wtorek, 26 września 2017

Od Shinaru CD Goro

Powiew Świeżego powietrza miło przeczesał moje włosy. Znajdowałem się na dachu jakiegoś budynku należącego zapewne do jakiegoś mieszkańca. Nie przejmowałem się tym, że może to komuś sprawiać problem- na razie nikt mnie przecież nie ochrzanił.
Dziś był wyjątkowo spokojny dzień jak dla mnie. Zazwyczaj coś się działa w mieście, gdy go obserwuje. Od jakichś sprzeczek po zadowolonych ludzi żartujących w towarzystwie innych- to Zawsze wprawiało mnie w lepszy nastrój, a teraz? Nuda...wszyscy chodzili swoimi drogami, jakby z góry ktoś im narzucał chodzenie jak w zegarku z miejsca na miejsce. Niektóre twarze widywałem już po raz enty ,zważywszy na to, że: 1. często tędy chodzą 2. Już długo są na terenie objętych murem.
I tu pojawiło się światełko nadziei.
Nowa twarzyczka pojawiła się na moich oczach. Z tej wysokości nie widziałem dokładnie jego wyglądu, lecz przypominał mi sportowca jednej z amerykańskich gier. Szedł przez miasto rozglądając się dookoła zapewne poznając nowe tereny. Postanowiłem zejść tam do niego i przyjrzeć mu się bliżej- w końcu nowe osoby, mogą się okazać kimś bardziej interesującym, na jakiego się wydają.
Zwinnymi skokami zeskoczyłem z dachu starając się zrobić jak najmniej hałasu, by nie zwrócić na siebie niepotrzebną uwagę domowników. Ostatnim moim celem lądowania okazała się pusta, połamana skrzynka, która pod moim ciężarem postanowiła się załamać wytrącając mnie z równowagi. Nie było to zbyt przyjemne biorąc pod uwagę fakt, że drewno się "lekko" rozwaliło i powbijały mi się w nogę i ręce drzazgi, które będę musiał później wyciągać. Syknąłem jedynie zagryzając z uśmiechem wargę wyciągając te największe. Mogłem teraz wyglądać w oczach innych jak jakiś masochista, który się zadowala sprawiając ból swojemu ciału, lecz nie.... nie przepadałem za ty, a uśmiech jest czymś naturalnym dla mnie i niech tak zostanie.
Ruszyłem za chłopakiem z początku pozostając na bezpiecznej odległości. Był zdecydowanie wyższy ode mnie, mimo że dziś włożyłem buty na lekkim podwyższeniu. Kosmyki czarnych włosów wystawały mu spod czapki Bejsbolowej zabawnie odstając na boki jak jakieś uszka. Nie wydawał się gderliwą postacią, więc jak gdyby nigdy nic minąłem go , by zaraz zatrzymać go. Stanąłem na jego drodze z zadziornym uśmiechem. Ręce miałem schowane w kieszenie czarnej kurteczki z długim rękawem i kapturem obszytym jasnobrązowym futerkiem. Jedyne co mogło wydawać się innym za dziwne to wysokie buty z lekkim podwyższeniem dodającym mi jakieś półtora centymetra.
-Hello wysportowany kolego — zagadałem obdarowując go sympatycznym ,a zarazem niewinnym uśmiechem osoby, co nie ma złych zamiarów.
< Goro? Wybaw mnie od klątwy ludzi, co mi nie odpisują ;-; >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy