Od kilku dni siedziałam za murami, nic nie robiąc, ponieważ niczego nie
było nowego. Pomimo tego, że potrzebowali ludzi do walki z zombie za
miastem, nie dostałam żadnych misji, co było dosyć uciążliwe.
Doskonaliłam swoje umiejętności walki najszybciej i najlepiej podczas
walk, jednak odebrano mi tą przyjemność. Przez to, że nie dostawałam
zleceń, też nic nie zarabiałam. W duchu błagałam, aby w przeciągu
następnych dni pojawiły się misje. Trzeba jakoś na siebie zarabiać, a
zabijanie żywych trupów, było mi jak najbardziej na rękę. Co prawda to
bardzo niebezpieczna praca, jednak mogłam się w stu procentach wyżyć się
na nich i wyrzucić z siebie wszelkie negatywnych emocji, których
ostatnio się nieco zebrało, przez tę dramę z Mobiusem oraz Taigą. Od
ostatniej wyprawy za mur, trenowałam z manekinem, albo z dobrym kolegą,
który jako jeden z niewielu się ode mnie nie odwrócił i wspierał mnie,
gdy plotka o mnie i taktykiem się rozchodziła po całym mieście. Casper
doskonale władał toporem, za co go szanowałam. Ten rodzaj broni ciężkiej
stanowił dla mnie od zawsze poważny problem. Nie potrafiłam ani nim
walczyć, ani przeciwko niemu. Uczył mnie różnych technik defensywy,
których mnie ojciec nigdy nie uczył. On był typowym wojownikiem, ale
mnie trenowali na kogoś kto walczył z ukrycia i często sięgał po
nieczyste zagrania. Nie mieliśmy żadnego etosu, którego mieliśmy się
kurczowo trzymać. Mój ojciec nawet to wyśmiewał i uważał to za pierwszy
krok do zguby. Uznawaliśmy tylko dwie zasady, nie daj się zabić i
wykonaj misję. Nic więcej nie mieliśmy zrobić. Yennefer doskonale się
wpasowała w ten system w przeciwieństwie do dosyć wrażliwej mnie.
Rodzice byli zawiedzeni tym faktem, przez co poczułam się niechciana
nawet we własnym domu. Potrzebowałam akceptacji, której szukałam, będąc w
Santari. Jednak nawet tutaj nie mogłam zaznać tego pięknego uczucia.
Odsunięto mnie na bok przez osobę z autorytetem, a moje zdanie się
kompletnie nie liczyło. Cieszyłam się z każdej osoby, która chciała ze
mną rozmawiać.
-Zablokuj! - z moich myśli wyrwało mnie ostrzeżenie Caspera, który
zorientował się, że myślami byłam nieobecna. Nie zdążyłam w pełni
wykonać manewru, a co gorsze, cofając się, potknęłam się. Straciłam
równowagę, a czas poświęcony na odzyskaniu jej, wystarczało aby
mężczyzna mógł mnie zaatakować. W ostatnim momencie, zatrzymałam topór
kilka centymetrów nad moją głową. Po moim czole spłynęła kropla zimnego
potu.
- Zmęczona jesteś. - oznajmił brunet i odłożył broń. - Zgłodniałem,
idziemy do karczmy na obiad? - zaproponował z szerokim i przyjaznym
uśmiechem. Odwzajemniłam gest i przytaknęłam głową. Sama zrobiłam się
nieco głodna, kiedy wspomniał o jedzeniu. Weszliśmy do mojego domu, aby
się przebrać. Z luźnych i mało atrakcyjnych ubrań, przebrałam na spodnie
do kolan oraz zwykłą czarną koszulkę. Na siebie jeszcze założyłam
czarną, skórzaną kurtkę. Poszliśmy do pobliskiej karczmy. Po drodze nikt
już mnie nie zaczepiał. Wszystko się już nieco uspokoiło, chociaż
znajdą się tacy, co będą przez resztę życia wszystko wypominać.
Weszliśmy do karczmy, gdzie było pełno ludzi. Cóż, tak to już jest, gdy
przychodzi się w porze obiadowej. Podeszliśmy do lady aby zamówić
jedzenie. Wzięłam zwykłą zupę i główne danie. Kumpel oznajmił mi, że
pójdzie znaleźć jakieś miejsce, a żebym poczekała na niego przy ladzie.
Po kilku minutach wrócił z dobrą nowiną, że znalazł dwa wolne miejsca,
wciśnięte gdzieś w kącie. Duży plus dla mnie, przynajmniej nikt mnie
będzie widział i będę mogła w spokoju zjeść posiłek. Nie minęło dużo
czasu, kiedy podano nam na tacy talerze, wypełnionymi po brzegi
jedzeniem. Idąc za mężczyzną, całkowicie się wyłączyłam i myślałam
jedynie o Mobiusie, za którym zaczęłam niezmiernie tęsknić, chociaż
obiecałam sobie, że będę ograniczać nasze spotkania. Podczas moich
rozmyślań, nie zauważyłam, jak ciemnowłosy mężczyzna się podniósł z
krzesła. Zorientowałam się dopiero w momencie, gdy miałam przed oczami
jego klatkę piersiową. Podskoczyłam zaskoczona i totalnie zapomniałam o
zupie oraz daniu głównym, które niosłam. Upadło na ziemię, a co gorsze,
niewielka część na ubrania nieznajomego. Tego samego dnia straciłam
równowagę po raz drugi… Jaka ja byłam żałosna. Przez moją głupotę
pobrudziłam czyjeś ubrania. Spojrzałam na mężczyznę z paniką w oczach.
Bałam się jego reakcji.
- P-przepraszam! - powiedziałam niepewnie. Przełknęłam ślinę i
spojrzałam prosto w jego piękne oczy, które miały bardzo nietypowy
kolor.
Aaron?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz