Drzemiący na najzwyklejszej w świecie ławce, najzwyklejszy w świecie
blondynek. Nie przykuwał uwagi ludzi. Śpiący w takich miejscach byli już
na porządku dziennym, to nie ten świat, co kiedyś. Teraz mottem
przewodnim społeczeństwa było przetrwanie, a o dogodne warunki do życia
nikt się nie trudził.
Nie miałem zielonego pojęcia dlaczego obserwowałem istotę od dłuższego
czasu, zamiast przewalić czas na czymś ciekawszym i potrzebniejszym. Na
przykład przeniesieniu paczki z kąta do kąta, bo przyznam szczerze,
ostatnio nie było co robić, przynajmniej dla mnie. Ilość nowych ludzi
nieco zrzucała bagaż z pleców.
Ściągnąłem brwi, gdy postać zaczęła się rzucać, a na czole wystąpiła głęboka bruzda, zakłócająca aurę odprężenia.
Potem wszystko działo się dla mnie tak szybko. Hasło "mama", mój płacz,
jego litania, chustki, wycieranie zapłakanej twarzy. Próby uspokojenia
emocji, które wyrwały się nagle, niekontrolowanie, porwały moje ciało,
wydusiły łzy, które powinny się skończyć już dawno temu.
Nie ma to jak dobre pierwsze wrażenie, co nie? Zaryczany nastolatek
brzmi dobrze. Zaryczany, wielki nastolatek w trakcie apokalipsy brzmi
jeszcze lepiej.
Przetarłem oczy, wytarłem buzię i nos. Ochłonąłem nieco, spojrzałem na
chłopaka przez napuchnięte powieki. Ponownie ogarnąłem twarz,
chrząknąłem, w końcu dotarłem do jako takiego ogaru.
— Przepraszam — mruknąłem, gdy gula zeszła z mojego gardła, oddech się
uspokoił, a obrazy uciekły sprzed oczu. — Jeszcze raz przepraszam za
moje zachowanie. — Odważyłem się dokładniej przyjrzeć długowłosemu,
zlustrować spojrzeniem jego buźkę. Ciekawskie oczy, delikatne rysy
twarzy. — Chciałem sprawdzić czy wszystko z tobą w porządku, a tymczasem
sam skończyłem jak ofiara... — Nieśmiały uśmiech z mojej strony,
odkaszlnięcie flegmy zalegającej w tchawicy. — Żyjesz? Nieco się
szarpałeś, wierciłeś. — Ciche pomruki z mojej strony. Byle upewnić się,
że nic tak właściwie się nie stało, potem mogę uciekać. Nie będę
sprawiać więcej problemów, już i tak przyprawiłem chłopaka o nerwy.
Pokiwał w odpowiedzi głową.
Nietypowe tęczówki mieniły się w każdym możliwym odcieniu. Fizycznie
niemożliwe, by ktokolwiek obdarowany był taką cechą. Jest mutantem?
Potworem? Rzuci się na mnie zaraz po tym, jak sprawił fałszywe wrażenie
wrażliwego osobnika od wycierania łez nieznajomym? Może. Powinienem
uciekać? Prawdopodobnie. Zrobię to? A po co? Jeśli mam teraz zginąć, to
zginę tak czy siak.
To przykre, ale do śmierci trzeba się po prostu przyzwyczaić i z nią pogodzić. Nie ma innej opcji.
Cisza zapadła, oczy zawisły. Powietrze zrobiło się gęstsze, duszące,
nieprzyjemne. Pełne niepewności i przepełnione zawstydzeniem.
— Przepraszam — powtórzyłem trzeci raz, spuszczając lekko przyćmione
oczy, wbijając wzrok we własne, stare, zniszczone buty. Wcześniej się
przedstawił, co znaczyło, że przydałoby się odpowiedzieć. Zamilkłem,
przemyślałem sprawę, odtrąciłem wszystko co trwało wokół, skupiając się w
swojej bańce. — Nikodem — szept. Bardzo, bardzo cichy szept.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz