niedziela, 11 marca 2018

Od Shinaru CD Usyuo

Chciałem jak najszybciej załatwić tą sprawę u przywódczyni, by móc w miarę moich możliwości zająć się Usuyo. Chłopak wydawał się być niewinny i bezbronny, co wywoływało u mnie lekki odruch opiekuńczy. Nie wiedziałem, czemu tak miałem, ale zawsze mnie ciągnęło do „interesujących” osób. Widocznie on był jednym z nich nawet jeżeli nie wiedziałem dlaczego. U Taigi chodziło tylko o to, by sprawdzić, czy nie posiadam jakiś skażeń- w końcu nie wiadomo było co to była za dziwna maź, lecz na szczęście nic mi nie było. Zdałem szybki raport nie przejmując się formalnościami, gdyż takich rzeczy nie brałem na poważnie…. Tai już o tym wiedziała, więc nieco rozśmieszały mnie jej miny i wzrok „Skończ już pajacować i idź”. Uśmiechnąłem się niewinnie opuszczając jej sale …. Misja dobić Tai została wykonana, więc mogłem udać się pod podany przez białowłosego adres. Ówcześnie jeszcze zahaczyłem o mój dom by się przebrać , bo w końcu nie pójdę do niego w tych samych ciuchach w których byłem poza murami. Nie wypadałoby przynajmniej. Zabrałem ze sobą jeszcze katanę tak na wszelki wypadek. Ostatnio się przekonałem, że mogą mnie wezwać w każdej chwili, a tracenie czasy przez pójście po broń nie jest czymś odpowiednim…. Nawet jeżeli dopiero co wróciłem musiałem być gotów na wszystko.
Kojarzyłem miejsce w którym mieszkał, więc miałem lekko ułatwioną robotę z odszukaniem go. Prosty budyneczek do którego mogłem się łatwo dostać i … przeżyć lekki szok. Drzwi były otwarte co nieco mnie lekko zaspokoiło – przecież nawet tu powinno się dbać o bezpieczeństwo swoich rzeczy w szczególności, że niektórzy mieszkańcy chcą mieć więcej niż powinni. Zmarszczyłem nieco brwi i najciszej jak potrafiłem podszedłem , by zbadać sytuacje. Paru obcych mężczyzn i Usuyo przygnieciony do ziemi wystarczyło mi, by zdać sobie sprawę, że przyszedłem w dobrym momencie.
- Ty kupo gówna! – Wrzasnął jeden widocznie rozwścieczony. Co on im zawinił? Przecież nie wyglądał na takiego, który specjalnie wpakowywał się w jakieś kłopoty.
- Panowie co się tu dzieje – Zdradziłem swoją obecność krzyżując ręce na piersi. Wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie z widocznym zaskoczeniem. Usuyo za to wyszeptał jakby z łzami w oczach moje imię, co zdecydowanie lekko mnie wkurzyło. Nikt nie będzie dręczył moich znajomy nawet jeżeli znam ich mniej niż dzień.
- Znikaj stąd lalusiu jeżeli nie chcesz by twoja buźka ucierpiała – Odezwał się jeden z nich… prawdopodobnie szef całej bandy. Prychnąłem mało zadowolony pod nosem.
- Żadne lalusiu. Shinaru Nakara , członek zwiadowców pod dowództwem Taigi. Polecam się rozejść, jeżeli nie chcecie mieć problemów – Zapewne ludzie , którzy znali mnie na co dzień w tej chwili by niedowierzali, że potrafię mówić coś w 100% poważnie, bez uśmiechu na ustach. Musiałem dać pozory swojej pewności siebie, a przede wszystkim wyższości nad jakąś marną mafią, która dręczy słabszych. Mężczyźnie widocznie nie spodobała się moja postawa , gdyż podszedł do mnie. Górował nade mną pod względem wzrostu, jak i postury ciała, dlatego musiałem zadrzeć głowę do góry by spojrzeć w jego pełne mordu oczy. Aż ciarki przeszły mnie po karku.
- Stawiasz się? – Burknął łapiąc mnie za kołnierzyk zmuszając mnie do stania na palcach.
- Jak widać… i nie gnieć mi ubrań bo stracisz rękę, a może i coś więcej – Ku mojemu zdziwieniu mówiłem spokojnie nie okazując głębszych uczuć. – A teraz wyprzedzając twoje pytanie… tak… to jest groźba.
W oczach bruneta dostrzegłem iskrę zainteresowania lub irytacji. Ciężko mi to było rozpoznać gdyż na okrągło wyglądał ,jakby chciał kogoś poćwiartować i spalić, by nie pozostawić żadnych dowodów zbrodni. Nadymałem policzek i otrąciłem dłoń faceta nie cofając się nawet o krok. Sięgnąłem za to dłonią do rękojeści katany, a następnie wyjąłem ostrze z przyjemnym dla uszu dźwiękiem metalu.
- Myślisz, że zrobisz mi coś tą wykałaczką? – Zaśmiał się gardłowo, a ja pierwszy raz od nie wiadomo jakiego czasu poczułem, jak drga mi żyłka na czole. Naprawdę on nie rozumiał, że próbuje zrobić wszystko, by nie doszło do rannych? Jeżeli on zaatakuje, będę miał pretekst, że zrobiłem wszystko samoobronie i nie będę ponosił konsekwencji.
- A chcesz się przekonać? – Uniosłem jedną brew – Jesteś tchórzem skoro atakujesz słabszych od ciebie tylko dlatego, by zadowolić swoje potrzeby. – Użyłem ostatniej prowokacji, jaka przyszła mi do głowy..na szczęście odniosła sukces, gdyż facet zamachnął się uderzając mnie centralnie w brzuch. Ślad cielesny jest jako dowód, więc teraz będę mógł działać swobodnie.
Zgiąłem się lekko pół czując, jak płuca nie chcąc zaczerpnąć potrzebnego mi powietrza. Mogłem się spodziewać tej siły, ale czego się nie robi dla innych.
- Nie róbcie mu krzywdy… on jest niewinny- Głos Usuyo nieco mnie zaskoczył w tej chwili. Zwrócił na siebie uwagę faceta, który znów na niego nawrzeszczał, ale dało mi to szanse na wbicie ostrza katany w jego udo. Nie mogłem ryzykować w trafienie w ważne organy, lub tętnice, dlatego uderzyłem tak, by przeszło to na wylot bardziej po boku nogi niż przez sam środek. Mężczyzna wrzasnął z bólu i zaatakował, lecz tym razem uniknąłem szybko cisu wyciągając broń zadając przy tym dodatkowy ból. Inni również spróbowali mnie zaatakować , lecz skończyło się to jedynie wzajemnym pobiciem. Małe rozmiary jednak się przydają do ucieczki, jak i uników przed umięśnionymi bandytami.
- Ktoś jeszcze chce sprawdzić, jak ta „wykałaczka” przebija na wylot wasze ciała? A może wolą oko w oko spotkać się z przywódczynią? – Strzepnąłem z katany krew, która się na niej osadziła. Szef całej bandy zaszczycił mnie niczym innym jak wnerwionym spojrzenie, po czym z bólem zarządził odwrót. Zrzędził też coś o zemście, lecz jakoś wleciało to do mnie jednym uchem, a drugim szybko wyleciało. Zemsta… nic ciekawego.
Schowałem miecz na miejsce i podałem rękę do leżącego chłopaka.
-Nic ci nie zrobili? Nie licząc tego całego bałaganu… - Rozejrzałem się kątem oka po pomieszczeniu. Wszędzie leżały porozwalane rzeczy, szuflady i nie wiadomo co jeszcze. Współczułem mu , bo w końcu nikt nie zasługiwał na prześladowanie przez jakiś mięśniaków.
<Usuyo?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy