czwartek, 17 sierpnia 2017

Od Taigi CD Hayato&Mabiusa

Wróciłam do pomieszczenia, gdzie leżało truchło wielkoluda. Oparłam się o jedną z szafek, zgarniając ręką wszystkie leki, jakie pozostały. Niektóre owszem były po terminie, ale kto wie co z nich wyczaruje Aspen, może akurat nadadzą się na maść czy coś. Uniosłam głowę, wciąż czując obolałe ciało. Za bardzo się wyrwałam do przodu i za bardzo przez to oberwałam, ale chciałam uniknąć czyjejkolwiek śmierci, wolałam sama zginąć pod ciężarem jego łapska, niż pozwolić na to innym. Słowa o tym, że Mobius został ugryziony, wciąż chodziły mi po głowie. Sama nie rozumiałam takiej reakcji. Dlaczego, tak bardzo przejęłam się tą wieścią? Jest ważny dla miasta, ale czy tak bardzo, żeby z jego powodu uronić łzy? Znając jego, będzie mi to wypominać przez kolejne miesiące, na każdym kroku. Hayato powinien oberwać, zaraz po tym, jak przyznał się, że to żart, ale nie dość, że moje siły mi na to nie pozwalały, to jeszcze sama sytuacja, nie była zbyt dogodna na tego typu "kary". Westchnęłam głęboko, starając pozbierać wszystkie swoje myśli, na razie nie ma co rozpamiętywać, zdarzyło się i tyle. Zarzuciłam na siebie torbę wypełnioną lekami z grymasem na ustach.
- Dowód... - Odwróciłam się, a jeden z wojowników, wręcz zamarł widząc mnie, oraz ciało leżące za moimi plecami
- Nasza grupa miała lekką walkę - Powiedziałam - Pozabierajcie resztę leków, pomieszczenie ma być puste - Powiedziałam pewnie, na co skinął głową
- Daj, nie ma sensu, żebyś bardziej się nadwyrężała - Wyciągnął dłoń w moim kierunku, a ja nie protestowałam. Oddałam mu swoje torby z ulgą, a także wdzięcznością - My spotkaliśmy kilka mniejszych zombie, nikt nie ucierpiał, co najwyżej zostanie kilka siniaków, druga grupa, też sobie radzi - Dodał, gdy wychodziłam z pomieszczenia.
- Dzięki, wychodzi na to, że nasza podróż najgorsza nie była - Kamień spadł mi z serca, wiadomość, że wszyscy są cali, była, jak lek przeciwbólowy. Najgorsze co można usłyszeć, to ugryzienie, zawsze można odciąć kończynę i liczyć, na to, że wirus się nie przemieścił, ale w niektórych wypadkach, gdy tego zrobić nie można, zazwyczaj popełniane jest samobójstwo, a jeśli ktoś nie ma odwagi, jedno z nas musi mu w tym pomóc. Nie łatwo zabić człowieka, z którym pracowało się kilka miesięcy, który w mieście ma rodzinę, albo zaczyna układać swoje życie.
- Możemy iść? - Na swoim ramieniu poczułam ciepło. Odwróciłam się, aby ujrzeć twarz Mobiusa, a zaraz za nim Hayato. Odetchnęłam głęboko, aby zaraz znowu nie wybuchnąć, przypominając sobie ten niewinny żart.
- Tak... Co Ci jest? - Zmarszczyłam brwi, gdy złapał się za swoje ramię. Czyżby to wcale nie był żart?
- Bark, lekko wybity, ale już nastawiony. Łańcuch nieco mi go uszkodził - Wyjaśnił krótko.
- Ty mu nastawiałeś? - Zapytałam, spoglądając na złotookiego chłopaka. Skinął głową, jakby bał się, że i za to zacznę go wyzywać.
- Dobrze, że szybko zareagowałeś, im później tym bardziej boli - Mruknęłam tylko, wymijając ich - Idziemy, wszystko sprawdzone i zabrane - Dodałam kierując się do wyjścia.
Cała droga minęła stosunkowo dobrze. Kilka mniejszych zagrożeń, które szybko zostały pokonane przez moich towarzyszy. Nie lubiłam być kulą u nogi, ale ból przy większych ruchach wracał, przez co całe ciało cierpło. Zanim zostaliśmy wpuszczeni do miasta, każdy musiał zostać "zbadany", czy nie został ugryziony. Było to normalne, kontrolne sprawdzanie. W końcu, nikt nie mógł sobie pozwolić na to, aby po mieście chodził człowiek, który w każdej chwili może się zmienić. Przyszła kolej na mnie. Zaczęłam rozwiązywać bandaż, kiedy zauważyłam ciekawskie spojrzenia w moim kierunku
- No jeszcze czego, znowu zaczynacie ze swoją solidarnością?! Kobieta się rozbiera, to każdy patrzy, facet się rozbiera, to muszę wyjść, hipokryci! - Wzięłam jedną z zasłon, która leżała na stole. Jeden koniec podałam Mobiusowi, drugi zaś Hayato - Stańcie tyłem i biada wam, jak się spojrzycie - Zagroziłam, rozbierając się ze spokojem do końca, po sprawdzeniu ubrałam się i bez słowa poszłam do mini szpitala.
Niby wszystkie narządy, były w dobrym stanie, nieco gorzej było z kośćmi. Żebra może nie były popękane, ale bardzo poobijane, przez co musiały zostać nasmarowane, nie mówiąc już o tym, że przez tydzień mam nie wdawać się w żadne bójki, a więc i wychodzić nie mogę. Kilka bandaży i plastry wystarczyło.
Idąc w kierunku swojego mieszkania, zauważyłam Mobiusa, który masował swój bark, podeszłam do niego, stając dokładnie naprzeciwko.
- Powinieneś iść z tym do lekarza. Maść i leki Ci pomogą - Odezwałam się, starając ukryć wszelakie emocję.
- Przejęłaś się mną, czy tak bardzo doskwierał Ci ból? - Podniósł jedną brew z uśmiechem, na co tylko zmarszczyłam brwi.
- Coś mi wpadło do oka - Burknęłam. - Zresztą to już nie ważne, chwilowe zachwianie - Mruknęłam obojętnie, chcąc odejść.
- Musiałaś zgrywać bohaterkę? Gdybyś pozwoliła mi bardziej przemyśleć plan...
- Przemyśleć? Kiedy Ty chciałeś myśleć? Zanim cokolwiek byśmy wymyślili, on wyszedł by na zewnątrz. Zabiłby co najmniej połowę naszych ludzi - Podniosłam głos.
- Dlatego lepiej ryzykować własne życie? Gdybym w porę nie rzucił łańcuchem, musielibyśmy Cie zeskrobywać ze ściany!
- Przynajmniej nikt by Ci nie zrzędził nad uchem - Prychnęłam
- Nie rozumiesz, że się martwiłem? Myślisz, że dlaczego nie mówiłem Ci o tym pomieszczeniu? Domyślałem się, jakie może być tam zagrożenie, a wiem jaka jesteś uparta, poszłabyś tam, nawet jakby oznaczało to dla Ciebie pewną śmierć - Wstał z niewielkiej skały patrząc na mnie wzrokiem, którego wcześniej u niego nie widziałam. Był śmiertelnie poważny, a ja pierwszy raz nie wiedziałam co odpowiedzieć. - Taiga, ja Cię lubię, nie chce Cię znaleźć na pewnej misji martwej, lub przemienionej, no zrozum to. - Bezsilnie ponownie usiadł na kamieniu, odwracając ode mnie wzrok
- Mobius... - Kucnęłam przed nim, tak, że nasze twarze były naprzeciwko. Oparłam swoje czoło o jego, zmuszając tym samym, aby na mnie spojrzał. - Jesteś głupkiem - Uśmiechnęłam się - Na misjach nie możesz mnie lubić, powinieneś najpierw zadbać o swoje bezpieczeństwo, a dopiero później patrzeć na innych. Już Ci kiedyś mówiłam, jesteś za cenny dla tego miasta, może i dla mnie nieco też - Wzruszyłam ramionami
- Ale...
- Żadnych ale, mówię Ci to jako Twój dowódca. Żyjemy w świecie zombie, tutaj nie ma miejsca na lubię i nie lubię. Może, gdyby były inne czasy. Pilnuj swojej dupy, o moją się nie martw - Mrugnęłam do niego prostując się. Maść zaczynała chyba działać, gdyż ból zaczynał odpuszczać.
- Przeszkadzam? - Dopiero teraz zauważyłam Hayato, który patrzył na nas z ukosa.
- Nie, coś się stało? - Zapytałam, dosyć łagodnym tonem, który rzadko, kiedy u mnie występował.
- Nie wiemy co zrobić z niektórymi znaleziskami i masz to rozstrzygnąć,  bo jedyni chcą to zabrać na własny użytek, a inni się nie zgadzają - Wyjaśnił, na co westchnęłam głęboko.
- Norma - Przeczesałam włosy - Mobius idź do lekarza, a Ty Hayato możesz odpocząć, albo iść ze mną, oglądać istny cyrk - Przechyliłam głowę podnosząc kącik ust.

Mobius, Hayato?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy