Ból w nogach, suchość w ustach i przeraźliwe pieczenie płuc domagających
się powietrza. To właśnie czułem biegnąc ile sił w nogach do mojego
domu. Niby moja kondycja była wyrobiona, jednak teraz nie miałem czasu
na przestrzegania zasad równomiernego rozkładu sił, by przebiec jak
najwięcej....teraz chodziło mi o jak najszybsze dotarcie do domu, by
upewnić się, że tam wszystko jest jak powinno, że matce nic nie jest. Ta
piękna i dobra kobieta nie dość, że dała mi życie, to nadwyrężała swoje
kruche jak porcelana zdrowie, by mnie odpowiednio wychować. Jej obecny
stan raczej nie poszedł na marne- nie mogła już chodzić, była niezwykle
słaba i gdyby nie ja i ojciec, który pracował jak za trzech już dawno by
nie przetrwała. A teraz? Była sama w domu, podczas, gdy inni wokół byli
zalani krwią, bądź po prostu martwi.
Tak bardzo pragnąłem im pomóc.
Tak bardzo pragnąłem, by to wszystko tego dnia było jedynie złym snem, bądź sceną odegraną do jakiegoś kiepskiego filmu.
Tylko czemu to było, aż tak realistyczne?
-Nie umieraj! - wydałem z siebie cichy krzyk i jeszcze bardziej
przyspieszyłem, by na pewno zdążyć...chociaż w ostatniej chwili, ale
jednak. By jakoś jej pomóc. Może i wydawało się do głupie, ale
uśmiechałem się, nie potrafiłem skontrolować tego gestu, póki nie stracę
nadziei.
Przeskoczyłem szybko nad murkiem, który oplatał teren mojego domu.
Wszystko wydawało się być w normie, nie licząc tego, że nogi prawie się
pode mną załamały, gdy w końcu się zatrzymałem. Tak dawno nie czułem
uczucia zmęczenia do tego stopnia, że miałem ochotę się po prostu
położyć i przeleżeć tydzień, bądź dłużej...byle nie cierpieć przez
zakwasy. Zaśmiałem się cicho pod nosem opierając słonie o
kolana...dosłownie na chwile musiałem odsapnąć, by nie wypluć płuc...
lecz to był mój błąd. Z domu dochodziły odgłosy tłuczonego szkła, co od
razu odpędziło mnie od myśli o odsapnięciu. Wparowałem szybko do budynku
przez otwarte okno- nie miałem czasu szukać kluczy w plecaku. Wnętrze
nie wyglądało już na mój dom. Regały były przewrócone, ukochana
porcelanowa kolekcja mamy była w kawałkach, drzwi obdarte z farby...
zdecydowanie te bestie już tu były. Wziąłem w dłoń katanę, która do tego
czasu wisiała na ścianę jako ozdoba i zacząłem powoli sprawdzać dom.
Chciałem zachowywać się cicho, lecz podłoga jak na złość dziś zaczynała
mnie nie lubić i skrzypiała pod każdym moim krokiem. Czym więcej
pomieszczeń odwiedzałem, tym mój uśmiech zaczął maleć, aż w końcu z
ostatnim pokojem ostatecznie znikł dając miejsce przerażeniu.
Była to sypialnia mojej matki, która teraz wyglądała jak pomieszczenie
należące do rzeźnika. Kwiecista tapeta na ścianach była pokryta powoli
zasychającą krwią, a na środku pokoju leżało ciało mojej rodzicielki.
~~~~*~~~
-mamo!?- Obudziłem się gwałtownie przez jakieś szturchnięcie w ramię.
Moje serce biło jak szalone, a płuca nie chciały współpracować. Jednak
to był jedynie koszmar, a raczej wizja tego, co było kiedyś. Ile to już
minęło? Ze dwa lata? Nie wypadałoby zapomnieć, a taki koszmar od czasu
do czasu nie jest zły.
Uśmiechając się z głupoty własnego optymizmu rozejrzałem się dookoła.
Wiedziałem, że ktoś mnie dotknął, więc wypadałoby się dowiedzieć kto.
Obok miejsca, na którym spałem — ławka albo bóg wie co to było- stał
chłopak na bank wyższy ode mnie. Patrzył na mnie ze strachem? Ciężko to
było określić, ale jedno było pewne: był bliski płaczu. Dosłownie mnie
zamurowało widząc takiego olbrzymy, który wyglądał, jakby miał zaraz
rozpłakać się jak małe dziecko....co z resztą zrobił.
-E...ej? - podniosłem się do siadu, akurat w tym momencie, gdy
czerwonowłosy chłopak przykucnął zakrywając twarz dłońmi. Chyba jeszcze
śniłem albo coś z nim jest nie tak. A co za tym szło? Jego nagła rozpacz
nieco mnie zaskoczyła, ale i zaciekawiła. Jest zdecydowanie inny niż
ludzie, których dotychczasowo mijałem. -No nie płacz płaczku noooo -
uśmiechnąłem się najbardziej przyjaźnie jak tylko mogłem. Nie był to
zwykłe zmuszenie mięśni twarzy do pracy...był jak najbardziej prawdziwy i
szczery. Usiadłem już prosto i pogłaskałem nieznajomego po włosach.
- rozumiem, że jestem głupi, aż chce się płakać, ale jednak to drobna
przesada- wystawiłem język, co zdecydowanie zaprzeczało moim słowom.
Było nad czym płakać. Widząc, że na te słowa chłopak odkrył swoją twarz
poczułem wewnętrzną satysfakcję i ulgę. Mogłem dokładniej się przyznać
osobie, która mnie obudziła. Szczupła twarzyczka, zapłakane oczy w
odcieniu maliny. Mógł być w moim wieku, ewentualnie lekko młodszy. -No
nie ma co płakać, prawda? Ja jestem ten dobry, więc o co chodzi? Nazywam
się Shinaru, ale wystarczy Shin — wyciągnąłem z kieszonki aksamitną
chusteczkę i otarłem łzy chłopakowi...dosłownie jak nigdy nic. Co z
tego, że nie wiedziałem kim jest i jak się nazywa, ale po co to komu?
Jest chyba w potrzebie sądząc po tak nagłym wybuchu emocji.
<Nikuś...popisz się płaczku ty mój (musiałem) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz