Obserwowałam kłótnie chłopaka z psem, który go ignorował i dalej gryzł
jego opony. Przestał dopiero wtedy, kiedy Julian go odciągnął. Psiak za
to wskoczył na niego, a następnie położył się przy jego boku, nie
pozwalając mu wstać. Dość zabawne; kłótnia z psem, jakby był
człowiekiem, oraz pokonanie człowieka przez psa. Poczułam w powietrzu
ohydny smród. Oderwałam wzrok od tej scenki i się rozejrzałam. Na
początku nic nie wzbudziło mojego zainteresowania, prócz szczurów
wybiegających spod kontenerów. Zmrużyłam oko i odwróciłam się w tamtą
stronę. Za sobą słyszałam śmiech chłopaka, kiedy pies zaczął go lizać po
twarzy. Uważnie przyjrzałam się tamtej uliczce... Na początku wyłoniły
się z niej dwa cienie, a następnie ich właściciele. Jeden z nich trzymał
metalowa rurę i był zwykłym zombie, ale drugi... bez dwóch zdań, był to
wojownik. Pamiętam ze zdjęcia, że różni się od swojego pobratymca
zbroją.
- Julian - wypowiedziałam imię chłopaka nie odwracając się od
zagrożenia. - Bierz psa - spojrzałam na nich. Chłopak stał już na nogach
i przyglądał mi się.
- Co się dzieje? - wskazałam mu zagrożenie zauważając, że oni także nas
spostrzegli. Chłopak delikatnie zbladł, po czym zaczął wołać Szekspira.
Ja także ruszyłam w kierunku swojego domu; był w końcu najbliżej. Nim te
potwory nas zauważyły, cała nasza trójka zdążyła wejść do budynku i
zamknąć drzwi.
- Pilnuj psa - rozkazałam patrząc na chłopaka. Ten skinął głową i zaczął
szukać swego pupila, który znowu gdzieś zniknął. Miałam tylko nadzieję,
że nie wbiegł mi do kuchni. Skoro wyrwał mi z ręki mięso, to równie
dobrze może wyjść wszystko, co ja tam mam; nawet, jeśli nie jest to dużo
ilość.
Zostałam przy drzwiach i nasłuchiwałam. Z początku niczego nie
usłyszałam, czułam jedynie smród zgnilizny, który był coraz bardziej
odczuwalny. Napierałam na drzwi, z uchem dociśniętym do nich; po chwili
mogłam usłyszeć ciężkie dyszenie. Nie zdążyłam zareagować, a uderzyli w
drzwi. Zostałam lekko odepchnięta do tyłu. Na szczęście były one bez
rozumu, nie mogło im przyjść do głowy naciśnięcie klamki, ale to i tak
nie zmienia faktu, że drzwi długo mogą nie wytrzymać.
- Julian! - zawołałam chłopaka sięgając po broń. Kiedy chłopak znalazł
się obok mnie, rozkazałam mu biec za mną. Drzwi zaczęły pękać, a przez
dziury widziałam ich ohydne ręce, które całkowicie próbowały rozwalić
wejście. Odpaliłam broń; z miotacza buchnął promień ogna, kierując się
prosto na drzwi. Po trzech sekundach zaczęłam robić kroki do przodu.
Monstra się odsuwały do tyłu, a ja ich atakowałam ogniem, które nagle
zgasnął. Zdążyłam wyjść zza progu. Oba zombiaki leżały na ziemi, z tym,
ze tylko ten słabszy płonął. Wojownik za to zbierał się do wstania i
atakowania nas. - Szybko! - oboje rzuciliśmy się do ucieczki. Chłopak
wołał swojego psa, który dwa razy zaszczekał i nagle pojawił się przed
nami. Skręciliśmy za ścianę i jeszcze chwilę pobiegliśmy, aż znaleźliśmy
się na innej ulicy. Zatrzymaliśmy się rozglądając. Kiedy żądne z nas
nie dostrzegło żadnego zagrożenia, spojrzałam na broń.
- Musze uzupełnić gaz – powiedziałam do siebie. Julian chwilę milczał
nadal się rozglądając. Następnie kucnął przy psie i pogłaskał go. Bez
słowa zaczęłam się kierować do magazynu, gdzie trzymane są butle z
gazem. Po chwili usłyszałam kroki za sobą; chłopak wyrównał ze mną
kroku. - Idziesz ze mną?
- We trzech zawsze bezpieczniej – odpowiedział. Skinęłam głową.
Zawiesiłam broń na plecy i wyjęłam z kieszeni papierosa i zapałkę.
Potarłam ją o paznokieć, a płomieniem podpaliłam fajkę. Zaciągnęłam się
mocno, aby się dobrze zapalił. Wypuściłam szary dym z ust i trochę
nosem.
- Chcesz pół, czy nie palisz? - zapytałam.
<Julian? Wybacz, dość krótkie>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz