Ruszyliśmy przed siebie, między rozwalonymi deskami. Świeca była
jagodowa, skąd on wytrzasnął taką świeczkę? Trudno o zwykłą, a co
dopiero zapachową. Szedł powoli, wlókł się za mną, dlatego zabrałam
świeczkę. Nie mogłam go winić, w końcu wyglądał jak siedem nieszczęść,
ale to nie oznaczało, że będę się nad nim użalać. Miałam wrażenie, że
zaraz z ciemności wyskoczy jakieś martwe monstrum, chociaż gorzej bym
zareagowałam na larwę, pełznącą w moim kierunku. Przeszły mnie dreszcze.
Pewnie stąpałam nogami po twardym podłożu, kiedy deski zamieniły się w
ziemię. Zwykłą czarną ziemię. Pomieszczenie wyglądało jak piwnica,
wnioskuje to po belkach, które podtrzymywały sufit. A skoro to
piwnica...
- Trzymaj – oddałam chłopakowi ogień. Sama zaś podeszłam do ściany i (z
obrzydzeniem) zaczęłam przeciągać dłonią po ziemi, aż natrafiłam na
drewno. Stare i spróchniałe, kiedy w nie zapukałam, rozległ się głuchy
pusty dźwięk.
- Co robisz? - usłyszałam z tyłu pytanie. Zignorowałam je, nie miałam
ochoty na żadne rozmowy. Po prostu się stąd wydostać i nigdy już nie
wracać w te strony. Albo chociaż nie wchodzić w do tych budynków, które
mieszczą się w promieniu pół kilometra. Udało mi się wymacać klamkę.
Była okrągła, nienawidziłam takich. Zawsze miałam wrażenie, że ktoś je
wysmarował masłem, przez co nie mogłam się nigdzie dostać. Hayato
podszedł do mnie. Świeczka oświeciła drzwi, które były oblepione ziemią,
a w niej znajdowały się zdechłe robaki. Automatycznie puściłam klamkę i
zaczęłam wycierać dłoń o spodnie.
- Ohyda! - powiedziałam z obrzydzeniem. Miałam wrażenie, że te wszystkie zdechlaki właśnie po mnie łażą.
- A niby taka twarda jesteś – usłyszałam prychnięcie ze strony chłopaka. Spojrzałam na niego jak na idiotę.
- Każdy ma słaby punkt – stwierdziłam. - Otwórz – dodałam. Chłopak
chwycił klamkę i ją przekręcił. Drzwi automatycznie puściły i otworzyły
się z piskiem, podobnym do tych, które nagrywa się w horrorach, aby
podnieść nieco przerażające uczucie, by potwór wyskakujący z ciemności
wystraszył widza do tego stopnia, aby on sam uciekł, a potem miał
koszmary. Ale tutaj nic takiego się nie stało, a wręcz przeciwnie.
Gdzieś tam daleko ujrzeliśmy błysk światła.
- Idziesz pierwsza? - pokręciłam głową. Hayato się cicho zaśmiał i
ruszył przodem, trzymając w dłoni świeczkę, która mieszając swój ładny
zapach ze zgnilizną i ziemią, śmierdziała gorzej niż można by się było
domyślać. Nagle zaczęliśmy iść do góry, ukazały nam się schody. Nie były
drewniane, tylko betonowe, dzięki czemu nie musieliśmy się bać, że
zaraz wylądujemy w samym piekle. Schodów nie było dużo, a światło po
chwili było tak wyraźne, że można było zgasić świeczkę. Hayato ręką
musiał się opierać o ścianę i po prostu podskakiwać. Ja jedynie
pilnowałam, aby się nie wywrócił do tyłu z tego względu, że nie chciałam
się potoczyć do tyłu niczym kula sadła. W końcu wyszliśmy na ulicę.
Drzwi, które powinny znajdować się na końcu, były rozwalone i leżały na
ziemi.
- Cudnie – odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na chłopaka. - Wyglądasz
gorzej niż wcześniej – stwierdziłam przyglądając się jego bladej twarzy i
grymasie bólu. Do tego krew...
<Hayato?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz