czwartek, 31 sierpnia 2017

Od Taigi CD Mobiusa

Spojrzałam ze zmarszczonymi brwiami na mężczyzn. Czasami zachowują się zupełnie, jak dzieci i to te niedorozwinięte. Mimo to, wciąż chodziłam cała nabuzowana. Nie chciałam, żeby szedł na taką wyprawę sam, kurwa wiedziałam, że zacznę się o niego martwić, ale dlaczego nastąpiło to tak szybko? Najwidoczniej upojna noc, tylko pogłębiła ten stan. Miałam teraz ochotę wszystkich zabić, a co będzie jeśli już wyjdą? Przecież na głowę dostanę, albo zamknę się w pokoju i nie wyjdę z niego do momentu, aż nie wrócą. Skupiłam się na grupie, która ustawiała się przy Mobiusie. Mój wzrok przykuł jeden mężczyzna. Pamiętałam go z ostatniej misji. Jego noga bardzo ucierpiała i miałam wrażenie, że wciąż kuleje. Wpadłam na iście szatański pomysł. Podeszłam do niego niespodziewanie odciągając go na bok.
- Co jest do... - Spojrzał na mnie i wyraz jego twarzy zmienił się o 180 stopni - Pani dowódczyni... Coś się stało? - Zapytał już łagodniej, na co pokiwałam przecząco głową.
- Widzę, że noga wciąż się nie zagoiła - Spojrzałam na niego z udawaną troską - Twoja dziewczyna bardzo się martwi - Położyłam dłoń na karku.
- Trochę - Mruknął, odwracając wzrok. Strzał w dziesiątkę! Nawet nie wiem, czy w ogóle kogokolwiek w tym mieście ma...
- Nie chce Cię wysyłać na śmierć, zastąpię Cię w tej misji, a Ty odpocznij jeszcze kilka dni. W takim stanie mógłbyś być łatwą ofiarą - Podniosłam kącik ust. Jego zdziwienie nie miało końca, co tylko pogłębiało moją satysfakcję. Zgodził się bez oporu, odchodząc nawet nie powiadamiając o tym Mobiusa. Najwidoczniej bał się, że zaraz się rozmyślę. Z uśmieszkiem stanęłam obok Mobiusa, krzyżując dłonie na piersiach. Po kilku minutach mówienia o bezpieczeństwie spojrzał na mnie i zaczął się rozglądać, jakby dla pewności, że wszystko ma.
- Coś się stało? - Zapytał z uśmiechem, na co prychnęłam.
- Przed misją sprawdza się stan swoich żołnierzy, jeden z nich miał problemy z nogą, zastąpię go - Ciche westchnienie pozostałych ludzi, dawało mi do zrozumienia, że nie są zadowoleni z tego faktu. No tak, większość mężczyzn mnie nienawidziło z powodu mojej pozycji. W końcu jaki chłop chce słuchać kobiety, która ledwo co ma skończone 21 lat. Przeczesałam włosy rozczarowana, takim zimnym powitaniem.
- Czyli jednak się nie pobawię w dowódcę - Zaśmiał się, rozkładając ręce. Przewróciłam oczami, zwracając się do niego, a także do pozostałych.
- Tak, jak mówiłam. Zastępuje żołnierza, a więc zajmuje jego miejsca, a tym samym pozycję. Wcześniej było zaplanowane, że Mobius dowodzi i to nie podlega dyskusji. Jednak to nie zmienia faktu, że będę przyglądać się Twoim działaniom, aby móc ocenić, czy możesz brać udział w takich wyprawach - Wytłumaczyłam i spojrzałam kątem oka na białowłosego - Tylko nie przeginaj z tą władzą - Mruknęłam cicho i poszłam w szereg, gdzie powinien stać mężczyzna. Najwidoczniej odpowiadał mu taki układ. Droga do willi, minęła spokojnie. Mobius dobrze rozdzielił grupę i ustawił ludzi. Kilku zabitych zombie i nic poza tym. Stanęliśmy przed ogromną willą, która była zniewalająca. Jeszcze 3 lata temu, nawet bym nie pomyślała, że do takiego domu wejdę, a co dopiero, że będę po nim myszkować. Każdy dostał swój sektor, aby na razie sprawdzić pomieszczenia i w razie problemu zabić zagrożenie. Kiedy mniejsze zombie czy jakieś stonogi zostały zabite, mogliśmy skupić się na rozejrzeniu, a także pozabieraniu wszystkich najważniejszych rzeczy. Porobił małe grupki po dwie osoby. Dziwnym trafem szłam właśnie z nim. Weszliśmy do jego pokoju, który okazał się sypialnią. Wielkie łóżko, a także kilka szafek, które ładnie się komponowały. Otworzyłam jedną z nich przebierając w ubraniach. Chyba nie ma nic złego w tym, jeśli znajdę coś dla siebie? Rozmiar idealnie się zgadzał, dzięki czemu miałam z czego wybierać.
- Mieliśmy szukać jedzenia - Zaśmiał się widząc mnie.
- Oj spokojnie, 5 minutek - Uśmiechnęłam się, pakując niektóre rzeczy do swojej torby.
- Wiesz, że teraz to ja jestem dowódcą i mogę Ci tego zakazać - Z uśmiechem złapał mnie za ramię przygniatając do ściany. Z uśmiechem złożył pocałunek na moich ustach. - Aż tak się martwiłaś? - Podniósł jedną brew, moja dłoń znalazła się na jego torsie i uśmiechnęłam się pod nosem.
- Chodziło mi wyłącznie o ubrania, na misjach mamy zachować dystans pamiętaj - Cmoknęłam go ostatni raz i wróciłam do szafy. - Ogólnie, nie zdziwiło Cię nic? - Spojrzałam na niego, gdy zarzuciłam torbę na swoje plecy.
- Zbyt czysto czyż nie? - Usiadł na łóżku, gdzie skinęłam głową - Zauważyłem to już w kilku pomieszczeniach.
- Zazwyczaj ludzie rzucają wszystko, szukają czegoś do obrony, albo pakują rzeczy i uciekają. Tutaj wszystko jest w idealnym stanie - Oparłam się o ścianę.
- Mobius, Taiga szybko do piwnicy! - Głos jednego z naszych ludzi, sprawił, że rzuciliśmy wszystko i łapiąc za broń pobiegliśmy na dół, gdzie byli już pozostali. Dwóch z nich wybiegło, popychając nas. Otworzyli drzwi, a do nas dotarły odgłosy wymiotowania. Spojrzałam na chłopaka zaskoczona, na jego twarzy malowało się obrzydzenie. Piwnica była ogromna. Znaleźliśmy w końcu pomieszczenie, do którego każdy najwidoczniej bał się wejść. Złapałam mocniej za katany. Widok, jaki nas zastał sprawił, że sama przyłożyłam rękę do ust oraz nosa. Zapach był gorszy niż palące się ciała. Zauważyłam, jak Mobius przykłada dłoń na ust, aby nie wypuścić swojego śniadania. Przed nami znajdowały się trzy ciała, które były już w trakcie dobrego rozkładu, leżały tutaj minimum kilka miesięcy. Ich wnętrzności były powyżerane, a puste spojrzenie skierowane w naszą stronę, jednak nie to było najgorsze. Mężczyzna siedział pod ścianą, trzymając w dłoniach małe dziecko, które nie mogło mieć więcej niż 5 lat. Wyciągał kolejne organy wkładając do swoich ust.
- Zombie? - Wydusił z siebie Mobius. Zmarszczyłam brwi, nic nie wskazywało na to, aby był zakażony.
- Nie. Psychika mu siadła. - Spojrzałam na półki, które świeciły pustaki, a gdzieniegdzie leżały słoiki- To musi być jego rodzina, pewnie ukryli się, ale jedzenie im się skończyło....
- Zjadł swoją rodzinę, żeby przeżyć  - Dokończył za mnie, odwracając się. Cóż, takie widoki i zapachy nie są dla niego.
- Jakim trzeba być pojebańcem - Krzyknął jeden z naszych ludzi, trzymając się za brzuch. Każdemu robiło się niedobrze na samą myśl o tym, a gdy dochodziły do tego zapachy i widoki... Nawet, ja miałam odruchy wymiotne.
- W tych czasach, każdy dba o siebie, nawet kosztem własnej rodziny - Wyciągnęłam od Mobiusa jeden z jego pistoletów, wydając w jego stronę kilka strzałów w głowę. Nawet nie było sensu podchodzić i rozmawiać, tacy ludzie pomimo iż na zewnątrz byli jeszcze normalni, to w środku już dawno stali się tymi bestiami, z którymi walczymy na co dzień. Bez mrugnięcia okiem, zamknęłam drzwi, oddając broń. Wszystkie spojrzenia skierowały się w moją stronę - No co? Chcieliście może podejść i z nim gadać, żeby i na was się rzucił? Ktoś to zrobić musiał - Wzruszyłam ramionami, idąc na górę, aby zabrać swoją torbę i dokończyć poszukiwania. Z zewnątrz każdy mógł pomyśleć, że mnie to nie ruszyło, ale w głębi byłam tym równie zszokowana, jak inni. Sama miałam, kiedyś rodzinę, byłam normalną dziewczyną. Nie wyobrażam sobie skończyć zjedzona przez kogoś z mojej rodziny. Nie wiem czy to co zobaczyłam przed chwilą, kiedykolwiek mnie opuści. Takie obrazy, jak na złość pozostają w głowach. Teraz najchętniej wtuliłabym się w Mobiusa, poczuła jego zapach i ciepło, ale nie mogłam. Nie tutaj, nie gdy jesteśmy na misji.

Mobius?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy