czwartek, 10 sierpnia 2017

Od Megan

Ohyda. Te metrowe stonogi są okropne. Nigdy nie lubiłam robaków, wszystkie zabijałam, prócz pająków i innych tych słodszych i mniej groźnych. Je puszczałam wolno, ignorowałam je, ale te stonogi były na prawdę ohydne. Miałam dreszcze na plecach, kiedy siedziałam na murku, a zza kosza na śmieci zaczęły wyłazić. Przypominały mi larwy much wymieszanej z modliszką i pająkiem. Ohydztwo! Natychmiast wyciągnęłam zza pleców moją broń w postaci miotacza ognia. Przemieszczały się szybko dzięki tylu odnóżom, a ich kły poruszały się, jakby już zatopiły się we mnie. Kiedy o tym pomyślałam natychmiast wstałam i włączyłam ogień. Niektóre się cofnęły, kryjąc się za koszami i uciekając, ale większość udało mi się przypiec. Słyszałam tylko coś na wzór cichego pisku wymieszanego z jakimś bulgotem. Kiedy ogień zniknął, na ziemi leżały czarne stworzenia, martwe. Nie ruszały się, może u niektórych jeszcze odnóża próbowały walczyć, ale nie miały szans. Założyłam na plecy miotacz ognia i odreagowałam to ohydztwo, ściągając rękoma niewidzialne larwy, które po mnie łaziły.
- Ohyda. Chyba zwymiotuje - mruknęłam i zaskoczyłam z murka, ale na drugą część. Nie miałam zamiaru przechodzić obok tych tworzeń, tym bardziej, ze za koszami na śmieci czaiły się ostatki. Stuknęłam butami o betonową posadzkę i chowając ręce do kieszeni ruszyłam przed siebie kierując się do zatęchłej dziury, w której mieszkałam. Prawie tam doszłam. Prawie. Spotkałam naszego dowódcę. Taiga oznajmiła mi, że są nowe ciała, których trzeba się pozbyć.
- Coraz więcej tego cholerstwa przechodzi przez mury - mruknęłam. Skinęłam głową i ruszyłam w kierunku przez nią wskazanym.
Zatrzymałam się na szerokiej ulicy, na której budynki się sypały. Martwe ciała leżały w różnej od siebie odległości. Pod niektórymi znajdowała się kałuża krwi, niektórzy byli przygnieceni przez zmutowane stwory (moja wiedza na temat potworów nie pozwala mi na określenie co to jest), niektórzy znajdowali się na jakichś szpikulcach, które je przebiły, a reszta po prostu leżała. Ludzie i zombie. Znowu. Wyciągnęłam ręce z kieszeni do góry i się rozciągnęłam. Następnie podchodziłam do każdego ciała wpierw sprawdzając, czy to człowiek, czy jakieś monstrum. Potwory zostawiałam chwilowo, a u ludzi sprawdzałam, czy żyją; w końcu ktoś mógł źle oszacować i mogłabym spalić żywą istotę. Miałam dużo pracy.
Pierwsze co zrobiłam, to wykopałam niewielkie dół, a raczej wgłębienie. Nie było duże, bo nie było dużo martwych. Następnie wrzuciłam do środka potwory, uważając z nimi. Spaliłam ich, a prochy przysypałam trochę ziemią. Nadeszła kolej na ludzi. Wszystkie ciała wrzuciłam do tego samego "grobu" i włączyłam ogień, kiedy nagle ktoś zaczął krzyczeć. Niektóre ubrania się podpaliły. Wyłączyłam broń i przyjrzałam się martwym. Żaden z nich się nie ruszał, kiedy z tyłu wyłoniła się jakaś postać.
- Nie widzisz, że pracuję? - mruknęłam trzymając broń przy sobie. W każdej chwili może się okazać, że to zakażony. W końcu co on tu robił?

<Kogo prawie podpaliłam?>

1 komentarz:

Obserwatorzy