poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Od Siegrain'a CD Taigi

Spojrzałem na dziewczynę niepewnie. Jeszcze kilka minut temu chciała mnie najzwyczajniej w świecie zabić. Nawet się nie zawahała. Zacisnąłem usta w wską kreskę i zacząłem kierować się w stronę wyjścia. Wszystkie moje rzeczy znajdowały się w plecaku. Oprócz strzępków materiałów, które robiły za koc czy poduszkę przez kilka dni. Już dawno nauczyłem się, aby nie przywiązywać się do miejsca. Zawsze istniało ryzyko, że po powrocie do kryjówki możesz zastać tam zombie. Z nimi nie porozmawiasz i nie przekonasz ich, że to twoje mieszkanie. Z początku zabijałem wszystko co tylko byłem w stanie pokonać. Później stwierdziłem, że to bez sensu. Lepiej nie wzbudzać podejrzeń, tylko spokojnie żyć w ukryciu.
- Dalej! - zawołała czerwonowłosa.
Była już zniecierpliwiona. A co ja miałem powiedzieć? Jedyne o czym marzyłem to krótka drzemka bez obawy, że już więcej nie obudzisz się jako człowiek, a zombie. Zawsze krótko spałem. Sen dzieliłem co kilka minut, budząc się co jakiś czas.
- Jeszcze raz mnie popchniesz to będzie ostatnia rzecz, jaką zrobisz w tym życiu. - mruknąłem poprawiając plecak.
- I co zrobisz? - prychnęła unosząc wysoko jedną brew.
- Osobiście skrócę o głowę. - posłałem jej wredny uśmieszek.
- I powiedział to ktoś, kto ledwo co stoi na własnych nogach. - zaśmiała się i ponownie mnie popchnęła.
Wypuściłem ze świstem powietrze. Była wkurzająca. Chłopak, który szedł za nami na samym końcu nawet się nie odezwał. Widziałem jak przewrócił oczami i nie komentował niczego. Powoli wyszedłem ze swojej kryjówki. Oczywiście sam pamiętałem o tym, by uważać na głowę i nie uderzyć się o cegłę. Dziewczyna chyba tego nie zauważyła i po chwili słyszałem ciche przekleństwa. Uśmiechnąłem się szeroko i poczekałem aż zejdą. Gdy tylko Taiga posłała mi swoje mordercze spojrzenie, od razu zniknął mi uśmiech z twarzy.
- Rozważmy jeszcze zostawienie go tutaj. Nie potrzebujemy kolejnej gęby do wykarmienia. - mruknęła zwracając się do towarzysza.
- Tai... - westchnął.
Nie czekałem na nich aż skończą swoja kłótnię. Ruszyłem naprzód. Wychyliłem się zza rogu i sprawdziłem okolicę. Zenek i Alfred jak zwykle kręcili się w pobliżu. To wcale nie tak, że nadałem dwóm zombiakom imiona...
Obejrzałem się za siebie. Ta dwójka wciąż się przekomarzała. Zrzuciłem plecak na ziemię i otworzyłem go. Sprawdziłem, czy oby na pewno wszystkie ważne dla mnie rzeczy znajdowały się w środku.
- Pokażesz zawartość? - usłyszałem damski głos.
- Nie. - odparłem z chytrym uśmiechem, zasuwając plecak, zanim mogłaby zobaczyć cokolwiek.
- Idiota... - mruknęła.
- Złodziejka latarek. - dodałem.
- Ruszcie się wreszcie. - odezwał się chłopak. - Zaraz naprawdę się ściemni i będzie nieciekawie.
Ruszyłem przodem. Taiga pozbawiła głów moich dobrych znajomych, sąsiadów można byłoby powiedzieć. Co z tego, że to zombie? Może wieczorem czasami słychać było jak przewracają metalowe kosze na śmieci, ale przynajmniej nie koszą trawników o piątej nad ranem i nie wszczynają awantur.
- Lubiłem ich. - westchnąłem mijając głowę Alfreda.
Gdy dotarliśmy do apteki był już zmrok. Taiga wraz z chłopakiem eliminowali zagrożenia. Ja dałem im wolną rękę. Po prostu nie chciałem się przemęczać. I może nieco ze względu na rękę... Wciąż czułem ostre szkło, kiedy nabiłem się na nie wcześniej w aptece. Zapewne nadal tkwiły drobne kawałeczki pod skórą.
- Zadowolona? - zapytałem opierając się o ścianę. - Znalazłaś coś?
- Sieg... - Mobius zgromił mnie spojrzeniem. - Nie zaczynaj.
- Przecież mówiłem, że nic tu nie znajdziecie. Strata czasu. - westchnąłem.
- Musieliśmy to sprawdzić, wiesz dobrze, że... - urwał.
Usłyszeliśmy tłuczoną szybę. Zombie. Właśnie dwa stwory dostały się do środka. Zaczęliśmy uciekać w kierunku drzwi. Taiga dopadła do nich pierwsza. Próbowała je otworzyć, lecz bezskutecznie. W jej stronę podążały trzy potwory. Dlaczego ich po prostu nie zabije?
Spojrzałem na nią i po chwili zrozumiałem. Nie miała swojej katany. Odłożyła ją na szafkę, kiedy sprawdzała jej zawartość.
Zamiast kierować się w jej stronę, pobiegłem w przeciwną. Narobiłem hałasu na drugim końcu pomieszczenia. Zombie skierowały się za hałasem. Cholera... Nie pomyślałem o sobie. Było ich za dużo. Pogratulować mi inteligencji. Wyciągnąłem katanę i złapałem mocniej zdrową ręką. Zombie było coraz bliżej. Zauważyłem, że Mobius wraz z czerwonowłosą otworzyli już drzwi. Spojrzeli w moją stronę. Zacząłem się cofać. Udało mi się dotrzeć do katany Taigi. Przełożyłem sobie ją przez głowę. Cały czas była schowana. Nie jestem jakimś ninja, abym wymachiwał dwoma ostrzami. Porzuciłem też pomysł z rzuceniem się na grupę zombie. To by było lekkomyślne. Dobrze, że pomyślałem najpierw, zanim to zrobiłem. Chociaż raz.
Złapałem za pustą półkę po lekach i innych artykułach farmaceutycznych i z ogromnym trudem ja przewróciłem. Niektóre zombiaki zostały przygniecione, ale to ich nie powstrzyma. Ruszyłem w stronę ludzi. Ale nic nigdy nie idzie po naszej myśli. Ja byłem urodzonych pechowcem. Potknąłem się o wystającą część regału i runąłem na ziemię. Teraz nie tylko ręka mnie bolała. Byłem pewien, że miałem poprzeczne przecięcie na piszczelu i spory siniak. Ściągnąłem z szyi katanę Taigi i rzuciłem w jej stronę. Słychać było brzdęk. Podniosłem się na nogi i obejrzałem za siebie. Przynajmniej kupiłem im nieco czasu.
- Ruszaj! - usłyszałem głos Mobius'a.
Zacisnąłem zęby i ostatkiem sił podbiegłem do nich. A mogłem spokojnie siedzieć w swojej kryjówce i martwić jedynie tym, czy nie odwiedzi mnie Alfred i Zenon...

Tai?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy