piątek, 1 września 2017

Od Usuyo CD Milan

W uszach chłopaka rozbrzmiał, piskliwy alarm i zarazem znienawidzony dźwięk. Ponuro ruszył ręką, tak by ułożyć, ją na zegarku i wyłączyć upierdliwe ustrojstwo.
- Usuyo, jeszcze raz ustawisz to tak wcześnie i wyrzucę to cho_erstwo za okno. - Mruknął mężczyzna, który leżał na łóżku po drugiej stronie pokoju. Przeciągnął się ociężale i odwrócił plecami do białowłosego. Chłopak automatycznie się uśmiechnął i przecierając oczy, wydostał się spod ciepłej kołdry. Włożył drobne stopy w leżące przed łóżkiem kapcie. Usuyo ziewnął najciszej jak potrafił, by nie obudzić ponownie swojego przyjaciela i ruszył do łazienki. Chłopak musiał wstawać wcześniej, gdyż jego zadaniem było uporządkowanie jeszcze paru spraw i dokładne rozdzielenie porcji. Młodzieniec schował się w łazience i patrząc w lusterko, chwycił za szczoteczkę i z całych siły zaczął wyciskać resztę pozostałej pasty. Kiedy był już przygotowany na wyjście, ujrzał na swojej półce bluzę, którą wczoraj pożyczył. Wyprał ją i jeszcze nawet udało się wyprasować. Podszedł, delikatnie ją podnosząc i kątem oka dostrzegł, że na dworze jest wyjątkowo słonecznie. Złapał za parasolkę i tanecznym krokiem ruszył w stronę stołówki. W głowie natomiast, rozbrzmiewała jego ulubiona piosenka. Jak się spodziewał na zewnątrz było bardzo gorąco, więc ośmielił się założyć krótkie spodenki i t-shirt. Usuyo przyzwyczaił się do dziwnych, pytających spojrzeń. W końcu nikt w tych czasach nie używa parasolki, a albinosi tym bardziej są rzadkością. Nie dziwne by było, gdyby był ostatnim z nich. Wymarły gatunek. Mimo to, chłopak z promienistym uśmiechem pozdrawiał tych, co już byli na nogach. Niektórzy śpią spokojnie, inni mają z tym problem, a reszta to po prostu ranne ptaszki. Kiedy Usuyo znalazł się w kuchni, zaczął od razu pracę. Miał sporo na głowie, dzisiaj wyjątkowo wielu ludzi, prosiło o dania na wynos, czyli trzeba zapakować i pooznaczać imionami. Młodzieniec chciał odwiedzić Milana, jeszcze przed obiadem, ale widząc swoje notatki, które rzetelnie prowadził, nie będzie to możliwe. Po kilku godzinach nadszedł czas na drugie danie dzisiejszego dnia. Młody chłopak stanął z boku, by ludzie, którzy chcieli na wynos, łatwo go znaleźli. Utworzyła się niemała kolejka, jednak dzięki posortowaniu wszystkiego alfabetycznie wydawanie szło sprawnie. Oczywiście nic nie mogło być tak piękne. Nagle dwóch mężczyzn zaczęło się bić, przykuwając w ten sposób uwagę reszty, tak więc przestali odbierać swoje posiłki. Zdziwiony Usuyo, patrzył co chwilę nerwowo na zegarek. Tak mało czasu, a za nim jeszcze tyle pudełek. Kiedy w końcu bijatyka się zakończyła, ludzie przypomnieli sobie po co tu przyszli. Chłopak jak najszybciej rozdał porcje. Był już grubo spóźniony. Kiedy ostatnia paczuszka została wydana, Usuyo wystrzelił jak strzała, tam gdzie go nogi poniosą, a tym razem celem podróży był Milan. Chłopak podczas biegu mocno się zarumienił i to nie przez przemęczenie. Dalej był podekscytowany faktem, że udało mu się zdobyć jakiś trwalszy i bliższy kontakt z mężczyzną, który tak mu nie podoba. Usuyo z podniecenia, aż przyłożył drżące ręce do twarzy. Zachichotał cicho i już za rogiem ujrzał na murze stojącego szatyna. Chciał już krzyknąć na powitanie, jednak po chwili zobaczył kolejną sylwetkę. Był to równie wysoki co Milan mężczyzna o szarych włosach i wysokiej klasy wyposażeniu. Nie trudno było stwierdzić, że był to tutejszy Taktyk. Usuyo zmieszany, postanowił zostać w wygodnej dla niego odległości, by nie przeszkadzać w rozmowie.
- O, Usuyo! - Chłopak się zląkł, lecz zmusił się by spojrzeć nieśmiało w tamtym kierunku. Ujrzał dwie skierowane w jego kierunku twarze. Obaj wydawali się zadowoleni, dlatego młodzieniec zaczął wchodzić na mur. Kiedy znalazł się koło dwóch wyższych o przynajmniej dwadzieścia centymetrów mężczyzn, poczuł się trochę przytłoczony, jednak widząc uśmiechy na ich twarzach, od razu się rozpromienił.
- Nie chciałem przeszkodzić. - Oznajmił nieśmiało białowłosy, a w odpowiedzi dostał uprzejmy śmiech Mobiusa.
- I tak Cie miałem szukać. - Stwierdził, a chłopak pokazał na twarzy, widoczne zainteresowanie. - Niedługo wyruszamy na dłuższą podróż, może nawet ponad tydzień. Musicie się przygotować. - Oznajmił taktyk patrząc na nas z zapytaniem, czy wszystko zrozumieliśmy.
- Ale.. ale ja nigdy nie byłem na wyprawie. - Zaprzeczył głową Usuyo nie czując się na siłach. Był w końcu słaby, psychicznie i fizycznie, jedyne co by robił to zawadzał.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz. - Poczuł czyjąś dłoń na włosach. Zerknął kątem oka na Milana, który uśmiechem dodawał mu pewności siebie. Na twarz chłopaka napłynęły rumieńce.
- Rozumiem, zrobię to. - Uśmiechnął się szeroko białowłosy, na co Mobius odparł widocznym zadowoleniem. Mężczyzna zszedł z muru i ruszył w kierunku swojego biura. Młodzieniec wypuścił z piskiem powietrze z ust.
- Chyba zaraz zemdleję. - Wymamrotał, na co szatyn szybko go podtrzymał.
- Wszystko w porządku? - Zdziwił się, patrząc na rozpaloną twarz białowłosego, do której przyłożył po chwili dłoń. W tym momencie Usuyowi zrobiło się tak gorąco, że nabrał siły, by jak najszybciej odsunąć się od szatyna.
- Już.. już wszystko w porządku. - Rozłożył swoją parasolkę, co prawda nadal były chmury, jednak chłopak chciał ukryć swoją zaczerwienioną twarz. Co prawda to nie od gorąca miał czerwone poliki, ale lepiej by mężczyzna nie znał przyczyny.
- Jesteś pewien? - Usłyszał głos swojego towarzysza. Chciał wiedzieć jaki wyraz twarzy ma w tej chwili, lecz nie potrafił się zmusić.
- Tak, tak. - Obrócił się na tyle, by mógł spojrzeć za mury. Patrzył drogę, która znikała daleko za horyzontem, a wokół mógł do strzec las. Był gęsty, jednak liście na drzewach tak nikłe, że można było dostrzec prawie wszystko.
- Naprawdę nigdy nie byłeś za murami? - Koło niego oparł się Milan, który spojrzał na chłopaka z uśmiechem, spod parasolki. Młodzieniec wiedział, że to chyba niewystarczająca zasłona, w dodatku chciał widzieć twarz mężczyzny.
- Odkąd tu przybyłem. - Stwierdził z delikatnym uśmiechem i złożył parasolkę, by położyć ją tuż obok. - Moje ciało jest słabe, dodatkowo mam pewne wady genetyczne. - Wytłumaczył chłopak, a jego towarzysz zamilkł chwilowo, w zamyśleniu. Usuyo patrzył na niego czekając, aż się odezwie i dość szybko się doczekał.
- Ale jedzenie robisz przepyszne! - Zaśmiał się, a młodzieniec odparł tym samym. Nagle przypomniał sobie jak zostawił bluzę mężczyzny w stołówce. Zmrużył oczy w swojej głupocie. Chciał zostać tutaj jak najdłużej, jednak, jeśli nie wróci tam, gdzie ostatnio widział ubranie, to jest możliwość, ze już nigdy nie ujrzy go na oczy. Nie mógł do tego dopuścić, tym bardziej, że nie była jego, tylko mężczyzny, który mu się tak podobał.
- Chociaż tyle dobrego. - Odparł robiąc kółka palcem po ceglanym murze. - Chyba powinienem się przygotować do podróży. - Oznajmił Usuyo, powoli schodząc na dół.
- Podobno jedziemy samochodami. - Dodał Milan, a chłopak spojrzał w jego kierunku. - Jedziemy razem? Wiesz, chce mieć do kogo się odezwać. - Zaśmiał się, a chłopak z uśmiechem pokiwał głową i pomachał na pożegnanie.
*Kilka dni później*
Mobius właśnie skończył piosenkę, a do ludzi dobiegł odgłos dzwoneczka, oznaczającego zagrożenie. Wszyscy ruszyli tam biegiem, lecz Usuyo, przypadkiem dostrzegł kątem oka, jak taktyk składa pocałunek na ustach dowódczyni. Zawstydzony odwrócił wzrok i poczuł dotyk na ramieniu.
- Chodźmy sprawdzić, co się dzieje. - Stwierdził Milan, a chłopak pokiwał głową i pobiegł za nim. Jednak nie wiedział o czym myśleć, o możliwym zagrożeniu, w którego kierunku się poruszali, czy może o parze zakochanych. Od kiedy? Jak długo? Czyli miłość w takich czasach jest możliwa? Było to bardzo niespodziewane, chyba najbardziej przez to, że to właśnie ta dwójka była tak blisko. Kiedy znaleźli się na miejscu, już była tam zebrana spora grupa. Zrobili wręcz wielkie kółko wokół jakiegoś zjawiska. Usuyo nie był dosyć silny, by się tam dostać, jednak Milan, powoli się przedarł, tym samym torując mu przejście. Mężczyzna był naprawdę silny. Kiedy dostali się na sam początek, zobaczyli jak jeden chłopak rozcinał brzuch zająca. W większości osób wypadające flaki wywołały odruch wymiotny, jednak młodzieniec stał niewzruszony. Niestety Usuyo nie raz zmuszony, do jedzenia nawet surowego mięsa. Był to Julek, jeden z nowych, niedawno było mi go dane poznać podczas rozdzielania porcji. Nagle ramie młodzieńca coś popchnęło, był to taktyk, który próbował zrozumieć co tu się dzieje. Rozpoczęła się rozmowa, a nawet i śmiechy, gdy wszyscy ujrzeli Mobiusa z zającem w ręce, który szybko znalazł się na ziemi. Brandfort jest znany z tego, że nienawidzi smrodu i wszystkiego co może go uświnić, dlatego wywołało to takie rozbawienie. Po chwili z rozkazu Taigi, wszyscy zaczęli się zbierać.
- Dowódczyni, ja się rozejrzę. - Spojrzał wtedy na odwróconego do nich Mobiusa. Wydawał się być czymś zainteresowany, czy to najlepszy pomysł?
- Tylko nie odchodź za daleko. - Odparła. Usuyo widocznie nie podobał się te pomysł i wkrótce okazało się dlaczego. Cała grupa, oczywiście prócz taktyka siedziała i jadła to co przygotował białowłosy. Większość zachwycała, przez co chłopak nie raz się rumienił i uśmiechał. W pewnym momencie wszyscy zastygli w miejscu. Huk. Każdego przeszła fala dreszczy, kiedy uświadomili sobie, że dźwięk, który właśnie usłyszeli to strzały.
- Mobius! - Krzyknął ktoś z grupy i każdy łapiąc za to co miał pod ręką, ruszył biegiem w stronę, z którego przed chwilą dobiegł dźwięk. Okazało się, że strzały były dalej niż myśleli. Usuyo, przez brak światowej kondycji szybko zaczął sapać, jednak nie pozwalał sobie zostawać w tyle. Nie ważne ile wysiłku i zdrowia by go to kosztowało, nie chciał być trzecim kołem u wozu. W pewnym momencie wszyscy ludzie wokół niego unieśli bronie i zaczęli oddawać serie. Huk rozbrzmiał w głowie białowłosego, który się zachwiał. Za głośno. Za dużo. Ale do czego w ogóle strzelali? Usuyo uniósł głowę, by dostrzec ogromne monstrum. Coś wyglądającego jak skorpion, lecz jeszcze z czymś genetycznie złączone. Chłopak zadrżał słysząc ogłuszający wrzask potwora. Dzięki tak połączonemu atakowi, zmusili zombiaka do wycofania się. Dopiero teraz Usuyo zauważył, że pod drzewem, przed którym przed chwilą stało monstrum, leżał skulony Mobius. Młodzieniec nie potrafił ukryć zdziwienia, gdy dowódczyni wręcz przytaszczyła do niego, ledwo ruszającego się taktyka. Chłopak był przerażony. Jego ręce drżały, bał się, że Mobius umrze w jego rękach. Musiał się uspokoić, jednak nic nie działało. Dopiero, gdy poczuł czyjąś dłoń na ramieniu, przeszła go fala spokoju. Dobrze wiedział kto stoi za nim. Dobrze wiedział, że nie chce nikogo zawieść. Z małej torby, którą na całe szczęście zabrał ze sobą wyjął alkohol i bandaże. Prymitywny sposób na rany, ale działał. Młodzieniec zaczął sprawdzać ciało taktyka, lecz nie dostrzegł ani jednej otwartej rany. Czyli obrażenia wewnętrzne. Białowłosy spojrzał kątem oka, na strzelających i wykrzykujących coś ludzi. Widok był przerażających, już kilku ludzi leżało na ziemi zwijających się z bólu. To coś ich nie gryzło, nie chciało zarazić, tylko po prostu zabić. To coś... myśli. Chwila, zauważył, ze ręka z jego ramienia zniknęła. Usuyo zaczął się nerwowo rozglądać w poszukiwaniu Milana, przez co przypadkiem wlazł już otwarty alkohol do ust taktyka. Wystraszony patrzył jak ten się zerwał i zaczął wypluwać ciesz. Z jakiegoś powodu to był chyba najlepszy czyn, jaki dokonał, gdyż Taktyk znowu był w stanie walczyć.
<Milan? Wykorzystałem trochę opowiadanie Mobiusa, gdzie wykonał quest "Wielka Walka". xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy