Powiew Świeżego powietrza miło przeczesał moje włosy. Znajdowałem się
na dachu jakiegoś budynku należącego zapewne do jakiegoś mieszkańca. Nie
przejmowałem się tym, że może to komuś sprawiać problem- na razie nikt
mnie przecież nie ochrzanił.
Dziś był wyjątkowo spokojny dzień jak dla mnie. Zazwyczaj coś się działa
w mieście, gdy go obserwuje. Od jakichś sprzeczek po zadowolonych ludzi
żartujących w towarzystwie innych- to Zawsze wprawiało mnie w lepszy
nastrój, a teraz? Nuda...wszyscy chodzili swoimi drogami, jakby z góry
ktoś im narzucał chodzenie jak w zegarku z miejsca na miejsce. Niektóre
twarze widywałem już po raz enty ,zważywszy na to, że: 1. często tędy
chodzą 2. Już długo są na terenie objętych murem.
I tu pojawiło się światełko nadziei.
Nowa twarzyczka pojawiła się na moich oczach. Z tej wysokości nie
widziałem dokładnie jego wyglądu, lecz przypominał mi sportowca jednej z
amerykańskich gier. Szedł przez miasto rozglądając się dookoła zapewne
poznając nowe tereny. Postanowiłem zejść tam do niego i przyjrzeć mu się
bliżej- w końcu nowe osoby, mogą się okazać kimś bardziej
interesującym, na jakiego się wydają.
Zwinnymi skokami zeskoczyłem z dachu starając się zrobić jak najmniej
hałasu, by nie zwrócić na siebie niepotrzebną uwagę domowników. Ostatnim
moim celem lądowania okazała się pusta, połamana skrzynka, która pod
moim ciężarem postanowiła się załamać wytrącając mnie z równowagi. Nie
było to zbyt przyjemne biorąc pod uwagę fakt, że drewno się "lekko"
rozwaliło i powbijały mi się w nogę i ręce drzazgi, które będę musiał
później wyciągać. Syknąłem jedynie zagryzając z uśmiechem wargę
wyciągając te największe. Mogłem teraz wyglądać w oczach innych jak
jakiś masochista, który się zadowala sprawiając ból swojemu ciału, lecz
nie.... nie przepadałem za ty, a uśmiech jest czymś naturalnym dla mnie i
niech tak zostanie.
Ruszyłem za chłopakiem z początku pozostając na bezpiecznej odległości.
Był zdecydowanie wyższy ode mnie, mimo że dziś włożyłem buty na lekkim
podwyższeniu. Kosmyki czarnych włosów wystawały mu spod czapki Bejsbolowej zabawnie odstając na boki jak jakieś uszka. Nie wydawał się
gderliwą postacią, więc jak gdyby nigdy nic minąłem go , by zaraz
zatrzymać go. Stanąłem na jego drodze z zadziornym uśmiechem. Ręce
miałem schowane w kieszenie czarnej kurteczki z długim rękawem i
kapturem obszytym jasnobrązowym futerkiem. Jedyne co mogło wydawać się
innym za dziwne to wysokie buty z lekkim podwyższeniem dodającym mi
jakieś półtora centymetra.
-Hello wysportowany kolego — zagadałem obdarowując go sympatycznym ,a
zarazem niewinnym uśmiechem osoby, co nie ma złych zamiarów.
< Goro? Wybaw mnie od klątwy ludzi, co mi nie odpisują ;-; >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz