wtorek, 1 sierpnia 2017

Od Hayato CD Mobiusa

Spojrzał nienawistnym wzrokiem na dziewczynę o nietypowym kolorze włosów, przynajmniej takie miał wrażenie, gdyż przy tak kiepskim świetle trudno mu było cokolwiek stwierdzić. Tak na prawdę to rzadko miał okazję do korzystania z dobrego światła, jeśli słońce mu go nie dawało. Czasem posługiwał się telefonem, jednak wiedział, że tylko rzucał się w oczy jeszcze bardziej, niż powinien, więc zwykle rezygnował z tego pomysłu. Zresztą, bateria w nim musiała mu starczyć na słuchanie muzyki. To jedyne, co dotychczas pozwalało mu zapomnieć o wielu rzeczach, a więc dodatkowe zużywanie energii w sprzęcie było co najmniej niewskazane w tej sytuacji. Przeniósł wzrok na wysokiego chłopaka, czując coraz to większy ból głowy. Przywarł do ściany z jeszcze większą mocą, musiał się na czymś wyładować bo czuł, że zaraz zrobi coś, co okaże się kategorycznym błędem i jego towarzysze skorzystają z broni będącej w ich posiadaniu. Nie chciał czuć ani kuli we własnym mózgu, ani ogromnej dziury pozostawionej przez inną broń we własnej klatce piersiowej. Przełknął ślinę czując, że wściekłość stopniowo narasta. Zacisnął pięści, stopniowo je rozluźniając, po czym powtórzył tę czynność w nadziei, że paznokcie wbijające się do krwi w skórę załatwią sprawę choć po części. Starał się skoncentrować na bólu i uspokoić, jednak ogromna ilość adrenaliny oraz czyste rozumowanie nakazywało mu dokładną obserwację terenu. Nigdzie nie dostrzegał kamer ani ukrytych wspólników, którzy mogliby na niego skoczyć i zakończyć żywot w krótkim czasie, o ile sam by nie zareagował. Jednak prawda jest taka, że posiada bardzo dobry refleks, zwłaszcza w rękach. A druga strona medaliony prawdy wygląda w ten sposób, że dwójka stojąca przed nim to już wystarczające zmartwienie. Podniósł wzrok, nie zobaczył żadnego łucznika, czy cholernego snajpera mierzącego w niego z broni. Właściwie, to nie dostrzegł wiele. Chociaż przez te wszystkie lata zdążył się już zaprzyjaźnić z ciemnością i nauczyć z nią żyć, to światło nagle rażące go w oczy oślepiło go na parę chwil. Zamrugał mocno powiekami nim zorientował się, że popatrzył się prosto w źródło światła - jarzeniówkę, tak myślał, wnioskując po podłużnym kształcie lampy. Zamrugał gwałtownie powiekami, ponownie w ułamku sekundy spinając całe ciało i przygotowując się do odparcia ataku bądź przeprowadzenia ucieczki, gdy usłyszał głos. Tylko głos, nic wyjątkowego. Spokojnie, Hayato. Wszędzie wdział kolorowe plamy, miał ochotę je złapać i wepchnąć głęboko w dupę, jednak wiedział, że jakikolwiek ruch byłby zabójczy. Sięgnął odruchowo do kieszeni i zamarł, nie czując znajomych kształtów pod palcami. Jęknął cicho, jest bezbronny. Chociaż potrafi sobie dobrze poradzić, to jednak pewnie ta dwójka należy do tych niepokonanych, jak większość żyjących jeszcze ludzi na tej planecie. Sami mózgowcy i mięśniacy, zawsze wygrywający, z trudną przeszłością stającą się kowalem ich charakteru. Właśnie pod taką kategorię zaliczył chłopaka teraz się wypowiadającego. Z nieciekawymi przeżyciami, przez które zamknął się w sobie i nie pozwolił nikomu zbliżyć się na tyle, by dobrze poznać i zdobyć zaufanie, w tych czasach z resztą i tak nieczęste do spotkania i odkrycia jednocześnie. Twardy, a przynajmniej zgrywający takiego. Nie wahający się przed okazaniem, na jak wysokiej półce się znalazł i jak to potrafi sobie doskonale radzić w życiu, chociaż nie jest łatwo i poniósł wiele strat. Ale bądźmy szczerzy, kto ich nie poniósł? Wszędzie ludzie o przeszłości, jakiej lepiej nie pamiętać. Nieżyjący krewni, stracone miłości, zrujnowane życie jak i marzenia, niedostępność. Wiecznie ktoś pokiereszowany przez los. Zaczynało mu się już zbierać na wymioty, gdy spotykał kolejną taką samą osobę myślącą, że jest inna. Nawet jeśli tak się nie zachowująca, to jednak myśląca w ten sposób.
- Możesz tutaj przesiedzieć całe tygodnie, jeśli się nie ogarniesz - chociaż jego głos pozostał chłodny, to jednak czuł nieco troski z jego strony. Lub czegoś podobnego. Jakby chciał powiedzieć "Sorry, ziomek, ale takie są reguły. Przystajesz, czy spadasz głębiej w błoto?". Poczuł, jak gniew powoli go opuszcza. Nadal jednak czuł potrzebę rzucenia się na najbliższy obiekt i rozniesienia go na malutkie kawałeczki.
- Tutaj, czyli gdzie? Wasz przyjaciel nie usiłował mi tego wytłumaczyć - w chwili, gdy powiedział słowo "przyjaciel" kobieta przewróciła oczyma, najwyraźniej uważała go za dzieciaka zgrywającego bad boya, a mężczyzna skrzywił nieco twarz. A więc nie najlepsze stosunki? Nie dziwił się, jeśli ten gość ma przyjaciół, to wymyślonych.
- Santari, miasto otoczone bezpiecznymi murami - zakręciło mu się w głowie. Oni tak na serio? Santari? Miasto? Ludzie? Bezpieczeństwo? Parę chwil odpoczynku? Brak zombie??? Zmierzył poirytowanym spojrzeniem nieznajomego.
- Jaja se ze mnie robisz? - spytał szarowłosy. Jeśli tak, to nie ma nic do stracenia. Rzuci się na nich i tyle w temacie. Głośne i nieskrywane westchnięcia wydobyły się jednocześnie ze strony obojga wrogów, przynajmniej jak na chwilę obecną. Nie zwrócili na to najmniejszej uwagi, chociaż chłopak zdawał się swoim ukradkowym spojrzeniem rzuconym w jej kierunku mówić "Przeznaczenie nas łączy". I takie same chore poglądy co do przetrzymywania nieznajomych w piwnicy, czy gdziekolwiek się teraz znajduję, pomyślał gorzko.
- Nie, preferuję omlety - ściął mężczyzna.
- Jeśli przyszliście tylko po to, by po mnie jechać, a następnie mnie zabić, zróbcie to już. Albo wypuśćcie. I tak zabraliście mi moje zabawki, nie mam się jak bronić. Będziecie mieć mnie z głowy, o ile prawnik z waszego miasta nie wstawi się za mną. Traficie pod sąd. Będzie zabawnie - zmęczenie ogarniało go coraz bardziej, jednak gdy czerwonowłosa odwróciła się na pięcie i odmaszerowała, spiął się tak bardzo, że musiał zmienić pozycję siedzenia, by nie wylecieć w powietrze na wysokość dwóch metrów.
- Ja stąd spadam, powodzenia ci życzę, Mobius - nacisnęła na jego imię, jakby tym samym chciała go zdenerwować, bo wydała jego prawdziwe imię. O ile jest ono prawdziwe. Istny złoczyńca z niej, doprawdy. Powinna już trafić za kratki za tak okrutne postępowanie.

< Mobius? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy