Usuyo szedł powoli mokrym chodnikiem nasłuchując rytmicznych uderzeń kropel deszczu o jego czerwoną parasolkę. Taka pogoda utrzymywała się już od ponad kilku godzin, co dość przytłaczało młodzieńca. Większość mieszkańców Santari było ponurych i niechętnych do miłej, oraz spokojnej konwersacji. Mimo to pełen entuzjazmu i energii chłopak obracał swoją parasolką patrząc jak krople deszczu rozpryskują się wokół niego. Dobrze pamiętał jak jeszcze kilka lat temu, w taki sposób oblewał swoich przyjaciół wodą, by dla zabawy im dokuczyć. Kończyło to się zawsze okrutnym przeziębieniem, lecz jakże wspaniałymi wspomnieniami. Policzek Usuya zaczął go delikatnie łaskotać, przez co wiedział, że jego mały Kuro już się obudził. Kotek siedział na jego ramieniu przeczesując swoje policzki drobną łapką. Albinos z uśmiechem powitał swojego ulubionego towarzysza i wyjął z kieszonki trochę suchej karmy, którą raz po raz podawał swojemu pupilowi. Widząc, że Kuro jest pełen sił, Usuyo postanowił wykorzystać wspaniałą pogodę. Pobiegł szybko w stronę bramy, mimo mokrego podłoża z łatwością utrzymywał równowagę. Niedaleko stąd podczas jednej z wypraw znalazł mały most, który nadawałby się idealnie do jego ulubionego zajęcia. Przez to, że ciągle padało strażnicy mieli ograniczoną widoczność i nawet nie zwrócili uwagi, gdy młodzieniec wymknął się za tereny miasta. Energicznym krokiem szedł przed siebie, patrząc na zburzone deszczem drzewa. Czystość powietrza było czymś niezwykle pożądanym przez niego w ostatnim czasie. Chciał nacieszyć się tym jak najdłużej i nie musiał obawiać się umarlakami, które pewnie nie mogą nawet podnieść się z ziemi. Kiedy dotarł do celu stanął na samym skraju niezabezpieczonego mostu. Bez większego namysłu rozpostarł ręce i poczuł jak chłodne krople spływają po jego twarzy. Roześmiał się cicho i zaczął powoli uderzać stopami o posadzkę. Chciał jak najbardziej odwzorować taniec z deszczowej piosenki. Wsłuchując się w krople deszczu zaczął powoli poruszać czerwoną parasolką. W głowie tworzyła się już jego melodia, do której dopasowywał kroki. Nie zważając na jakiekolwiek niebezpieczeństwo z uśmiechem na ustach rozpoczął rytmiczny taniec. Jego ruchy były prawie nie słyszalne w szumie deszczu, lecz chłopak czuł wypełniające go szczęście. Nagle jednak noga albinosa się omsknęła co spowodowało, że wpadł prosto w zburzoną wodę. Na jego szczęście rzeka nie była głęboka, dzięki czemu Usuyo zamoczył zaledwie swój mundurek. Kaszląc z zaskoczenia, przymrużonym okiem zauważył, że deszcz przestał już padać. Chłopak chciał się podnieść, jednak obolałe ciało na obecną chwilę mu na to nie zezwalało. Przeczesał ręką mokre włosy, które zaczynały drażnić jego oczy. Był już pewien, że jego skóra nie pozostanie bez żadnych skaz. Rozejrzał się niepewnie, wszystko ucichło. Brak jakiegokolwiek odgłosu. Uniósł się niepewnie, czując wypełniającą go ciekawość. Po chwili do jego uszu doszedł dźwięk plusku, początkowo myślał, że wpadł tam jakiś nieumarły, jednak hałas się nie powtórzył. Usuya przeszły zimne dreszcze, jeśli w taką pogodę pozostanie jeszcze jakiś czas w mokrym ubraniu, skończy się to dla niego nieprzyjemnym przeziębieniem, czy zapaleniem płuc. Wziął swoją parasolkę, która dzięki zablokowaniu się na kamieniu, nie popłynęła dalej z delikatnym nurtem. Otrzepawszy się z błota stanął na wystające kamienie i powoli przeskoczył na brzeg. Chciał wracać, jednak z jakiegoś powodu wcześniejszy hałas nie pozostawiał jego myśli w spokoju. Położył dłoń na ramię i zaczął ją pocierać, jakby w nadziei, że to chociaż trochę ogrzeje jego ciało. Uważnie stawiał kroki, by upewnić się, że nie doprowadzi swojej osoby, do jeszcze gorszego stanu. Po chwili marszu, doszedł do niezwykłego jeziora. Usuyo zaskoczyła jego czystość, było prawie przezroczyste. Chłopak delikatnie się schylił, uważając przy tym na to, by nie wpaść na jakąś zasadzkę stwora niewiadomego pochodzenia. Albinos niezwykle się zdziwił, gdy niedaleko niego ujrzał blondyna, który właśnie brał orzeźwiającą kąpiel. Był tutaj przez czas burzy? Czy może dopiero przybył? Chłopaka niebywale zaciekawił nieznajomy. Usuyo uśmiechnął się szeroko i starał się podejść jak najbliżej, ale tak by nie być zmuszonym wchodzenia do wody. Mimo wszystko nie udał jezioru, a jak okaże się, że stuknął się w głowę i tak naprawdę przystojny mężczyzna to zombie? Jedno jest pewne, byłaby to piękna śmierć, w ramionach niezwykłego mężczyzny. Kiedy zbliżył się wręcz na odległość ręki, przykucnął i przyjrzał się jeszcze dokładniej. Obcy nie miał nawet gęsiej skórki na bladej cerze, co mówiło, że woda nie musi być w cale taka zimna. Długie rozpięte migoczące się jak złoto włosy, opadały na ramiona i łopatki mężczyzny. Zachwycony ich pięknem młodzieniec uśmiechnął się jeszcze szerzej, bardzo chciał zobaczyć twarz chłopaka, przez co nie mógł już dłużej trzymać języka za zębami.
- Nie jest Ci zimno? - Powiedział nieoczekiwanie głośno Usuyo. Blondyn wzdrygnął się nagłym, dość specyficznym powitaniem i z cichym piskiem wyjął swoją katanę wraz z pochwą przystawiając do ciała albinosa. Tutaj biorąc kąpiel trzeba być ubezpieczonym. - Nawet jakbyś chciał nic byś mi tym przecież nie zrobił. - Wymruczał białowłosy nie rozumiejąc reakcji mężczyzny, przy tym dotykając delikatnie palcem jego broni. Takie uderzenie jedynie by zabolało, ale nie pozbyło się problemu, nie lepiej od razu wyjąć katanę? W tej kwestii Usuyo był jak dziecko, nie rozumiał zabijania i istnieje obawa, że nigdy nie zrozumie.
< Shin? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz