Chciałem jak najszybciej załatwić tą sprawę u przywódczyni, by móc w
miarę moich możliwości zająć się Usuyo. Chłopak wydawał się być niewinny
i bezbronny, co wywoływało u mnie lekki odruch opiekuńczy. Nie
wiedziałem, czemu tak miałem, ale zawsze mnie ciągnęło do
„interesujących” osób. Widocznie on był jednym z nich nawet jeżeli nie
wiedziałem dlaczego. U Taigi chodziło tylko o to, by sprawdzić, czy nie
posiadam jakiś skażeń- w końcu nie wiadomo było co to była za dziwna
maź, lecz na szczęście nic mi nie było. Zdałem szybki raport nie
przejmując się formalnościami, gdyż takich rzeczy nie brałem na
poważnie…. Tai już o tym wiedziała, więc nieco rozśmieszały mnie jej
miny i wzrok „Skończ już pajacować i idź”. Uśmiechnąłem się niewinnie
opuszczając jej sale …. Misja dobić Tai została wykonana, więc mogłem
udać się pod podany przez białowłosego adres. Ówcześnie jeszcze
zahaczyłem o mój dom by się przebrać , bo w końcu nie pójdę do niego w
tych samych ciuchach w których byłem poza murami. Nie wypadałoby
przynajmniej. Zabrałem ze sobą jeszcze katanę tak na wszelki wypadek.
Ostatnio się przekonałem, że mogą mnie wezwać w każdej chwili, a
tracenie czasy przez pójście po broń nie jest czymś odpowiednim…. Nawet
jeżeli dopiero co wróciłem musiałem być gotów na wszystko.
Kojarzyłem miejsce w którym mieszkał, więc miałem lekko ułatwioną robotę
z odszukaniem go. Prosty budyneczek do którego mogłem się łatwo dostać i
… przeżyć lekki szok. Drzwi były otwarte co nieco mnie lekko zaspokoiło
– przecież nawet tu powinno się dbać o bezpieczeństwo swoich rzeczy w
szczególności, że niektórzy mieszkańcy chcą mieć więcej niż powinni.
Zmarszczyłem nieco brwi i najciszej jak potrafiłem podszedłem , by
zbadać sytuacje. Paru obcych mężczyzn i Usuyo przygnieciony do ziemi
wystarczyło mi, by zdać sobie sprawę, że przyszedłem w dobrym momencie.
- Ty kupo gówna! – Wrzasnął jeden widocznie rozwścieczony. Co on im
zawinił? Przecież nie wyglądał na takiego, który specjalnie wpakowywał
się w jakieś kłopoty.
- Panowie co się tu dzieje – Zdradziłem swoją obecność krzyżując ręce na
piersi. Wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie z widocznym
zaskoczeniem. Usuyo za to wyszeptał jakby z łzami w oczach moje imię, co
zdecydowanie lekko mnie wkurzyło. Nikt nie będzie dręczył moich znajomy
nawet jeżeli znam ich mniej niż dzień.
- Znikaj stąd lalusiu jeżeli nie chcesz by twoja buźka ucierpiała –
Odezwał się jeden z nich… prawdopodobnie szef całej bandy. Prychnąłem
mało zadowolony pod nosem.
- Żadne lalusiu. Shinaru Nakara , członek zwiadowców pod dowództwem
Taigi. Polecam się rozejść, jeżeli nie chcecie mieć problemów – Zapewne
ludzie , którzy znali mnie na co dzień w tej chwili by niedowierzali, że
potrafię mówić coś w 100% poważnie, bez uśmiechu na ustach. Musiałem
dać pozory swojej pewności siebie, a przede wszystkim wyższości nad
jakąś marną mafią, która dręczy słabszych. Mężczyźnie widocznie nie
spodobała się moja postawa , gdyż podszedł do mnie. Górował nade mną pod
względem wzrostu, jak i postury ciała, dlatego musiałem zadrzeć głowę
do góry by spojrzeć w jego pełne mordu oczy. Aż ciarki przeszły mnie po
karku.
- Stawiasz się? – Burknął łapiąc mnie za kołnierzyk zmuszając mnie do stania na palcach.
- Jak widać… i nie gnieć mi ubrań bo stracisz rękę, a może i coś więcej –
Ku mojemu zdziwieniu mówiłem spokojnie nie okazując głębszych uczuć. – A
teraz wyprzedzając twoje pytanie… tak… to jest groźba.
W oczach bruneta dostrzegłem iskrę zainteresowania lub irytacji. Ciężko
mi to było rozpoznać gdyż na okrągło wyglądał ,jakby chciał kogoś
poćwiartować i spalić, by nie pozostawić żadnych dowodów zbrodni.
Nadymałem policzek i otrąciłem dłoń faceta nie cofając się nawet o krok.
Sięgnąłem za to dłonią do rękojeści katany, a następnie wyjąłem ostrze z
przyjemnym dla uszu dźwiękiem metalu.
- Myślisz, że zrobisz mi coś tą wykałaczką? – Zaśmiał się gardłowo, a ja
pierwszy raz od nie wiadomo jakiego czasu poczułem, jak drga mi żyłka
na czole. Naprawdę on nie rozumiał, że próbuje zrobić wszystko, by nie
doszło do rannych? Jeżeli on zaatakuje, będę miał pretekst, że zrobiłem
wszystko samoobronie i nie będę ponosił konsekwencji.
- A chcesz się przekonać? – Uniosłem jedną brew – Jesteś tchórzem skoro
atakujesz słabszych od ciebie tylko dlatego, by zadowolić swoje
potrzeby. – Użyłem ostatniej prowokacji, jaka przyszła mi do głowy..na
szczęście odniosła sukces, gdyż facet zamachnął się uderzając mnie
centralnie w brzuch. Ślad cielesny jest jako dowód, więc teraz będę mógł
działać swobodnie.
Zgiąłem się lekko pół czując, jak płuca nie chcąc zaczerpnąć
potrzebnego mi powietrza. Mogłem się spodziewać tej siły, ale czego się
nie robi dla innych.
- Nie róbcie mu krzywdy… on jest niewinny- Głos Usuyo nieco mnie
zaskoczył w tej chwili. Zwrócił na siebie uwagę faceta, który znów na
niego nawrzeszczał, ale dało mi to szanse na wbicie ostrza katany w jego
udo. Nie mogłem ryzykować w trafienie w ważne organy, lub tętnice,
dlatego uderzyłem tak, by przeszło to na wylot bardziej po boku nogi niż
przez sam środek. Mężczyzna wrzasnął z bólu i zaatakował, lecz tym
razem uniknąłem szybko cisu wyciągając broń zadając przy tym dodatkowy
ból. Inni również spróbowali mnie zaatakować , lecz skończyło się to
jedynie wzajemnym pobiciem. Małe rozmiary jednak się przydają do
ucieczki, jak i uników przed umięśnionymi bandytami.
- Ktoś jeszcze chce sprawdzić, jak ta „wykałaczka” przebija na wylot
wasze ciała? A może wolą oko w oko spotkać się z przywódczynią? –
Strzepnąłem z katany krew, która się na niej osadziła. Szef całej bandy
zaszczycił mnie niczym innym jak wnerwionym spojrzenie, po czym z bólem
zarządził odwrót. Zrzędził też coś o zemście, lecz jakoś wleciało to do
mnie jednym uchem, a drugim szybko wyleciało. Zemsta… nic ciekawego.
Schowałem miecz na miejsce i podałem rękę do leżącego chłopaka.
-Nic ci nie zrobili? Nie licząc tego całego bałaganu… - Rozejrzałem się
kątem oka po pomieszczeniu. Wszędzie leżały porozwalane rzeczy,
szuflady i nie wiadomo co jeszcze. Współczułem mu , bo w końcu nikt nie
zasługiwał na prześladowanie przez jakiś mięśniaków.
<Usuyo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz