sobota, 2 września 2017

Od Hayato CD Mobiusa&Taigi

Poczuł, że przez parę sekund drga mu dolna warga, ale z lekkim wysiłkiem opanował irytującą dolegliwość i strzepnął z siebie coś, co wyglądało jak... ząb. Z korzeniem. Poczuł, że robi mu się niedobrze, gdy żółtawy punkt oblepiony bladoróżową i czerwoną tkanką upada z lekkim, nieprzyjemnym w tej chwili dla ucha dźwiękiem, o posadzkę. Co tym razem wymyślił ten idiota? Zdążył się już pobić? Tylko z kim? I o co? Błagał w duchu, żeby to nie był ząb towarzysza, który jeszcze przed chwilą lepił się do niego, jakby był istnym marzeniem. " Chyba każdy o mnie marzy..." - pomyślał, jego ego wzrosło jeszcze bardziej, zamyślił się na parę chwil mimo tego, iż wiedział, że przecież mężczyzna nie uważa go za kogoś wyjątkowego. Wrócił na ziemię i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że stoją dziwnie blisko siebie. Zrobił spory krok do tyłu, unosząc dłonie zgięte w łokciach na znak, by się opanował. Czy znowu ma zamiar rzucić się na niego z otwartymi ramionami? Jeśli tak, odpada z tej gry.
- Dobrze ty się czujesz? - spytał z nutą niedowierzania i irytacji, jednak chciał poznać odpowiedź na to pytanie. Zmierzył wzrokiem nagle nieco zagubionego, również szarowłosego człowieka, na moment zatapiając ciekawski i wręcz obsesyjny wzrok na jego twarzy. Wyrażała nieco zmieszania, jakby zmęczenie i podekscytowanie, wszystko jednocześnie. Co to miało być? Zacisnął szczęki, szukając wzroku Taigi i jakiejś pomocy z jej strony, ale jakoś chyba nie była skora do udzielenia mu tej łaski i dotarcia w jakiś sposób do swojego... przyjaciela? Kochanka? Mniejsza z tym, po prostu niech co zrobi...
- A czemu pytasz? - westchnął cicho, opuszczając ramiona. Każdy odpowiada pytaniem na pytanie, to już się robi denerwujące. Dziwne zachowanie Mobiusa chyba jakoś nie ruszało dowódczyni, ale go z lekka zaniepokoiło. Zmrużył podejrzliwie oczy. Pobił się, na bank. Ale z kim? Lub z c z y m ? Przecież znaleziono zobmbiaka w budynku, był przy tym. Mogli się pomylić, może nie tylko jeden skażony znajduje się na terenie Santari i właśnie podczas tej potyczki udało mu się zaszkodzić mu? Ugryźć go? Zadrapać? Poczuł, jak umysł mu drętwieje. Niezbyt wiedział, jak przedstawić swoje obawy, więc po prostu sprecyzował, odpowiadając jednocześnie na zadane mu pytanie w formie riposty:
- Wyglądasz, jakbyś właśnie stoczył walkę z piranią wielkości wyrośniętego indyka. Chyba mam prawo się martwić? - spytał, usłyszał czyiś śmiech. Czyiś, czyli kobiety o czerwonych włosach.
- Ho, ho! - zrobiła kpiącą minę, przewrócił oczyma. Już miał na końcu języka, że to nie od dobierał się do jej majtek, ale w porę ugryzł się w tę część ciała. I dobrze, skończyłby nie najlepiej. Szybko i boleśnie lub długo i potwornie boleśnie. Auć.
- Wolę być ostrożny niż stracić człowieka, powinnaś to wiedzieć najlepiej - powiedział do dowódczyni, jednak napotkał jej miażdżące spojrzenie. No tak, nie sięgał rangą zbyt wysoko, a na pewno nie na tyle, by błyskać podobnymi tekstami kierowanymi na jej osobę. Wyglądała, jakby zaraz miała dać mu surowy wykład o tym, co może a czego nie, o prawach i zobowiązaniach każdego członka tego chorego, a jednocześnie tak bardzo zdrowego i oddalonego od zarazy, miasta do niej, jak może się do niej zwracać, a jak nie.
- Tylko się droczę - powiedziała lodowatym tonem, zlekceważył to i przewrócił oczyma. Ma już dość tego ciągłego wyrażania swojej pozycji w hierarchii, wykorzystywania tego niczym bicza na niewolniku. Oczywiście, pewnie zdobycie obecnego poziomu, na jakim znajduje się Taiga było cholernie trudne, ale ciągłe wspominanie o swojej władzy, a w tym przypadku okazywanie tego, to dla niego przesada. Czy to jest właśnie cena "bezpieczności"? Cóż, w zasadzie nie ma wiele do gadania. Więc zamknął jadaczkę i po prostu skrył gdzieś tam głęboko ryk wściekłości, starając się opanować wrogie spojrzenie. To nie miejsce i czas na takiego typu zabawy. Chociaż normalnie chętnie by się pokłócił. Pewnie dostałby za to w pysk, potem z obcasa w krocze i na samym końcu wyleciałby przez okno. Nie na parterze, lecz z trzeciego piętra. Opanował siebie i emocje, co było niezwykle trudne. Chyba jeszcze wiele razy się wywyższy, zanim zdąży się opanować i zrozumieć, że to bez sensu. Z drugiej strony, przecież ona ma pełne prawo okazywania od czasu do czasu, a nawet i częściej, swojej pozycji. Powinno zwracać się do niej z szacunkiem, miał wrażenie, że również i oczekiwanym od jej osoby. Spuścił na moment wzrok, zbierając resztki godności i ponownie spojrzał prosto w już nieco mniej ostre, ale nadal bijące co najmniej poirytowaniem i zdenerwowaniem oczy kobiety.
- Widzę - ograniczył się do skąpej odpowiedzi, która i tak już sama w sobie naginała zasady narzucone przez Taigę. A przynajmniej te, która postanowiła jasno wyrazić już dawno temu. Chyba miała zamiar coś syknąć w jego stronę, niczym jadowity wąż oplatając słowami jego umysł i zmuszając do skruchy. Sam nie wiedział, skąd to wyobrażenie. Przecież to nie byłoby w jej stylu, a przynajmniej takie miał wrażenie. Jednak należy wszystkiego oczekiwać od każdego. Czasem zdarza się przyjąć inne zachowanie, po prostu dziwnie zareagować, ukazać jakąś skrytą cechę albo i parę z nich. W zapewne niemiłej, aczkolwiek niewiele zmieniającej treści i jej przekazaniu przerwał Mobius:
- Jest okay. Pobiłem się trochę z zombie w tamtym pomieszczeniu, ale to nie moje - wskazał na pobrudzone ubrania. Hayato miał ochotę prychnąć. Oczywiście, że nie jego, inaczej miałby już przerąbane do kwadratu. I chociaż z początku maił zamiar się dowiedzieć, co tak na prawdę mu dolega już się poddał, spieprzył sprawę i tyle. Skinął jedynie głową na znak, że rozumie, nie spuszczając wyzywającego wzroku z twarzy przedstawicielki płci pięknej. Dopiero, gdy dostał idealnie działającego kopa w tyłek od własnego rozsądku, odwrócił wzrok, starając się na nowo uspokoić nerwy. Boże, jak on nienawidzi być pod czyjąś wieczną władzą! Może i daje ona wiele luzu, jednak nawet najmniejsze wybicie się ponad innych sprawia że coś drga we wnętrzu tego żóltookiego chłopaka. Nawet, gdy zatacza się ze śmiechu oglądając, jak paręnaście osób obrywa za próbę ucieczki ze skradzionymi lekami.
- Na pewno nic ci nie jest? - spytała w końcu Taiga, najwyraźniej też twierdząca, że mały konflikt czas zakończyć i zainteresować się tym, co bardziej oczywiste i pożyteczne. Posłał jej trochę urażone spojrzenie, zdające się mówić "Jak ktoś mógłby mnie chociażby drasnąć?". Cóż, najwyraźniej nie tylko Hayato ma tutaj podwyższone ego lub jakiś tam dystans do siebie. Uśmiechnął się lekko, nie tylko dlatego, że stanęli na czele kolejki.

< Mobius? Taiga? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy