poniedziałek, 11 września 2017

Od Shinaru

Ból w nogach, suchość w ustach i przeraźliwe pieczenie płuc domagających się powietrza. To właśnie czułem biegnąc ile sił w nogach do mojego domu. Niby moja kondycja była wyrobiona, jednak teraz nie miałem czasu na przestrzegania zasad równomiernego rozkładu sił, by przebiec jak najwięcej....teraz chodziło mi o jak najszybsze dotarcie do domu, by upewnić się, że tam wszystko jest jak powinno, że matce nic nie jest. Ta piękna i dobra kobieta nie dość, że dała mi życie, to nadwyrężała swoje kruche jak porcelana zdrowie, by mnie odpowiednio wychować. Jej obecny stan raczej nie poszedł na marne- nie mogła już chodzić, była niezwykle słaba i gdyby nie ja i ojciec, który pracował jak za trzech już dawno by nie przetrwała. A teraz? Była sama w domu, podczas, gdy inni wokół byli zalani krwią, bądź po prostu martwi.
Tak bardzo pragnąłem im pomóc.
Tak bardzo pragnąłem, by to wszystko tego dnia było jedynie złym snem, bądź sceną odegraną do jakiegoś kiepskiego filmu.
Tylko czemu to było, aż tak realistyczne?
-Nie umieraj! - wydałem z siebie cichy krzyk i jeszcze bardziej przyspieszyłem, by na pewno zdążyć...chociaż w ostatniej chwili, ale jednak. By jakoś jej pomóc. Może i wydawało się do głupie, ale uśmiechałem się, nie potrafiłem skontrolować tego gestu, póki nie stracę nadziei.
Przeskoczyłem szybko nad murkiem, który oplatał teren mojego domu. Wszystko wydawało się być w normie, nie licząc tego, że nogi prawie się pode mną załamały, gdy w końcu się zatrzymałem. Tak dawno nie czułem uczucia zmęczenia do tego stopnia, że miałem ochotę się po prostu położyć i przeleżeć tydzień, bądź dłużej...byle nie cierpieć przez zakwasy. Zaśmiałem się cicho pod nosem opierając słonie o kolana...dosłownie na chwile musiałem odsapnąć, by nie wypluć płuc... lecz to był mój błąd. Z domu dochodziły odgłosy tłuczonego szkła, co od razu odpędziło mnie od myśli o odsapnięciu. Wparowałem szybko do budynku przez otwarte okno- nie miałem czasu szukać kluczy w plecaku. Wnętrze nie wyglądało już na mój dom. Regały były przewrócone, ukochana porcelanowa kolekcja mamy była w kawałkach, drzwi obdarte z farby... zdecydowanie te bestie już tu były. Wziąłem w dłoń katanę, która do tego czasu wisiała na ścianę jako ozdoba i zacząłem powoli sprawdzać dom. Chciałem zachowywać się cicho, lecz podłoga jak na złość dziś zaczynała mnie nie lubić i skrzypiała pod każdym moim krokiem. Czym więcej pomieszczeń odwiedzałem, tym mój uśmiech zaczął maleć, aż w końcu z ostatnim pokojem ostatecznie znikł dając miejsce przerażeniu.
Była to sypialnia mojej matki, która teraz wyglądała jak pomieszczenie należące do rzeźnika. Kwiecista tapeta na ścianach była pokryta powoli zasychającą krwią, a na środku pokoju leżało ciało mojej rodzicielki.
~~~~*~~~
-mamo!?- Obudziłem się gwałtownie przez jakieś szturchnięcie w ramię. Moje serce biło jak szalone, a płuca nie chciały współpracować. Jednak to był jedynie koszmar, a raczej wizja tego, co było kiedyś. Ile to już minęło? Ze dwa lata? Nie wypadałoby zapomnieć, a taki koszmar od czasu do czasu nie jest zły.
Uśmiechając się z głupoty własnego optymizmu rozejrzałem się dookoła. Wiedziałem, że ktoś mnie dotknął, więc wypadałoby się dowiedzieć kto. Obok miejsca, na którym spałem — ławka albo bóg wie co to było- stał chłopak na bank wyższy ode mnie. Patrzył na mnie ze strachem? Ciężko to było określić, ale jedno było pewne: był bliski płaczu. Dosłownie mnie zamurowało widząc takiego olbrzymy, który wyglądał, jakby miał zaraz rozpłakać się jak małe dziecko....co z resztą zrobił.
-E...ej? - podniosłem się do siadu, akurat w tym momencie, gdy czerwonowłosy chłopak przykucnął zakrywając twarz dłońmi. Chyba jeszcze śniłem albo coś z nim jest nie tak. A co za tym szło? Jego nagła rozpacz nieco mnie zaskoczyła, ale i zaciekawiła. Jest zdecydowanie inny niż ludzie, których dotychczasowo mijałem. -No nie płacz płaczku noooo - uśmiechnąłem się najbardziej przyjaźnie jak tylko mogłem. Nie był to zwykłe zmuszenie mięśni twarzy do pracy...był jak najbardziej prawdziwy i szczery. Usiadłem już prosto i pogłaskałem nieznajomego po włosach.
- rozumiem, że jestem głupi, aż chce się płakać, ale jednak to drobna przesada- wystawiłem język, co zdecydowanie zaprzeczało moim słowom. Było nad czym płakać. Widząc, że na te słowa chłopak odkrył swoją twarz poczułem wewnętrzną satysfakcję i ulgę. Mogłem dokładniej się przyznać osobie, która mnie obudziła. Szczupła twarzyczka, zapłakane oczy w odcieniu maliny. Mógł być w moim wieku, ewentualnie lekko młodszy. -No nie ma co płakać, prawda? Ja jestem ten dobry, więc o co chodzi? Nazywam się Shinaru, ale wystarczy Shin — wyciągnąłem z kieszonki aksamitną chusteczkę i otarłem łzy chłopakowi...dosłownie jak nigdy nic. Co z tego, że nie wiedziałem kim jest i jak się nazywa, ale po co to komu? Jest chyba w potrzebie sądząc po tak nagłym wybuchu emocji.

<Nikuś...popisz się płaczku ty mój (musiałem) >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy