-Choler.a - mruknął do siebie, gdy jego ręka zadrżał przecinając żyłę
leżącego na stole człowieka. -Masz szczęście, że jesteś martwy -
ściągnął gumowe rękawiczki i wrzucił je do metalowego kosza stojącego
pod stołem.
Wyszedł z piwnicy i zamknął ją na klucz, po czym udał się do swojego
mieszkania. Tam zdjął maskę chirurgiczną i odłożył ją na półkę. Zasłonił
okna żaluzjami, dzięki czemu w pokoju było ciemniej.
Smiley nie lubił światła, źle działało na jego wrażliwe oczy. Jakby zęby
jak u rekina i tiki nerwowe, drganie powiek, drżenie dłoni, to było za
mało. Musiał do tego być dziwakiem, który boi się ognia większego niż
ten w kominku i nadwrażliwcem jeśli chodzi o... wszystko.
Spojrzał w lustro, na swoje rozczochrane, czarne włosy i podkrążone,
czerwone oczy. Powieka u jednego z nich drgała niepokojąco szybko.
-Uh... - mruknął i odsłonił delikatnie kurtynę.
Na zewnątrz wciąż było jasno. Musiał jeszcze zaczekać, by móc wyjść.
Przez ten czas szukał swojego płaszcza, a gdy już go znalazł oczyścił go z kociej sierści.
-Jak tak dalej pójdzie, zostaniesz moim obiadem - spojrzał na kota, mrużąc oczy.
-Meow.
Pogłaskał zwierzaka, uśmiechając się delikatnie. Nigdy by go nie skrzywdził.
W końcu zrobiło się ciemno, ludzie poznikali z ulic, by skryć się w
swoich bezpiecznych domach. Smiley założył maskę chirurgiczną i płaszcz,
po czym wyszedł na wieczorny spacer.
Spacerował pustymi uliczkami, rozkoszując się ciszą i światłem gwiazd.
Przystanął i zamknął oczy, uśmiechnął się delikatnie, sięgnął do swojej
maski, by ją zdjąć, jednak coś mu przeszkodziło. Usłyszał cichy szelest
gdzieś niedaleko.
-Kto tu jest? - zapytał.
Nie bał się, nie miał czego. Doskonale wiedział, jak się bronić. Jego najpewniejszą bronią były jego własne dłonie.
-Wyłaź!
Cierpliwie czekał, w razie czego mógł sam wyciągnąć ciekawskiego z krzaków.
<Ktosiu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz