Nie mogę stracić takiej okazji.
- Daj spokój - Odwróciłam od niego głowę, powoli sunąc po parkiecie w rytm muzyki. - Jak się czujesz w ogóle?
- Pytasz jako dowódca, czy prywatnie?
- Nie zgrywaj się - Spojrzałam na niego, na co przewrócił oczami, najwidoczniej zdegustowany, że nie chce brnąć w jego grę.
- Nie jest źle. Mam kilka szwów. Dostałem kroplówkę. Podobno spałem kilka dni - Wzruszył ramionami - Dostałem leki, mam chodzić na kontrolę, na razie odpuścić sobie wyjścia i tyle.
- Dobrze. Następne misje, będziesz dostawać lżejsze, gdzie będziesz dowodzić grupą. Wyjścia do miast, może trochę poza nie. - Mówiłam z całkowitą powagą, co wybiło go z tropu. No tak, zawsze chodziliśmy na misje razem, nie pamiętam żeby było wiele takich, gdzie jedno z nas zostawało w mieście. - Ciesz się, to awans.
- Wyjdziemy pogadać? - Wskazał na drzwi, na co się zgodziłam. Wyszliśmy na zewnątrz. Idąc za budynek, gdzie była cisza. Oparłam się o mur, patrząc na niego pytająco - Zawsze byliśmy na misjach razem, skąd taka nagła zmiana?
- Tak postanowiłam i tyle. Coś jeszcze? - Skrzyżowałam dłonie, odwracając od niego wzrok. Zapanowała krótka cisza, którą sama przerwałam - Żeby było jasne, ja jestem dowódcą, Ty taktykiem, niech takie relacje między nami pozostaną.
- Co? - Podniósł jedną brew - Chyba sama nie wiesz o czym mówisz. Mam Ci teraz mówić, przez Pani? - Podszedł do mnie, przez co zacisnęłam pięści.
- To zaszło za daleko. Na misjach skupiam się na Tobie. Doglądam czy wszystko z Tobą w porządku. Nie mogę myśleć tylko o Tobie, jestem odpowiedzialna za wszystkich, a tak było ostatnio. Zaniedbałam cały oddział. - Wzięłam głęboki oddech, nie mogąc się uspokoić, emocję wzięły górę, a ja wybuchnęłam - Martwiłam się cholernie, jeszcze zacząłeś się żegnać, co Ty sobie myślisz?! Po co zgrywałeś bohatera? Po co mnie łapałeś?! Dlaczego nie stałeś spokojnie? - Zaczęłam go wyzywać, zaciskając oczy. Głupek, to trzeci raz, kiedy przez Ciebie ryczę.
- Już dobrze, spokojnie - Przyłożył dłoń na rozgrzanego policzka, trykając mnie swoją głową. - To słodkie, że się o mnie martwisz.
- Mobius proszę przestań. Nie jestem typem, którego szukasz. Wrócimy do początkowych relacji. Zapomnij o wszystkim co było. W świecie zombie nie ma miejsca, na słabości. Po prostu zapomnij - Ominęłam go, kierując się do budynku, w którym znajdował się mój pokój.

Mobius? xD

Obserwatorzy