środa, 23 sierpnia 2017

Od Mobiusa CD Hayato&Taiga

Po słowach Taigi westchnąłem tak mocno, aż poczułem niedotlenienie. Jestem dla niej ważny! Zrobiłem piruet ze szczęścia. Czułem motylki w brzuchu, ale one tam nie latały, tylko wwiercały się jak w obiad. Miałem ochotę wysłać kobiecie całusa.
Niestety moje jakże utalentowane ruchy, zostały powstrzymane przez ostry i podłużny ból barku. Z sykiem złapałem się za ramię. Westchnąłem ciężko. Chyba muszę się w końcu jej posłuchać. Z niechęcią skierowałem się do budynku, który mieszkańcy Santari, nazywali "szpitalem", ta tę starą budę. Lubię dbać o swoje zdrowie, ale nie z pomocą lekarzy. Bark był naprawdę natarczywy, nie podejrzewałem, że będzie to tak bolało. Jeszcze jakiś czas temu lubiłem ból, czemu teraz wydawał mi się taki, odrzucający? W sumie kiedyś prawie go nie czułem. Co mnie tak zmieniło? Nagle przed oczami pokazała mi się czerwonowłosa kobieta. Poczułem jak rumieńce wkradają się na moją twarz. Zakryłem je prędko dłonią. To chyba jakiś żart...
~~~
Zapukałem do drzwi, które jak miałem wrażenie, pod tak delikatnym naporem, prawie runęły na ziemię. Otworzył mi Aspen. Niewątpliwie przystojny, niższy i nawet zadbany mężczyzna. Spojrzał mi prosto w oczy, jakby chciał z nich wyczytać co mi jest. Bez słowa się odwrócił i poklepał dłonią o siedzenie, znajdujące się zaraz obok jego biurka
- Nie krępuj się, wchodź - Powiedział z miłym uśmiechem. Skrzywiłem się lekko i przeszedłem przez próg - To, co się stało? - Zapytał zakładając nogę na nogę, przy tym wpatrując się w swoje notatki. Najprawdopodobniej zapełnione listą nowych leków, która niedawno przywieźliśmy. Chociaż jak przed chwilą słyszałem, część do niego nie doszła, bo banda debili zaczęła o nie kłótnie
- Wybiłem bark - Odparłem z westchnieniem i usiadłem na wcześniej wskazanym mi miejscu - Został już nastawiony, jednak napierdala jak cholera - Powiedziałem bez owijania co mi dolega. Chciałem dostać tylko saszetkę leków i ruszyć dalej swoją drogą. Aspen pokiwał głową, jakby w zamyśle i zakreślił coś w notesie
- Kto Ci go nastawiał? - Zapytał bacznie mi się przyglądając
- Przyjaciel - Odparłem, a chłopak zrobił zdziwiona minę
- Od kiedy kogoś z Santarii uważasz za przyjaciela? - Wyszczerzył się Aspen, przy tym dając mi polecenie, bym się rozebrał z górnej partii ubrań
- Uważam tych, którzy na to zasługują - Odwzajemniłem uśmiech, który był dość arogancki, z jakiegoś powodu nie potrafiłem rozmawiać z tym mężczyzną. Irytował mnie fakt, że zachowywał się tak, jakby wszystko o mnie wiedział, a raczej zawsze mówi w taki sposób. Zdjąłem bluzkę. Skóra w okolicy barku była widocznie zabarwiona na fiolet. Hayato pewnie tak mocno mną szastał, że się porobiło. Aspen podszedł do mnie i zaczął bacznie oglądać bark, przy tym go badając zimnymi jak lód rękami
-Dobrze się chłopak spisał, gdyby mu to nie wyszło, kto wie czy nie musiałbym ci teraz amputować reki - Powiedział lekarz, podczas smarowania mojego ramienia jakąś maścią, śmierdzącą gorzej od truposzy. Jeszcze wyglądało jak błoto Shreka. Ohydztwo, już wolałbym walczyć z bólem. Niechętnie odwróciłem twarz i wytrzymałem tę ala kurację. Aspenowi nie zajęło to długo, już po chwili wytarł i zdezynfekował ręce, po czym usiadł na swoim miejscu
- Co to jest? - Charknąłem niezadowolony
- Lek, własnoręcznie robiony - Uśmiechnął się i znowu zaczął coś kreślić w notesie - Powinno niedługo pomóc - Dodał, a ja to odebrałem za idealną okazję, by się stąd ulotnić. Wziąłem swoją bluzkę i jak najszybciej ruszyłem w stronę drzwi, ale nic nie mogło być takie łatwe. Mężczyzna zatrzymał mnie głośny chrząknięciem - Nie zakładaj tylko na to bluzki - Powiedział głośno, a ja usłyszałem skrzyp jego krzesła, co oznaczało, że wstał z miejsca
- Oczywiście, ze nie założę, nie chcę ubrudzić koszuli - Uśmiechnąłem się i odwróciłem. Podskoczyłem delikatnie, gdy zauważyłem, że jego twarz znajduje się całkiem blisko mojej. Spojrzałem na niego pytająco, nadal utrzymując zadowoloną mimikę
- Weź to i smaruj dwa razy dziennie, przez tydzień - Dał mi małe pudełeczko tego błota
- No chyba sobie żartujesz.. - Spojrzałem na niego błagalnie
- Przyszedłeś tutaj, bym Ci ulżył, czy po to byś marudził? - Zapytał podnosząc jedną brew
- Roger... - Machnąłem mu ręką przed twarzą i się ulotniłem. Wyszedłem z budynku i od razu poczułem szastające mnie pejczem zimne powietrze. Ta i weź teraz chodź bez koszulki. Boże jak to capi. Spojrzałem na szczelnie zamknięte pudełeczko, co on tam dodał do cholery? Skrzywiony ruszyłem w kierunku miejsca, gdzie teraz powinna być Taiga z Hayato. Było to dość blisko, więc nie musiałem długo czekać, by usłyszeć krzyki ukochanej dowódczyni. Od razu poczułem jak poprawia mi się humor. Wskoczyłem jak sarna na schodki prowadzące do pokoju i już po chwili dostrzegłem dość sporą zebraną gromadę
- A co tutaj tak drętwo? - Wszedłem do pomieszczenia z ogromnym uśmiechem na twarzy, w końcu bark nie bolał, a przede mną cały dzień!

<Przepraszam, że musieliście czekać Yato? Tai?>

1 komentarz:

Obserwatorzy