sobota, 4 listopada 2017

Od Juliana C.D Megan

Julian przeszedł już kolejną ulicę. Mimo, że jest apokalipsa, potrafili otoczyć murem tak wielkie miasto. Nie wiedział kiedy to się stało, ale zgubił szybko orientacje i się zgubił. Jego głównymi drogami przechadzki były zaledwie dwie przecznice, tyle miał z głównego wejścia do swojego pokoju, nigdy nie odczuwał zaciekawienia z odkrycia reszty miasta, tak właśnie został wysłany do dowódczyni, w jedną stronę jakoś mu się udało dzięki pomocy przechodniów, jednak teraz. Nie wiedział kiedy skręcił źle, ale od kilkunastu minut nie napotkał żadnej żywej duszy. W pewnym momencie do delikatnych nozdrzy Juliana, doszedł okropny zapach spalenizny. Chłopak skrzywił się i rozejrzał, by stwierdzić skąd dochodzi odór. Wyznaczając sobie jako taki kierunek, ruszył przed siebie. Musiał zaledwie przejść kilka metrów by dojrzeć buchający ogień, do tego doszedł odgłos charakterystyczny dla miotacza ognia, który znał tylko z gier. Poczuł jak jego ciało przechodzi gęsia skórka, gdy zauważył, że już wcześniej wspomnianą broń trzymała w rękach niska czarnowłosa dziewczyna, której skóra była bledsza od stworów, które paliła. Scena jak z horroru, chłopak chciał się już wrócić, gdy nieznajoma nagle rozpoczęła rozmowę.
- Nie widzisz, że pracuję? - Mruknęła kobieta, której obojętność mimiki twarzy jeszcze bardziej przeraziła mężczyznę.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałem zapytać o drogę. - Zmieszany Julian, zaczął bawić się swoimi włosami, by znaleźć jakieś zajęcie dla drżącej ręki. W końcu nie chciał pokazać, że boi się dziewczyny, która wygląda jeszcze jak dziecko. Chociaż to właśnie takie widoki najbardziej go przerażały, gdy główną role brały w tym dzieci.
- No to pytaj. - Burknęła, pokazując, że nie ma ochoty na rozmowy, tak więc chłopak musiał się sprężać. Sam nie jest typem niezwykle rozmownego człowieka, a jak druga osoba ukazuje brak zainteresowania, to już w ogóle.
- Jak stąd dostać się do głównego wejścia? - Starał się byś jak najmniej szczegółowy, by nie przedłużać, jak dla niego krępującej sytuacji.
- Za dwie ulice w prawo. - No i poszło szybko i zgrabnie. Julian podziękował i obrócił się na pięcie, by oddalić się i udać we własnym kierunku, jak się okazało nie wszystko może iść tak gładko. - Skoro już tu jesteś, pomóż mi z tamtym cielskiem. - Chłopak aż zdębiał, nie chciał przesiadywać tutaj dłużej, niż jest to konieczne. Julian spojrzał na wskazane ciało, grubszy człowiek, na oko sto dwadzieścia kilo, nie dziwił się, że dziewczyna potrzebowała jego pomocy i tak imponujące było to, że była w stanie przenieść tych wszystkich martwych. Z niechęcią zrobił to co mu kazano. Złapał za obie nogi i zaczął ciągnąć, opór był tak silny, że przeniesienie ciała przez trzy metry zdawało się trwać wieczność. Wysilił nawet najmniejsze komórki jego ciała, dawno nie był zmuszony do taszczenia takich ciężarów, chłopak nawet nie pamięta kiedy ostatnio był zmuszony do biegania, to co się dziwić. Kiedy w końcu cel znalazł się w dziurze, która miała przypominać grób, odetchnął z ulgą, że nie był to umarlak. Ciało o takiej masie, podczas próby przeciągnięcia, rozerwałoby się na pół i musiałby to jeszcze zbierać gołymi rękoma. Na samą myśl, człowiekowi robiło się nie dobrze.
- Odsuń się. - Dosłownie sekundę po wypowiedzianych słowach, płomień otoczył ciało, a Julian odskoczył do tyłu, dopiero zauważył, że smród nie drażni już tak jego nosa. Ciekawiło go jednak, jak taka, nie ukrywajmy nikła dziewczyna potrafiła pracować jako grabarz. Julian czuł, że musi się zbierać, jednak z jakiegoś powodu poczuł zainteresowanie nieznajomą. Wiedział, że próba nawiązania kontaktu może być naprawdę trudna, jednak stwierdził, że raz się żyje.
- Jakbyś potrzebowała jeszcze kiedyś pomocy, to jestem Julian. - Chłopak powiedział z delikatnym zestresowaniem, w końcu nieznajomą otaczała mroczna aura, przynajmniej w jego wyobraźni. Napotkał tylko obojętny wzrok dziewczyny. Westchnął ciężko i kontynuował. - Możesz też mówić mi Julek, mieszkam na King street 81. Zwykły dom, ale mój pokój jest pierwszy od lewej. - Julian już nie potrafił wymyślić więcej, tak więc stał w ciszy, która nie była dla niego niezręczna, gdyż jest do niej niejako przyzwyczajony, postanowił jednak policzyć do dziesięciu i jak rozmowa jednak nie wyjdzie, to zwyczajnie się oddali, dziękując za wskazanie drogi. Raz.. dwa.. trzy... cztery...

<Megan?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy