poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Od Hayato CD Mobiusa&Taigi

Zaśmiał się pod nosem, gdy udawał obrażonego, na co od razu zareagował Mobius. Ciekawe, kiedy się skapną, że katana wcale nie należy do Hayato i ją mu odbiorą, oddając prawowitą broń. O ile ją oddadzą. O ile jej nie zniszczyli lub nie wyrzucili. O ile w ogóle nie powstrzyma instynktu i nie ucieknie, gdy tylko przekroczą granicę Santari. Czuł podniecenie tak wielkie, że aż pojawiły mrówki w palcach u dłoni. Ściskał nimi chłodny uchwyt mieczyka, jak to nazwał Mobius. Szkoda, że nie nazwał klingi patykiem, czy chociażby wykałaczką. Bardzo dużych rozmiarów wykałaczką. Westchnął cicho, nie mogąc się doczekać początku tej wyprawy. Jednak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli zrobi parę szybkich kroków do wolności, otrzyma ją w postaci kuli w klatce piersiowej, głowy leżącej dwa metry od reszty ciała lub czegoś, czego nawet nie potrafi sobie w tej chwili wyobrazić. Podniósł się na palcach i opadł na ziemię, chcąc powstrzymać emocje. Po raz pierwszy trzyma w dłoni tego typu broń, zwykle, a raczej zawsze posługiwał się swoimi wytworzonymi artykułami, rzutkami lub znalezionymi po drodze rzeczami, czasem czymś, co zupełnie nie nadawało się na tego typu pomaganie. Raz użył nawet lakieru do paznokci, gdy znajoma z klasy wzięła go do szkoły, by się pochwalić koleżankom, a on musiał jakoś powstrzymać goniącego go szkolnego bandziora. Przygody z podstawówki bywają przedziwne, teraz normalnie rzuciłby w niego łańcuchem obelg i przekleństw, a nie wysmarował twarz kolorową substancją, którą potem ( po części ) wylał na jego głowę, brudząc czarne niczym pióra zwykłego kruka włosy na szkarłatny kolor, przypominający nieco krew, by na końcu rzucić prosto w czoło prawie opróżnioną szklaną buteleczkę i spieprzyć szybciej, niż zdążyły mu się oczy zakleić. O tak, uciekać to on potrafi, musi jakoś sobie radzić, zważywszy na swoją siłę. Chociaż nadrabia to innymi atutami, dobra ucieczka jest lepsza niż kiepski atak lub obrona, jak twierdzi i cytuje. Tak mu się przynajmniej zdaje, gdyż ma dziwne wrażenie, iż sam nie jest autorem tych słów.
- Dzięki, i w ogóle... - odezwał się nagle. Po części dlatego, że miał ochotę krzyknąć z radości, gdy w końcu ruszyli przed siebie i po prostu sam z siebie wydał dźwięk, który szybko przeobraził w wypowiedź, a po części dlatego, że na prawdę chciał podziękować - no wiesz, za pomoc, broń, wstawienie się za mną... - niezbyt potrafił dobrać słowa, zbyt szybka podjęta decyzja zmusiła go do zwieszenia głosu.
- Jasne, nie ma sprawy, początki bywają trudne - oznajmił, zbywając wszystko machnięciem ręki. - Ale spluwę oddajesz - dodał już poważniej, posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie. Zaśmiał się, potakując skinieniem głowy. Najwyraźniej trafił na maniaka broni palnej, który traktuje każdą z nich jak własne dziecko. W zasadzie to ma podobnie, tyle że ze swoimi zabawkami. Inny świat, inne kategorie. Trudno wyjaśnić, łatwiej pojąć. Gdy miał ponownie się odezwać, nie zrobił tego. I znowu pojawiły się dwa powody - pierwszym, oczywiście, był fakt iż właśnie znaleźli się wśród drzew. Obejrzał się szybko na boki, robiąc to już w pełni instynktownie. Nie dostrzegł zagrożenia, spojrzał w górę, pod stopy, za siebie, jeszcze raz na boki. Nie wyczuł podejrzanego zapachu, chociaż nie pozostawiał nigdzie wzroku dłużej, niż na trzy sekundy, nawet cień czegoś niepokojącego nie został przez niego zauważony. Żaden dźwięk, nic, kompletnie nic. Może ma obsesję, może po prostu dba o bezpieczeństwo, ale ciągła obserwacja to już jego naturalne zachowanie, na które ledwo co zwraca uwagę. Natomiast druga przyczyna milczenia, to ściszony głos Taigi.
- Hayato, chodź tutaj - warknęła. Spojrzał niepewnym wzrokiem w stronę Mobiusa, który tylko wzruszył ramionami z uśmiechem, jakby chciał przez to powiedzieć "Sam się w to wkopałeś, stary". Jednak gdy tylko zrobił parę kroków, ruszył za nim, nadal bacznie obserwując teren. Nie ważne jest to, na czym skupiasz wzrok. Jeśli mocno będziesz się w coś wpatrywać, możesz przegapić coś znacznie ważniejszego. Z resztą, zwykle to, co dostrzeże się kątem oka ma prawdziwe znaczenie. Bo przecież gdyby ktoś był w pobliżu, a nie chciałby być zauważony, czekałby do momentu, aż przestaniesz się patrzyć w kierunku gdzie akurat się znajduje. Tak, chyba to jednak obsesja, paranoja, postradane zmysły. Ale tylko dzięki temu przetrwał, więc po co zmieniać stare nawyki?
- W którą stronę? - spytała, czego się spodziewał. Zdążył już określić, gdzie powinni się udać. Drzewa miały swoje korony bardziej płaskie po lewej stronie, natomiast po prawej o wiele gęstsze. Mech, kałuża, w którą wcześniej się wpatrywał, miała więcej mułu po jednej stronie.
- Tam - określił kierunek wskazując dłonią w prawo, prosto na drzewa.
~~~
Przeskoczyli właśnie przez niezbyt szeroką rzekę - dał jej góra metr, gdyż skok okazał się na tyle łatwy, że spokojnie mógłby wykonać krok i otrzymać taki sam rezultat. Znaleźć się na drugim brzegu.
- Jeszcze dosłownie minuta, teraz musimy być na prawdę cicho - oznajmił, choć od początku wyprawy stawiał stopy tak, by rozkładać ciężar jednolicie i dzięki temu nie łamać gałęzi, nie szeleścić. Oddychał zgodnie z szumem wiatru - wydech, choć również niemalże niedosłyszalny ukazywał się wtedy, gdy mijali drzewa i szelest liści był nieco głośniejszy, choć i ta różnica nie była wielce zauważalna. Zacisnął mocniej dłoń na "jego" katanie, szukając w niej poparcia. Chociaż chciał już stąd uciekać, znaleźć się jak najdalej od tych ludzi, od tego miejsca wiedział, że nie mógł. Nie tylko dlatego, że by go zabili. Po prostu czuł, że powinien zostać. Z nimi, w Santari. To porąbane, ale właśnie tak czuł.

< Mobiu? Taiga? >

1 komentarz:

Obserwatorzy