sobota, 26 sierpnia 2017

Od Mobiusa Quest: "Wielka Walka"

Zapaliłem kolejnego papierosa i przez tańczące płomienie patrzyłem na Taigę, która nad czymś kurczowo rozmyślała. Niedawno rozstawiła staże, a do tego musiałem przygotować parę pułapek. Dobrze w końcu odpocząć. Cały dzień na nogach, nigdy nie podejrzewałem, że ta kobieta ma większą wytrzymałość ode mnie. Zaciągnąłem się przyjemnym, mocnym dymem z papierosa. Od razu się odprężyłem. Wszędzie dookoła w odległości dwudziestu metrów rozciągnąłem sznurki, jak któryś z tych stworów przez nie przejdzie, usłyszymy dzwonek. Oby to prędko nie nastąpiło. O ósmej jest już zupełnie ciemno. Cała grupa ogrzewała się przy ognisku, a niski białowłosy albinos nie wiadomo skąd wytrzasnął cały sagan gulaszu, który właśnie podgrzewał. Na ten widok przez zebranych przebiegł cichy, łakomy szmer. W ten sposób zdobył sporo punktów u członków Santari. Coś co wpadło mi w oko to jego dość bliskie relacje z Milanem, wcześniej chłopak wydawał się zbyt nieśmiały do zapoznania się z kimkolwiek. Dostrzegłem także kontakty między Hayato a Megan. Na moją twarz wkradł się szeroki uśmiech, gdy zobaczyłem dziewczynę, której imienia nie znałem, wtulającą się w ramię Siegraina, który był widocznie tym zniesmaczony
- Ej, ma ktoś gitarę? - Zapytałem z szerokim uśmiechem, a wszyscy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. Nudziło mi się, a rzadko zdarza się okazja byśmy byli taką grupą, w tak przyjemnej atmosferze. Chciałbym by wszyscy byli sobie bliżsi
- Skąd niby mielibyśmy mieć? - Usłyszałem śmiech jednego z mężczyzn
- Zauważmy, że Usuyo jakimś cudem miał przy sobie cały gar gulaszu - Spojrzałem na chłopaka, który automatycznie się zarumienił i skrył za swoim brązowowłosym kolegą. Już nie biorąc pod uwagę tego, że przyjechaliśmy tutaj samochodami, szybsza podróż, a zombiaki i tak szybko stracą nas z oczu i znowu będą kontynuować swoją żałosną egzystencje
- Powinienem coś mieć - Nagle z miejsca wstał Siegrain, który ruszył do samochodów stojących kilka metrów od nas. Otworzył drzwi i sięgnął do środka, skąd wyjął piękną gitarę. Wszyscy zaniemówili, jednak rozległ się zadowalający pomruk, wiedzieli, że w końcu mogą przestać myśleć o tym co się dzieje dookoła. Kiedy dostałem gitarę, ułożyłem ją wygodnie na nodze i chwyciłem odpowiednio, przy tym muskając palcami struny. Nastrojona, chłopak musi sporo grać. Zadowolony zacząłem powoli, zaczynając również śpiewać typową turystyczną piosenkę, którą poznałem parę lat temu
- Gdybym miał gitarę
To bym na niej grał
Opowiedziałbym o swej miłości
Którą przeżyłem sam - Śpiewając zerknąłem na Taigę, która widocznie zainteresowana wpatrywała się w moje poczynania. Było to dość zaskakujące, że nie przeszkadzał jej fakt, hałasu, który powoduję. Posłałem jej oczko, a przy tym szarmancki uśmiech, przez który zwróciła głowę w całkowicie inną stronę
-A wszystko te czarne oczy
Gdybym ja je miał
Za te czarne cudne oczęta
Serce, duszę bym dał - Jak się okazało cały refren został śpiewany chórem. Wręcz wszyscy spletli ręce i złapali się za barki, bujając przy tym radośnie
-Fajki ja nie palę
Wódki nie piję
Ale z żalu wielkiego
Ledwo co żyję - Kończąc zwrotkę wstałem z miejsca, chodząc przy tym wokół ogniska
-Ludzie mówią głupi
Po co ty ją brał
Po coś to dziewczę czarne, figlarne
Mocno pokochał? - Usiadłem koło Taigi, która również dała się porwać zaistniałej zabawie i zaczęła bujać się od prawej do lewej
-A wszystko te czarne oczy
Gdybym ja je miał
Za te czarne cudne oczęta
Serce, duszę bym dał - Zakończyłem głębokim ukłonem, na który odpowiedź dostałem w postaci głośnych oklasków i gwizdów. Zadowolony oddałem gitarę Siegrainowi, który został otoczony przez kilka osób, by i on coś zagrał. Zaśmiałem się pod nosem i wyjąłem kolejnego papierosa, którego podpaliłem o ognisko. Ostatnio palę ich zdecydowanie za dużo. Nagle poczułem na sobie czyjś wzrok. Obróciłem się na pięcie, żeby stwierdzić, że była to Taiga, która ruchem dłoni, pokazała mi bym usiadł koło niej. Z szerokim uśmiechem zacząłem się kierować w jej stronę, gdy nagle moje poliki zrobiły się całe czerwone. Jak grom z jasnego nieba wróciło do mnie wspomnienie jej intensywnego ciała i mięsistych warg, wpajające się w moje usta. Zakryłem dłonią twarz i zakasłałem. Do tej pory tłumaczę sobie, że kobieta była pijana, w końcu nie mały odór wina, potrafiłem wtedy wyczuć. Chociaż fakt, że chodziła po chwili, jakby nie miała nawet grama alkoholu w ustach, całkowicie zbacza z tropu
- Nie wiedziałam, że umiesz grać.. i śpiewać - Powiedziała z delikatnym uśmiechem, gdy zająłem miejsce zaraz koło niej na kawałku kłody
- Haha, wielu rzeczy o mnie nie wiesz - Rozpromieniłem się, a dziewczyna podkuliła nogi i owinęła wokół nich ręce. Widząc ciarki na jej skórze, zdjąłem moją kurkę i nałożyłem na jej ramiona - Drżysz - Zauważyłem, a kobieta z widocznymi rumieńcami, od ciepła pochodzącego z ogniska, spojrzała na mnie z widocznym podziękowaniem
- Chciałabym już być w Santarii - Westchnęła Taiga i nagle rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Wszyscy bez wahania wstali, chwytając za swoje bronie. Korzystając z zaistniałego zamieszania, chwyciłem delikatnie podbródek dowódczyni i wpoiłem się w jej erotyczne wargi - Co ty robisz? - Powiedziała zdziwiona dziewczyna po tak krótkim pocałunku. Cho*era, tam bardzo chciałem jeszcze
- Korzystam z okazji - Uśmiechnąłem się i wstałem, by ruszyć za resztą grupy. Za sobą słyszałem kroki Taigi, były pospieszne i bardzo nieregularne, najwyraźniej musiałem ją wyprowadzić z równowagi. Kiedy dotarliśmy do zbiorowiska, zaczęliśmy się przez nie przebijać. Co mogło być tam takiego ciekawego? Zombiaka nigdy nie widzieli? Kiedy udało mi się dostać do środka, dostrzegłem jak Julian, jeden z nowych z ogromną pokorą na twarz oddał mi zająca. Jak po chwili zobaczyłem nie miał wnętrzności, dlatego gdy po dłoni spłynęła mi krew pod ubranie, pisnąłem i odskoczyłem tym samym wypuszczając z rąk królika
- Hahaha, co ty robisz? Nie wiesz, ze Mobius jest uczulony na wszystko co obrzydliwe? - Cała grupa wybuchła śmiechem, a chłopak uniósł jedną brew. Widać, że nowy. Mruknąłem sam do siebie, od razu sprawdzając, czy moja koszula jest brudna. Na szczęście, nie było ani kropelki, inaczej bym gnoja zabił. Odetchnąłem głośno i moją uwagę przykuła wydziargana strzałka na drzewie. Przesunąłem po niej koniuszkami palców. Znam to miejsce. Przeszedłem przez sznur, rozglądając się bacznie. Znam to miejsce!
- Dowódczyni, ja się rozejrzę - Powiedziałem głośniej, nawet się nie odwracając. Byłem zbyt zahipnotyzowany miejscem, w którym się znalazłem, czemu tego wcześniej nie zauważyłem?
- Tylko nie odchodź za daleko - Usłyszałem głos Taigi, która rozkazała reszcie grupy wracać do ogniska
- Jasne! - Wyszczerzyłem się wbiegając głębiej w las, przy tym zbaczając ze ścieżki, na której się trzymaliśmy. Jesteśmy kilka dni drogi od Santari, a tutaj... powinno być miejsce, w którym spędziłem większość dzieciństwa. Co jakiś czas na drzewach dostrzegałem znane mi znaki, które prowadziły mnie do celu. Po chwili przede mną wyrósł wielki dąb, na którym znajdował się domek na drzewie. Od razu coś ścisnęło mi żołądek. Przychodziłem tu z najlepszych przyjacielem. Przed oczami pojawiła mi się, jego uśmiechnięta twarz. Jak masz dobrze stary, nie jesteś już na tym gównianym świecie. Gdyby nie ten skurczybyk już dawno byłbym martwy. Wolę nie wspominać ilości łez, które nad nim przelałem. Nagle usłyszałem niepokojący dźwięk zaraz za moimi plecami. Poczułem jak moje ciało oblewa się zimnym potem, coś podpowiadało mi żebym się nie ruszał. Słyszałem coś na postaci syku i dźwięk, który jest mi znany z przeładowania broni, jednak to brzmiało inaczej. Niebezpiecznie. Zacisnąłem mocno szczęki, czując jak moje ciało drży. Uspokój się Mobius, przypadkiem z ust, podczas wypuszczania powietrza, wydałem świst. Zamarłem. Nasłuchiwałem, czy oby na pewno jestem bezpieczny. Niestety serce waliło mi tak głośno, że nie mogłem się skupić. Nagle usłyszałem delikatny szmer. Za blisko. Ku*wa. Odwróciłem się najszybciej jak potrafiłem. Automatycznie w obronie, uniosłem w poziomie mój KBU-88. Broń, przedzielona na dwie części upadła na ziemię. Z niedowierzaniem patrzyłem przed ułamek sekundy na snajperkę znajdującą się tuż przy moich nogach. Odruchowo zrobiłem odskok do tyłu, unikając przy tym utraty głowy. Przede mną stało ogromne monstrum, którego nawet ta apokalipsa nie mogłaby zrodzić. To obrzydlistwo przypominało mi skorpiona, jednak było jeszcze bardziej zmutowane, jakby wchłonęło jeszcze inne cholerstwo. Zimny pot spływał po moim ciele. Muszę biec, albo będę martwy. Jednak kiedy chciałem zrobić krok, nie mogłem. Cho*era. Serio, mnie? Sparaliżował mnie strach? Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, ale jestem żałosny. Spojrzałem temu monstrum w oczy. Czekaj. Czemu on nie atakuje? Stwór jedynie się we mnie wpatrywał. Wywołało to we mnie odczucie, jakbym był zwykłym, małym, bezwartościowym robakiem. Nie potrafiłem uspokoić oddechu, kiedy chciałem wydać z ust jakikolwiek dźwięk, on drżał i był na tyle cichy, że sam ledwo go słyszałem. Z jakiegoś powodu, miałem wrażenie, ze to coś się śmieje, bawi go moja postawa, bawi go to, że się boję. Czym jest to chol*rstwo? Zacisnąłem mocno szczęki i ugryzłem się w wargę. Poczułem ból, który wyrwał moje na szczęście wpadłem na drzewo tak, że nie miał okazji znowu ucierpieć. Chociaż tyle szczęścia. Zobaczyłem jak drobny kamyk zaraz pod moją dłonią, podskakuje w konwulsjach. To coś do mnie szło. Nie. Nie podchodź. Uniosłem głowę na tyle bym mógł dostrzec stworzenie. Znów.. ten szyderczy uśmiech. Ku*wa. Umrę. Ja pie*dolę. Nie chcę. Zobaczyłem jak ręka monstrum uniosła się ku górze. Nie chcę umierać. Zacząłem zgrzytać zębami. Zobaczyłem jak ręka zaczyna z niewyobrażalnym tempem upadać w moim kierunku. Nie chcę umierać! Zacisnąłem powieki i do moich uszu doszły okrzyki i strzały. Stwór wydał z siebie okropny pisk i wycofał się na tyle, że ktoś z grupy mógł chwycić mnie za ramię. Taiga. Widziałem jej piękną twarz, pobłyskujące gniewem oczy, wydawały się najcudowniejszą rzeczą, jakąkolwiek w życiu widziałem. Poruszające się wargi, próbowały coś mi przekazać, ale nic nie słyszałem. Kobieta pomogła mi wstać, a raczej zaciągnęła mnie na bok i chwytając mój policzek, kazała mi czekać. Nie idź tam. Proszę. Tak bardzo chciałem to powiedzieć, ale nie mogłem. taki bezsilny, jakie kiedyś. Moja twarz została ułożona na ziemi, widziałem już tylko korony drzew i czerń.. Przed oczami pojawił się Usuyo, który podał mi coś do ust. Nagle wybudzony wyplułem ciecz na ziemię. Ból znowu przeszył całe moje ciało. Warknąłem w konwulsjach. Czułem w ustach alkohol. Jak ja nienawidzę tego świństwa. Położyłem ręce na ziemi by się podeprzeć. W głowie huczały dźwięki bitwy. Uderzenia stali o stal, strzały. Spojrzałem w tamtym kierunku. Ludzie krzyczeli do siebie, trzech rannych. Nagle ujrzałem czerwonowłosą kobietę, która walczyła z bliska sama z monstrum. Była już poturbowana, tego widać było, że trochę kulała. Skoro ona nie daje sobie rady, to... Potrząsnąłem natarczywie głową. Pewnie dowódczyni by mnie zdzieliła, gdyby dowiedziała się o czym teraz myślę. Wpatrywałem się w ruchy tego stwora. Chciałem ruszyć do ataku, jednak moje ciało dalej odmawiało posłuszeństwa. Syknąłem wiązankę przekleństw, kiedy dostrzegłem znane mi ruchy. To stworzenie właśnie zrobiło atak, jak osoba, która nie raz wdawała się w bójki. Czemu ja je tak dobrze znam?
*Flashback* (Gdy Mobius miał mniej niż 10 lat xd)
- Jesteś beznadziejny! - Krzyczał jeden z nich, po czym poczułem silne uderzenie w okolicach żeber. Upadłem na ziemię, czując jak napływają mi łzy do oczu. Chcę do domu
- Widzicie tego cieniasa? Ryczy! - W mojej głowie rozbrzmiały śmiechy. Coś zaczęło rwać mnie za włosy zmuszając, bym patrzył na twarze tych obrzydliwych dzieciaków. Moje całe ciało bolało. Czemu ja? Dlatego bo jestem z biednej rodziny? Dlaczego ja?
- Tutaj jesteś! - Usłyszałem znajomy głos i dostrzegłem kilka metrów ode mnie, chłopca o brązowych włosach
- A ty to kto? - Plunął jeden z dzieciaków na ziemię, lecz ten go zignorował i podszedł do mnie uwalniając moje włosy z uścisku
- Czekałem na Ciebie - Chłopak poklepał mnie po głowie. Saon, ty zawsze mnie ratujesz. Zacząłem płakać, na co ten zdzielił mnie po głowie otwartą dłonią - I czego ryczysz?! jak będzie dalej taki, nigdy nie przestaną brać Cie za słabiaka! - Wykrzyczał - Musisz stać się silny - Wyszczerzył się - Do tego czasu będę cie bronić! - Odwrócił się do dzieciaków, rzucając im złowieszcze spojrzenie. Wymienili się zdaniami i Saon wykonał dwa ciosy, które powaliły lidera bandy, po czym zajął się kolejnymi. On zawsze dobrze walczył, w dużo potyczek się wdawał, w większości przeze mnie. Bo jestem słaby. Zacisnąłem pięści
- Zostaw mnie! - Usłyszałem płacz - Albo powiem mamie! - Saon przycisnął głowę chłopaka do ziemi
- A mów - Zaśmiał się i z niego zszedł - To wtedy dowie się, co jej kochany synek robi na co dzień - Dzieciak z płaczem pobiegł w stronę domu, wołając przy tym swoją mamę - A ty co? Wstawaj - Spojrzałem na uśmiechniętego od ucha do ucha przyjaciela, który wyciągnął do mnie dłoń. Pokiwałem zadowolony głową i chwyciłem jego rękę. W końcu czuję się bezpiecznie
*teraźniejszość*
Saon... jakim cudem? Zacisnąłem pięści i zmusiłem wszystkie mięśnie by wstać. Zacząłem powoli kierować się w stronę walczących. Kolejny znane mi uderzenie. To jest niemożliwe. Znowu napotkałem styczkę Taigi z monstrum. Kobieta nie miała szans, była przyzwyczajona do zwyczajnych ataków zombiaków, nie do ciosów wyszkolonego boksera. Dowódczyni była spychana do tyłu, robiła uniki i co jakiś czas starała się zadać stworowi obrażenia. Inni strzelali, jednak idioci nie umieli trafić w łeb, dziwne, że w jeszcze Taigi nie zabili. Nagle dostrzegłem jak kobieta niebezpiecznie szybko zbliża się do stromego zbocza
- Saon! - Warknąłem najgłośniej jak potrafiłem i stwór się zatrzymał, chociaż na kilka sekund, jednak dowódczyni była na skraju i nie potrafiła się utrzymać
- Tai nie! - Krzyknąłem i w ostatniej chwili złapałem jej rękę, jednak nie byłem w stanie, chociażby rzucić ją w inne miejsce. Przez brak stabilności i równowagi, kobieta pociągnęła mnie za sobą prosto na strome zbocze. Zacisnąłem zęby i przyciągnąłem do siebie dowódczynię, ukrywając ją w ramionach. Uderzyłem z trzaskiem o ostre kamienie, przy tym wydając z siebie cichy jęk. Umocniłem uścisk, upewniając się, że niweluję wszelkie uderzenia. Sturlałem się tak całego zbocza. Co za gówniany dzień. Uniosłem się obolały, by spojrzeć na Taigę. Jej włosy i ręka położona zaraz nad nosem, zakrywały szkarłatne oczy. Z ułożenia ust nic nie potrafiłem wyczytać, nie drżały, nawet nie ukazywały smutku, czy zdenerwowania.
https://media.tenor.com/images/f38c8fa448684876b0d0102cb3870fc8/tenor.gif- Taiga? - Wyszeptałem, a kobieta powoli uniosła dłonie, by ułożyć je na moich policzkach

- Jesteś.. prawdziwym idiotą - Wydusiła zachrypiałym głosem, gładząc moją twarz. Widząc, że wróciła do siebie uśmiechnąłem się delikatnie i przyłożyłem swoje czoło do jej.
- Wiem - Zachichotałem w odpowiedzi, gdy nagle dostrzegłem, że jej wargi drżą - Tai, boli cie coś? Za mocno dostałaś? - Spytałem zaczynając dotykać jej gładki brzuch, by sprawdzić czy nie ma żadnej poważniejszej rany
- Dlaczego jestem dla Ciebie taka ważna? - Zdziwiony wróciłem wzrokiem do twarzy kobiety, była niczym skała
- Jesteś Dowódczynią, bez ciebie całe miasto by upadło, nie byłoby nikogo z nas - Zaśmiałem się, przy tym wydajać syk bólu. Najwyraźniej znowu nadwyrężyłem bark
- Ah.. - Mruknęła i delikatnie się uniosła, chcąc wydostać się spod mojego ciała. Wydawała się zawiedziona, tym co usłyszała. Złapałem kobietę za ramiona, zmuszając ją tym samym spojrzenie mi w oczy
- Nie tylko przez to.. - Powiedziałem - Dodatkowo ta poza jest bardzo przyjemna - Dodałem rozbawiony, gdy nagle ziemia zadrżała pod naszymi ciałami. Kobieta zepchnęła mnie z siebie, a niedaleko od nas pojawiło się monstrum. Wszystko byłoby w porządku, gdyby jedna kula nie przejechała mi po policzku
- Sku*wiele nie strzelajcie, bo szybciej nas pozabijacie! - Wykrzyknąłem i broń z pleców przełożyłem do przodu. Koniec urlopu. Wymierzyłem i dwoma sprawnymi strzałami pozbawiłem zmysłu wzroku potwora, który wydał z siebie dziki okrzyk. Złapałem za kamień i rzuciłem go daleko obok siebie, by wydać dźwięk, za którym ruszy stwór. Zrobił tak jak myślałem
- Trzeba go pozbawić głowy - Wyszeptałem do Tai, która spojrzała na mnie obolała
- Próbowaliśmy, jednak bardzo dobrze ją osłania - Wydusiła kobieta
- Więc trzeba go unieruchomić - Uśmiechnąłem się i już chciałem ruszyć, gdy nagle ułożyłem ponownie wargi na ustach kobiety, delikatnie przy tym muskając językiem jej podniebienie - Mówił Ci ktoś, że zaj*biście całujesz? - Zaśmiałem się i pobiegłem w stronę stwora. Monstrum dobrze mnie słyszało, jednak wystarczyło przewidzieć jego ruchy. W końcu wiele razy je widziałem. Teraz będzie atak z góry. Zrobiłem ostry skręt w lewo i zaczepiłem łańcuch na prawej ręce stwora, po czym próbowałem przebiec pod jego nogami, ale uświadomiłem sobie, że to nie działa tak jak w filmach i zataczając się udało mi się ujść przed wielkimi stopami potwora. Poczułem jak coraz więcej potu spływa mi po czole. Było blisko. Zacząłem biegać w kółko, by unieruchomić nogi tego czegoś. Jak się przekonałem były założone zbyt luźno, jednak przed wydostaniem się z moich cudeniek, powstrzymały go shurikeny, które utkwiły w oczkach, zapobiegając nieuniknionemu. Zobaczyłem trochę dalej podbiegającego do nas Hayato. jednak skurkowaniec ma cela. Z całej siły próbowałem doprowadzić łańcuch do Taigi, która zablokowała go kataną, by stwór się nie wydostał.
- Dobra teraz na 3.. - Powiedziałem do towarzyszy - 1... 2... 3! - Zaczęliśmy ciągnąć z całej siły co doprowadziło do upadku potwora. Na szczęście było łatwo przez już otrzymane wcześniej przez członków Santarii obrażenia. Kiedy stwór runął na ziemię, jak najszybciej podbiegłem i się na niego wspiąłem
-Wybacz Saon - Wydusiłem wbijając sztylet w łeb stwora, przy tym kilkukrotnie go przekręcając upewniając się, że bydlak zginął. Może to nie było on, ale cieszę się, że mogłem go jeszcze raz spotkać. Nagłe zdałem sobie sprawę, że część mojego brzucha jest przebita przez ostrze, które było wrośnięte w jego rękę. No tak nie unieruchomiłem ich. Z ust popłynęła mi krew. Jestem pie*rzonym farciarzem, spojrzałem na ogromne ostrze tkwiące w moim ciele. Ominęło organy. Boli jak cho*era, czemu teraz nie mogę stracić przytomności? Chciałbym obudzić się za kilka dni w ciepłym łóżku i kurczakiem na stoliku. Oczywiście z czystymi sztućcami i prześcieradłem!

< Tai? Well f*ck to opowiadanie jest warte więcej niż 3k. Totalny dramat i rozpierdol! >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy