Siedząc na murze przestałem zwracać uwagę na otaczających mnie
towarzyszy. Rozmawiali dosłownie o wszystkim, a ja urwałem się na
momencie, gdy jeden z nich-nie zwróciłem uwagi kto to był- chwalił się,
jakiego ostatnio widział pająka na ścianie.
-No mówię wam... wielki jak kot- widziałem kątem oka jak pokazuje mniej a
więcej dłońmi wielkość pajęczaka. Aż ciężko było uwierzyć, że takie
istnieją, choć... no dobra. Jest to możliwe.
-To ty chyba na oczy nie widziałeś stonóg, skoro taki pajączek cię
przestraszył, to przy tym byś umarł ...dosłownie- ktoś szybko zgasił
entuzjazm, a inni wybuchli śmiechem. Nawet ja cicho zaśmiałem się pod
nosem i wróciłem do słuchania ich na serio.
Położyłem się na plecach kładąc ręce pod głowę, by było mi wygodniej
i spojrzałem na niebo nad nami. Błękitne niczym wody w oceanie, a małe
białe obłoki nie chciały się układać w żadne kształty nie licząc
dziwnych kleksów i jednego serduszka , co się szybko rozpłynęło.
Niezadowolony z tego zdarzenia napuszyłem poliki. Nie umknęło to
oczywiście uwadze innych.
-Ey Shin... zaśpiewaj coś, bo nudno — Nick zaczął mnie tykać w bok
wywołując u mnie typową reakcję obronną w postaci odsuwania się
połączonym z niezadowolonym mruczeniem.
-Nie tykać, bo ugryzę!- Zagroziłem, lecz nie brzmiałem poważnie w oczach
innych. Nie dziwiłem się... sam siebie nie biorę poważnie, gdy tak
mówię. Nie ma gitary, nie ma śpiewu... Sieg zawalił, bo nie zabrał jej —
w tej chwili większość par skierowała się w stronę owego chłopaka o
kasztanowych włosach. Nie był zadowolony z tego, że nagle znalazł się w
centrum uwagi , więc wycofał się bardziej na krawędź muru.
- Bu... nuda — podsumowałem. Nie lubiłem takiej roboty...wolałem gdzieś
się ruszyć jak miałem pracować, a nie siedzieć na czterech literach i
patrzeć jak słońce wędruje po niebie.
Towarzystwo wróciło do rozmowy na pierwszy lepszy temat, a ja
skupiłem spojrzenie na dziewczynie, która wczoraj zostawiła pod moją
opiekę kota. Siedziała na dachu bawiąc się małym nożem ... czemu nie
chciała do nas dołączyć? Nie wyglądała na wielkiego odludka, lecz
pierwsze wrażenie może mylić. Wstałem i otrzepałem plecy z kurzu i
innych pyłów, które osiadały się na ziemi. Ubrany byłem pospolicie jak
na mnie: Czarna Bluza z żółtym kapturem, motywem, który nie mam pojęcia
co przedstawiał, oraz zakończeniami na 3/4 rękawa. Do tego były też
spodnie w tych samych kolorach, lecz bez nadruku. Jedna nogawka była
normalnej długości, a druga kończyła się w połowie łydki. Czemu tak?
Chciałem mieć coś charakterystycznego, więc wypadło na nogawkę. Nie
wspominając o białym pomponie, co był przyczepiony do gumki na moich
włosach.
Ruszyłem w kierunku dziewczyny chowając ręce w kieszeni. Czarnowłosa
nie zwracała na mnie najmniejszej uwagi, więc mogłem spokojnie bez
skradania podejść do niej i klapnąć obok.
-Ładna pogoda, prawda? - Zacząłem pierwszy, najgłupszy, a zarazem
najzwyklejszy temat. -Moje imię zapewne już znasz, a ja twojego niestety
nie. Przedstawisz mi je? - Uśmiechnąłem się przyjaźnie, chcąc pokazać
się z dobrej strony.
<Rin? Przepraszam, że tak długo, ale miałem sporą rozkminę >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz