piątek, 16 marca 2018

Od Taigi C.D Antharesa

- Wiesz, Tai, mam nadzieję, że jak przystało dowódcy, weźmiesz odpowiedzialność ze swoje słowa i znajdziesz dla mnie nieco czasu, gdy tylko odpoczniesz i pozałatwiasz najpilniejsze sprawy. A przynajmniej byłoby mi miło. - Patrzył na mnie z uśmiechem, a ja cofnęłam się pamiętać do dnia, kiedy postanowiłam wybrać się na samotną podróż. Do momentu, kiedy on sam zdecydował, że sprowadzi mnie z powrotem. Siłą, chciał posadzić mnie na koniu, który należał głównie do niego. Faktycznie obiecałam mu małą wycieczkę po moim powrocie, pomimo, że moja jazda na koniu wymagała dużej poprawy, to wtedy nawet o tym nie myślałam. Westchnęłam cicho. Nawet jeśli miałam obawy, że w czacie jazdy upadnę kilkukrotnie na ziemię, co zakończy się w najlepszym siniakiem, to obietnica pozostaje obietnicą. Założyłam nogę na nogę i włożyłam do ust czerwony soczysty owoc, trzeba przyznać, że farmerzy spisują się na medal.
- Okej, jeśli obiecałam to obietnicy dotrzymam. Tylko nie jutro, jak zauważyłeś będę mieć nieco pracy, ale za dwa dni, czemu nie - Wzruszyłam ramionami.
- To można rzec, że jesteśmy umówieni - Podniósł kącik ust, na co skinęłam głową - W takim razie, nie będę Ci przeszkadzać, dobranoc - Wstał od stołu, kierując się do drzwi. Nie zatrzymywałam go, nie miałam takiej potrzeby.
- Dobranoc - Mruknęłam cicho, patrząc na pozostawione jedzenie. Zjadłam do końca porcję mięsa, ponieważ pozostawiając je na stole do jutra, mogłoby się zepsuć, to samo z kawałkiem sera, jeśli w ogóle można to tak nazwać. Kładąc nogi na brzegu stołu i gapiąc się w szarą, brudną ścianę, wyobraziłam sobie wielkiego burgera z frytkami. Przełknęłam ślinę, gdy zobaczyłam pięknie wysmażony kawałek wołowiny, świeże warzywa, bułka z sezamem, mnóstwo sosów, a także zarumienione frytki, które chrupią między zębami. Wręcz czując ich smak w ustach, wstałam pospiesznie z krzesła, mając nadzieję, że szybko zapomnę, o tym, co jest teraz i zapewne przez długi jeszcze czas nie będzie możliwe do spełnienia.
Cały następny dzień spędziłam na pracy. Ludzie stali się jakby bardziej rozbrykani, nie stosowali się do wcześniej ustalonego grafiku, który zresztą również potrzebował poprawek. O każdym ma się jakieś informację, dlatego od zawsze wiedziałam, że nie można dawać dwójki nienawidzących się osób do jednej warty. Prędzej siebie pozabijają, niż zauważą hordę zbliżającą się do naszych murów. Dzięki temu, że byłam zajęta, nie widziałam się z nikim "znajomym". Mobius wręcz jakby zapadł się pod ziemię, albo po prostu tak dobrze mnie unika. Wiedziałam jedynie, że jest w mieście, o więcej szczegółów nikogo nie dopytywałam. Siedziałam do późna ustawiając wszystkich i prawie wszystkich do pionu. Ciemnymi uliczkami szłam spokojnie do swojego mieszkania, przy okazji machając kataną i gwiżdżąc wręcz radośnie.
- Nigdy bym ne pomyślał, że po takim dniu, można mieć dobry humor - Usłyszałam za sobą znajomy głos. Odwróciłam głowę, zatrzymując katanę w górze. Ares posłał mi delikatny uśmiech, który odwzajemniłam. Prawda była taka, że nawet jeśli bywa to męczące to tęskniłam za tym.
- Dla jednych obowiązki, dla drugich hobby. - Wyjaśniłam - A Ty co tutaj robisz? Zaraz będzie północ - Zauważyłam, układając obie dłonie wraz z ostrzem na karku.
- Zwykły spacer - Wzruszył ramionami, poprawiając przy tym swoją kamizelkę. Zawsze ciekawił mnie jego ubiór. Miał ciekawy, a zarazem dziwny styl. Ciekawe, czy nie przeszkadza mu to w żaden sposób w walce. Takie ubrania powinny krępować ruchy, czego nienawidziłam. - Nasz jutrzejszy wypad, nadal aktualny? - Podniósł jedną brew, zbliżając się przy tym do mnie.
- Tak, jak mówiłam - Skinęłam zgodnie głową - A teraz wojowniku, jak już jesteś na zewnątrz, to wydłuż sobie spacer i sprawdź wschodnie mury, nie widzę tam nikogo, pewnie mają przerwę, a zawsze lepiej dmuchać na zimne. Pa! - Rzuciłam, odwracając się, aby kontynuować swoją drogę do mieszkania wykonując uprzednie czynności.
~*~
Rano, tak jak ustaliliśmy zajęliśmy dwa konie. Nie było ciężko wyjść poza mury miasta, wystarczyło powiedzieć, że jedziemy zwiedzić okolicę w poszukiwaniu większego lub też mniejszego zagrożenia. Zaopatrzeni w butelkę wody i jakieś pieczywo, na koniach skierowaliśmy się w głąb jednego lasu. Sądziłam, że będzie to zwykła maksymalnie godzinna podróż, aby rozprostować kości zwierząt, a przy tym rzeczywiście sprawdzić, czy żadni ludzie nie plączą się po okolicy, Ci żywi, jak i martwi. Nagle coś zwróciło moją uwagę. Powietrze w okolicy stało się przyjemniejsze, nosząc ze sobą charakterystyczny zapach. Znacząco spojrzałam na chłopaka, który od razu wyczuł o co mi chodzi. Pociągnął za uzdę konia, kierując się w miejsce, które nas w pewien sposób zaniepokoiło. Po 5 minutach jazdy, naszym oczom, ukazało się niewielkie jezioro. Woda w nim była wyjątkowo czysta, ciężko było nawet zauważyć wodorosty czy inne wodne rośliny.
- Jak to możliwe, że nie ma tego na mapie? - Anthares zeskoczył z konia, chcąc podejść bliżej brzegu. Zrobiłam to samo, zatrzymując go przy tym.
- Poczekaj - Zmarszczyłam brwi wpatrując się w taflę wody. Nie zauważyłam żadnego ruchu, jednak wciąż nie wiedziałam, czy możemy się zbliżać. Złapałam za kamień, mieszczący się w całej mej dłoni, rzucając nim jak najdalej, robiąc tak zwane "kaczki". Gdy kamień utonął na dnie, wciąż nie mogłam zauważyć jakiegokolwiek ruchu. - No proszę, czyste jezioro.- Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Powinniśmy to gdzieś zgłosić - Zauważył rozglądając się, jakby wyczekiwał, że zaraz zaatakują nas potwory najróżniejszej maści.
- Powinniśmy, ale ja zamierzam skorzystać - Powiedziałam zadowolona - Nie często znajduje się czyste jezioro, a dawno nie pływałam - Bez skrępowania ściągnęłam ubrania, zostając w samej czarnej bieliźnie. Usiadłam na małej skale, zanurzając nogi w chłodnej wodzie. Pod ręką miałam katanę, gdyby jednak coś, co zdołało wykształcić w sobie zarodki inteligencji pojawiło się tuż obok. Odwróciłam głowę w stronę chłopaka - Nie idziesz? Lepiej się utopić niż zostać zombie.
- Sądziłem, że nie należysz do osób, które podejmują decyzję spontanicznie - Usłyszałam jego kroki, gdy ponownie spojrzałam na spokojny krajobraz.
- W tym świecie pełnym potworów, tylko kilka chwil tak na prawdę mogą przynieść nam ukojenie - Wyszeptałam cicho, po czym zatykając nos wskoczyłam do wody. Miło było poczuć wodę dookoła siebie, to nie to samo co prysznic, czy chociaż kąpiel w wannie.

Antheras?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy