niedziela, 12 listopada 2017

Od Fragonii CD Juliana

Fragonia wpatrywała się zdezorientowana w Juliana. Myślami znowu przeniosła się w zupełnie inne miejsce. Kąciki jej ust lekko się podniosły. O co on pytał? A może jej się tylko wydawało i zaczyna już mieszać rzeczywistość z jej własnym, wymyślonym światem? Jej dom? Jej kwatera? Chodziło mu o laboratorium? Ale co mogło w nim być takiego niezwykłego? Co mogła mu o nim powiedzieć? Chciał się włamać...? Nie, Frago, to jest zupełnie niedorzeczne. Nie myśl, że każdy nowo poznany mężczyzna jest od razu najgorszy. 
— Mmmoja pracoownia? — dziewczynka przełknęła ślinę i otarła twarz. Miała wrażenie, że znowu zaczęła się strasznie rumienić. Naprawdę musiała głupio wyglądać przez tą całą sytuację. 
— Sskromne pomieszczenie. — zaczęła, powoli przestając się jąkać. — Nnie mma ttam rraczej nic c..ciekawego. Ttrzymam... Trzymam tam r..różne rzeczy z...związane z alchemią. I m... moje lalki. Porcelanowe i.. i szmaciane. Sszyję czasem.
Czuła, że i tak zaczęła opowiadać mu za dużo o sobie. Nadal musiała utrzymać tę barierę, przez którą nikogo nie wpuszczała od śmierci swojego ukochanego brata. Chciała się przed kimś otworzyć i pragnęła, aby ten ktoś był czymś więcej niż tylko starą, porcelanową lalką lub probówką wypełnioną jakimiś różnokolorowymi płynami. Chciała naprawdę komuś zaufać, jednak ostatnie miesiące narzuciły na nią tę barierę. Jeżeli się nie otworzy, to przynajmniej potem nie dozna zawodu. Miło było, naprawdę, jednak czuła, że czas się wycofać, bo zacznie gadać za dużo.
Spuściła smutno głowę i westchnęła cicho. Złapała jedną z chusteczek i przyłożyła ją sobie do oczu. Dlaczego tak łatwo dała się ponosić temu wszystkiemu? Żyła w świecie zombie i nie powinna nigdy okazywać słabości. "Nie pokazuj nikomu, że można się zranić", tak zawsze powtarzał jej ukochany wuj.
— Pprzepraaszam. — mruknęła smutno. — Jjaa... jaa... nnie... nieee najlepiej się ddzisiaj cczzzuuję. Wwwybacz mi... Jjjuuuuliiiiaaanie.
— To może chociaż cię odprowadzę? Faktycznie jesteś trochę... blada. — powiedział spokojnie chłopak, spoglądając podejrzliwie na małolatę. 
Dziewczynka się przeraziła. Tylko tego jej chyba brakowało, żeby zawracała głowę i tak już zarobionej po uszy osobie. Nie chciała, aby Julian dodatkowo się nią przejmował. Chyba nie wyczuł, że dziewczynka po prostu nagle się przestraszyła. No i też nie chciała wpuszczać go do swojej kwatery. Być może faktycznie pomyślał, że po prostu gorzej się poczuła. Teraz prawdopodobnie się od niego nie uwolni. Zgodziła się więc. Może... może faktycznie nie będzie tak źle? Jeżeli się w końcu nigdy przed nikim nie otworzy, do końca życia będzie gniła w domu i nikt nie zmówi za nią pacierza, kiedy będzie już leżeć w ziemi. Co najwyżej dozna kolejnego zawodu. Ale się podniesie. Prawdopodobnie. 
— Mmmmoooja kkkwwaateraa... jjj... jest... n..nnie daleko. — westchnęła cichutko, wpatrując się beznamiętnie w glebę. — Cchooodź j..jjaa... jak chc...chcesz. 
[Wena była i się skończyła. Julian?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy