środa, 6 września 2017

Od Hayato CD Megan

Boli, boli, boli. Myślał o tym słowie przez cały czas. Boli noga, boli ręka, boli głowa, bolą plecy, boli wszystko. Czuł się jak w transie, słyszał głośny szum. Mówił do niego, krzyczał, wił się wokół umysłu zaplatając na nim sidła.
- Kogo my tu mamy? - pierwszy szept, tak natarczywy, a po chwili ponowiony, cichszy, niemalże pokorny i zdławiony strachem. Wzruszył ramionami. A przynajmniej to sobie wyobraził, czy w rzeczywistości to też tak działa? Czy się rusza, gdy robi to w swoim umyśle? Wyostrzył wzrok, dostrzegł zarys twarzy patrzącej się na niego wzrokiem. Jakim, nie był pewien.
- Chyba śpisz - westchnął, słysząc to przeszedł go dreszcz, właśnie o tym pomyślał. Obudź się, obudź się, obudź się.
- Opętańcu, pokaż mi się! - krzyk? Szept? Wołanie, błaganie, rozkaz? Rozejrzał się na boki, kto to powiedział? Pustka, nic więcej. Przebłysk świadomości wdarł się do niego, starał się go chwycić niczym kotwicy, oplótł wokół wspomnienia zwalonych desek ramiona, przyciągnął je do siebie.
- Wydostańcie mnie stąd - poprosił. Załkał cicho, gdy odpowiedziały:
- Bez sensu - w istocie do, co się działo, było bez sensu. Myślał, że wydostaje się z własnej głowy, a tymczasem tulił paranoidalny okrąg stworzony przez parę sekund świata realnego. Zapukał w biel. Skąd tam wzięła się ściana? Nie wiedział, zapomniał o tym pytaniu równie szybko, co się pojawiło. Od początku, widział ją, była fioletowa. Zobaczył przyszłość, uznał to za normalne, przecież od zawsze tak było, gdy walczył w Posejdonem. Szepty ponownie zmieniły się w przeciągły szum. Odwrócił się, ukucnął i chwycił w dłonie radio.
- Hades władca Atlantydy znowu zapomniał wyłączyć piekarnika - mruknął do siebie, wyłączył radio nagle stające się mikrofalą. To normalne. Odłączył kabel od gniazdka będącego w drzewie z kamienia. Zaśmiał się, świetny żart opowiedział mu cichy wiatr. Przecież prześcieradło nie ma nóg, co też on opowiada? Zamarł. Znowu to zrobił, dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę. Zatopił się w odmętach umysłu, bezsensu i alogicznych prawd. Skoczył, chcąc złapać za linę. To droga do normalności.
- Nie kręć się - usłyszał głos Megan. Uśmiechnął się, przestał się ruszać. Powiedziała, spełni życzenie.Usiadł na trawie i czekał.
Złapał gwałtownie powietrze do ust, zapach świeżej skoszonej trawy rozmył się w powietrzu wraz z uczuciem zrównoważenia i niefrasobliwości, o co chodzi? Ujrzał czarne włosy dziewczyny, kurz unoszący się w powietrzu, własne ciało - w istocie siedział, ale już nie tam, gdzie jeszcze przed chwilą. Czyli właściwie... gdzie? Zapomniał. Wszystkiego.
- Musimy stąd iść - oznajmiła, oprzytomniał i skinął głową, rozglądając się na boki. Sytuacja nie była dobra, nie rozmyślał na tym, co się stało. Pamiętał wszystko jak przez mgłę - opatrywała go, ledwo co reagował na ból. Później podziękuje, na razie muszą się zmywać.
- Ja tam nie wejdę - oznajmił, wskazując głową na dziurę w podłodze. Cóż, teoretycznie w podłodze... Spojrzała na niego po części zdziwiona, jednak szybko oprzytomniała.
- Trudno nie zauważyć, idziemy dalej, może znajdziemy jakieś wyjście - ponownie wykonał ten sam ruch głową na znak, że się zgadza i rozumie. Z lekką trudnością wstał, nogi mu zdrętwiały. Chora kończyna denerwowała, irytowała i przyprawiała o ból zębów. Dosłownie, pulsowały.
- Czekaj - oznajmił nagle, ściągając z pleców plecak. Posłała mu pytające spojrzenie, nie odpowiedział. Przedmiot skrywał wiele innych rzeczy, teraz mogących okazać się praktycznymi. Wyjął zapałki i świecę zapachową.
- Wiele to nie da, ale może coś zdziała - powiedział.
- O ile nie ściągnie uwagi - jej głos zdawał się posępny, lecz wciąż opanowany. Spiorunował ją wzrokiem. Lepiej obejrzeć teren, inaczej spadnie się jeszcze głębiej. lezie na coś, zaplącze w korzenie. Bo są pod ziemią, powinno coś tutaj być?

< Megan? Taki bez sensu początek, wiem, ale brak pomysłu, wena zmarła >.< >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy