Siedział w swoim pokoju, a rudy kot leżał na jego kolanach. Chłopiec
pochłonięty był lekturą, z resztą jedną ze swoich ulubionych. Autor
opowiadał w niej o pięknym świecie pełnym dobrych istot i zieleni, o
świecie, w którym wszyscy żyli w zgodzie.
Ale oczywiście jak zawsze znalazł się jakiś bałwan, któremu taki stan rzeczy nie odpowiadał.
Jojen westchnął. Musiał pogodzić się z okrutną rzeczywistością i z tym,
że idealny świat nie istnieje, choćby nie wiadomo kto nie wiadomo jak
się starał.
Zamknął książkę i odłożył ją na bok, spojrzał na stary zegar wiszący na ścianie. Przyszła pora karmienia zwierzaków.
Delikatnie zdjął rudzielca z kolan i udał się w stronę niewielkiej
kuchni, a kiedy tylko otworzył szafkę z jedzeniem cała jego kociarnia i
psiarnia jak za mocą jakiegoś zaklęcia znalazła się w kuchni. Jojen
szybko napełnił wszystkie miski i czym prędzej wydostał się z
pomieszczenia, by nie zostać stratowanym.
Musi przestać przygarniać zwierzaki, inaczej całe swoje wynagrodzenie za pracę lekarza będzie wydawał na psią i kocią karmę.
No i oczywiście na karmę dla gryzoni.
I ptaków.
I gadów.
Nie zapominając o rybkach.
Otóż to, Jojen przygarniał do siebie nawet niechciane rybki. Odkąd
powiedział znajomemu, że chętnie zajmie się jego welonką ludzie zaczęli
znosić do niego rybki, które znudziły się ich dzieciom. To samo stało
się z papugami, kanarkami i innymi stworzeniami posiadającymi pióra czy
łuski.
Jakby tego było mało trzymanie zwierząt było zakazane, ale jakimś cudem
udało mu się dogadać z pewnym sprzedawcą, który za niewielką kwotę dawał
mu paczuszkę suchej karmy. Było mu trochę wstyd, kiedy uzmysłowił
sobie, że działają nielegalnie.
Ale były też inne sposoby. Z części swoich racji przygotowywał jedzenie
dla pupili, które wystarczyło na dość długo. Przydała się w tym również
pomoc pewnej miłej dziewczyny, Nehemii. Uśmiechnął się na wspomnienie
ich spotkania. Była naprawdę miła, a on był naprawdę wdzięczny za jej
pomoc.
Jeśli nadal będzie spotykał tak miłych i dobrych ludzi jego zwierzęta nigdy nie będą głodne.
Usłyszał drapanie przy drzwiach wejściowych. Nie wiedział, czy to jego
choroba daje o sobie znać, czy naprawdę ktoś majstrował przy jego
drzwiach. Podszedł tam i delikatnie złapał klamkę, otworzył je lekko i
wyjrzał przez niewielką szparę.
Na starej, niegdyś niebieskiej wycieraczce siedział mały, szary kotek i patrzył na Jojena swoimi dużymi, żółtymi oczami.
Chłopak przez chwilę patrzył na kota, aby po chwili przenieść wzrok na swoich podopiecznych i znów na przybłędę.
Miał już nie przygarniać zwierząt.
Westchnął.
-Chodź - wziął kota na ręce. - Trafiłeś na porę karmienia - i zamknął za sobą drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz