niedziela, 10 września 2017

OD Antharesa CD Taigi&Mobiusa

Mobius zerwał się w ułamku sekundy i w najwyższym pędzie pognał do Taigi, nim zdążyłem wykonać jakikolwiek ruch. Natychmiast pomógł jej wydostać się ze słomy, a gdy stanęła na równe nogi, ciasno oplótł ją rękami, przywierając do niej całym swoim wzburzonym jestestwem.
- Niczego sobie nie złamałaś? Coś Cię boli? - zasypawszy ją istną litanią pytań tego pokroju, z niemal ojcowską czułością zaczął oglądać każdą część jej ciała, obficie pokrytego słomą. Nie zdziwiła mnie ta troska, gdyby z równym rozmachem gruchnęła na zbitą ziemię, pewnie z powodzeniem skręciłaby sobie kark.
- Oczywiście, że nie. Wypuść mnie - odsunęła się od niego ze stoickim spokojem, i otrzepując pył z kolan, uśmiechnęła się jakby na potwierdzenie tych słów. Zaraz potem zaczęła uważnie oglądać swoje ubrania, prawdopodobnie doszukując się ewentualnych usterek, a gdy wszystko okazało się być nienaruszone, zabrała się za wybieranie źdźbeł słomy z włosów, w czym z widocznym zaangażowaniem pomógł jej Mobius. Przyznam, że od jakiegoś czasu zastanawiała mnie relacja panująca między tamtą dwójką, co do której ciągle miałem poważne wątpliwości. Jak na moje oko mogli być równie dobrze rodzeństwem, przyjaciółmi, jak i parą. Tak czy owak, jednego byłem pewien - byli sobie bardzo bliscy.
Chwyciłem tymczasem cienki, lecz, jak mi się wydawało, mocny sznur, który miałem na podorędziu i zagwizdałem na Amour, który z miejsca postawił uszy oraz przydługi, gęsty ogon i wyciągniętym kłusem zbliżył się w moją stronę. Schwyciłem go za ogłowie, do którego wprawnie przywiązałem linę i ruszyłem w wiadomym kierunku, prowadząc wierzchowa za sobą.
Mobius z miejsca zgromił mnie nieprzychylnym spojrzeniem, uznając najwyraźniej za współwinnego zaistniałego wypadku, z czym nie mogłem się niestety zgodzić. Nim Taiga dosiadła konia, w skrócie poinstruowałem ją jak mogłem najprzystępniej na temat kierowania zwierzęciem oraz prawidłowego dosiadu. Nie ponoszę odpowiedzialności za to, że mimo dobrej woli strzępiłem sobie język na darmo. Przypominam również, że od samego początku sceptycznie podchodziłem do tego zadania, choć nie oznaczało to od razu, że nie miałem w planach doprowadzić go do końca. Wręcz przeciwnie, z tą różnią jednak, że tym razem nie zamierzałem puścić Taigi samej.
- Lepiej będzie, jeśli na chwilę obecną będę prowadził Cię na lonży - spojrzałem przenikliwie na wyżej wspomnianą, zdobywając się na uprzejmy uśmiech, jednocześnie wskazując jej długi sznurek przywiązany do ogłowia wałacha. - Oczywiście jeśli Twoim życzeniem jest wsiadać ponownie na konia.
- Też mi pomysł - prychnęła nieznacznie, ostatecznie pozbywając się słomy z przedramienia swojej kraciastej koszuli - Mogę spróbować jeździć sama - zadeklarowała, omiatając hardym spojrzeniem mnie wraz z ciemno-kasztanowatym wierzchowcem, sporadycznie ryjącym przednim kopytem o ziemię.
Nie uszło mojej uwadze, że upadek z Amour (który mimo wszystko był całkiem wysokim koniem) właściwie nie wywarł na niej żadnego wrażenia. Nie straciła przez to dość pogodnego usposobienia czy zaciętości i chociaż wiedziałem, że nie mam do czynienia z byle jaką kobietą, chwilowo zdobyła moje uznanie.
- Nie marudź - uciął Mobius, decydując się stanąć po mojej stronie - Gdy oswoisz się z siodłem, będziesz sobie jeździła nawet na oklep, jeśli będziesz miała ochotę. - uśmiechnął się w jej kierunku, na co nasza urocza głównodowodząca wzniosła tylko brunatne oczy ku niebiosom.
Po chwili gorących namów udało nam się ją przekonać - z pewnością rzadko występującą u początkujących jeźdźców ponownie dosiadła konia. Widząc, że siedzi wygodnie, odszedłem na kilka kroków, wypuściłem nieco liny i poleciłem, by ruszyła żywym stępem. Dostrzegając znudzenie, towarzyszące jej podczas zataczania pierwszego okręgu tym chodem, wyraziłem zgodę na przejście go kłusa. Pod wpływem nagłej zmiany prędkości czerwone warkocze i czarna grzywa momentalnie zaczęły igrać z wiatrem. Kiedy moja uczennica poczuła się pewniej w siodle, bez cackania się wypuściłem sznur na maksymalną długość i krzyknąłem donośnie „galop”. Pewnie nie miałem okazji wspomnieć o tym wcześniej, ale moje konie reagują na tego typu komendy, toteż nim Taiga zdążyła zaprotestować, Amour postawił łeb i ruszył z kopyta spokojnym, miarowym i, według moich doświadczeń, przyjemnym dla jeźdźca galopem. Oczywiście, gdybym tylko zobaczył, że coś jest nie tak, natychmiast zainterweniowałbym, ale Taiga bez słowa skargi złapała się tylko rękami siodła. Co prawda, w związku z jej kamienną twarzą nie byłem pewny co do jej odczuć, ale skoro wszystkie obelgi i wymysły tego świata nie spadły na moją głowę, wierzyłem że nie mogło być bardzo źle. Kątem oka spojrzałem na Mobiusa, który z nieukrywanym zachwytem bacznie obserwował każdy ruch wykonywany przez jeźdźca. Nie mogłem się z nim nie zgodzić - nie istnieje chyba dostojniejszy widok pod słońcem niż koń pełnej krwi w powłóczystym galopie.
Zatrzymując wierzchowa, byłem wyraźnie usatysfakcjonowany postępami poczynionymi przez Taigę. Miałem też płonną nadzieję, że tym razem sporadyczne wskazówki, które zostały przeze mnie udzielone, nie zostały całkowicie puszczone mimo uszu. Przytrzymałem strzemię, by ułatwić jej zejście z siodła.
- Zadanie uznaję za wykonane - skwitowałem, jedną ręką podpierając się pod bok, drugą gładząc konia po chrapach.
- Skoro tak dobrze Ci idzie, możemy wybrać się na wieczorną przejażdżkę. - Mobius zrównawszy się z panią komandor, założył jej na głowę kowbojski kapelusz, który zgubiła w trakcie jazdy i energicznie poklepał konia po szyi - Pogadam z Olivią, by udostępniła nam trzeciego konia - uśmiechnął się w wieloznaczny sposób, który zapewne tylko on pojmował - A teraz kontynuujemy grę!
Bezceremonialnie wsadził jej do ręki moje karty, których zapewne zapomniałem zabrać, na co tylko uniosłem brew właściwym sobie sposobem, krzywiąc się przy tym dość niedyskretnie. Niech będzie, mogę zagrać jeszcze jeden raz, jednakże zdumiewające szczęście siwowłosego co do kart, powoli zaczynało zalatywać mi konkretnym przekrętem. Mówiąc w skrócie, zamierzałem chyłkiem patrzeć mu na ręce podczas kolejnego rozdania. Wypogadzając się, przeprosiłem ich na chwilę, po czym zdybałem kręcącego się w pobliżu młodego farmera i podałem mu wodze, polecając, by należycie zajął się koniem.

<Taiga? Mobius? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy